Mariusz Drężek: Bez wątpienia kino przeżywa kryzys

Mariusz Drężek w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem opowiada o swojej grze w filmie "Dalej jazda", który przedstawia sentymentalną podróż seniorów przez Polskę, opowiada również o kinie, który przeżywa kryzys, szczególnie ze względu na rozwój platform streamingowych oferujących różnorodne filmy i seriale bez wychodzenia z domu.
Mariusz Drężek Mariusz Drężek: Bez wątpienia kino przeżywa kryzys
Mariusz Drężek / screen YT - Kanapa Knapa

– W końcu zagrałeś pozytywną rolę w filmie „Dalej jazda”. Zazwyczaj kojarzyłeś mi się ze „zwyrolami”.

– To nie jest tak, że zawsze grałem „zwyroli” [śmiech]. Moja postać w „Dalej jazda” jest bardzo bogata duchowo i jest obdarzona wieloma pozytywnymi cechami, jednak ma pazury. To nie jest tylko dobrotliwy chłopina. Prowadzi interes, zajmuje się rodziną, opiekuje się rodzicami. Przy tym wszystkim stoi w opozycji do swojego ojca. Jest już na tym etapie, że potrafi to zrobić. 

Różnica między aktorem-amatorem, a zawodowcem

– Jak to jest postawić się na planie Marianowi Opani? Czy jest różnica pomiędzy grą z żyjącą legendą polskiego aktorstwa, Julią Wieniawą, a amatorami?

– W takich sytuacjach nie ma co wartościować osób. Każdy człowiek ma swoją filozofię pracy i energię i z tego korzystamy na planie filmowym. Wspaniale było zagrać z Marianem Opanią. To była dla mnie wielka przyjemność. Spotykasz się z żywą historią. Taki film jak „Człowiek z żelaza” siedzi w głowie cały życie, a Marian w nim grał. Za każdym razem w scenach, w których graliśmy razem, Marian próbował je pogłębiać. I to jest bardzo cenna umiejętność. 

– Także w komedii obyczajowej?

– Tak. Parę scen było napisanych z mniejszym obciążeniem emocjonalnym. Takie miałem wrażenie, czytając scenariusz. Ale kiedy zacząłem grzebać w tekście, okazało się, że jest w nim więcej emocji niż na początku przypuszczałem. To wszystko można oddać jednym spojrzeniem.

– Bałbym się Twojego spojrzenia.

– [Śmiech]. 

Mariusz Drężek o filmie "Dalej jazda"

– Ładunek emocjonalny w komedii obyczajowej. Ciekawe zestawienie.

– To nie jest tylko komedia obyczajowa. „Dalej jazda” jest komediodramatem. 

– Jednak?

– Tak. Jest zarówno warstwa komediowa, jak i głęboka warstwa dramatyczna oraz emocjonalna. Zderzamy się z ostatecznością w życiu człowieka. Są sceny w filmie, w których mój bohater dostaje obuchem w głowę. Docierają do niego informacje, które są krytyczne i właśnie ostateczne. 

– Film, który wzrusza i rozśmiesza jednocześnie. Tak piszą ludzie, którzy go oglądali.

– I o to chodzi. A skąd się bierze wzruszenie? Bo tematy zagrane są głębiej i dotykają nas wszystkich. „Dalej jazda” jest filmem uniwersalnym. Każdy widz w tej produkcji znajdzie coś dla siebie. Rozmawiamy o produkcji, która opowiada o rodzinie. Każdy z nas ma albo miał rodzinę. Gdy widz obserwuje sytuacje w filmie, które również zdarzają się w jego życiu, to z powodzeniem będzie się z nimi utożsamiał emocjonalnie. 

– Co zrobić z rodzicami, kiedy wchodzą w jesień życia?

– Każdy musi albo będzie musiał się z tym mierzyć. 

– Chcę się upewnić – Ty grasz pierwszoplanową rolę w „Dalej jazda”? Bo można to różnie interpretować. 

– Zdecydowanie jest to pierwszoplanowa rola. Film oparty jest na trzech postaciach – matce, ojcu i synu. Jest jeszcze nasza cała rodzina dookoła w mniejszym wymiarze ekranowym. Tak powiedział mi reżyser, który zaangażował mnie do tej roli [śmiech]. 

– I do niego przejdziemy. Czujesz się nadwornym aktorem Mariusza Kuczewskiego?

– Nie obrażę się za tę funkcję [śmiech].

"Aktor powinien być uniwersalny i wszechstronny"

– Nie grasz też po warunkach fizycznych. W „Nie cudzołóż, nie kradnij” grałeś księdza, teraz odpowiedzialnego ojca i syna. Jesteś coraz bardzej różnorodny.

– Wspomniałeś kiedyś, że mam ostre rysy twarzy, stąd może opinia wśród widzów, że na ekranie wyglądam groźnie i gram wyłącznie złe postacie. Jednak aktor powinien być przede wszystkim uniwersalny i wszechstronny. Aktor powinien odnaleźć się zarówno w dramacie, jak i komedii. Kino nie daje tylu możliwości pokazania swoich umiejętności co teatr. Kino w tym aspekcie jest niewdzięczne. W teatrze można się wyszaleć. 

– Ale Mariusz w kinie daje Ci się wyszaleć.

– I bardzo się z tego cieszę. Nie obrażę się, jak jeszcze mnie zaangażuje do swojego filmu [śmiech]. 

Mariusz Drężek o swojej popularności

– Zdarzyło Ci się, że ktoś zaczepił Cię na ulicy, utożsamiając Cię z postacią, którą zagrałeś w filmie czy w serialu?

– Jeśli chodzi o filmy fabularnie, to nie. Jeśli chodzi o seriale, to tak [śmiech]. 

– Opowiedz o tym, proszę.

– Będzie to po części związane z filmem „Dalej jazda”. W tej produkcji moją żonę gra Anita Sokołowska. Z Anitą znamy się bardzo długo. Przez jakiś czas graliśmy parę w serialu „Na dobre i na złe”. I teraz po 20 latach znowu się spotykamy jako para. Z tą różnicą, że w filmie „Dalej jazda” historia naszej miłości kończy się dobrze i szczęśliwie, a w serialu nie.

– A jak się skończyła w serialu? Nie oglądałem „Na dobre i na złe”.

– Byłem wtedy szatynem, a Ty, podejrzewam, byłeś w podstawówce. Grałem dziennikarza, który był w związku z Leną, czyli właśnie z Anitą Sokołowską. Mieliśmy zadymę z doktorem Witkiem Latoszkiem, który odbijał mi moją narzeczoną.

– Kto grał tego doktora?

– [Śmiech] Bartek Opania, czyli syn Mariana Opani, to jest bardzo zabawne. Po tym długim wstępie wracam do Twojego pytania. Miałem sytuację, że idę przez Olsztyn, a tam babcia grozi mi palcem i krzyczy, żebym zostawił w spokoju doktora Latoszka, bo ja go w serialu mocno prześladowałem. To była rola dziennikarza, korespondenta wojennego z Iraku – to był ten czas, kiedy trwała wojna na Bliskim Wschodzie. Widzisz? Seriale mają dużą siłę rażenia. Kiedy grałem w „M jak miłość” przez jakiś czas, to ten serial oglądało 11–12 milionów ludzi, wyobraź sobie, jaka była wtedy przebitka. 

– Kogo grałeś w „M jak miłość”?

– Tadeusza ze Szczecina znęcającego się nad żoną Teresą, która od niego uciekła. 

– „Dalej jazda” jest filmem skrojonym pod konkretną grupę docelową? W tym przypadku to są osoby dojrzałe?

– Kiedy Mariusz pisał scenariusz do filmu i rozmawiał ze mną na ten temat, to nie zastanawialiśmy się nad konkretną grupą docelową. W tym filmie nie było myślenia nastawionego przede wszystkim na biznes. Chcieliśmy zrobić taki film, żeby ludziom się podobał. Zresztą scenariusz powstał już kilka lat temu, a Mariusz czekał na odpowiedni moment, żeby go zrealizować, ale nikt nie chciał się zainteresować jego historią, ponieważ wszędzie panował kult młodości i Instagrama. Teraz zaczyna się to zmieniać. 

– Jednak masz profile w mediach społecznościowych, które prowadzi… Twoja żona.

– Zgadza się, bo jestem elektronicznie upośledzony [śmiech]. Nie lubię tego. Żenują mnie współprace z markami i kody rabatowe na dane hasło. Szkoda mi życia, żeby sprzedawać szampon na Instagramie. Chociaż sytuacja wygląda tak, że w naszym zawodzie obowiązkowe jest prowadzenie swoich profili w mediach społecznościowych. Uczciwie się przyznaję, że robię to z przymusu. Jednak sprawia mi przyjemność, gdy dostaję od ludzi pozytywne informacje zwrotne co do mojej pracy. Wtedy nawet odpisuję, że bardzo dziękuję za dobre słowa. 

Film jako forma terapii dla widzów

– „Dalej jazda” może być dobrą formą terapii dla widzów?

– Tak. Na pewno. To nie jest żadna tajemnica, że śmiech i łzy oczyszczają i są dobre dla higieny naszej głowy. To jest piękne uczucie, kiedy ludzie wychodzą z sali kinowej pełni wzruszenia i zastanawiają się nad swoim życiem, przemijaniem, relacjami z bliskimi. Mamy wiele informacji zwrotnych, że film mocno oddziałuje na widzów. To jest jedna z największych wartości kina. Co to za frajda iść do kina, obejrzeć film, zjeść popcorn, wyjść z sali i pięć minut później o nim zapomnieć? To znaczy, że film był miałki. A jeżeli nasz film działa, to jest wspaniałe i pozostaje się tylko cieszyć. 

– Byłbyś w stanie zareklamować produkt dla seniorów po Twojej roli w „Dalej jazda”?

– Grałem w reklamach.

– Co reklamowałeś?

– Telefony komórkowe. Dwadzieścia lat temu. Dawne czasy. Pamiętam, że był to kulig na Mazurach. To była świetna przygoda. Kiedyś chodziłem na castingi do reklam i czasami wpadały jakieś oferty.

– Chodzisz jeszcze na castingi czy masz taką pozycję, że twórcy sami do Ciebie dzwonią?

– Na wstępie nie przesadzajmy z tą pozycją. Jestem aktorem normalnie funkcjonującym, jak 300 innych moich kolegów w tej branży. Ja na castingu nie byłem od trzech lat. Jeżeli ktoś mnie szuka, to znajdzie mnie przez mojego agenta. A co do reklam – jeżeli nie muszę, to nie gram. Pamiętam, jak po przedstawieniu teatralnym zadzwonił do mnie reżyser z propozycją reklamy i podziękowałem mu za tę propozycję. Koledzy z teatru byli zaskoczeni moją decyzją, pukali się w głowę. Przypominam sobie, że nie chciałem reklamować tego produktu. Odrzuciłem gotowca, który leżał na stole. To było parę lat temu. Byłem młody i ambitny [śmiech]. 

– Zauważyłem, że bardzo mało mówisz o sobie. Skupiasz się przede wszystkim na swojej pracy.

– Nie lubię mówić o sobie. 

– Czyli Mariusz Drężek to przede wszystkim aktor, a nie influencer.

– Zdecydowanie tak. Nawet nie wiem, kto to jest influencer.

– Z języka angielskiego „influence”, czyli wpływ. Krótko – osoba, która ma wpływ na ludzi. W takim razie wróćmy do filmu. Czuję, że film będzie miał swoje drugie życie w serwisach streamingowych. 

– Też w to wierzę. Z bardzo dużą radością o nim mówię i cieszę się, że w nim zagrałem. Wiem, że to jest produkcja, którą ludzie będą chcieli obejrzeć więcej niż raz i która za 10–15 lat się nie zestarzeje. Ten temat wciąż będzie aktualny. Mamy to bowiem do czynienia z rodziną, czyli z podstawową komórką społeczną. 

Kryzys kina jako formy rozrywki

– Cieszę się, że twórcy podjęli decyzję, że film trafił do kin, a nie od razu do streamingów. W obecnych czasach jest to ryzykowna decyzja. 

– Bez wątpienia kino przeżywa kryzys. Streaming w trakcie pandemii położył kina na łopatki, ale obecnie się odbudowują. Wierzę, że ceremoniał wyjścia do kina przetrwa. W przypadku naszego filmu ludzie zobaczyli zwiastun, który bardzo się im spodobał, utożsamili się z tematem i poszli do kina. 

– Jesteś w stanie zrobić aktora z amatora?

– Dużo zależy od castingu, podczas niego można się wiele dowiedzieć. W kinie amator może się pięknie sprawdzić i są na to przykłady. To jest zupełnie inna technika pracy niż praca w teatrze. W zderzeniu z klasycznym tekstem amator tego nie udźwignie. Kino opiera się na naturalności człowieka. To, co jest w teatrze dane ponadto, w kinie nie ma racji bytu. Wykształcony aktor po szkole teatralnej może przed kamerą zagrać tak, że aż zęby bolą. Jest sztuczny, nadęty, nadteatralny. Kino potrzebuje naturalności, zagląda ci w oczy. Aktor nie ma nic grać. Kamera zbliża się do jego twarzy i robi taki bajer, że patrzysz na postać na ekranie i mówisz: „Jak ta kreacja głęboko myśli”. To opowiada kamera, film to jest przede wszystkim obraz, potem aktor i dialog. 


 

POLECANE
Obywatelski projekt ustawy #TakDlaCPK odrzucony z ostatniej chwili
Obywatelski projekt ustawy #TakDlaCPK odrzucony

Sejmowa komisja infrastruktury odrzuciła w środę obywatelski projekt ustawy zobowiązującej rząd do realizacji Centralnego Portu Komunikacyjnego w wersji z pierwotnego programu wieloletniego CPK.

Zastępca Prokuratora Generalnego wszczął śledztwo ws. podejrzenia o zamach stanu pilne
Zastępca Prokuratora Generalnego wszczął śledztwo ws. podejrzenia o zamach stanu

Prokurator Michał Ostrowski wszczął śledztwo z zawiadomienia prezesa Trybunału Konstytucyjnego O tej decyzji powiadomił prokuratora generalnego Adama Bodnara – informuje serwis niezalezna.pl.

Argentyna wycofuje się z WHO. Jest decyzja Wiadomości
Argentyna wycofuje się z WHO. Jest decyzja

– Prezydent Argentyny Javier Milei wycofa ten kraj ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – poinformował w środę rzecznik prezydenta Manuel Adorni, tłumacząc to "głębokimi różnicami w sferze zarządzania opieką zdrowotną" oraz "wpływami politycznymi niektórych państw".

Znany sportowiec ogłosił radosną nowinę. Lawina komentarzy Wiadomości
Znany sportowiec ogłosił radosną nowinę. Lawina komentarzy

Jerzy Janowicz podzielił się z fanami wyjątkowym momentem w swoim życiu. 4 lutego tenisista poinformował o narodzinach córki, publikując na swoim profilu w mediach społecznościowych wzruszające zdjęcie ze szpitala.

Prezes TK oskarżył Donalda Tuska o zamach stanu. Jest zawiadomienie pilne
Prezes TK oskarżył Donalda Tuska o zamach stanu. Jest zawiadomienie

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Bogdan Święczkowski złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu stanu przez m.in. Donalda Tuska. – To nie jest zamach stanu polegający na wyprowadzeniu wojska na ulice, jest to pełzający, ustrojowy zamach stanu – powiedział w oświadczeniu wygłoszonym w środę.

Rewolucja w Familiadzie. Kultowy element znika po 30 latach Wiadomości
Rewolucja w "Familiadzie". Kultowy element znika po 30 latach

"Familiada", jeden z najbardziej rozpoznawalnych teleturniejów w Polsce, przechodzi istotne zmiany. Po 30 latach emisji program czeka nowa odsłona - i to nie tylko pod względem wizualnym.

Specjalny salonik VIP na dworcu dla Hennig-Kloski. Konsternacja w PKP Wiadomości
Specjalny "salonik VIP" na dworcu dla Hennig-Kloski. Konsternacja w PKP

Ministerstwo Klimatu i Środowiska żądało od PKP wydzielenia ekskluzywnego miejsca dla minister Hennig-Kloski, podczas gdy ta będzie oczekiwać na pociąg – wynika z ustaleń Radia ZET.

Ogromny pożar w Gdańsku. Jest nagranie z lotu ptaka z ostatniej chwili
Ogromny pożar w Gdańsku. Jest nagranie z lotu ptaka

W dawnych Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego na gdańskiej Przeróbce wybuchł pożar. Przed przyjazdem służb z budynku ewakuowało się ok. 60 osób. Media społecznościowe obiegło dramatyczne nagranie, na którym widać skalę zdarzenia.

Nowe ostrzeżenie GIS. Chodzi o popularny produkt Wiadomości
Nowe ostrzeżenie GIS. Chodzi o popularny produkt

Główny Inspektorat Sanitarny wydał w środę ostrzeżenie dotyczące odżywki białkowej "Whey Protein". Doszło do ponownego wprowadzenia do obrotu wycofanej partii produktu, w której wcześniej wykryto obecność metalicznego ciała obcego.

Zaginął samorządowiec i muzyk disco polo. Policja prosi o pomoc z ostatniej chwili
Zaginął samorządowiec i muzyk disco polo. Policja prosi o pomoc

Policja apeluje do osób, które w ostatnim czasie mogły spotkać zaginionego samorządowca i muzyka disco polo z pow. zwoleńskiego (Mazowieckie). 38-letni Łukasz Wnuk wyszedł z domu w niedzielę po południu i do tej pory nie skontaktował się z rodziną. Dotychczasowe poszukiwania nie przyniosły rezultatu.

REKLAMA

Mariusz Drężek: Bez wątpienia kino przeżywa kryzys

Mariusz Drężek w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem opowiada o swojej grze w filmie "Dalej jazda", który przedstawia sentymentalną podróż seniorów przez Polskę, opowiada również o kinie, który przeżywa kryzys, szczególnie ze względu na rozwój platform streamingowych oferujących różnorodne filmy i seriale bez wychodzenia z domu.
Mariusz Drężek Mariusz Drężek: Bez wątpienia kino przeżywa kryzys
Mariusz Drężek / screen YT - Kanapa Knapa

– W końcu zagrałeś pozytywną rolę w filmie „Dalej jazda”. Zazwyczaj kojarzyłeś mi się ze „zwyrolami”.

– To nie jest tak, że zawsze grałem „zwyroli” [śmiech]. Moja postać w „Dalej jazda” jest bardzo bogata duchowo i jest obdarzona wieloma pozytywnymi cechami, jednak ma pazury. To nie jest tylko dobrotliwy chłopina. Prowadzi interes, zajmuje się rodziną, opiekuje się rodzicami. Przy tym wszystkim stoi w opozycji do swojego ojca. Jest już na tym etapie, że potrafi to zrobić. 

Różnica między aktorem-amatorem, a zawodowcem

– Jak to jest postawić się na planie Marianowi Opani? Czy jest różnica pomiędzy grą z żyjącą legendą polskiego aktorstwa, Julią Wieniawą, a amatorami?

– W takich sytuacjach nie ma co wartościować osób. Każdy człowiek ma swoją filozofię pracy i energię i z tego korzystamy na planie filmowym. Wspaniale było zagrać z Marianem Opanią. To była dla mnie wielka przyjemność. Spotykasz się z żywą historią. Taki film jak „Człowiek z żelaza” siedzi w głowie cały życie, a Marian w nim grał. Za każdym razem w scenach, w których graliśmy razem, Marian próbował je pogłębiać. I to jest bardzo cenna umiejętność. 

– Także w komedii obyczajowej?

– Tak. Parę scen było napisanych z mniejszym obciążeniem emocjonalnym. Takie miałem wrażenie, czytając scenariusz. Ale kiedy zacząłem grzebać w tekście, okazało się, że jest w nim więcej emocji niż na początku przypuszczałem. To wszystko można oddać jednym spojrzeniem.

– Bałbym się Twojego spojrzenia.

– [Śmiech]. 

Mariusz Drężek o filmie "Dalej jazda"

– Ładunek emocjonalny w komedii obyczajowej. Ciekawe zestawienie.

– To nie jest tylko komedia obyczajowa. „Dalej jazda” jest komediodramatem. 

– Jednak?

– Tak. Jest zarówno warstwa komediowa, jak i głęboka warstwa dramatyczna oraz emocjonalna. Zderzamy się z ostatecznością w życiu człowieka. Są sceny w filmie, w których mój bohater dostaje obuchem w głowę. Docierają do niego informacje, które są krytyczne i właśnie ostateczne. 

– Film, który wzrusza i rozśmiesza jednocześnie. Tak piszą ludzie, którzy go oglądali.

– I o to chodzi. A skąd się bierze wzruszenie? Bo tematy zagrane są głębiej i dotykają nas wszystkich. „Dalej jazda” jest filmem uniwersalnym. Każdy widz w tej produkcji znajdzie coś dla siebie. Rozmawiamy o produkcji, która opowiada o rodzinie. Każdy z nas ma albo miał rodzinę. Gdy widz obserwuje sytuacje w filmie, które również zdarzają się w jego życiu, to z powodzeniem będzie się z nimi utożsamiał emocjonalnie. 

– Co zrobić z rodzicami, kiedy wchodzą w jesień życia?

– Każdy musi albo będzie musiał się z tym mierzyć. 

– Chcę się upewnić – Ty grasz pierwszoplanową rolę w „Dalej jazda”? Bo można to różnie interpretować. 

– Zdecydowanie jest to pierwszoplanowa rola. Film oparty jest na trzech postaciach – matce, ojcu i synu. Jest jeszcze nasza cała rodzina dookoła w mniejszym wymiarze ekranowym. Tak powiedział mi reżyser, który zaangażował mnie do tej roli [śmiech]. 

– I do niego przejdziemy. Czujesz się nadwornym aktorem Mariusza Kuczewskiego?

– Nie obrażę się za tę funkcję [śmiech].

"Aktor powinien być uniwersalny i wszechstronny"

– Nie grasz też po warunkach fizycznych. W „Nie cudzołóż, nie kradnij” grałeś księdza, teraz odpowiedzialnego ojca i syna. Jesteś coraz bardzej różnorodny.

– Wspomniałeś kiedyś, że mam ostre rysy twarzy, stąd może opinia wśród widzów, że na ekranie wyglądam groźnie i gram wyłącznie złe postacie. Jednak aktor powinien być przede wszystkim uniwersalny i wszechstronny. Aktor powinien odnaleźć się zarówno w dramacie, jak i komedii. Kino nie daje tylu możliwości pokazania swoich umiejętności co teatr. Kino w tym aspekcie jest niewdzięczne. W teatrze można się wyszaleć. 

– Ale Mariusz w kinie daje Ci się wyszaleć.

– I bardzo się z tego cieszę. Nie obrażę się, jak jeszcze mnie zaangażuje do swojego filmu [śmiech]. 

Mariusz Drężek o swojej popularności

– Zdarzyło Ci się, że ktoś zaczepił Cię na ulicy, utożsamiając Cię z postacią, którą zagrałeś w filmie czy w serialu?

– Jeśli chodzi o filmy fabularnie, to nie. Jeśli chodzi o seriale, to tak [śmiech]. 

– Opowiedz o tym, proszę.

– Będzie to po części związane z filmem „Dalej jazda”. W tej produkcji moją żonę gra Anita Sokołowska. Z Anitą znamy się bardzo długo. Przez jakiś czas graliśmy parę w serialu „Na dobre i na złe”. I teraz po 20 latach znowu się spotykamy jako para. Z tą różnicą, że w filmie „Dalej jazda” historia naszej miłości kończy się dobrze i szczęśliwie, a w serialu nie.

– A jak się skończyła w serialu? Nie oglądałem „Na dobre i na złe”.

– Byłem wtedy szatynem, a Ty, podejrzewam, byłeś w podstawówce. Grałem dziennikarza, który był w związku z Leną, czyli właśnie z Anitą Sokołowską. Mieliśmy zadymę z doktorem Witkiem Latoszkiem, który odbijał mi moją narzeczoną.

– Kto grał tego doktora?

– [Śmiech] Bartek Opania, czyli syn Mariana Opani, to jest bardzo zabawne. Po tym długim wstępie wracam do Twojego pytania. Miałem sytuację, że idę przez Olsztyn, a tam babcia grozi mi palcem i krzyczy, żebym zostawił w spokoju doktora Latoszka, bo ja go w serialu mocno prześladowałem. To była rola dziennikarza, korespondenta wojennego z Iraku – to był ten czas, kiedy trwała wojna na Bliskim Wschodzie. Widzisz? Seriale mają dużą siłę rażenia. Kiedy grałem w „M jak miłość” przez jakiś czas, to ten serial oglądało 11–12 milionów ludzi, wyobraź sobie, jaka była wtedy przebitka. 

– Kogo grałeś w „M jak miłość”?

– Tadeusza ze Szczecina znęcającego się nad żoną Teresą, która od niego uciekła. 

– „Dalej jazda” jest filmem skrojonym pod konkretną grupę docelową? W tym przypadku to są osoby dojrzałe?

– Kiedy Mariusz pisał scenariusz do filmu i rozmawiał ze mną na ten temat, to nie zastanawialiśmy się nad konkretną grupą docelową. W tym filmie nie było myślenia nastawionego przede wszystkim na biznes. Chcieliśmy zrobić taki film, żeby ludziom się podobał. Zresztą scenariusz powstał już kilka lat temu, a Mariusz czekał na odpowiedni moment, żeby go zrealizować, ale nikt nie chciał się zainteresować jego historią, ponieważ wszędzie panował kult młodości i Instagrama. Teraz zaczyna się to zmieniać. 

– Jednak masz profile w mediach społecznościowych, które prowadzi… Twoja żona.

– Zgadza się, bo jestem elektronicznie upośledzony [śmiech]. Nie lubię tego. Żenują mnie współprace z markami i kody rabatowe na dane hasło. Szkoda mi życia, żeby sprzedawać szampon na Instagramie. Chociaż sytuacja wygląda tak, że w naszym zawodzie obowiązkowe jest prowadzenie swoich profili w mediach społecznościowych. Uczciwie się przyznaję, że robię to z przymusu. Jednak sprawia mi przyjemność, gdy dostaję od ludzi pozytywne informacje zwrotne co do mojej pracy. Wtedy nawet odpisuję, że bardzo dziękuję za dobre słowa. 

Film jako forma terapii dla widzów

– „Dalej jazda” może być dobrą formą terapii dla widzów?

– Tak. Na pewno. To nie jest żadna tajemnica, że śmiech i łzy oczyszczają i są dobre dla higieny naszej głowy. To jest piękne uczucie, kiedy ludzie wychodzą z sali kinowej pełni wzruszenia i zastanawiają się nad swoim życiem, przemijaniem, relacjami z bliskimi. Mamy wiele informacji zwrotnych, że film mocno oddziałuje na widzów. To jest jedna z największych wartości kina. Co to za frajda iść do kina, obejrzeć film, zjeść popcorn, wyjść z sali i pięć minut później o nim zapomnieć? To znaczy, że film był miałki. A jeżeli nasz film działa, to jest wspaniałe i pozostaje się tylko cieszyć. 

– Byłbyś w stanie zareklamować produkt dla seniorów po Twojej roli w „Dalej jazda”?

– Grałem w reklamach.

– Co reklamowałeś?

– Telefony komórkowe. Dwadzieścia lat temu. Dawne czasy. Pamiętam, że był to kulig na Mazurach. To była świetna przygoda. Kiedyś chodziłem na castingi do reklam i czasami wpadały jakieś oferty.

– Chodzisz jeszcze na castingi czy masz taką pozycję, że twórcy sami do Ciebie dzwonią?

– Na wstępie nie przesadzajmy z tą pozycją. Jestem aktorem normalnie funkcjonującym, jak 300 innych moich kolegów w tej branży. Ja na castingu nie byłem od trzech lat. Jeżeli ktoś mnie szuka, to znajdzie mnie przez mojego agenta. A co do reklam – jeżeli nie muszę, to nie gram. Pamiętam, jak po przedstawieniu teatralnym zadzwonił do mnie reżyser z propozycją reklamy i podziękowałem mu za tę propozycję. Koledzy z teatru byli zaskoczeni moją decyzją, pukali się w głowę. Przypominam sobie, że nie chciałem reklamować tego produktu. Odrzuciłem gotowca, który leżał na stole. To było parę lat temu. Byłem młody i ambitny [śmiech]. 

– Zauważyłem, że bardzo mało mówisz o sobie. Skupiasz się przede wszystkim na swojej pracy.

– Nie lubię mówić o sobie. 

– Czyli Mariusz Drężek to przede wszystkim aktor, a nie influencer.

– Zdecydowanie tak. Nawet nie wiem, kto to jest influencer.

– Z języka angielskiego „influence”, czyli wpływ. Krótko – osoba, która ma wpływ na ludzi. W takim razie wróćmy do filmu. Czuję, że film będzie miał swoje drugie życie w serwisach streamingowych. 

– Też w to wierzę. Z bardzo dużą radością o nim mówię i cieszę się, że w nim zagrałem. Wiem, że to jest produkcja, którą ludzie będą chcieli obejrzeć więcej niż raz i która za 10–15 lat się nie zestarzeje. Ten temat wciąż będzie aktualny. Mamy to bowiem do czynienia z rodziną, czyli z podstawową komórką społeczną. 

Kryzys kina jako formy rozrywki

– Cieszę się, że twórcy podjęli decyzję, że film trafił do kin, a nie od razu do streamingów. W obecnych czasach jest to ryzykowna decyzja. 

– Bez wątpienia kino przeżywa kryzys. Streaming w trakcie pandemii położył kina na łopatki, ale obecnie się odbudowują. Wierzę, że ceremoniał wyjścia do kina przetrwa. W przypadku naszego filmu ludzie zobaczyli zwiastun, który bardzo się im spodobał, utożsamili się z tematem i poszli do kina. 

– Jesteś w stanie zrobić aktora z amatora?

– Dużo zależy od castingu, podczas niego można się wiele dowiedzieć. W kinie amator może się pięknie sprawdzić i są na to przykłady. To jest zupełnie inna technika pracy niż praca w teatrze. W zderzeniu z klasycznym tekstem amator tego nie udźwignie. Kino opiera się na naturalności człowieka. To, co jest w teatrze dane ponadto, w kinie nie ma racji bytu. Wykształcony aktor po szkole teatralnej może przed kamerą zagrać tak, że aż zęby bolą. Jest sztuczny, nadęty, nadteatralny. Kino potrzebuje naturalności, zagląda ci w oczy. Aktor nie ma nic grać. Kamera zbliża się do jego twarzy i robi taki bajer, że patrzysz na postać na ekranie i mówisz: „Jak ta kreacja głęboko myśli”. To opowiada kamera, film to jest przede wszystkim obraz, potem aktor i dialog. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe