Dlaczego ONZ z agresorów czyni ofiary? Anna Wiejak: To kwestia lewicowego sposobu myślenia
Co musisz wiedzieć:
- ONZ nie ominął lewicowy marsz przez instytucje
- Już w 2009 roku eksperci bili na alarm, że walka ONZ z narkotykami poniosła fiasko
- ONZ z agresorów robi ofiary
Reakcja ONZ na amerykańskie ataki na łodzie szmuglujące narkotyki może szokować. Instytucja, która została powołana dla zachowania pokoju na świecie, staje w obronie narkotykowych karteli potępiając tych, którzy bronią setki tysięcy ludzi przed ich działalnością. Tym bardziej, że to nie jest tak, iż ONZ popiera sprzedaż narkotyków. Jest dokładnie odwrotnie – organizacja ta, poprzez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC), walczy z narkotykami, skupiając się na przeciwdziałaniu przestępczości zorganizowanej, w tym nielegalnemu handlowi, oraz na wspieraniu reformy systemów sprawiedliwości karnej. Działania obejmują również inwestycje w technologie cyfrowe do walki z cyberprzestępczością i przeciwdziałanie korupcji. Można się zatem zastanawiać, co się stało, że nagle nastąpiła taka wolta?
Walka ONZ z narkotykami
Już w 2009 roku eksperci bili na alarm, że walka ONZ z narkotykami poniosła fiasko. Metody przyjęte przez organizację nie sprawdziły się. Do dzisiaj niewiele się zmieniło. Według autorów oenzetowskiego raportu w 2023 r. narkotyki zażywało 316 mln osób, czyli około 6 proc. populacji świata w wieku od 15 do 64 lat. Twórcy publikacji zauważyli też, że w 2013 r. odsetek ten wynosił 5,2 proc. Liczba uzależnionych z roku na rok stale rośnie i nie zawsze otrzymują oni niezbędną pomoc.
ONZ przez lata nie potrafiła wypracować konkretnych rozwiązań, które uczyniłyby skuteczną walkę z kartelami narkotykowymi. Tak jak bez przeszkód stworzyła wytyczne lokacji migrantów w Europie, tak analogicznych wytycznych nie sporządziła w kwestii walki z przestępczością narkotykową. Argumentowano, że każdy kraj ma własną politykę odnośnie do substancji psychoaktywnych: jedne państwa ją penalizują, inne nie i wobec tego trudno wypracować spójne stanowisko.
Rzecz jasna argumentacja ta nie wytrzymuje krytyki, gdyż jakoś w kwestii narzucania światu neomarksistowskiego konstruktu w postaci zrównoważonego rozwoju ONZ nie tylko wykazała się większą konsekwencją i determinacją, ale i skutecznością.
Nowa lewica u sterów
Dlaczego tak się dzieje? Należy zacząć od tego, że ONZ nie ominął długi marsz środowisk lewicowych przez instytucje, twórcą pomysłu którego był włoski komunista Antonio Gamsci. Po 1968 roku neomarksiści zaczęli masowo przenikać do struktur władz narodowych oraz ponadnarodowych instytucji, aby przemodelować je zgodnie ze swoją wizją, posuwając się nawet do narzucania zmian schematów życia społecznego. Od połowy lat 90. ONZ zaczyna realizować plan wprowadzania zrównoważonego rozwoju, który swoją współczesną formę ukształtował na konferencji w Nowym Jorku w 2015 roku. Wraz z tym narzucany jest bardzo konkretny schemat postrzegania rzeczywistości, w którym zupełnie wypaczona zostaje koncepcja obrony koniecznej. Zaczyna się osłabiać społeczeństwa narracją, że agresor jest człowiekiem, który ma prawo do życia.
Emanacją tego myślenia były dramatyczne wydarzenia z Brukseli. W 2016 roku W zamachach przeprowadzonych przez radykalnych muzułmanów na lotnisku Zaventem oraz na stacji metra Maelbeeck zginęły 34 osoby, a ok. 200 zostało rannych. Odpowiedzią mieszkańców nie była jednak walka, ale płacz, rysowanie kredą po ulicy, transparenty i hasztagi. Przemacerowana patologicznie pacyfistycznym sposobem rozumowania stolica Belgii okazała się zupełnie bezbronna.
Warto zauważyć, że o ile środowiska w ONZ i innych instytucjach stają w obronie prawa zbrodniarzy do życia, to z równą dezynwolturą domagają się mordowania dzieci poczętych narzucając państwom tzw. prawa reprodukcyjne w postaci aborcji, czy antykoncepcji. To jest właśnie ów wypaczony sposób myślenia, który reprezentuje w zasadzie większość urzędników Organizacji Narodów Zjednoczonych, a przynajmniej tych wysokiego szczebla.
ONZ z agresorów robi ofiary
Dokładnie tak, jak jest w przypadku aborcji – w jej wyniku zginęło już ok. 2 mld ludzi – gdzie ONZ nie potępia mordujących dzieci w łonach matek medyków, ale jeszcze promuje ten zbrodniczy proceder, tak w przypadku handlarzy narkotykami stosuje dokładnie ten sam schemat działania. Podczas gdy ofiarami działalności karteli narkotykowych pada rocznie ponad 100 tys. Amerykanów sięgających po narkotyki, to ONZ grzmi o prawie do życia 60 przemytników – zbrodniarzy, którzy te narkotyki dostarczają.
Takie myślenie bynajmniej nie wzięło się znikąd, ale stanowi pokłosie całej prowadzonej przez nowo lewicowe środowiska polityki wobec społeczeństw. Sterroryzowanymi, uzależnionymi ludźmi łatwiej jest rządzić, ponieważ nie patrzą władzy na ręce, a otumanieni polityczną poprawnością nie domagają się swoich praw ani ich nie egzekwują.
Najwyższy czas się obudzić
Jedynym sposobem poradzenia sobie z narkotykową przestępczością – czy jakąkolwiek przestępczością – jest wprowadzenie systemu drakońskich kar. W napoleońskim Paryżu nie można było przejechać przez Lasek Buloński, żeby nie zostać napadniętym. Co zrobił Napoleon? Kazał schwytać i stracić wszystkich rzezimieszków. Poskutkowało. Dokładnie to samo postanowił zrobić Donald Trump.
Jeżeli rządy i organizacje ponadnarodowe się nie obudzą z tej lewicowej narkozy i nie zaczną działać zgodnie z interesem obywateli, będziemy mieć do czynienia z kolejnymi aktami agresji w tej czy innej formie. Litowanie się nad napastnikiem zawsze musi skończyć się śmiercią ofiary, która przecież miała szansę się obronić.
ONZ powinna zostać zreformowana
Sprawa fatalnego oświadczenia Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Praw Człowieka (UNHCHR) Volkera Tuerka, w którym potępił działania rządu USA w postaci likwidowania łodzi przewożących narkotyki, a przy okazji również przemytników, pokazuje, że instytucja ta albo powinna zostać zreformowana, albo rozwiązana. Jej działanie jest bowiem w zbyt wielu obszarach destrukcyjne, a wszystko za pieniądze podatników.




