RPD: Powstaje Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi

Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi - powiedział w sobotę PAP Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak na spotkaniu z ocalałymi z niemieckiego obozu dla dzieci w Litzmannstadt, jak nazwano włączoną do III Rzeszy Łódź.
Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w obozie przy ul. Przemysłowej; w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl. RPD: Powstaje Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi
Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w obozie przy ul. Przemysłowej; w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl. / wikipedia/public domain

Spotkanie z ocalałymi byłymi więźniami niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto odbyło się w sobotę po południu. Przybyło na nie kilkanaścioro byłych więźniarek i więźniów, którzy od 1942 do 1945 roku przeżywali piekło obozu koncentracyjnego dla dzieci.

Jedną z ocalałych jest pochodząca z Poznania Alodia Witaszek-Napierała, która obecnie mieszka w Bydgoszczy. Niemcy uwięzili ją w obozie na Przemysłowej 9 września 1943 roku. Miała wtedy pięć i pół roku. "Pamiętam, że weszliśmy w dużą bramę, było dużo dzieci, szliśmy ze stacji kolejowej do obozu" - opowiadała PAP. "Zostałam uwięziona z moją młodszą siostrą i właściwie cały czas zajmowałam się jej pielęgnowaniem, trzymaniem jej za rękę, kiedy spałyśmy razem na jednej pryczy" - wspominała pani Alodia.

"W obozie byłam krótko ze względu na to, że byłam +rasowa+, miałam aryjski wygląd, poszłam dalej do Gaukinderheimu, czyli obozu germanizacyjnego dla najmłodszych, a potem do Lebensbornu" - mówiła. Lebensborn był organizacją, w założeniach charytatywną, której szefował Reichsführerr SS Heinrich Himmler, a która w sieci swoich ośrodków miała stworzyć odpowiednie warunki do "odnowienia krwi niemieckiej" i "hodowli nordyckiej rasy nadludzi".

"Zostałam adoptowana przez rodzinę niemiecką i byłam do końca 1947 roku w Niemczech. Dalej przeżywałam powrót do Polski, gdzie byłam +niemiecką świnią+, bo wtedy nie znałam ani słowa po polsku, czyli moja historia nie kończy się na obozie, do którego trafiłam w 1943 roku" - podkreśliła Alodia Witaszek-Napierała.

"Współpracuję z organizacją działającą na terenie Niemiec, Belgii i Holandii. Jestem świadkiem II wojny światowej i głoszę prawdę a nawet poprawiam trochę, bo obóz przy Przemysłowej nazywano +małym Oświęcimiem+, a Oświęcimia w czasie II wojny światowej nie było, jeśli już to +małe Auschwitz+" - tłumaczyła PAP pani Alodia.

"Życie w niemieckim obozie to: apele, niedożywienie, choroby, praca ponad siły. Dziękuję Bogu i starszym braciom obozowym za dokarmianie, mycie i – co najważniejsze – odliczanie na apelach. Nieodliczony – ginął" – napisał w liście do uczestników spotkania Marek Zakrzewski, ocalały, który do obozu trafił w wieku 2 lat i 3 miesięcy. Spędził tam 17 miesięcy.

Tragiczne losy najmłodszych więźniów III Rzeszy są wciąż mało znane, tak jak i historia niemieckiego obozu dla dzieci, który funkcjonował w Litzmannstadt w latach 1942-1945.

"Jesteśmy winni pamięć dzieciom - ofiarom niemieckiego totalitaryzmu podczas II wojny światowej, a szczególnie obozu na Przemysłowej w Łodzi" - podkreślił historyk z Uniwersytetu Łódzkiego prof. Przemysław Waingertner. "To nie jest jeszcze tak powszechna wiedza, jak wiedza o obozach koncentracyjnych dla dorosłych. Jest jeszcze wiele wątków, które akurat w przypadku obozu dla dzieci w Łodzi, które należałoby zbadać" - zaznaczył. "Są dyskusje na temat liczebności przetrzymywanych tam dzieci, czy liczebności ofiar śmiertelnych" - mówił naukowiec.

W spotkaniu wziął udział m.in. Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak, jeden z inicjatorów utworzenia Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu. "Przepraszam, że przez 75 lat musieliście czekać na miejsce, które upamiętniałoby pamięć o waszym cierpieniu" - powiedział do ocalałych.

"Złowieszczy był pomysł w jakimś chorym umyśle Niemca, aby stworzyć takie miejsce. Aby stworzyć obóz koncentracyjny dla dzieci" - zaznaczył w rozmowie z PAP Pawlak. "Złe i tragiczne było również 75 lat bez upamiętnienia dzieci z ulicy Przemysłowej" - argumentował. "Ci ocaleni będący na dzisiejszym spotkaniu, są żywym świadectwem upodlenia przez Niemców najmłodszych Polaków, świadectwem wyjątkowego okrucieństwa oraz +ostatnimi dowodami procesowymi+ niemieckiego bestialstwa w obozie dla dzieci" - przypomniał.

Rzecznik wspomniał o roli ówczesnego metropolity łódzkiego, a teraz krakowskiego, arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który w 2015 roku zaczął mówić o potrzebie powstania muzeum upamiętniającego ofiary niemieckiego obozu dla najmłodszych Łodzi. "Za pomoc w przeforsowaniu idei utrwalenia pamięci dzieci - więźniów obozu przy Przemysłowej w Łodzi zawsze również dziękuje m.in. prezydentowi Andrzejowi Dudzie, wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu i dyrektorowi powstającego muzeum" - przypominał Pawlak. "Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi" - mówił.

"To był prawdopodobnie jedyny w Europie obóz koncentracyjny dla dzieci. Niemcy więzili tam m.in. córki i synów polskich bohaterów" - zaznaczył pełniący dyrektora powstającego muzeum Ireneusz Maj.

Utworzony w połowie 1942 r. obóz przy ul. Przemysłowej znajdował się wewnątrz Litmannstadt Ghetto, gdzie przed wywozem do niemieckich obozów śmierci okupanci w nieludzkich warunkach przetrzymywali Żydów. Obóz przeznaczony był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, ale w praktyce więźniami były także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci.

Nieletni więźniowie trafiali do obozu m.in. za drobne kradzieże, handel, jazdę tramwajami bez biletu, żebranie. Umieszczano w nim także dzieci pochodzące z rodzin, które odmówiły podpisania volkslisty; dzieci osób zesłanych do obozów lub więzień, a także młodzież podejrzaną o uczestnictwo w ruchu oporu.

Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, pracowały przy remontach i budowie baraków oraz wykonywały prace na potrzeby obozu i wojska, robiąc m.in. kosze wiklinowe na amunicję i szyjąc chlebaki.

Dokładna liczba dzieci, które przeszły przez obóz, a także liczba ofiar nie jest znana. Różne szacunki mówią o 3-4 tysiącach uwięzionych i kilkuset zmarłych. Gdy 19 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.

Po zakończeniu II wojny światowej pamięć o niemieckim obozie pracy dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto zaczęła słabnąć, a niemal wszelkie pozostałości po nim uległy zniszczeniu. Z początkiem lat 60. ub. wieku, wraz z budową osiedla mieszkaniowego, zatarto jego granice. Przetrwał jedynie budynek dawnej komendy obozu.

W maju 1971 r. w obecnym Parku im. Szarych Szeregów odsłonięto pomnik "Pękniętego Serca". Ośmiometrowa rzeźba przypomina pęknięte serce, do którego przytula się chłopczyk. W sercu widoczna jest pusta przestrzeń mająca kształt dziecka.

 

Hubert Bekrycht

 


 

POLECANE
Samuel Pereira: Co Donald Tusk robił przez trzy godziny w słowackiej chatce? tylko u nas
Samuel Pereira: Co Donald Tusk robił przez trzy godziny w słowackiej chatce?

Protestujący przed siedzibą rządu Słowacji w Bratysławie przeciwko podróży Roberta Fico do Moskwy. Oburzenie mediów i europejskiej opinii publicznej. Cisza zaś ze strony polskich władz, które do obalania Victora Orbana pierwsze, a tutaj jakby nie rwą się do rzucania kamieniami. Dziwne, co?

Katastrofa azerskiego samolotu. Nowe, szokujące doniesienia gorące
Katastrofa azerskiego samolotu. Nowe, szokujące doniesienia

Samolot linii Azerbaijan Airlines, który wystartował z Baku i kierował się do miasta Grozny stolicy rosyjskiej Republiki Czeczeńskiej, rozbił się w środę w okolicy miasta Aktau w Kazachstanie - poinformowała agencja Reutera powołując się na ministerstwo sytuacji nadzwyczajnych Kazachstanu. Według nieoficjalnych doniesień samolot mógł zostać ostrzelany przez Rosjan.

Znany dziennikarz ogłosił radosną nowinę. W sieci lawina gratulacji Wiadomości
Znany dziennikarz ogłosił radosną nowinę. W sieci lawina gratulacji

Jakub Porada, znany dziennikarz i miłośnik podróży, podzielił się w mediach społecznościowych wiadomością, która wywołała falę komentarzy i emocji. W świątecznym poście na Instagramie opublikował zdjęcie, które jednoznacznie sugeruje, że jego rodzina wkrótce się powiększy.

Każdemu się zdarza. Burza po słowach senatora Lewicy Wiadomości
"Każdemu się zdarza". Burza po słowach senatora Lewicy

Senator Lewicy Waldemar Witkowski wywołał falę krytyki swoimi wypowiedziami na temat nietrzeźwych kierowców. Na antenie TV Republika polityk, odnosząc się do zdarzenia z udziałem żony Ryszarda Kalisza, bagatelizował problem, stwierdzając, że "każdemu się zdarza".

Kabel na Bałtyku przerwany. Wszczęto dochodzenie z ostatniej chwili
Kabel na Bałtyku przerwany. Wszczęto dochodzenie

Operator przebiegającego na dnie Bałtyku kabla elektroenergetycznego Estlink 2, łączącego Finlandię z Estonią, poinformował o jego przerwaniu. Do awarii połączenia doszło w środę około południa.

Dramat na Pomorzu. Kierowca wjechał w grupę pieszych Wiadomości
Dramat na Pomorzu. Kierowca wjechał w grupę pieszych

77-letni kierowca samochodu osobowego w środę po południu wjechał w grupę pieszych w Myśligoszczy w pow. człuchowskim (Pomorskie). Trzy osoby, w tym dwoje dzieci, zostały poszkodowane. Kierowca był trzeźwy.

„Nie uwierzycie, co mi się wydarzyło”. Dramat znanego aktora Wiadomości
„Nie uwierzycie, co mi się wydarzyło”. Dramat znanego aktora

Piotr Gąsowski, popularny aktor i prezenter, zaskoczył fanów nietypową historią, którą opowiedział w mediach społecznościowych. Przed świętami, podczas zwykłych porządków, znalazł się w potrzasku.

Żałosne standardy. Lewandowski w ogniu krytyki Wiadomości
"Żałosne standardy". Lewandowski w ogniu krytyki

Robert Lewandowski, uznawany za jednego z najlepszych napastników na świecie, znalazł się w centrum ostrej krytyki. Choć jego statystyki bramkowe wciąż robią wrażenie, styl gry Polaka budzi coraz więcej wątpliwości. Głos w sprawie zabrał Graham Hunter, ceniony dziennikarz ESPN, który w swoim artykule nie zostawił na Polaku suchej nitki.

Tragedia w Kutnie. Prokuratura prowadzi dochodzenie Wiadomości
Tragedia w Kutnie. Prokuratura prowadzi dochodzenie

We wtorek w domu w Kutnie odnaleziono zwłoki dwóch chłopców w wieku 9 i 12 lat; ich rodzice w stanie ciężkim oraz kilkutygodniowy brat trafili do szpitali. Według Prokuratury Okręgowej w Łodzi do zatrucia doszło prawdopodobnie w nocy z poniedziałku na wtorek.

Pogoda w Święta. Jest komunikat IMGW Wiadomości
Pogoda w Święta. Jest komunikat IMGW

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia przed gęstą mgłą i opadami marznącymi, które obowiązują do czwartkowych godzin porannych.

REKLAMA

RPD: Powstaje Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi

Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi - powiedział w sobotę PAP Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak na spotkaniu z ocalałymi z niemieckiego obozu dla dzieci w Litzmannstadt, jak nazwano włączoną do III Rzeszy Łódź.
Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w obozie przy ul. Przemysłowej; w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl. RPD: Powstaje Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi
Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w obozie przy ul. Przemysłowej; w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl. / wikipedia/public domain

Spotkanie z ocalałymi byłymi więźniami niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto odbyło się w sobotę po południu. Przybyło na nie kilkanaścioro byłych więźniarek i więźniów, którzy od 1942 do 1945 roku przeżywali piekło obozu koncentracyjnego dla dzieci.

Jedną z ocalałych jest pochodząca z Poznania Alodia Witaszek-Napierała, która obecnie mieszka w Bydgoszczy. Niemcy uwięzili ją w obozie na Przemysłowej 9 września 1943 roku. Miała wtedy pięć i pół roku. "Pamiętam, że weszliśmy w dużą bramę, było dużo dzieci, szliśmy ze stacji kolejowej do obozu" - opowiadała PAP. "Zostałam uwięziona z moją młodszą siostrą i właściwie cały czas zajmowałam się jej pielęgnowaniem, trzymaniem jej za rękę, kiedy spałyśmy razem na jednej pryczy" - wspominała pani Alodia.

"W obozie byłam krótko ze względu na to, że byłam +rasowa+, miałam aryjski wygląd, poszłam dalej do Gaukinderheimu, czyli obozu germanizacyjnego dla najmłodszych, a potem do Lebensbornu" - mówiła. Lebensborn był organizacją, w założeniach charytatywną, której szefował Reichsführerr SS Heinrich Himmler, a która w sieci swoich ośrodków miała stworzyć odpowiednie warunki do "odnowienia krwi niemieckiej" i "hodowli nordyckiej rasy nadludzi".

"Zostałam adoptowana przez rodzinę niemiecką i byłam do końca 1947 roku w Niemczech. Dalej przeżywałam powrót do Polski, gdzie byłam +niemiecką świnią+, bo wtedy nie znałam ani słowa po polsku, czyli moja historia nie kończy się na obozie, do którego trafiłam w 1943 roku" - podkreśliła Alodia Witaszek-Napierała.

"Współpracuję z organizacją działającą na terenie Niemiec, Belgii i Holandii. Jestem świadkiem II wojny światowej i głoszę prawdę a nawet poprawiam trochę, bo obóz przy Przemysłowej nazywano +małym Oświęcimiem+, a Oświęcimia w czasie II wojny światowej nie było, jeśli już to +małe Auschwitz+" - tłumaczyła PAP pani Alodia.

"Życie w niemieckim obozie to: apele, niedożywienie, choroby, praca ponad siły. Dziękuję Bogu i starszym braciom obozowym za dokarmianie, mycie i – co najważniejsze – odliczanie na apelach. Nieodliczony – ginął" – napisał w liście do uczestników spotkania Marek Zakrzewski, ocalały, który do obozu trafił w wieku 2 lat i 3 miesięcy. Spędził tam 17 miesięcy.

Tragiczne losy najmłodszych więźniów III Rzeszy są wciąż mało znane, tak jak i historia niemieckiego obozu dla dzieci, który funkcjonował w Litzmannstadt w latach 1942-1945.

"Jesteśmy winni pamięć dzieciom - ofiarom niemieckiego totalitaryzmu podczas II wojny światowej, a szczególnie obozu na Przemysłowej w Łodzi" - podkreślił historyk z Uniwersytetu Łódzkiego prof. Przemysław Waingertner. "To nie jest jeszcze tak powszechna wiedza, jak wiedza o obozach koncentracyjnych dla dorosłych. Jest jeszcze wiele wątków, które akurat w przypadku obozu dla dzieci w Łodzi, które należałoby zbadać" - zaznaczył. "Są dyskusje na temat liczebności przetrzymywanych tam dzieci, czy liczebności ofiar śmiertelnych" - mówił naukowiec.

W spotkaniu wziął udział m.in. Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak, jeden z inicjatorów utworzenia Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu. "Przepraszam, że przez 75 lat musieliście czekać na miejsce, które upamiętniałoby pamięć o waszym cierpieniu" - powiedział do ocalałych.

"Złowieszczy był pomysł w jakimś chorym umyśle Niemca, aby stworzyć takie miejsce. Aby stworzyć obóz koncentracyjny dla dzieci" - zaznaczył w rozmowie z PAP Pawlak. "Złe i tragiczne było również 75 lat bez upamiętnienia dzieci z ulicy Przemysłowej" - argumentował. "Ci ocaleni będący na dzisiejszym spotkaniu, są żywym świadectwem upodlenia przez Niemców najmłodszych Polaków, świadectwem wyjątkowego okrucieństwa oraz +ostatnimi dowodami procesowymi+ niemieckiego bestialstwa w obozie dla dzieci" - przypomniał.

Rzecznik wspomniał o roli ówczesnego metropolity łódzkiego, a teraz krakowskiego, arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który w 2015 roku zaczął mówić o potrzebie powstania muzeum upamiętniającego ofiary niemieckiego obozu dla najmłodszych Łodzi. "Za pomoc w przeforsowaniu idei utrwalenia pamięci dzieci - więźniów obozu przy Przemysłowej w Łodzi zawsze również dziękuje m.in. prezydentowi Andrzejowi Dudzie, wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu i dyrektorowi powstającego muzeum" - przypominał Pawlak. "Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi" - mówił.

"To był prawdopodobnie jedyny w Europie obóz koncentracyjny dla dzieci. Niemcy więzili tam m.in. córki i synów polskich bohaterów" - zaznaczył pełniący dyrektora powstającego muzeum Ireneusz Maj.

Utworzony w połowie 1942 r. obóz przy ul. Przemysłowej znajdował się wewnątrz Litmannstadt Ghetto, gdzie przed wywozem do niemieckich obozów śmierci okupanci w nieludzkich warunkach przetrzymywali Żydów. Obóz przeznaczony był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, ale w praktyce więźniami były także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci.

Nieletni więźniowie trafiali do obozu m.in. za drobne kradzieże, handel, jazdę tramwajami bez biletu, żebranie. Umieszczano w nim także dzieci pochodzące z rodzin, które odmówiły podpisania volkslisty; dzieci osób zesłanych do obozów lub więzień, a także młodzież podejrzaną o uczestnictwo w ruchu oporu.

Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, pracowały przy remontach i budowie baraków oraz wykonywały prace na potrzeby obozu i wojska, robiąc m.in. kosze wiklinowe na amunicję i szyjąc chlebaki.

Dokładna liczba dzieci, które przeszły przez obóz, a także liczba ofiar nie jest znana. Różne szacunki mówią o 3-4 tysiącach uwięzionych i kilkuset zmarłych. Gdy 19 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.

Po zakończeniu II wojny światowej pamięć o niemieckim obozie pracy dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto zaczęła słabnąć, a niemal wszelkie pozostałości po nim uległy zniszczeniu. Z początkiem lat 60. ub. wieku, wraz z budową osiedla mieszkaniowego, zatarto jego granice. Przetrwał jedynie budynek dawnej komendy obozu.

W maju 1971 r. w obecnym Parku im. Szarych Szeregów odsłonięto pomnik "Pękniętego Serca". Ośmiometrowa rzeźba przypomina pęknięte serce, do którego przytula się chłopczyk. W sercu widoczna jest pusta przestrzeń mająca kształt dziecka.

 

Hubert Bekrycht

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe