Wojny Trumpa. Za każdym razem chodzi o Chiny
Niezależnie, czy mówimy o Kanale Panamskim, fentanylu czy Grenlandii. I jeszcze jedna ważna rzecz. Walcząc z Chinami, Trump walczy też z Rosją. Warto pamiętać, zwłaszcza w kontekście wielkich oczekiwań dotyczących zakończenia wojny na Ukrainie.
Chińskie zagrożenie
Ileż to już razy słyszeliśmy o tym, że dziś o świat walczą tylko Ameryka z Chinami. Od dawna. Ale tak się składa, że tak jak w przypadku Rosji, zagrożenie z Azji poważnie traktuje znów Trump. A nie Biden, o Obamie nie mówiąc. Amerykanom trudno się dziwić. Patrząc na zimno, to Pekin jest nieporównanie większym niebezpieczeństwem, nie tylko dla USA, ale całego wolnego świata, niż anachroniczna Rosja. Choć dla nas, Polaków, może się wydawać, że to Putin jest największym zagrożeniem. Nie. Większym jest Xi Jinping. Nieważne, że dużo dalej od nas. Chiny są dziś dla Polski zagrożeniem niewiele mniejszym niż Rosja (a na pewno większym w sprawach gospodarczych) dlatego, że to Pekin stoi za Moskwą. Bez pomocy Xi, Putin nie mógłby prowadzić wojny z Ukrainą już trzy lata.
Dlatego powinny nas cieszyć wszelkie decyzje Trumpa uderzające w ChRL. Osłabianie Chin to osłabianie Rosji. Powinni o tym pamiętać wszyscy gardłujący, że nowy prezydent USA ma w nosie Ukrainę i sprzeda ją Putinowi. Nawet jeśli Trump jeszcze nie spełnił swoich gróźb nałożenia kolejnych sankcji na Rosję, to już dziś – w innych częściach świata – pośrednio osłabia reżim Putina i jego zdolność kontynuowania wojny z Ukrainą oraz przygotowania się do wojny z kimś z NATO poprzez uderzanie w interesy głównego sponsora i już de facto protektora Rosji.
Wojny Trumpa
Spójrzmy bowiem na te wszystkie „wojny” Trumpa w ostatnim czasie. Grenlandia? Wcale nie chodzi o aneksję/kupno wyspy. Chodzi o to, żeby wykurzyć stamtąd Chińczyków (ekonomicznie) i Rosjan (militarnie). Żeby zdominować ważny nie tylko dla bezpieczeństwa USA, ale też Europy, północny Atlantyk. Żeby zapobiec chińskiej dominacji na rynku metali rzadkich, co ważne jest dla globalnej gospodarki i bezpieczeństwa. Panama? Gdyby rzeczywiście rząd panamski kontrolował – zgodnie z traktatami z 1977 – wyjątkowo ważny dla USA Kanał Panamski, nie byłoby problemu. Sęk w tym, że Panama wpuściła tam Chińczyków. Kontrolują dwa kluczowe porty, mogą zamknąć kanał w razie konfliktu – alarmują Trump i Rubio. Więc nawoływania o przywrócenie kontroli USA nad tym ważnym szlakiem morskim to chęć zabezpieczenia bezpieczeństwa Stanów Zjednocznych.
No i wreszcie „wojna fentanylowa”. Kiedyś była „wojna opiumowa”. W Chinach. Dziś to terytorium USA (też znak czasów). Trump zagrał ostro, nakładając wysokie cła na Kanadę, Meksyk i same Chiny, bo zarzuca im jeśli nie wsparcie, to brak przeciwdziałania napływowi do Stanów Zjednoczonych fentanylu. Narkotyku, który w skali roku jest dla Amerykanów bardziej zabójczy niż wypadki samochodowe. Który zamienia ludzi w zombie. Trump, i nie tylko on, uważa, że to świadoma operacja Chin. Stąd zaporowe cła. Ottawa i Mexico City szybko ustąpiły (mimo początkowych buńczucznych deklaracji), co pokazuje zresztą potęgę gospodarczą USA. Z Chinami nie będzie tak łatwo – odpowiedziały nałożeniem własnych ceł – ale akurat tak wojna handlowa może przynieść korzyści Europie. Bo amerykańscy eksporterzy przekierują swoje LNG z Azji na Stary Kontynent. A na tym z kolei mocno straci Rosja, która po zakręceniu kurków na rurociągach, ratuje się eksportem do Europy gazu w postaci skroplonej.