Marcin Bąk: Ciężko nam spotkać się z ciszą...

Moje spostrzeżenie z wczorajszej jazdy warszawskim metrem. Dwanaście osób siedzących lub stojących w niewielkiej przestrzeni, Osiem z pośród nich miało słuchawki w uszach i wydawało się całkowicie odcięte od otaczającej rzeczywistości. Pozostali mieli twarze bardzo blisko ekranów swoich telefonów i byli od tej rzeczywistości mocno izolowani. Myślę, że podobne doświadczenia są udziałem większości z Państwa. To stało się już tematem serii memów w Internecie, na których ludzie przemierzają świat niczym zombi podczas apokalipsy, z niewidzącymi oczami i twarzami przyklejonymi do wyświetlacza telefonu. Jest nam wszystkim, łącznie z piszącym te słowa, spotkać się z ciszą.
Mnisi, pustelnicy, święci mężowie
Wiele wieków temu, co mówię wieków – wiele tysiącleci, najmądrzejsi przedstawiciele ludzkiej wspólnoty doskonale rozumieli potrzebę ciszy. Chrześcijaństwo nie wymyśliło klasztorów, pustelników, życia konsekrowanego. Takie formy bytowania, trochę na obrzeżach wspólnoty, czasem zupełnie poza wspólnotą, odnajdujemy w różnych miejscach na Ziemi i w różnych czasach. Mieliśmy z nimi do czynienia w wielkiej kulturze indyjskiej, gdzie na całe wieki przed wystąpieniem Buddy znane były już zarówno formy życia pustelniczego jak i wspólnoty poddane różnym regułom, coś na kształt klasztorów. Jedną z reguł, powtarzającą się praktycznie na całym świecie w takich wspólnotach, jest reguła milczenia. Mieli swoje formy życia pustelniczego i klasztornego dawni, biblijni Żydzi, mieli Chińczycy. Mieli i mają do dzisiaj także muzułmanie. W chrześcijaństwie stosunkowo wcześnie, bo już w II i III wieku pojawiać się zaczęli pierwsi pustelnicy, święci mężowie, którzy uciekali od zgiełku miasta na pustynię. Ta pustynia nie musiała być od razu piaszczystą Saharą, chodziło raczej o miejsca odosobnione, jałowe, takie na których można było słuchać w ciszy, tego co bóg ma do powiedzenia. Zgiełk miasta już wtedy postrzegano jako czynnik wysoce utrudniający nawiązanie kontaktu czy to z samym sobą, czy to z Bogiem.
- "Wdzierają się do domów". Niemcy w kłopocie
- Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska
- Decyzja sądu ws. koncesji dla Telewizji Republika i wPolsce24. Jest reakcja KRRiT
- "Zatrzasnęli drzwi na mojej nodze". Rzecznik Karola Nawrockiego ujawnia kulisy debaty prezydenckiej
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
- Wybuch w miejskim autobusie w Warszawie. Trwa akcja ratunkowa
- Wieloryb zaskoczył turystów w Zatoce Gdańskiej. Nagranie podbija sieć
Zgiełk wielkiego miasta
Dzisiaj sytuacja jest, jeśli chodzi o wielkie, nowoczesne miasta, daleko bardziej utrudniona. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, zobaczyć jak zachowują się nasi bliscy a i m sami. Słuchawki w uszach, oczy wlepione w wyświetlacz telefonu, przewijamy kolejne rolki. To już nie są stare, tradycyjne media elektroniczne czyli radio i telewizja, które swego niegdyś uważane były za „złodzieja czasu” i czynniki tworzące „ścianę dźwięków” oddzielających nas od bliźnich. Sam pamiętam doskonale moich śp. Dziadków, jak włączali telewizor, który grał na okrągło niejako w tle, nie będąc specjalnie oglądany. Tak samo radio, gadające lub grające sobie w sąsiednim pokoju. Teraz liczba czynników, jakie tworzą wokół nas ścianę bodźców i oddzielają nas od innych osób jest daleko większa. Psychologowie, neurolodzy i psychiatrzy są zgodni co do tego, że jesteśmy przebodźcowani, nie potrafimy skupić się na sobie, nie potrafimy spojrzeć we własne wnętrze, nie mówiąc już o jakiejś próbie nawiązania więzi z metafizyką. Cisza, jeśli już się przytrafi, brzęczy nam złowrogo w uszach i dlatego trzeba ja jak najszybciej czymś zagłuszyć.
Istnieją zgromadzenia zakonne, które proponują ludziom świeckim odbyć przygodę na spotkanie z Bogiem w ciszy. Nie jest to dla współczesnego człowieka wyprawa łatwa. Wyjść z pełnego sygnałów i dźwięków świata do sfery skupienia, to może być spore wyzwanie, także dla naszego, uzależnionego już od intensywnych bodźców systemu nerwowego. Dlatego pierwszym warunkiem na takich rekolekcjach bywa wyłączenie i oddanie telefonu komórkowego oraz wszelkich innych urządzeń elektronicznych. Już sama ta czynność potrafi być sporym wstrząsem, któremu towarzyszą typowe objawy „zespołu odstawienia”, podobnego do abstynencji w innych uzależnieniach. Jednak dopiero wtedy można rozpocząć podróż na spotkanie z samym sobą i z Bogiem. W ciszy.
Nie każdy może sobie pozwolić na dwutygodniowe rekolekcje zamknięte organizowane przez zgromadzenia zakonne. Jednak każdy z nas może zawalczyć o wyciszenie się na krótszy lub dłuższy czas, by spotkać się z Bogiem albo chociaż – z samym sobą. Naprawdę warto.