Parlament Łotwy zagłosował za wycofaniem tego kraju z Konwencji Stambulskiej
Co musisz wiedzieć:
- Konwencja Stambulska nie chroni przed przemocą, ale uderza w tradycyjnie rozumianą rodzinę
- W tłumaczeniach na języki narodowe zakamuflowano jej rzeczywistą zawartość przy pomocy przekłamań językowych
- Żeby walczyć z przemocą wobec kobiet, nie potrzeba Konwencji Stambulskiej, ale skutecznego prawa krajowego i woli politycznej do jego egzekwowania
Prawicowe partie opozycyjne głosowały za wycofaniem się z traktatu, natomiast koalicja rządząca pod przewodnictwem centroprawicowej premier Eviki Siliņi była podzielona, przedstawiciele Związku Zielonych i Rolników głosowali za opuszczeniem traktatu, a pozostałe partie głosowały za pozostaniem.
Cytowana przez European Conservative Swietłana Čulkova, poseł centrowej partii ST, wyraziła przekonanie, że konwencja nie jest konieczna do zwalczania przemocy.
„Możemy już zwalczać przemoc za pomocą istniejących przepisów. Mamy usługi i wszystko inne, czego potrzebujemy, aby chronić każdego człowieka na Łotwie. Konwencja Stambulska nie chroni kobiet; chroni ideologię”
- zauważyła.
- Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego
- Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat
- Koniec niemieckiego snu o wodorze?
- Ks. Romanelli z Gazy: trwamy na pustyni ruin
- Tusk do Ziobry: Albo w areszcie, albo w Budapeszcie. Poseł PiS odpowiada: Albo w Brukseli, albo w celi
- Komunikat ZUS dla emerytów
- Przerwy w dostawach prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Małopolski
- Wacław Felczak – kurier, który wskazał drogę Viktorowi Orbánowi
- Wyłączenia prądu na Pomorzu. Ważny komunikat
- Adam Andruszkiewicz: Prezydent Karol Nawrocki nie pozwoli cenzurować internetu
Czym jest Konwencja Stambulska?
Konwencja Stambulska nie tylko wprowadza nowe konstrukcje społeczne, ale zobowiązuje państwa będące jej sygnatariuszami do likwidowania dotychczasowego porządku społecznego, rzecz jasna pod szczytnym hasłem walki z przemocą. Przemocą rozumianą zresztą w bardzo specyficzny sposób. Otóż w oryginale dokumentu (a przypomnijmy, że państwa obliguje wersja angielska) zapisano „gender-based violence”, co w polskim Dzienniku Ustaw przetłumaczono w sposób fałszywy „przemoc wobec kobiet ze względu na płeć”. Podobne zabiegi powtórzono w przypadku innych państw. Tyle, że sformułowanie to wcale tego nie oznacza. Prawidłowe tłumaczenie powyższego sformułowania zawartego w konwencji powinno brzmieć: „przemoc wobec kobiet ze względu na gender”. Z kolei artykuł 6 Konwencji Stambulskiej mówi o „politykach wrażliwych na gender”.
W Artykule 12 dokumentu czytamy w punkcie „Generalne zobowiązania”, że „Strony podejmą niezbędne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturalnych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia przesądów, zwyczajów, tradycji i innych praktyk opartych na idei niższości kobiety lub stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. Zapis ten stanowi bezpośrednie uderzenie w rodzinę jako związek mężczyzny i kobiety obdarzonych dziećmi, bo to ona jest postrzegana przez środowiska lewicowo-liberalne jako stereotyp. Ważny problem przemocy staje się nośnikiem lewicowej ideologii dając jednocześnie potężne narzędzie do manipulacji: „nie jesteś za Konwencją Stambulską, to jesteś za przemocą wobec kobiet i przemocą domową”.
W Artykule 14 dokument wymaga od sygnatariuszy, aby wprowadzili do programów nauczania niestereotypowe role genderowe. Te ostatnie mają być promowane w zasadzie we wszystkich obszarach życia.
Konserwatywne kraje odrzuciły dokument
Nic zatem dziwnego, że konserwatywne Węgry, Słowacja i Bułgaria już wcześniej uznały traktat za niedopuszczalny i całkowicie niezgodny z ich tradycjami narodowymi oraz powstrzymały się od ratyfikacji dokumentu. Kwestia ta wywołała jednak ogromny dylemat w Wielkiej Brytanii, Polsce, Czechach, Litwie i Turcji, która jako pierwsza wycofała się z konwencji.
Cytowany przez European Conservative Ladislav Ilčić, były chorwacki konserwatywny poseł do Parlamentu Europejskiego, stwierdził, że traktat “nie okazał się skuteczny” w ograniczaniu przemocy wobec kobiet w żadnym z ratyfikowanych krajów.
Decyzja parlamentu czeka na podpis prezydenta
Wniosek musi teraz podpisać prezydent Edgars Rinkēvičs, który wskazał, że nie jest za, ale zasugerował również, że może nie uchylić decyzji parlamentu. Rinkēvičs ma teraz kilka możliwości, w tym odesłanie ustawy do przeglądu parlamentarnego lub - w pewnych okolicznościach - wezwanie do referendum.




