Łukasz Pawłowski (OGB): Zaraz wyborcy dadzą władzy czerwoną kartkę i to taką, że się wszyscy zdziwimy

Co musisz wiedzieć:
- Branża badań opinii w Polsce traci wiarygodność.
- Prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej uważa, że przyczyna tkwi w fakcie iż media wybierają tanie i nierzetelne sondaże internetowe zamiast droższych, ale dokładnych badań telefonicznych.
- Zdaniem Łukasza Pawłowskiego wiarygodne pracownie inwestują w jakość i analizę wyników po każdych wyborach, podczas gdy większość rynku produkuje „śmieciowe sondaże” dla klikalności.
- Gość Igora Zalewskiego twierdzi, że polska scena polityczna jest trwale podzielona na blok liberalny i konserwatywny, a obecnie rośnie nastroje antyelitarne – na tej fali zyskuje m.in. Grzegorz Braun.
- Analiza Pawłowskiego wskazuje, że wyczerpanie elit i spadek popularności Tuska tworzą przestrzeń dla nowego, antyestablishmentowego ruchu po stronie liberalnej – tzw. „Czwartej Drogi”.
Kondycja branży sondażowej
Igor Zalewski: Czy polskie firmy badawcze są wiarygodne?
Łukasz Pawłowski (prezes OGB):
Przede wszystkim firmy badawcze nie zajmują się polityką. Żyją z marketingu i z prywatnego biznesu, to jest jakieś 95% ich działalności. Polityka to jedynie wierzchołek góry lodowej, który jest widoczny. Reszta to biznes.
Ale zaletą sondaży politycznych jest to, że da się je zweryfikować. I są nawet bardzo duże firmy badawcze, które zrezygnowały z badań politycznych, bo się bardzo rozjeżdżały z wynikami, co niszczyło ich wiarygodność. My, OGB, korzystamy na tym, że da się to zweryfikować. Dla nas jedyną możliwością wybicia się w tym światku było pilnowanie jakości. I nieskromnie powiem, że jesteśmy wiarygodni.
– Zatem jak wygląda wiarygodność całej branży?
– Jest coraz gorsza, bo coraz gorsza jest jakość badań. Badania, które mają jakość, w tym przypadku badania telefoniczne, są coraz droższe. Czyli badania CATI, telefoniczne, stają się dobrem luksusowym, a jedynie te badania są wiarygodne. Są też panele internetowe – ktoś się do takiego panelu zgłasza, dostaje punkty czy pieniądze i odpowiada na pytania. Ale jak popatrzymy na to, kto tam jest, to nie jest to przekrój społeczeństwa. Nie ma tam np. osób starszych, po sześćdziesiątce. Nie ma tam ludzi, którzy lepiej zarabiają. Takie panele nie są reprezentatywne.
I teraz przechodzimy do najważniejszego punktu. Polskie media, mając do wyboru drogo i dokładnie albo tanio i mniej dokładnie, wybierają oczywiście to drugie. Ale ta różnica jakościowa zaczyna się robić tak duża, że to staje się widoczne. Jednak dwa tygodnie po wyborach media znowu mają wybór – zapłacić więcej, ale żeby była w tym jakość, albo zapłacić mniej i żeby była klikalność. Wszystko się kręci wokół pieniędzy.
- Komunikat dla woj. łódzkiego
- PGNiG wydało pilny komunikat dla klientów
- Komunikat dla mieszkańców woj. lubelskiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego
- Kościół i świat wspominają dziś Jana Pawła II
- Komunikat dla mieszkańców woj. mazowieckiego
- Niepokojące doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- Leon XIV pobłogosławił kamień węgielny pod Muzeum bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Okopach
- Prezydent Nawrocki jak James Bond, a Trzaskowski zaliczył wpadkę. "Co za Shrek"
- Włosi przejmują władzę w niemieckim gigancie medialnym. Niemcy odsunięci od sterów
Słaba jakość czy manipulacja?
– Nie widzi Pan politycznego ukierunkowania sondaży?
– Nie wierzę, żeby ktoś siedział i mówił: oni plus dwa, a oni minus dwa.
Wierzę natomiast, że wszystko się dzieje środowiskowo, czyli liberalne media wolą sondaże, które zawyżają partie liberalne, bo się lepiej z tym czują, a prawicowe media wolą prawicowe sondaże, bo się lepiej z tym czują. I to się tak kręci. Karmimy debatę publiczną totalnym syfem.
– Czyli to są śmieciowe sondaże?
– Dokładnie, śmieciowe sondaże, bo są prawie za darmo. Prawie codziennie pojawiają się sondaże na jakiś temat, później o nich rozmawiają publicyści, a to w znakomitej większości są sondaże internetowe, czyli śmieciowe.
Sekret skuteczności OGB
– Dlaczego OGB robi dokładne sondaże?
– Wszyscy właśnie o to pytają, a ja odpowiadam, że nie robimy nic szczególnego. Po prostu robimy wszystko od A do Z, pilnując poszczególnych procesów. I ścigamy się sami ze sobą, żeby było jak najdokładniej, bo to dla nas jedyna ścieżka. Jestem chłopakiem z Bolesławca, nie pracowałem nigdy w branży badawczej, więc dokładność jest dla mnie jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu.
– Jak się ją osiąga?
– Po każdych wyborach analizujemy, co można zrobić, żeby sondaż przedwyborczy był lepszy. Porównujemy twarde dane z PKW z sondażem i myślimy, co i jak można poprawić. Czy można zadać to pytanie inaczej, czy można wyciągnąć było inne wnioski. Bo pamiętajmy, że każdy nasz sondaż to kilka pytań: czy pójdziesz na wybory; na ile te wybory są dla ciebie ważne; czy dużo zmienią w twoim życiu. Zawsze mamy wiele danych, które wpływają na odpowiedzi. Np. część elektoratu danej partii odpowiada na jedno z tych pytań w konkretny sposób i potem wynik tej partii jest wyższy albo niższy niż sondażowy. I w ten sposób po każdych wyborach wyciągamy wnioski. Najwięcej wniosków wyciągnęliśmy po wyborach do europarlamentu w 2019 roku, kiedy to strasznie się pomyliliśmy. To było nasze pierwsze badanie ogólnopolskie i strasznie się rozjechaliśmy – prognozowaliśmy, że wygra Koalicja Europejska, a wygrało PiS. Po tym wprowadziliśmy jakieś 40 zmian w sposobie przeprowadzania i interpretacji sondaży. I tak z wyborów na wybory robiliśmy kolejne poprawki. Ale trzeba było w to zainwestować dużo czasu i pieniędzy.
– Czy na Waszej wiarygodności zbudowanej podczas wyborów zarabiacie gdzieś indziej?
– Oczywiście. Teraz OGB kojarzy się jako najbardziej wiarygodna pracownia, posługujemy się też hasłem, że jesteśmy najczęściej nagradzani, bo to też prawda. Ostatnio na rozdaniu nagród Pytii jeden z badaczy miał do nas pretensje, że podajemy wartości do dwóch po przecinku, że to demagogia i że nie da się tak dokładnie. A odbierałem wtedy nagrodę za wiarygodność. Żartobliwie mówię, że my się ścigamy z PKW, oczywiście tej walki nie wygramy, ale właśnie PKW podaje dwie wartości po przecinku. Uważam, że to podejście jest gwarantem sukcesu, co widać po nas. Gdyby nie dokładność, nikt by o nas nie usłyszał.
Sondaże wewnętrzne i wiarygodność
– Co jakiś czas pojawiają się informacje o tajnych sondażach partyjnych. To jest mit czy faktycznie takie sondaże istnieją? I czy rzeczywiście są dokładniejsze od tych powszechnie znanych?
– Są lepsze jakościowo. Partie nie zamawiają sondaży internetowych, co też dużo mówi o mediach. Partie są gotowe się wykosztować, bo muszą mieć kontakt z rzeczywistością. Tam się po prostu kładzie nacisk na jakość. A w mediach się na to nie patrzy.
– Przenieśmy się na chwilę z Polski do USA. Stany też mają problem z wiarygodnością sondaży, a tam nie chodzi chyba o pieniądze.
– W Polsce badania są dużo prostsze niż w Stanach. Jak sobie popatrzymy na demografię, to dzielimy się z grubsza tak: inaczej głosują kobiety – inaczej mężczyźni; inaczej starsi – inaczej młodsi; wiele zależy też od wykształcenia. A tam jest więcej czynników. Pochodzenie, rasa, stan, a nawet dzielą się w tych podgrupach. Latynosi z Meksyku chętniej głosują na Demokratów, a Latynosi z Kuby bardziej na Donalda Trumpa.
Co ciekawe, nie byłoby tak dużo błędnych sondaży, w Stanach i w Polsce, gdyby nie polaryzacja. Bo gdyby wszystko było rozłożone równomiernie, to nie miałoby znaczenia, czy w badaniu jest więcej miasta czy wsi, bo i tak głosują podobnie. A jeżeli mamy duże przeskoki, to te proporcje zaczynają mieć wielkie znaczenie. Kolejny problem w tworzeniu tej mozaiki to frekwencja. Jeżeli w sondażu 90% mówi, że pójdzie na wybory, a idzie 60–70%, to to staje się problemem. I całą sztuką jest ustalenie, które grupy tworzą te 70%.
Krajobraz po bitwie
– Gdy teraz robicie badania, to jaki obraz sceny politycznej po wyborach się wyłania?
– Po pierwsze przy analizowaniu polskiej polityki trzeba ją rozdzielać na dwie części – liberalną i konserwatywną. Nie ma jednej puli, o którą rywalizują partie.
– I to jest już rozcięte na amen?
– Od długiego czasu już tak i nie wygląda na to, żeby to się miało zmienić. Obecnie „większą połówkę” ma prawica. Ale jest to zawsze przewaga około 5%. Walka toczy się o ten drobny kawałek. Te wszystkie scenariusze o totalnym zwycięstwie prawicy, większości konstytucyjnej są absolutnie nierealne. Ta druga połówka jest zdominowana przez KO, a Donald Tusk jest coraz mniej popularny, więc pojawia się pokusa wejścia w tę lukę. Jest czas na jakąś Czwartą Drogę, Hołownię 2.0. W połówce prawicowej ta rywalizacja jest bardziej zacięta. Tu potencjał na powstanie nowej partii jest jeszcze mniejszy. Fenomenem jest i tak wynik Grzegorza Brauna. Jego partia ma w sondażach 5–6%. W zasadzie partia z niczego.
– A jak Pan tłumaczy ten fenomen? Antyukrainizmem?
– Uważam, że jest to dużo szersze. Karolowi Nawrockiemu wybory wygrał oddolny ruch społeczny, pewien bunt ludowy przeciwko elitom, a wyborcy Brauna to radykalna część tego buntu. Głównym motorem tych ludzi jest zmęczenie elitą, tym, że nic się nie zmienia.
– To oni wrzucają też Konfederację do tego establishmentu?
– Wychodzi na to, że już tak. Piwo z Rafałem Trzaskowskim było dla nich znaczące. Te emocje są antyelitarne i będą coraz większe. I moim zdaniem Braun będzie rosnąć. Bo ludzie poszli na wybory, wygrał Nawrocki i w zasadzie nic się nie zmieniło.
– Ale Nawrocki jest bardzo popularny i jest innym prezydentem niż poprzednicy.
– Czy władza po wyborach powiedziała: „Słyszymy wasze żale, bijemy się w piersi, wszystko się zmieni”? Wręcz przeciwnie. Ile tych żółtych kartek można jeszcze dać? Zaraz wyborcy dadzą czerwoną i to taką, że się wszyscy zdziwimy.
Zwykle po przegranych wyborach lider przegranej partii rezygnuje. Ale w Polsce nie ma takiej kultury. Ludzie chodzą na wybory, mamy rekordowe frekwencje, ludzie decydują, a polityka się nie zmienia. Zajmowanie spółek Skarbu Państwa, zawłaszczanie państwa, mediów publicznych – taka polityka prowadzona jest od 20 lat. Za każdym razem ta żółta kartka jest, ale nic się nie zmienia. I ci, którzy się tym zniecierpliwili najbardziej, to wyborcy Brauna.
Bunt przeciw establishmentowi
– Piotr Ikonowicz w latach 90. mówił, że niezależnie jak głosują ludzie, z urny i tak wyskakuje Leszek Balcerowicz. Ludzie się zmieniają, a polityka zostaje taka sama.
– Dokładnie. I to jest też doświadczenie ogólnoświatowe. Z czego biorą się te ruchy alt? Jak AfD, jak Reform UK, jak Trump. Ludzie doszli do wniosku, że bez znaczenia, czy wygrywa prawica czy lewica, polityka zostaje taka sama. Różnice między partiami mainstreamowymi stały się tak małe, że ludzie nie zauważali różnic między nimi. Stworzyli więc sobie alternatywny podział. Starzy – nowi, establishment – alternatywy. Polska nie jest tu wyjątkiem, chociaż dzieje się to trochę później.
Bo PiS wpisało się w ten podział na lokalnych warunkach: stanęło na czele Polski B przeciw Polsce A. Szczególnie od 2015 roku dało godność Polsce powiatowej. I na tej fali wygrywało. Ale powoli samo zaczęło stawać się establishmentem.
– Pojawiły się takie głosy po wyborach, że polaryzacja słabnie. Pan się zgadza z tą tezą?
– Tak, z tym wyjątkiem, że ona odżyła, moim zdaniem na krótko, wraz z Nawrockim. Skupiliśmy się znowu na ping-pongu Nawrocki – Tusk. Ale ten spór nadal jest pusty.
Ostatecznie ludzi najbardziej interesuje, jak będzie im się żyć. Wygrywa sytuacja gospodarcza. Np. suwerenność jest czymś bardziej abstrakcyjnym. Ale już nie ma podziału na Polskę Liberalną i Polskę Solidarną. Te partie już to zgubiły. 500+ wygrało, ale PiS nie odnalazło się w nowej sytuacji. I dlatego przegrało w 2023 r., bo ciągle atakowało Tuska, nie prezentując wizji pozytywnej, co wcześniej było jego atutem.
Ale teraz najtrudniejsze – co się z tego urodzi w przyszłości. Jest ogromne zapotrzebowanie na nowość po stronie liberalnej, bo Tusk jest rekordowo niepopularny. A z drugiej strony absolutnie zdominował swoich partnerów, bo ci partnerzy są jeszcze gorsi. Każdy z nich stracił wiarygodność, nie ma sprawczości, bo Tusk na nic nie pozwala. Ich nie ma. Coś się musi pojawić, byłoby absurdalne, gdyby się nie pojawiło.
Czwarta Droga?
– A same zmiany w Platformie to za mało? Mówi się o Radosławie Sikorskim…
– Ludzie potrzebują zmiany pokoleniowej, potrzebują głosu antyestablishmentowego i czegoś niezwiązanego z żadną władzą. Żadna z tych rzeczy nie pasuje do Sikorskiego. On jest bliski wiekowo Tuskowi, zdecydowanie jest z establishmentu. Ma pałac, studiował na Oxfordzie. To by była pozorna zmiana. I Tusk o tym wie. Moim zdaniem te przecieki to tylko próba uspokojenia nastrojów. Nie wierzę, że Tusk chce oddać władzę. Problem Platformy Obywatelskiej polega na tym, że tam nie ma nikogo innego. Jest gigantyczna różnica między 40-latkami w PiS-ie a w PO. Usłyszałem, że Cezary Tomczyk miałby zastąpić Tuska i strasznie się uśmiałem.
– A poza Platformą? Widzi Pan kogoś, kto mógłby nadawać się na tę Czwartą Drogę?
– Gdybym dostał takie pytanie o Hołownię przed wyborami 2020 r., to bym odpowiedział, że absolutnie się nie nadaje. Nikt się go nie spodziewał, ja też nie. Ale w pierwszym naszym sondażu miał 10%. Ta potrzeba czegoś nowego jest silna. Tego nazwiska nie jestem w stanie powiedzieć. Charakterologicznie: musi mieć czterdzieści parę lat; musi mieć success story, być związany z biznesem, być szanowany…
– Na koniec, gdyby mógł Pan wskazać jedną rzecz na temat Polaków, z której nie zdajemy sobie sprawy.
– Jedną z ważniejszych decyzji było referendum nad wejściem do UE. Wielu się obawiało, że Liga Polskich Rodzin przestraszy starszych wyborców i może się nie udać. Okazało się, że to nie była prawda. I postanowiono zrobić badania, dlaczego. I te starsze panie, wpatrzone w o. Tadeusza Rydzyka, mówiły coś takiego: „Może ja nie skorzystam na tej Unii, ale moje dzieci tak”. Jest bardzo silna emocja w Polakach: chciałbym, żeby moim dzieciom żyło się lepiej. A polaryzacja trzyma się głównie na starszym pokoleniu. Zatem ten, komu uda się dotrzeć do tego starszego pokolenia, z hasłami: „Dajcie nam szansę, czas na zmianę pokoleniową, niekoniecznie może zagłosujecie we własnym interesie, ale dla swoich dzieci i wnuków”, może odnieść wielki sukces.
***
Łukasz Pawłowski jest prezesem Ogólnopolskiej Grupy Badawczej – najczęściej nagradzanej firmy badawczej w Polsce, m.in. przez Uniwersytet Jagielloński (trzykrotnie Złoty Puchar Pytii). Od kilku lat OGB najdokładniej przewiduje wyniki kolejnych wyborów.
[śródtytuły, FAQ i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]
Najczęściej zadawane pytania - FAQ
Dlaczego według Łukasza Pawłowskiego wyborcy wkrótce dadzą władzy „czerwoną kartkę”? Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej (OGB), uważa, że Polacy są coraz bardziej zmęczeni brakiem zmian po wyborach. Jego zdaniem rządzący nie wyciągają wniosków z „żółtych kartek”, więc społeczeństwo w końcu pokaże im „czerwoną” – czyli odrzuci obecne elity władzy.
Czym są „śmieciowe sondaże”, o których mówi Pawłowski? „Śmieciowe sondaże” to badania oparte na tanich panelach internetowych, które nie odzwierciedlają przekroju społeczeństwa. Według Pawłowskiego media często wybierają je ze względu na niską cenę i klikalność, co prowadzi do dezinformacji i spadku zaufania do branży badawczej.
Jak OGB zdobyło opinię najbardziej wiarygodnej pracowni sondażowej w Polsce? OGB inwestuje w badania telefoniczne (CATI), które są droższe, ale dokładniejsze. Po każdych wyborach zespół analizuje wyniki i wprowadza poprawki w metodologii. Dzięki temu firma od kilku lat najdokładniej przewiduje wyniki wyborów w Polsce.
Co Łukasz Pawłowski sądzi o sytuacji politycznej po wyborach 2025 roku? Pawłowski twierdzi, że scena polityczna jest trwale podzielona na dwa bloki – liberalny i konserwatywny. Uważa, że Donald Tusk traci poparcie, a po stronie liberalnej pojawi się nowy, antyestablishmentowy ruch, określany jako „Czwarta Droga”.
Kto według Pawłowskiego może zyskać na nastrojach antyelitarnego buntu? Zdaniem Pawłowskiego rosnące nastroje antyelitarne napędzają popularność Grzegorza Brauna i jego środowiska. Tacy politycy zyskują, bo wyborcy mają wrażenie, że bez względu na to, kto wygrywa wybory, „polityka i tak się nie zmienia”.