W Berlinie o bezpieczeństwie Europy bez udziału Polski
Co musisz wiedzieć
- Berlińska Konferencja Bezpieczeństwa 2025 była jednym z najważniejszych europejskich wydarzeń dotyczących obronności i współpracy transatlantyckiej.
- W debatach dominowały głosy Niemiec, państw nordyckich, USA, Ukrainy i innych partnerów – bez udziału Polski, mimo jej znaczenia militarnego i regionalnego.
- Wypowiedź ambasadora USA przy NATO o przyszłym przekazaniu kluczowych stanowisk Europejczykom wpisuje się w szerszą zmianę strategii Waszyngtonu.
- Niemcy aktywnie budują swoją pozycję lidera europejskiego filaru NATO, mimo wciąż istniejącej luki między ich ambicjami a realnymi zdolnościami.
- Nieobecność Polski w tak ważnym miejscu debaty może mieć wpływ na jej przyszłą rolę w NATO i relacje z USA w kontekście rozgrywki o przywództwo w europejskim systemie bezpieczeństwa.
Berlińska Konferencja Bezpieczeństwa (Berlin Security Conference 2025)
Zakończona właśnie Berlińska Konferencja Bezpieczeństwa (Berlin Security Conference 2025) jest jednym z głównych punktów europejskiego kalendarza strategicznego. Organizowana przez Behörden Spiegel – jeden z głównych niemieckich miesięczników skierowanych do służby publicznej – konferencja była miejscem, w którym przedstawiciele kilkunastu państw porównywali ich ambicje i plany geopolityczne z realnymi zdolnościami, a Berlin testował swoją pozycję jako centralnego węzła polityki obronnej kontynentu. Tegoroczna edycja potwierdziła prostą prawidłowość: jeśli Warszawa chce być graczem, nie wystarczy być sojusznikiem – trzeba być obecnym.
W dwudniowej sesji, na którą składały się debaty plenarne i 130 paneli tematycznych, udział wzięło ponad 60 prelegentów. W rozmowach o przyszłości odstraszania, roli USA i przygotowaniach do nowych planów obronnych, dominowały głosy Niemiec, państw nordyckich – w tym przede wszystkim Szwecji – a także Ukrainy, Tajwanu czy Kosowa. To one kształtowały język i zakres dyskusji. Głos Polski, mimo rosnącego znaczenia militarnego, był nieobecny.
Tusk mówi o sile dyplomacji, ale Polski… nie ma przy stole
W Polsce dyskusję wywołały przede wszystkim słowa ambasadora USA przy NATO, Matthew Whitakera, interpretowane przez część mediów jako zapowiedź przekazania dowodzenia Niemcom. Komentatorzy i analitycy skupili się na amerykańskiej logice strategicznej i rosnących ambicjach Berlina wskazując, że wypowiedź wpisuje się w szerszy trend wynikający z oczekiwania przez Stany Zjednoczone przejęcia większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy przez europejskich sojuszników NATO. W narracji medialnej dominowały nagłówki o „szokujących słowach” wysłannika prezydenta Trumpa, podczas gdy eksperci zwracali uwagę na strukturalną zmianę w podejściu USA do zarządzania bezpieczeństwem na kontynencie. Zaskakująco mało uwagi poświęcono natomiast kwestii nieobecności Polski – mimo publicznych deklaracji wicepremiera Radosława Sikorskiego o skutecznej dyplomacji i zapewnień premiera Donalda Tuska, że „nikt mnie w Europie nie ogra”. Debata skupiła się na tym, co powiedzieli przedstawiciele Waszyngtonu i Berlina, a nie na tym, dlaczego Warszawy w ogóle nie było przy stole.
USA jasno stawiają sprawę: Europa ma sama zadbać o obronę
Wypowiedź ambasadora Matthew Whitakera nie powinna być zaskoczeniem. Wpisuje się w kierunek amerykańskiej polityki bezpieczeństwa i publiczne deklaracje tamtejszych decydentów. Europa ma przejąć większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, szczególnie w wymiarze konwencjonalnym, ponieważ amerykańskie siły i środki muszą równoważyć presję w regionie Indo-Pacyfiku i na Zachodniej Półkuli. W tym kontekście zapowiedź przekazania w przyszłości stanowiska Najwyższego Dowódcy Sił Sojuszniczych NATO w Europie w ręce Europejczyków jest naturalną konsekwencją tej logiki. Nie dziwi również, że Waszyngton wskazuje na Niemcy – Berlin od dłuższego czasu głośno komunikuje aspiracje do wzmocnienia europejskiego filaru NATO. Deklaruje zwiększenie liczebności Bundeswehry, zacieśnia współpracę z państwami nordyckimi, prezentując na tym polu rosnącą polityczną determinację. Między ambicjami a zdolnościami pozostaje jednak wyraźna luka, co sami niemieccy oficerowie sygnalizują coraz bardziej otwarcie. Istotne są także ograniczenia fiskalne i społeczne, które mogą utrudnić realizację tych planów. Polski rząd swoją nieobecnością – nie po raz pierwszy zresztą – wysyła sygnał, że oddaje przestrzeń Berlinowi, zanim ten jest w stanie realnie ją wypełnić.
Niemcy przejmują scenę. Polska znika z debaty o bezpieczeństwie
Polityka Stanów Zjednoczonych wobec Europy podąża dziś jasno obranym kursem, opisanym w amerykańskich dokumentach strategicznych. W tej logice rola Niemiec jako potencjalnego lidera nie jest przypadkowa. Przez dekady to Berlin był w Waszyngtonie postrzegany jako naturalny filar bezpieczeństwa w Europie, a mimo okresowego ochłodzenia relacji politycznych wypowiedź ambasadora Whitakera sugeruje powolny powrót do tej osi. To rezultat zarówno amerykańskiej kalkulacji, jak i wielopłaszczyznowej aktywności Berlina, który nawet przy obecnej słabości strukturalnej potrafi wykorzystać nadarzający się moment. Dla Polski to sygnał alarmowy: wyjątkowy okres, w którym nasza jednoznaczna postawa wobec wojny na Ukrainie, inwestycje z USA i projekty energetyczne tworzą realną przewagę, może zostać szybko zaprzepaszczony. Bez bardziej aktywnej obecności politycznej trudno będzie utrzymać pozycję regionalnego lidera opartą na bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Berlin korzysta z okazji. Warszawa oddaje pole bez walki
Na tym tle całkowity brak polskiej obecności w Berlinie jest bardzo wymowny. Z jednej strony rząd prezentuje się jako gwarant „powrotu Polski do Europy”, zapewnia o silnej pozycji dyplomatycznej i nie szczędzi krytyki pod adresem prezydenta Karola Nawrockiego – choć to właśnie on, co podkreślają również amerykańscy analitycy, jest dziś jednym z głównych motorów zacieśniania relacji polsko-amerykańskich. Z drugiej strony, gdy toczy się kluczowa dyskusja o przyszłym układzie sił w NATO, Warszawy nie ma przy stole. W praktyce oznacza to porzucenie przestrzeni, którą Polska mogłaby – i powinna – wypełniać, zwłaszcza w momencie otwartej rywalizacji o wpływy między Berlinem a państwami regionu. Nie sposób wykluczyć, że w Waszyngtonie zostanie to odebrane nie tylko jako niespójność narracji, lecz także jako świadoma decyzja, by nie utrudniać Niemcom drogi do roli, o którą intensywnie zabiegają.
Okno strategicznych szans się zamyka
W rozważaniach o potencjalnej wiodącej roli Polski w NATO nie da się pominąć kwestii kadr. Stanowisko Naczelnego Dowódcy Sojuszniczego NATO w Europie (SACEUR) tradycyjnie obejmowali czterogwiazdkowi generałowie ze Stanów Zjednoczonych. Nie jest to wymóg formalny, ale doświadczenie w strukturach Sojuszu stanowi realny warunek wstępny. Poza generałem Sławomirem Wojciechowskim, który reprezentuje Polskę w Komitecie Wojskowym NATO, niewielu mamy oficerów o takim profilu. Ostatnie nominacje do SHAPE czy JFTC cieszą, lecz dotyczą generałów niższych stopniem i nie zmieniają strukturalnego obrazu. Tymczasem Niemcy mają w NATO dwóch czterogwiazdkowych dowódców – Ingo Gerhartza i Markusa Laubenthala – oraz kilku trzygwiazdkowych oficerów stojących na czele kluczowych jednostek. Obaj wspomniani generałowie byli zresztą obecni na berlińskiej konferencji. W tej sytuacji trudno się dziwić, że w poszukiwaniu następcy generała Grynkewicha Amerykanie będą sięgać po grono doświadczonych dowódców, wśród których Polaków nadal brakuje. Puenta jest oczywista. W polityce bezpieczeństwa nie wystarczą ambicje. Potrzebni są też ludzie i permanentna aktywność.
Nawrocki jedno, Tusk drugie
Okno strategicznych możliwości, które szeroko otworzyło się dla Polski w 2022 roku, jak widać nie będzie otwarte wiecznie. Z jednej strony inwestujemy w relacje ze Stanami Zjednoczonymi, wydając miliardy dolarów na sprzęt wojskowy, zwiększając interoperacyjność i angażując się w projekty gospodarcze, szczególnie energetyczne. Na tym kierunku aktywny jest również prezydent Karol Nawrocki, który pogłębia relacje z prezydentem Donaldem Trumpem – co w Waszyngtonie jest dostrzegane i oceniane pozytywnie, a Polska bywa wskazywana jako wzorcowy sojusznik. Z drugiej strony rząd zdaje się podążać kursem wyznaczonym w Berlinie, gdzie koncepcja europejskiej autonomii strategicznej coraz częściej oznacza dystans wobec USA i ambicję przejęcia przez Niemcy roli głównego koordynatora bezpieczeństwa kontynentu. Przy tak prowadzonej polityce trudno się dziwić, że Polska nie pojawia się tam, gdzie zapadają decyzje – nawet jeśli mowa o konferencji, której partnerem jest państwo, z którym rzekomo „budujemy europejską jedność”. Wnioski są proste. Jeśli nie zaczniemy działać, inni to wykorzystają. A utraconego miejsca przy stole nikt nam już nie odda.
[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", "Co to oznacza w praktyce", FAQ i śródtytuły od Redakcji]
[Sebastian Meitz - ekspert Instytutu Sobieskiego. Menedżer z wieloletnim doświadczeniem w sektorach regulowanych – w tym obronnym i lotniczym. Jako członek zarządów spółek Skarbu Państwa odpowiadał m.in. za obszary strategii, bezpieczeństwa i innowacji. Wcześniej zdobywał doświadczenie w międzynarodowych firmach doradczych, łącząc je z pracą akademicką w Polsce i Niemczech. Specjalizuje się w analizie przemysłu obronnego, relacjach transatlantyckich oraz stosunkach polsko-niemieckich, łącząc perspektywę zarządczą z praktyką pracy na styku państwa i biznesu. Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim, studiów doktoranckich w zakresie ekonomii na SGH oraz Executive MBA w Waszyngtonie. Stypendysta Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium i London School of Economics, absolwent Leadership Academy for Poland i European Academy of Diplomacy. Z Instytutem Sobieskiego związany w latach 2006–2007 i ponownie od 2025 r.]
Co to oznacza w praktyce?
- Mniejszy wpływ Polski na decyzje o bezpieczeństwie Europy. Nieobecność w Berlinie oznacza, że kluczowe rozmowy o przyszłości NATO i europejskiego systemu obronnego toczą się bez udziału Warszawy. Otwiera to przestrzeń dla innych państw — zwłaszcza Niemiec — by kształtować narrację i priorytety.
- Wzmacnianie pozycji Niemiec kosztem Polski. Berlin wykorzystuje każde forum, by potwierdzać ambicję bycia centralnym punktem europejskiej obronności. Gdy Polska nie zajmuje miejsca przy stole, rośnie ryzyko, że strategiczne decyzje będą podejmowane bez jej uwzględnienia.
- Osłabienie wiarygodności Polski jako kluczowego sojusznika USA. W Waszyngtonie liczy się aktywność, a nie deklaracje. Brak obecności na dużych wydarzeniach obronnych może zostać odebrany jako sygnał braku konsekwencji — zwłaszcza w czasie, gdy USA oczekują od Europy większej odpowiedzialności.
- Utrata szansy na wzmocnienie pozycji kadrowej w NATO. Polska, mając niewielu oficerów na najwyższych stanowiskach, powinna aktywnie zabiegać o dyplomatyczną widoczność. Nieobecność na konferencjach takich jak ta zmniejsza szansę na obsadzenie kluczowych funkcji przez polskich dowódców.
- Ryzyko, że strategiczne „okno możliwości” się zamknie. Po 2022 roku Polska miała wyjątkową pozycję — militarną, polityczną i w relacjach z USA. Jednak brak konsekwentnej obecności w rozmowach o przyszłości bezpieczeństwa może sprawić, że ta przewaga stopnieje szybciej, niż się wydaje.
Najczęściej zadawane pytania (FAQ)
Dlaczego Polska nie pojawiła się na konferencji w Berlinie? Rząd nie wysłał żadnej delegacji, co skutkowało pełną nieobecnością Polski w strategicznych dyskusjach o bezpieczeństwie Europy.
Co oznacza to dla pozycji Polski w NATO i UE? Oddanie pola innym – głównie Niemcom i krajom nordyckim – które kształtowały narrację i kierunki debaty bez udziału Warszawy.
Czy USA rzeczywiście wskazują Niemcy jako przyszłego lidera NATO w Europie? Tak, to element szerszej strategii, by Europa przejęła większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo, a Niemcy są naturalnym kandydatem w oczach Waszyngtonu.
Dlaczego brak obecności Polski jest tak groźny? Bo osłabia wpływy zdobyte po 2022 r. i może sprawić, że Polska straci szansę na kluczowe stanowiska i rolę lidera regionu.
Co Polska powinna zrobić, by nie wypaść z gry? Być fizycznie obecna tam, gdzie zapadają decyzje; wzmacniać kadry wojskowe w NATO; spójnie prowadzić politykę wobec USA i Niemiec; aktywnie zabiegać o rolę współtwórcy, a nie obserwatora.




