Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy

W latach 50. stalinowska prokurator Helena Wolińska, razem ze swoim konkubentem Franciszkiem Jóźwiakiem, nadzorowała jedną z głośniejszych spraw – tzw. spisku w wojsku.
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) / IPN

Po wydanych przez nią i jej kolegów nakazach aresztowania oskarżonych brali w obroty śledczy. We wniosku ekstradycyjnym – który, jak wiemy, został przez Wielką Brytanię odrzucony – prokuratura wojskowa zarzuciła Wolińskiej bezprawne aresztowanie płk. Bernarda Adameckiego. Z kolei pięciu śledczych Informacji Wojskowej (stalinowskiego kontrwywiadu) oskarżono o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad polskimi oficerami. 

Wolińska aresztowała płk. Adameckiego 21 listopada 1950 r., tego samego dnia, co gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Codziennie takich spraw miała kilka. Klasowego wroga trzeba było zniszczyć. 
Pułkownik Bernard Adamecki był sądzony w jednej z największych i najbardziej tragicznych spraw związanych ze sfingowanym spiskiem w wojsku – procesie tzw. grupy kierowniczej konspiracji Wojsk Lotniczych. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie pod przewodnictwem Piotra Parzenieckiego stanął u boku siedmiu innych oskarżonych – samych pułkowników i podpułkowników. Jako jedyny należał wcześniej do Armii Krajowej (był szefem Wydziału Lotniczego Komendy Głównej AK, ps. Gozdawa, odznaczony Orderem Virtuti Militari). Płk August Menczak walczył w Polskiej Armii Ludowej, a pozostali w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To właśnie Adameckiemu i Menczakowi przypisano kierowniczą rolę w zbrodniczej działalności. Obaj oficerowie mieli działać z polecenia płk. Franciszka Hermana, jednego z głównych oskarżonych o spisek w wojsku. 

Płk Bernard Adamecki, urodzony w 1897 r., w wojsku służył od 1916 r. Po wojnie był komendantem Wojskowej Szkoły Technicznej. Płk August Menczak był szefem sztabu Kwatermistrzostwa Wojsk Lotniczych.

 

"Zdrajcy"

Śledztwo przeciwko płk. Adameckiemu prowadzono w Zarządzie Informacji Wojsk Lotniczych, inni byli przesłuchiwani w Głównym Zarządzie Informacji WP. Nadzór nad całością sprawował zastępca szefa GZI, płk Antoni Skulbaszewski. Pomagali mu: płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski. Akt oskarżenia napisał ppłk Iwan Amons, prokurator Wojsk Lotniczych. Ten kłamliwy dokument musiał być jeszcze zatwierdzony w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Uczynił to kolega płk Wolińskiej, ppłk Marian Frenkiel. 
Tajna rozprawa, bez udziału obrony, rozpoczęła się 8 maja 1952 r. w budynku Informacji. W wyniku wcześniejszych tortur wszyscy oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów. Ppłk Amons zażądał dla pięciu z nich, m.in. Menczaka, kary śmierci, a dla pozostałych trzech, w tym Adameckiego, długoletniego więzienia. Oskarżał takimi słowy: „Proces dzisiejszy to proces zaciętych wrogów, szpiegów i dywersantów, którzy byli na usługach państw imperialistycznych. Proces ten to jeszcze jedno zdemaskowanie nikczemnej garstki wykolejeńców narodu polskiego, którzy zdradzili swój kraj i wiernie służyli agentom świata imperialistycznego, dążąc do nowej pożogi wojennej. Grupa oskarżonych zajmowała się w sposób wyjątkowo perfidny i uporczywy szpiegostwem na rzecz państw imperialistycznych, na korzyść podżegaczy wojennych”. Podstawą oskarżenia był dekret z kwietnia 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa. 

Sędziowie podkreślali ogrom popełnionych zbrodni i perfidną [słowo perfidny było wyjątkowo popularne] ideowość oskarżonych, których pobudką działania była wyłącznie nienawiść do władzy „ludowej” w Polsce, jak również długotrwały okres zbrodniczej działalności.

 

Wyroki

Adamecki miał kierować grupą dywersyjno-szpiegowską od lipca 1946 do stycznia 1949 r. Aż dziw bierze, że władza „ludowa” tak długo o tym nie wiedziała albo na to pozwalała. 

Grupa „współpracowała bezpośrednio z centralnym kierownictwem organizacji w kraju i ośrodkiem w Londynie”. Adamecki „zbierał, gromadził i przekazywał przedstawicielom wywiadów imperialistycznych wiadomości z zakresu obronności państwa, a dotyczące lotnictwa wojskowego i cywilnego, stanowiące tajemnicę państwową i wojskową”. 

Najwyższy Sąd Wojskowy wydał wyrok 13 maja 1952 r. Dyspozycyjni wobec komunistycznego reżimu sędziowie uznali, że sześciu oskarżonych, w tym Adamecki i Menczak, nie zasługują na ułaskawienie. Wobec Adameckiego kara została zatem zaostrzona. 

Zgromadzenie Sędziów NSW odrzuciło wnioski skazanych i ich rodzin o rewizję wyroków, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 7 sierpnia 1952 r. płk Bernard Adamecki i pozostali oficerowie zostali zamordowani w więzieniu mokotowskim w Warszawie. 

Prokuratura wojskowa III RP oskarżyła Wolińską o to, że pozbawiając wolności płk. Adameckiego, nie dysponowała dowodami jego winy i miała pełną świadomość, czym może się to dla niego skończyć. Dopiero 26 kwietnia 1956 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wznowił postępowanie, ale już następnego dnia Naczelna Prokuratura Wojskowa umorzyła je, uznając, że... nie było jakichkolwiek obiektywnych dowodów na potwierdzenie stawianych w oskarżeniu zarzutów. Ofiar, nawet pośmiertnie, nie uniewinniono, a prawdziwych winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. Tego wymagała socjalistyczna praworządność i tak dzieje się do dziś. 

 

Zadawał ciosy bokserskie

Jednym ze śledczych płk. Bernarda Adameckiego był kapitan Zygmunt Lindauer, który ze stanowiska zwykłego oficera śledczego GZI MON awansował na p.o. szefa Wydziału Śledczego Okręgowego Zarządu Informacji Wojsk Lotniczych w Warszawie. W organach Informacji pracował od jesieni 1945 r. (miał wówczas 23 lata), do kwietnia 1953 r. W 1958 r. Najwyższy Sąd Wojskowy uznał, że w sprawie płk. Adameckiego i innych stosował niedozwolone metody w postaci długotrwałych przesłuchań, w sposób podstępny przekonywał ich, że dla ratowania życia muszą przyznać się do popełnienia zarzucanych im przestępstw i sugerował treść zeznań, stwarzając w ten sposób fikcyjną zgodność ich wyjaśnień... Mimo jednoznacznego udowodnienia winy, postępowanie w sprawie Lindauera, podobnie jak w przypadku wielu innych śledczych, zostało umorzone z powodu... amnestii i jak dzisiaj byśmy powiedzieli – niskiej szkodliwości społecznej ich czynów. Prócz śledczego Lindauera, w sprawach tzw. spisku w wojsku uczestniczyli inni. Części z nich prokuratura III RP postawiła zarzuty. 

W 1958 r. major Józef Kulak uniknął odpowiedzialności karnej z tych samych paragrafów, co kapitan Zygmunt Lindauer. Na korzyść obu miał świadczyć młody wiek, krótki staż pracy i „panująca w GZI atmosfera wypaczonych pojęć walki z wrogiem i daleko posuniętej izolacji oficerów Informacji od całokształtu życia społeczno-politycznego”. Kulak musiał się jednak nieźle zasłużyć, skoro Główny Zarząd Informacji oddelegował go do śledztw w sprawach „Tatarowskich” i oddał do dyspozycji nadzorującego te śledztwa, płk. Skulbaszewskiego. Kulak znęcał się m.in. nad gen. Adamem Uziembłą i głównym oskarżonym, gen. Stanisławem Tatarem. 

Najwyższy Sąd Wojskowy zarzucił Kulakowi, że „bił aresztowanych rękami i pałką gumową oraz linijką, kopał ich, rzucał na podłogę, deptał po ciele i palcach nóg, tłukł głowami aresztowanych o ścianę, wykręcał uszy, wsadzał im palce do oczu i zadawał ciosy bokserskie, oblewał wodą, a następnie polecał im stać zimą przy otwartym oknie, lżył i znieważał aresztowanych ordynarnymi wyzwiskami”. 

 

Inni winni

Porucznik Antoni Latka, podobnie jak inni, stosował przymus fizyczny i psychiczny. „Pracował” m.in. z gen. Stefanem Mossorem. Generała zamknięto w nieogrzewanej celi, w której przebywał prawie przez dwie zimy. Śledczy przesłuchiwali go po 20 godzin na dobę, sadzali na odwróconym stołku. Mimo to nie przyznał się do rzekomego udziału w spisku, ale pobyt w więzieniu przypłacił zdrowiem. 

Major Zbigniew Krauze, jako jeden z nielicznych „oficerów” śledczych, ukończył gimnazjum i liceum. Kapitan Marian Popiołek też nie był byle kim, bo… należał wcześniej do Armii Ludowej. W sprawie porucznika Czesława Świstka komisja Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL w latach 1956–1957) wnosiła do ówczesnego szefa MSW o zwolnienie go z aparatu śledczego i obniżenie stopnia oficerskiego. 

Podczas śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę wojskową wszyscy byli „śledzie” potwierdzili, że uczestniczyli w przesłuchaniach, ale tylko Antoni Latka przyznał się, że brał udział w tzw. konwejerze – trwającym przez kilkanaście godzin (bez przerwy) przesłuchaniu, połączonym ze szczególnym udręczeniem fizycznym i psychicznym.
 


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Morderca Jakub Berman. Demokrata lat 40-tych tylko u nas
Tadeusz Płużański: Morderca Jakub Berman. Demokrata lat 40-tych

10 kwietnia 1984 r. w Warszawie zmarł Jakub Berman, członek Komunistycznej Partii Polski, działacz Związku Patriotów Polskich i Centralnego Biura Komunistów Polski. W latach 1948–1956 członek Biura Politycznego PZPR, nadzorca stalinowskiego aparatu bezpieczeństwa.

Tȟašúŋke Witkó: Obecna Rosja to nie ZSRR, ale USA Trumpa to też nie USA Ronalda Reagana tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Obecna Rosja to nie ZSRR, ale USA Trumpa to też nie USA Ronalda Reagana

Federacji Rosyjskiej Władimira Władimirowicza Putina daleko do potęgi militarnej Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich pod batutą Leonida Iljicza Breżniewa, Jurija Władimirowicza Andropowa czy Konstantina Ustinowicza Czernienki. Niewielkie to jednak dla nas pocieszenie, bowiem Stany Zjednoczone Ameryki, kierowane przez Donalda Johna Trumpa, też nie są jednak tym samym krajem, który – na czele z Ronaldem Wilsonem Reaganem – złamał, a przynajmniej mocno nadwyrężył, kręgosłup „Imperium Zła”.

Karol Nawrocki wręczył Rafałowi Trzaskowskiemu tęczową flagę. Zaskakująca reakcja kandydata KO z ostatniej chwili
Karol Nawrocki wręczył Rafałowi Trzaskowskiemu tęczową flagę. Zaskakująca reakcja kandydata KO

Debata zorganizowana przez sztab Rafała Trzaskowskiego przybrała nieoczekiwany obrót. Kandydat KO otrzymał od swojego rywala tęczową flagę.

Za kryzys w Europie odpowiada też pana szef, Donald Tusk. Nawrocki odpowiedział Trzaskowskiemu z ostatniej chwili
"Za kryzys w Europie odpowiada też pana szef, Donald Tusk". Nawrocki odpowiedział Trzaskowskiemu

– Musi pan wiceprzewodniczący mieć świadomość, że Europa znajduje się w gigantycznym kryzysie, za to odpowiada też pana szef Donald Tusk, który podpisał pakt z Putinem razem z Angelą Merkel i pod wpływem tego paktu ośmielona milionami euro Federacja Rosyjska zaatakowała Ukrainę – mówił podczas piątkowej debaty zorganizowanej przez sztab Rafała Trzaskowskiego kandydat na prezydenta Karol Nawrocki.

Wdzierają się do domów. Niemcy w kłopocie Wiadomości
"Wdzierają się do domów". Niemcy w kłopocie

Agresywne i wyjątkowo uciążliwe - mrówki z gatunku Tapinoma magnum, pochodzące z rejonu śródziemnomorskiego, coraz śmielej zdobywają regiony Niemiec. Owady, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak pospolite, rodzime mrówki, mogą być bardzo problematyczne.

Jaki wylosował się dziś Trzaskowski? Stanowski ostro do kandydata KO podczas debaty w Końskich z ostatniej chwili
Jaki "wylosował się dziś Trzaskowski"? Stanowski ostro do kandydata KO podczas debaty w Końskich

– Widzę, że dzisiaj się wylosowała ta wersja Rafała Trzaskowskiego, który akurat jest przeciwko wpuszczaniu migrantów. Co jakiś czas to się zmienia. Cieszę się, bo akurat w tym momencie się zgadzamy. Nie wiem, czy za tydzień będziemy się zgadzać, bo nie jest pan specjalnie mocny w utrzymywaniu tego samego zdania – mówił podczas piątkowej debaty zorganizowanej przez sztab Rafała Trzaskowskiego twórca Kanału Zero i kandydat na prezydenta Krzysztof Stanowski.

Debata Trzaskowskiego. Symboliczne nagranie samotnego kandydata KO z ostatniej chwili
Debata Trzaskowskiego. Symboliczne nagranie samotnego kandydata KO

Sieć podbija nagranie ukazujące kandydata KO Rafała Trzaskowskiego, który samotnie oczekuje na kandydatów wracających z debaty zorganizowanej przez Telewizję Republika, Telewizję wPolsce24 oraz Telewizję Trwam.

 Masowe zatrucie w Centrum Szkolenia Straży Granicznej. Wzrósł bilans poszkodowanych Wiadomości
Masowe zatrucie w Centrum Szkolenia Straży Granicznej. Wzrósł bilans poszkodowanych

Do 71 osób wzrosła liczba słuchaczy Centrum Szkolenia Straży Granicznej w Kętrzynie hospitalizowanych z powodu objawów zatrucia pokarmowego - podała w piątek SG. Sanepid ustala, co mogło być źródłem salmonelli, która wywołała zatrucie.

Trump zniecierpliwiony postawą Rosji. Padły mocne słowa polityka
Trump zniecierpliwiony postawą Rosji. Padły mocne słowa

Rosja musi się ruszyć, ginie zbyt wielu ludzi - napisał w piątek prezydent USA Donald Trump w mediach społecznościowych, odnosząc się do negocjacji w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie.

Dziennikarz TV Republika zaatakowany przed wejściem na debatę Trzaskowskiego z ostatniej chwili
Dziennikarz TV Republika zaatakowany przed wejściem na debatę Trzaskowskiego

Pod wejściem na halę w Końskich, gdzie odbędzie się debata organizowana przez sztab Rafała Trzaskowskiego doszło do awantury.

REKLAMA

Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy

W latach 50. stalinowska prokurator Helena Wolińska, razem ze swoim konkubentem Franciszkiem Jóźwiakiem, nadzorowała jedną z głośniejszych spraw – tzw. spisku w wojsku.
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) / IPN

Po wydanych przez nią i jej kolegów nakazach aresztowania oskarżonych brali w obroty śledczy. We wniosku ekstradycyjnym – który, jak wiemy, został przez Wielką Brytanię odrzucony – prokuratura wojskowa zarzuciła Wolińskiej bezprawne aresztowanie płk. Bernarda Adameckiego. Z kolei pięciu śledczych Informacji Wojskowej (stalinowskiego kontrwywiadu) oskarżono o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad polskimi oficerami. 

Wolińska aresztowała płk. Adameckiego 21 listopada 1950 r., tego samego dnia, co gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Codziennie takich spraw miała kilka. Klasowego wroga trzeba było zniszczyć. 
Pułkownik Bernard Adamecki był sądzony w jednej z największych i najbardziej tragicznych spraw związanych ze sfingowanym spiskiem w wojsku – procesie tzw. grupy kierowniczej konspiracji Wojsk Lotniczych. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie pod przewodnictwem Piotra Parzenieckiego stanął u boku siedmiu innych oskarżonych – samych pułkowników i podpułkowników. Jako jedyny należał wcześniej do Armii Krajowej (był szefem Wydziału Lotniczego Komendy Głównej AK, ps. Gozdawa, odznaczony Orderem Virtuti Militari). Płk August Menczak walczył w Polskiej Armii Ludowej, a pozostali w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To właśnie Adameckiemu i Menczakowi przypisano kierowniczą rolę w zbrodniczej działalności. Obaj oficerowie mieli działać z polecenia płk. Franciszka Hermana, jednego z głównych oskarżonych o spisek w wojsku. 

Płk Bernard Adamecki, urodzony w 1897 r., w wojsku służył od 1916 r. Po wojnie był komendantem Wojskowej Szkoły Technicznej. Płk August Menczak był szefem sztabu Kwatermistrzostwa Wojsk Lotniczych.

 

"Zdrajcy"

Śledztwo przeciwko płk. Adameckiemu prowadzono w Zarządzie Informacji Wojsk Lotniczych, inni byli przesłuchiwani w Głównym Zarządzie Informacji WP. Nadzór nad całością sprawował zastępca szefa GZI, płk Antoni Skulbaszewski. Pomagali mu: płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski. Akt oskarżenia napisał ppłk Iwan Amons, prokurator Wojsk Lotniczych. Ten kłamliwy dokument musiał być jeszcze zatwierdzony w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Uczynił to kolega płk Wolińskiej, ppłk Marian Frenkiel. 
Tajna rozprawa, bez udziału obrony, rozpoczęła się 8 maja 1952 r. w budynku Informacji. W wyniku wcześniejszych tortur wszyscy oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów. Ppłk Amons zażądał dla pięciu z nich, m.in. Menczaka, kary śmierci, a dla pozostałych trzech, w tym Adameckiego, długoletniego więzienia. Oskarżał takimi słowy: „Proces dzisiejszy to proces zaciętych wrogów, szpiegów i dywersantów, którzy byli na usługach państw imperialistycznych. Proces ten to jeszcze jedno zdemaskowanie nikczemnej garstki wykolejeńców narodu polskiego, którzy zdradzili swój kraj i wiernie służyli agentom świata imperialistycznego, dążąc do nowej pożogi wojennej. Grupa oskarżonych zajmowała się w sposób wyjątkowo perfidny i uporczywy szpiegostwem na rzecz państw imperialistycznych, na korzyść podżegaczy wojennych”. Podstawą oskarżenia był dekret z kwietnia 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa. 

Sędziowie podkreślali ogrom popełnionych zbrodni i perfidną [słowo perfidny było wyjątkowo popularne] ideowość oskarżonych, których pobudką działania była wyłącznie nienawiść do władzy „ludowej” w Polsce, jak również długotrwały okres zbrodniczej działalności.

 

Wyroki

Adamecki miał kierować grupą dywersyjno-szpiegowską od lipca 1946 do stycznia 1949 r. Aż dziw bierze, że władza „ludowa” tak długo o tym nie wiedziała albo na to pozwalała. 

Grupa „współpracowała bezpośrednio z centralnym kierownictwem organizacji w kraju i ośrodkiem w Londynie”. Adamecki „zbierał, gromadził i przekazywał przedstawicielom wywiadów imperialistycznych wiadomości z zakresu obronności państwa, a dotyczące lotnictwa wojskowego i cywilnego, stanowiące tajemnicę państwową i wojskową”. 

Najwyższy Sąd Wojskowy wydał wyrok 13 maja 1952 r. Dyspozycyjni wobec komunistycznego reżimu sędziowie uznali, że sześciu oskarżonych, w tym Adamecki i Menczak, nie zasługują na ułaskawienie. Wobec Adameckiego kara została zatem zaostrzona. 

Zgromadzenie Sędziów NSW odrzuciło wnioski skazanych i ich rodzin o rewizję wyroków, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 7 sierpnia 1952 r. płk Bernard Adamecki i pozostali oficerowie zostali zamordowani w więzieniu mokotowskim w Warszawie. 

Prokuratura wojskowa III RP oskarżyła Wolińską o to, że pozbawiając wolności płk. Adameckiego, nie dysponowała dowodami jego winy i miała pełną świadomość, czym może się to dla niego skończyć. Dopiero 26 kwietnia 1956 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wznowił postępowanie, ale już następnego dnia Naczelna Prokuratura Wojskowa umorzyła je, uznając, że... nie było jakichkolwiek obiektywnych dowodów na potwierdzenie stawianych w oskarżeniu zarzutów. Ofiar, nawet pośmiertnie, nie uniewinniono, a prawdziwych winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. Tego wymagała socjalistyczna praworządność i tak dzieje się do dziś. 

 

Zadawał ciosy bokserskie

Jednym ze śledczych płk. Bernarda Adameckiego był kapitan Zygmunt Lindauer, który ze stanowiska zwykłego oficera śledczego GZI MON awansował na p.o. szefa Wydziału Śledczego Okręgowego Zarządu Informacji Wojsk Lotniczych w Warszawie. W organach Informacji pracował od jesieni 1945 r. (miał wówczas 23 lata), do kwietnia 1953 r. W 1958 r. Najwyższy Sąd Wojskowy uznał, że w sprawie płk. Adameckiego i innych stosował niedozwolone metody w postaci długotrwałych przesłuchań, w sposób podstępny przekonywał ich, że dla ratowania życia muszą przyznać się do popełnienia zarzucanych im przestępstw i sugerował treść zeznań, stwarzając w ten sposób fikcyjną zgodność ich wyjaśnień... Mimo jednoznacznego udowodnienia winy, postępowanie w sprawie Lindauera, podobnie jak w przypadku wielu innych śledczych, zostało umorzone z powodu... amnestii i jak dzisiaj byśmy powiedzieli – niskiej szkodliwości społecznej ich czynów. Prócz śledczego Lindauera, w sprawach tzw. spisku w wojsku uczestniczyli inni. Części z nich prokuratura III RP postawiła zarzuty. 

W 1958 r. major Józef Kulak uniknął odpowiedzialności karnej z tych samych paragrafów, co kapitan Zygmunt Lindauer. Na korzyść obu miał świadczyć młody wiek, krótki staż pracy i „panująca w GZI atmosfera wypaczonych pojęć walki z wrogiem i daleko posuniętej izolacji oficerów Informacji od całokształtu życia społeczno-politycznego”. Kulak musiał się jednak nieźle zasłużyć, skoro Główny Zarząd Informacji oddelegował go do śledztw w sprawach „Tatarowskich” i oddał do dyspozycji nadzorującego te śledztwa, płk. Skulbaszewskiego. Kulak znęcał się m.in. nad gen. Adamem Uziembłą i głównym oskarżonym, gen. Stanisławem Tatarem. 

Najwyższy Sąd Wojskowy zarzucił Kulakowi, że „bił aresztowanych rękami i pałką gumową oraz linijką, kopał ich, rzucał na podłogę, deptał po ciele i palcach nóg, tłukł głowami aresztowanych o ścianę, wykręcał uszy, wsadzał im palce do oczu i zadawał ciosy bokserskie, oblewał wodą, a następnie polecał im stać zimą przy otwartym oknie, lżył i znieważał aresztowanych ordynarnymi wyzwiskami”. 

 

Inni winni

Porucznik Antoni Latka, podobnie jak inni, stosował przymus fizyczny i psychiczny. „Pracował” m.in. z gen. Stefanem Mossorem. Generała zamknięto w nieogrzewanej celi, w której przebywał prawie przez dwie zimy. Śledczy przesłuchiwali go po 20 godzin na dobę, sadzali na odwróconym stołku. Mimo to nie przyznał się do rzekomego udziału w spisku, ale pobyt w więzieniu przypłacił zdrowiem. 

Major Zbigniew Krauze, jako jeden z nielicznych „oficerów” śledczych, ukończył gimnazjum i liceum. Kapitan Marian Popiołek też nie był byle kim, bo… należał wcześniej do Armii Ludowej. W sprawie porucznika Czesława Świstka komisja Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL w latach 1956–1957) wnosiła do ówczesnego szefa MSW o zwolnienie go z aparatu śledczego i obniżenie stopnia oficerskiego. 

Podczas śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę wojskową wszyscy byli „śledzie” potwierdzili, że uczestniczyli w przesłuchaniach, ale tylko Antoni Latka przyznał się, że brał udział w tzw. konwejerze – trwającym przez kilkanaście godzin (bez przerwy) przesłuchaniu, połączonym ze szczególnym udręczeniem fizycznym i psychicznym.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe