Polscy cichociemni działali też po wojnie

18 października 2000 r. sąd III RP unieważnił wyrok swojego komunistycznego poprzednika – Wojskowego Sądu Rejonowego - wobec Dionizego Sosnowskiego. Sosnowski ps. „Zbyszek”, „Józef” w chwili śmierci - 15 maja 1953 r. - miał 24 lata. Padł ofiarą prowokacji bezpieki o kryptonimie „Cezary” – fałszywej V Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.
Dionizy Sosnowski, zdjęcie MBP Polscy cichociemni działali też po wojnie
Dionizy Sosnowski, zdjęcie MBP / Wikipedia domena publiczna. IPN

Co musisz wiedzieć?

  • Chęć ucieczki z PRL młodego Dionizego Sosnowskiego komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa wykorzystał w operacji przeciwko podziemiu niepodległościowemu
  • Wzorem cichociemnych Dionizy Sosnowski został po kursie radiotelegrafistów z elementami szkolenia dywersyjnego prowadzonego przez Delegaturę WiN we współpracy z Amerykanami zrzucony do komunistycznej Polski na spadochronie
  • W PRL został aresztowany i skazany na karę śmierci

 

„Zawsze pogodny, ambitny, dobrze się uczył” – wspomina Ryszard Sosnowski. Po starszym o sześć lat bracie pozostały mu: szkolny zeszyt, trzy fotografie i list od dziewczyny. Powątpiewał, czy kiedykolwiek zapali znicz na jego grobie.

 

Bezpieka zarzuca sidła

Dionizy Sosnowski urodził się 15 sierpnia 1929 r. w Goniądzu, w rodzinie chłopskiej Józefa i Emilii. W jego środowisku dominowały tradycje patriotyczne i antykomunistyczne. W czasie niemieckiej okupacji Dyziek – bo tak na niego wołano - uczęszczał na tajne komplety, po wojnie uczył się w białostockim gimnazjum. W 1948 r. przeniósł się do Warszawy, aby podjąć studia medyczne, na które dostał się dopiero dzięki wsparciu Lucjana Motyki, kierującego wówczas Związkiem Młodzieży Polskiej, ale studiował tylko półtora roku. UB odnotował, że Sosnowski bywał w ambasadach USA i Argentyny oraz stwierdził, że „był jednym z najgorętszych wielbicieli amerykańskiego stylu życia”.

W 1949 r. Dionizy zatrudnił się jako wychowawca w Państwowym Zakładzie Wychowawczym przy ul. Puławskiej. Zyskał tam dobrą opinię, dzięki czemu ZMP wytypowała go do wyjazdu na zlot młodzieży w Berlinie. Sosnowski postanowił wraz z kolegami wykorzystać tę okazję, aby zbiec na Zachód.
W czerwcu 1951 r. jego kolega z pracy (w rzeczywistości ukrywający się przed UB) skontaktował go z przedstawicielem podziemnej organizacji (w rzeczywistości agentem UB). Ten przekonał go, że „organizacja” pomoże mu przedostać się na Zachód, a on wraz z kolegami przejdzie tam przeszkolenie. Sosnowski przystał na takie warunki i agent stopniowo zaczął go wciągać w działalność rzekomego WiN.

Tymczasem UB przygotował plan przerzutu na Zachód dla Sosnowskiego i jego kolegi Janusza Borkowskiego. Aby przygotować ich do wyjazdu, opiekę nad nimi przejął „Maciej”, czyli Stefan Sieńko, kluczowy agent bezpieki w operacji „Cezary”, czyli ubeckiej V Komendzie WiN-u (celem było ostateczne rozbicie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” w Polsce i infiltracja Delegatury Zagranicznej WiN-u, a za jej pośrednictwem – zachodnich wywiadów).

 

Wzorem cichociemnych

Dionizy i Janusz przeszli granicę w nocy z 5 na 6 stycznia 1952 r. W Berlinie zostali przejęci przez siatkę Delegatury Zagranicznej WiN. Stamtąd skierowano ich do punktu zbornego w Oberföhring (część Monachium), skąd dołączyli na początku kwietnia do kursu radiotelegrafistów z elementami szkolenia dywersyjnego
prowadzonego przez Delegaturę we współpracy z Amerykanami. Program był wzorowany na szkoleniu cichociemnych w czasie II wojny światowej (polskim kierownikiem kursów był kpt. Stanisław Kolasiński, „Ryszard”, zrzucony do Polski w marcu 1943 r., kawaler Virtuti Militari). Wobec konfliktu w Korei, USA szukały sojuszników wśród zniewolonych przez komunistów narodów Europy na wypadek spodziewanej III wojny światowej.

Na kursie odbywającym się w okolicach Darmstadt Sosnowski jako „Józef” poznawał przede wszystkim zasady pracy radiotelegrafisty, uzupełnione m.in. o metody sabotażu i dywersji, wywiadu i kontrwywiadu. Szkolenie „Józef” ukończył w sierpniu 1952 r., otrzymując stopień kaprala podchorążego. 

Kolejne miesiące Sosnowski spędził w Oberföhring, dokąd dołączył później Stefan Skrzyszowski, który kurs ukończył wcześniej. Skrzyszowski, ps. Janusz Patera, Bolek, już przed 1939 r. był żołnierzem WP, w czasie wojny AK-owiec, a na powojennych kursach w Niemczech wyróżniający się słuchacz.

Wreszcie, 4 listopada 1952 r., obu zabrano na amerykańskie lotnisko wojskowe w Wiesbaden. Nieoznakowany samolot z polską załogą i dwoma skoczkami na pokładzie wystartował około godziny 19.40. Przelecieli szerokim łukiem nad Hamburgiem i Bornholmem ku polskiemu wybrzeżu. Sosnowski skakał jako pierwszy po godzinie 23.00 w okolicy Mzdowa na Pomorzu.

 

Wysadzić pomnik Dzierżyńskiego    

Dionizy Sosnowski wylądował dość niefortunnie - w rowie z wodą i wydostawszy się z niego, podążył w stronę pobliskiego lasu. Po drodze spotkał ludzi z grupy odbioru, którzy przejęli i ukryli sprzęt, po czym skoczkowie udali się za przewodnikiem przez las w stronę pobliskiej stacji kolejowej. Po drodze przejął ich „Bogdan” (agent UB), który miał im towarzyszyć do Warszawy. Podczas przesiadki w Słupsku rozdzielili się ze Skrzyszowskim. Na melinę w podwarszawskiej Radości Dionizy trafił późnym wieczorem 5 listopada.
Po skoku polskie władze wojskowe na uchodźstwie awansowały Sosnowskiego na stopień kaprala podchorążego rezerwy i odznaczyły Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W kraju podający się za konspiratorów ubecy pozwolili mu na spotkania z narzeczoną Danutą.

Przez ponad miesiąc nieświadomi mistyfikacji spadochroniarze, umieszczeni w „konspiracyjnych mieszkaniach” w Radości i Warszawie, pisali raporty z przebiegu kursu i konspekty szkoleniowe. Ubecy wiedzieli, że obaj skoczkowie wyjawią więcej swoim „przełożonym” z WiN-u niż podczas nawet najbardziej morderczego przesłuchania.

Dionizy Sosnowski czekał jednak na bardziej konkretne polecenia. Snuł plany wysadzenia pomnika Dzierżyńskiego lub gmachu MBP, wspominał też, że chętnie wziąłby udział w bardziej zaawansowanym kursie w USA.

Na razie miał się przygotować do przeprowadzenia kursu łączności dla członków „organizacji” w kraju. Jednak na początku grudnia polecono mu przygotować się do wyjazdu na Śląsk, gdzie wraz z „Bogdanem” miał uruchomić jedną z radiostacji. 5 grudnia wyjechali do Wrocławia. W pociągu między Warszawą a Łowiczem „Józef” (Sosnowski) i „Bogdan” (agent UB) zostali aresztowani przez funkcjonariuszy bezpieki.

 

„Żmija jeszcze kąsa”

W pierwszych zeznaniach Sosnowski i Skrzyszowski nie podawali śledczym prawdziwych informacji. W trakcie śledztwa, domyślając się stopniowo prowokacji i spodziewając kary śmierci, obaj podjęli dramatyczną próbę ratowania życia, zaprzeczając, że wykonywali misję szpiegowską. Jednak bezpieka miała cały materiał dowodowy.

Zapewne śledczy „dali im do zrozumienia”, że wiedzą więcej, niż się spodziewają. W aktach znalazła się też wzmianka, że na krótko przed procesem „wyższa osobistość z MBP” miała powiedzieć, że „Ministerstwu rozchodzi się najwięcej o to, aby Sosnowski na swoim procesie jak najgorzej określił Amerykanów i stosunki panujące w Niemczech Zach[odnich].” Z więzienia Sosnowski próbował ostrzec innych konspiratorów o niebezpieczeństwie.

Rozprawa z udziałem podporządkowanych komunistom mediów odbyła się 18 lutego 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych obok Sosnowskiego zasiadł jego towarzysz Stefan Skrzyszowski. Składowi sędziowskiemu przewodniczył ppłk Mieczysław Widaj (skazał na śmierć ponad stu polskich niepodległościowców), oskarżycielem był płk Henryk Ligięza, a obrońcą z urzędu Maurycy Richter. O ile oskarżyciele podkreślali, że obaj spadochroniarze byli dywersantami przeszkolonymi w sabotażu i działali na rzecz Amerykanów, to adwokat wykazywał, że Sosnowski za granicą nie miał wyboru, odkąd kontrolę nad nim przejął amerykański wywiad.

Obrońca Stefana Skrzyszowskiego Edmund Biejak przemawiał tak: „Dodatnie znaczenie tego procesu już sam Pan Prokurator podkreślił w swoim przemówieniu, a mianowicie, że proces ma bardzo duże znaczenie, bo niech robotnik, rzemieślnik, inteligent pracujący, inżynier wie, że wróg jeszcze kąsa, że ta przydeptana żmija jeszcze groźnie kąsa. Można powiedzieć, że zasługą oskarżonego Skrzyszowskiego jest to, że proces powstał i istnieje i ma dodatnie znaczenie”. Na tym polegała obrona w czasach stalinowskich.

„Sąd” jednak nie przychylił się do argumentów „obrony” i w wyroku bogato okraszonym ideologiczną retoryką orzekł, że czyny oskarżonych „stanowią najcięższą zbrodnię zdrady Ojczyzny”, stąd najwłaściwszy „jest najwyższy wymiar kary”. Nie uwzględniono, że sprawa ta miała drugie dno, a stwierdzenie adwokata, że skoczkowie nie byli panami swojego losu, w rzeczywistości było prawdziwe, chociaż ich poczynaniami sterował nie amerykański wywiad, ale komunistyczna bezpieka.

 

Ukryć prowokację

Jak czytamy w akcie oskarżenia: „Dnia 4 listopada 1952 r. z lotniska amerykańskich wojsk okupacyjnych w Wiesbaden (Niemcy Zachodnie) w godzinach wieczornych wystartował amerykański samolot wojskowy przystosowany do zrzutu skoczków spadochronowych i skierował się przez Niemcy Zachodnie, Szwecję, wyspę Bornholm w stronę Polski. Około północy tegoż dnia z pogwałceniem zasad prawa międzynarodowego przeleciał granice powietrzne Polski w okolicach Darłowa, po czym na terenie woj. koszalińskiego (okolice Mzdowa) dokonał zrzutu dwóch skoczków. Organa bezpieczeństwa wszczęły poszukiwania za zrzuconymi skoczkami, w wyniku czego ujawniono, że skoczkami tymi byli Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski, którzy zostali aresztowani 6 grudnia”.

I dalej: „O fakcie zrzutu władze bezpieczeństwa zostały tegoż dnia poinformowane przez miejscową ludność, w wyniku czego wszczęto poszukiwania”. To jedno z kłamstw, które miało ukryć ubecką prowokację.

 

Strzelał Aleksander Drej

Szpiedzy, „którzy wysługiwali się Amerykanom”, zostali skazani na karę śmierci. Sosnowskiego próbowała ratować narzeczona Danuta – dotarła do ministra bezpieczeństwa, była przesłuchiwana przez bezpiekę.
W liście, do dziś przechowywanym przez rodzinę Sosnowskiego, napisała: „Ukochani. To, co było, przysłoniło mi radość na całe życie, żadna siła nie zdoła zetrzeć z pamięci. Dyziek – to dla mnie rana nigdy nie zagojona, to dla mnie świętość. Człowiek, którego kochałam swą pierwszą, gorącą, niewinną miłością. Niezbadane są wyroki boskie. Tak kieruje w życiu człowiekiem, doświadcza go i idzie dalej. Tak mi jesteście drodzy i bliscy, że na samo wspomnienie o Waszych troskach łzy cisną mi się do oczu. Wasza – zawsze ta sama – Danusia”.
Wszystkie interwencje w sprawie Sosnowskiego okazały się bezskuteczne. 

Komunistyczny Najwyższy Sąd Wojskowy skargi rewizyjne obrońców „pozostawił bez uwzględnienia”. Dionizy Sosnowski został zamordowany w więzieniu mokotowskim w Warszawie 15 maja 1953 r. po godzinie 19.20. Miał 24 lata. Tego samego wieczora kat Aleksander Drej zastrzelił również Stefana Skrzyszowskiego. Miał 42 lata.

Rodziny Sosnowskiego nie poinformowano ani o wykonaniu wyroku, ani o miejscu pochówku. Matka Dionizego dopiero cztery lata później otrzymała informacje o śmierci syna. Wtedy zwróciła się z prośbą o jego rehabilitację. Również ta prośba została odrzucona przez komunistyczne władze.

 

Spadochron odnalazł się i… zaginął

Istotną rolę w rozpracowaniu Sosnowskiego i Skrzyszowskiego miał funkcjonariusz bezpieki Henryk Wendrowski, czołowy agent w prowokacyjnej V Komendzie WiN-u (potem, w latach 1968–1973 był ambasadorem PRL-u w Kopenhadze, zmarł w 1997 r., pochowany na Cmentarzu Północnym w Warszawie). Inwigilował ich również inny słynny agent Marian Stróżyński (zmarły w 2004 r. w Warszawie, pochowany na Powązkach Wojskowych!).

W 2006 r. archiwiści, porządkując zasoby Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, znaleźli zwinięty spadochron Dyźka – ostatniego cichociemnego. Spadochron trafił następnie do Instytutu Pamięci Narodowej i… zaginął po raz drugi.

 

Odnalezieni

Po latach Dionizy Sosnowski został odznaczony przez Stany Zjednoczone medalem za „służbę, honor, bohaterstwo i poświęcenie”. 

Jego szczątki odnalazł Instytut Pamięci Narodowej 14 maja 2013 r. w kwaterze „Ł” stołecznych Powązek Wojskowych. 28 września 2014 r. podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim, IPN ogłosił, że udało się ustalić tożsamość Dionizego Sosnowskiego. Notę potwierdzającą identyfikację w imieniu rodziny odebrał jego brat Ryszard Sosnowski. 27 września 2015 r. Dionizy Sosnowski został – po 62 latach - uroczyście pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Szczątki Stefana Skrzyszowskiego zostały odnalezione 23 maja 2013 r. na tej samej „Łączce”. Tożsamość ogłoszono podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim 9 czerwca 2016 r. Notę potwierdzającą identyfikację odebrał syn Skrzyszowskiego - Janusz Salmonowicz, który urodził się już po śmierci ojca i nosi nazwisko matki. 
 


 

POLECANE
Przełom w diagnostyce raka. Nowatorskie badanie może zwiększyć szansę pacjentów na przeżycie z ostatniej chwili
Przełom w diagnostyce raka. Nowatorskie badanie może zwiększyć szansę pacjentów na przeżycie

Nowatorskie badanie krwi na obecność ponad 50 rodzajów nowotworów może pomóc przyspieszyć diagnozę. Wprawdzie badania kliniczne jeszcze trwają, ale już w tej chwili wyniki badania przeprowadzonego w Ameryce Północnej pokazują, że test był w stanie zidentyfikować szeroką gamę nowotworów, z których trzy czwarte nie ma żadnego programu badań przesiewowych.

Jak Polacy oceniają Martę Nawrocką? Jest sondaż z ostatniej chwili
Jak Polacy oceniają Martę Nawrocką? Jest sondaż

Blisko połowa Polaków pozytywnie ocenia działania Marty Nawrockiej jako Pierwszej Damy – wynika z sondażu Instytutu Badań Pollster dla "Super Expressu". Przeciwne zdanie ma jedynie 16% badanych.

XV Kongres Polska Wielki Projekt. Dzień 1 [NA ŻYWO] Wiadomości
XV Kongres Polska Wielki Projekt. Dzień 1 [NA ŻYWO]

W warszawskim Centrum Olimpijskim rozpoczął się właśnie XV Kongres Polska Wielki Projekt. Zapraszamy do śledzenia relacji wideo na żywo.

Wypadek w centrum Warszawy. Czterech policjantów rannych z ostatniej chwili
Wypadek w centrum Warszawy. Czterech policjantów rannych

W piątek po północy na skrzyżowaniu ulic Marszałkowskiej i Żurawiej w Warszawie policyjny radiowóz zderzył się z taksówką. Czterech policjantów zostało rannych – informuje tvn24.pl.

Komunikat dla mieszkańców Trójmiasta z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Trójmiasta

W nocy z soboty na niedzielę zamknięty zostanie tunel pod Martwą Wisłą w Gdańsku.

Ciężkie chwile dla Nitrasa. Tusk powiedział to wprost z ostatniej chwili
Ciężkie chwile dla Nitrasa. Tusk powiedział to wprost

Sławomir Nitras nie będzie prowadził już kampanii wyborczych – przekazał premier Donald Tusk. To efekt kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego, zakończonej porażką z Karolem Nawrockim.

Używasz BLIK? Pilny komunikat policji z ostatniej chwili
Używasz BLIK? Pilny komunikat policji

Policja ostrzega przed rosnącą liczbą oszustw internetowych z wykorzystaniem kodów BLIK oraz narzędzi opartych na sztucznej inteligencji.

Spotkanie Trump–Zełenski. Media: Brak zgody na Tomahawki z ostatniej chwili
Spotkanie Trump–Zełenski. Media: Brak zgody na Tomahawki

Prezydent USA Donald Trump powiedział ukraińskiemu przywódcy Wołodymyrowi Zełenskiemu podczas spotkania w piątek, że przynajmniej na razie nie zamierza udostępnić Ukraińcom pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk – napisał serwis Axios, powołując się na źródła. Według nich było to trudne spotkanie.

Polscy cichociemni działali też po wojnie tylko u nas
Polscy cichociemni działali też po wojnie

18 października 2000 r. sąd III RP unieważnił wyrok swojego komunistycznego poprzednika – Wojskowego Sądu Rejonowego - wobec Dionizego Sosnowskiego. Sosnowski ps. „Zbyszek”, „Józef” w chwili śmierci - 15 maja 1953 r. - miał 24 lata. Padł ofiarą prowokacji bezpieki o kryptonimie „Cezary” – fałszywej V Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

IPN wręczył Krzyże Wolności i Solidarności. Sprawdź, kim są odznaczeni Wiadomości
IPN wręczył Krzyże Wolności i Solidarności. Sprawdź, kim są odznaczeni

17 października 2025 roku w sali konferencyjnej Delegatury IPN w Kielcach zastępca prezesa IPN dr Mateusz Szpytma wręczył Krzyże Wolności i Solidarności działaczom antykomunistycznym z regionu świętokrzyskiego.

REKLAMA

Polscy cichociemni działali też po wojnie

18 października 2000 r. sąd III RP unieważnił wyrok swojego komunistycznego poprzednika – Wojskowego Sądu Rejonowego - wobec Dionizego Sosnowskiego. Sosnowski ps. „Zbyszek”, „Józef” w chwili śmierci - 15 maja 1953 r. - miał 24 lata. Padł ofiarą prowokacji bezpieki o kryptonimie „Cezary” – fałszywej V Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.
Dionizy Sosnowski, zdjęcie MBP Polscy cichociemni działali też po wojnie
Dionizy Sosnowski, zdjęcie MBP / Wikipedia domena publiczna. IPN

Co musisz wiedzieć?

  • Chęć ucieczki z PRL młodego Dionizego Sosnowskiego komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa wykorzystał w operacji przeciwko podziemiu niepodległościowemu
  • Wzorem cichociemnych Dionizy Sosnowski został po kursie radiotelegrafistów z elementami szkolenia dywersyjnego prowadzonego przez Delegaturę WiN we współpracy z Amerykanami zrzucony do komunistycznej Polski na spadochronie
  • W PRL został aresztowany i skazany na karę śmierci

 

„Zawsze pogodny, ambitny, dobrze się uczył” – wspomina Ryszard Sosnowski. Po starszym o sześć lat bracie pozostały mu: szkolny zeszyt, trzy fotografie i list od dziewczyny. Powątpiewał, czy kiedykolwiek zapali znicz na jego grobie.

 

Bezpieka zarzuca sidła

Dionizy Sosnowski urodził się 15 sierpnia 1929 r. w Goniądzu, w rodzinie chłopskiej Józefa i Emilii. W jego środowisku dominowały tradycje patriotyczne i antykomunistyczne. W czasie niemieckiej okupacji Dyziek – bo tak na niego wołano - uczęszczał na tajne komplety, po wojnie uczył się w białostockim gimnazjum. W 1948 r. przeniósł się do Warszawy, aby podjąć studia medyczne, na które dostał się dopiero dzięki wsparciu Lucjana Motyki, kierującego wówczas Związkiem Młodzieży Polskiej, ale studiował tylko półtora roku. UB odnotował, że Sosnowski bywał w ambasadach USA i Argentyny oraz stwierdził, że „był jednym z najgorętszych wielbicieli amerykańskiego stylu życia”.

W 1949 r. Dionizy zatrudnił się jako wychowawca w Państwowym Zakładzie Wychowawczym przy ul. Puławskiej. Zyskał tam dobrą opinię, dzięki czemu ZMP wytypowała go do wyjazdu na zlot młodzieży w Berlinie. Sosnowski postanowił wraz z kolegami wykorzystać tę okazję, aby zbiec na Zachód.
W czerwcu 1951 r. jego kolega z pracy (w rzeczywistości ukrywający się przed UB) skontaktował go z przedstawicielem podziemnej organizacji (w rzeczywistości agentem UB). Ten przekonał go, że „organizacja” pomoże mu przedostać się na Zachód, a on wraz z kolegami przejdzie tam przeszkolenie. Sosnowski przystał na takie warunki i agent stopniowo zaczął go wciągać w działalność rzekomego WiN.

Tymczasem UB przygotował plan przerzutu na Zachód dla Sosnowskiego i jego kolegi Janusza Borkowskiego. Aby przygotować ich do wyjazdu, opiekę nad nimi przejął „Maciej”, czyli Stefan Sieńko, kluczowy agent bezpieki w operacji „Cezary”, czyli ubeckiej V Komendzie WiN-u (celem było ostateczne rozbicie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” w Polsce i infiltracja Delegatury Zagranicznej WiN-u, a za jej pośrednictwem – zachodnich wywiadów).

 

Wzorem cichociemnych

Dionizy i Janusz przeszli granicę w nocy z 5 na 6 stycznia 1952 r. W Berlinie zostali przejęci przez siatkę Delegatury Zagranicznej WiN. Stamtąd skierowano ich do punktu zbornego w Oberföhring (część Monachium), skąd dołączyli na początku kwietnia do kursu radiotelegrafistów z elementami szkolenia dywersyjnego
prowadzonego przez Delegaturę we współpracy z Amerykanami. Program był wzorowany na szkoleniu cichociemnych w czasie II wojny światowej (polskim kierownikiem kursów był kpt. Stanisław Kolasiński, „Ryszard”, zrzucony do Polski w marcu 1943 r., kawaler Virtuti Militari). Wobec konfliktu w Korei, USA szukały sojuszników wśród zniewolonych przez komunistów narodów Europy na wypadek spodziewanej III wojny światowej.

Na kursie odbywającym się w okolicach Darmstadt Sosnowski jako „Józef” poznawał przede wszystkim zasady pracy radiotelegrafisty, uzupełnione m.in. o metody sabotażu i dywersji, wywiadu i kontrwywiadu. Szkolenie „Józef” ukończył w sierpniu 1952 r., otrzymując stopień kaprala podchorążego. 

Kolejne miesiące Sosnowski spędził w Oberföhring, dokąd dołączył później Stefan Skrzyszowski, który kurs ukończył wcześniej. Skrzyszowski, ps. Janusz Patera, Bolek, już przed 1939 r. był żołnierzem WP, w czasie wojny AK-owiec, a na powojennych kursach w Niemczech wyróżniający się słuchacz.

Wreszcie, 4 listopada 1952 r., obu zabrano na amerykańskie lotnisko wojskowe w Wiesbaden. Nieoznakowany samolot z polską załogą i dwoma skoczkami na pokładzie wystartował około godziny 19.40. Przelecieli szerokim łukiem nad Hamburgiem i Bornholmem ku polskiemu wybrzeżu. Sosnowski skakał jako pierwszy po godzinie 23.00 w okolicy Mzdowa na Pomorzu.

 

Wysadzić pomnik Dzierżyńskiego    

Dionizy Sosnowski wylądował dość niefortunnie - w rowie z wodą i wydostawszy się z niego, podążył w stronę pobliskiego lasu. Po drodze spotkał ludzi z grupy odbioru, którzy przejęli i ukryli sprzęt, po czym skoczkowie udali się za przewodnikiem przez las w stronę pobliskiej stacji kolejowej. Po drodze przejął ich „Bogdan” (agent UB), który miał im towarzyszyć do Warszawy. Podczas przesiadki w Słupsku rozdzielili się ze Skrzyszowskim. Na melinę w podwarszawskiej Radości Dionizy trafił późnym wieczorem 5 listopada.
Po skoku polskie władze wojskowe na uchodźstwie awansowały Sosnowskiego na stopień kaprala podchorążego rezerwy i odznaczyły Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W kraju podający się za konspiratorów ubecy pozwolili mu na spotkania z narzeczoną Danutą.

Przez ponad miesiąc nieświadomi mistyfikacji spadochroniarze, umieszczeni w „konspiracyjnych mieszkaniach” w Radości i Warszawie, pisali raporty z przebiegu kursu i konspekty szkoleniowe. Ubecy wiedzieli, że obaj skoczkowie wyjawią więcej swoim „przełożonym” z WiN-u niż podczas nawet najbardziej morderczego przesłuchania.

Dionizy Sosnowski czekał jednak na bardziej konkretne polecenia. Snuł plany wysadzenia pomnika Dzierżyńskiego lub gmachu MBP, wspominał też, że chętnie wziąłby udział w bardziej zaawansowanym kursie w USA.

Na razie miał się przygotować do przeprowadzenia kursu łączności dla członków „organizacji” w kraju. Jednak na początku grudnia polecono mu przygotować się do wyjazdu na Śląsk, gdzie wraz z „Bogdanem” miał uruchomić jedną z radiostacji. 5 grudnia wyjechali do Wrocławia. W pociągu między Warszawą a Łowiczem „Józef” (Sosnowski) i „Bogdan” (agent UB) zostali aresztowani przez funkcjonariuszy bezpieki.

 

„Żmija jeszcze kąsa”

W pierwszych zeznaniach Sosnowski i Skrzyszowski nie podawali śledczym prawdziwych informacji. W trakcie śledztwa, domyślając się stopniowo prowokacji i spodziewając kary śmierci, obaj podjęli dramatyczną próbę ratowania życia, zaprzeczając, że wykonywali misję szpiegowską. Jednak bezpieka miała cały materiał dowodowy.

Zapewne śledczy „dali im do zrozumienia”, że wiedzą więcej, niż się spodziewają. W aktach znalazła się też wzmianka, że na krótko przed procesem „wyższa osobistość z MBP” miała powiedzieć, że „Ministerstwu rozchodzi się najwięcej o to, aby Sosnowski na swoim procesie jak najgorzej określił Amerykanów i stosunki panujące w Niemczech Zach[odnich].” Z więzienia Sosnowski próbował ostrzec innych konspiratorów o niebezpieczeństwie.

Rozprawa z udziałem podporządkowanych komunistom mediów odbyła się 18 lutego 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych obok Sosnowskiego zasiadł jego towarzysz Stefan Skrzyszowski. Składowi sędziowskiemu przewodniczył ppłk Mieczysław Widaj (skazał na śmierć ponad stu polskich niepodległościowców), oskarżycielem był płk Henryk Ligięza, a obrońcą z urzędu Maurycy Richter. O ile oskarżyciele podkreślali, że obaj spadochroniarze byli dywersantami przeszkolonymi w sabotażu i działali na rzecz Amerykanów, to adwokat wykazywał, że Sosnowski za granicą nie miał wyboru, odkąd kontrolę nad nim przejął amerykański wywiad.

Obrońca Stefana Skrzyszowskiego Edmund Biejak przemawiał tak: „Dodatnie znaczenie tego procesu już sam Pan Prokurator podkreślił w swoim przemówieniu, a mianowicie, że proces ma bardzo duże znaczenie, bo niech robotnik, rzemieślnik, inteligent pracujący, inżynier wie, że wróg jeszcze kąsa, że ta przydeptana żmija jeszcze groźnie kąsa. Można powiedzieć, że zasługą oskarżonego Skrzyszowskiego jest to, że proces powstał i istnieje i ma dodatnie znaczenie”. Na tym polegała obrona w czasach stalinowskich.

„Sąd” jednak nie przychylił się do argumentów „obrony” i w wyroku bogato okraszonym ideologiczną retoryką orzekł, że czyny oskarżonych „stanowią najcięższą zbrodnię zdrady Ojczyzny”, stąd najwłaściwszy „jest najwyższy wymiar kary”. Nie uwzględniono, że sprawa ta miała drugie dno, a stwierdzenie adwokata, że skoczkowie nie byli panami swojego losu, w rzeczywistości było prawdziwe, chociaż ich poczynaniami sterował nie amerykański wywiad, ale komunistyczna bezpieka.

 

Ukryć prowokację

Jak czytamy w akcie oskarżenia: „Dnia 4 listopada 1952 r. z lotniska amerykańskich wojsk okupacyjnych w Wiesbaden (Niemcy Zachodnie) w godzinach wieczornych wystartował amerykański samolot wojskowy przystosowany do zrzutu skoczków spadochronowych i skierował się przez Niemcy Zachodnie, Szwecję, wyspę Bornholm w stronę Polski. Około północy tegoż dnia z pogwałceniem zasad prawa międzynarodowego przeleciał granice powietrzne Polski w okolicach Darłowa, po czym na terenie woj. koszalińskiego (okolice Mzdowa) dokonał zrzutu dwóch skoczków. Organa bezpieczeństwa wszczęły poszukiwania za zrzuconymi skoczkami, w wyniku czego ujawniono, że skoczkami tymi byli Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski, którzy zostali aresztowani 6 grudnia”.

I dalej: „O fakcie zrzutu władze bezpieczeństwa zostały tegoż dnia poinformowane przez miejscową ludność, w wyniku czego wszczęto poszukiwania”. To jedno z kłamstw, które miało ukryć ubecką prowokację.

 

Strzelał Aleksander Drej

Szpiedzy, „którzy wysługiwali się Amerykanom”, zostali skazani na karę śmierci. Sosnowskiego próbowała ratować narzeczona Danuta – dotarła do ministra bezpieczeństwa, była przesłuchiwana przez bezpiekę.
W liście, do dziś przechowywanym przez rodzinę Sosnowskiego, napisała: „Ukochani. To, co było, przysłoniło mi radość na całe życie, żadna siła nie zdoła zetrzeć z pamięci. Dyziek – to dla mnie rana nigdy nie zagojona, to dla mnie świętość. Człowiek, którego kochałam swą pierwszą, gorącą, niewinną miłością. Niezbadane są wyroki boskie. Tak kieruje w życiu człowiekiem, doświadcza go i idzie dalej. Tak mi jesteście drodzy i bliscy, że na samo wspomnienie o Waszych troskach łzy cisną mi się do oczu. Wasza – zawsze ta sama – Danusia”.
Wszystkie interwencje w sprawie Sosnowskiego okazały się bezskuteczne. 

Komunistyczny Najwyższy Sąd Wojskowy skargi rewizyjne obrońców „pozostawił bez uwzględnienia”. Dionizy Sosnowski został zamordowany w więzieniu mokotowskim w Warszawie 15 maja 1953 r. po godzinie 19.20. Miał 24 lata. Tego samego wieczora kat Aleksander Drej zastrzelił również Stefana Skrzyszowskiego. Miał 42 lata.

Rodziny Sosnowskiego nie poinformowano ani o wykonaniu wyroku, ani o miejscu pochówku. Matka Dionizego dopiero cztery lata później otrzymała informacje o śmierci syna. Wtedy zwróciła się z prośbą o jego rehabilitację. Również ta prośba została odrzucona przez komunistyczne władze.

 

Spadochron odnalazł się i… zaginął

Istotną rolę w rozpracowaniu Sosnowskiego i Skrzyszowskiego miał funkcjonariusz bezpieki Henryk Wendrowski, czołowy agent w prowokacyjnej V Komendzie WiN-u (potem, w latach 1968–1973 był ambasadorem PRL-u w Kopenhadze, zmarł w 1997 r., pochowany na Cmentarzu Północnym w Warszawie). Inwigilował ich również inny słynny agent Marian Stróżyński (zmarły w 2004 r. w Warszawie, pochowany na Powązkach Wojskowych!).

W 2006 r. archiwiści, porządkując zasoby Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, znaleźli zwinięty spadochron Dyźka – ostatniego cichociemnego. Spadochron trafił następnie do Instytutu Pamięci Narodowej i… zaginął po raz drugi.

 

Odnalezieni

Po latach Dionizy Sosnowski został odznaczony przez Stany Zjednoczone medalem za „służbę, honor, bohaterstwo i poświęcenie”. 

Jego szczątki odnalazł Instytut Pamięci Narodowej 14 maja 2013 r. w kwaterze „Ł” stołecznych Powązek Wojskowych. 28 września 2014 r. podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim, IPN ogłosił, że udało się ustalić tożsamość Dionizego Sosnowskiego. Notę potwierdzającą identyfikację w imieniu rodziny odebrał jego brat Ryszard Sosnowski. 27 września 2015 r. Dionizy Sosnowski został – po 62 latach - uroczyście pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Szczątki Stefana Skrzyszowskiego zostały odnalezione 23 maja 2013 r. na tej samej „Łączce”. Tożsamość ogłoszono podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim 9 czerwca 2016 r. Notę potwierdzającą identyfikację odebrał syn Skrzyszowskiego - Janusz Salmonowicz, który urodził się już po śmierci ojca i nosi nazwisko matki. 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe