Tȟašúŋke Witkó: Niemcy, macie problem
Osobnik klecący niniejszy felieton – indywiduum wredne i bezwzględne – natychmiast przypomniał sobie ową sentencję Stacha, kiedy tylko usłyszał o grupie chadeckich buntowników, którzy postanowili rzucić się do gardła Friedrichowi Merzowi. Co najbardziej interesujące, kanclerz Niemiec nie tylko nie był w stanie typowo teutońskim sposobem – czyli brutalnie i w zarodku – stłumić wewnątrzpartyjnego rokoszu, to jeszcze sprawa została szeroko opisana w głównych niemieckich tytułach prasowych. Dodam, że na łamach zaodrzańskich gazet trudno doszukać się większego potępienia czynu wywrotowców i zdecydowanego wsparcia dla Merza. To oznacza, że współczesny, chadecko-socjaldemokratyczny gabinet jest najzwyczajniej w świecie słaby, bowiem w erze rządów Angeli Merkel coś podobnego byłoby wręcz niewyobrażalne. Cóż, mnie osobiście, jako Polaka, kłopoty w państwie sąsiednim, do tego wrogim memu krajowi, muszą cieszyć, a moi Czytelnicy już wiedzą, czemu przywołałem maksymę mego starego kompaniona.
Anatomia konfliktu
Rząd niemiecki postanowił zreformować system emerytalny. My – ludzie żyjący tutaj, nad Wisłą, przez lata uczeni doświadczeniem – doskonale wiemy, że należy mocno dzierżyć w dłoniach portfele zawsze wtedy, kiedy którykolwiek z oficjeli zaczyna cokolwiek napomykać o jakiekolwiek reformie, albowiem pewne jest, że rząd właśnie chce nas znów złupić. Paradoksalnie, gabinet Merza nie chciał przyciąć świadczeń swym obywatelom, a wręcz przeciwnie – postanowił dosypać euro do pugilaresów seniorów. „Dlaczego?!” – chciałoby się zakrzyknąć. „Skąd ta nagła dobroć?!” – zapyta podejrzliwie grupa niezorientowanych. Moi Wspaniali Czytelnicy, ludzie wyrobieni politycznie, doskonale zdają sobie sprawę, że coś za ową łaskawością musi się kryć, prawda? Naturalnie, kryje się! Otóż, w roku 2026 w pięciu landach odbędą się wybory do lokalnych parlamentów, a osoby na jesieni życia – których wiele w starzejącym się społeczeństwie niemieckim – stanowią realną siłę wyborczą, dlatego do Bundestagu skierowano rządowy projekt podwyższenia świadczeń. Ot, i cała tajemnica wyjaśniona. Jest to nic innego, jak polityczne przekupstwo, taki wyborczy wurst… kiełbasa wyborcza, znaczy się. Problem Merza z przeforsowaniem ustawy senioralnej nie wypełzł z ław opozycyjnych, a – paradoksalnie – objawił się w szeregach jego macierzystej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i nazywa się Johannes Winkel.
Wojna pokoleń
Johannes Winkel, chadek urodzony pod sam koniec października 1991 roku, stanął na czele niewielkiej grupy młodych posłów, którzy jawnie sprzeciwili się pomysłowi Merza. Smaczku sprawie dodaje fakt, że ekipa „młodych-gniewnych” jest raptem kilkuosobowa, ale stanowi jednocześnie polityczny „języczek u wagi” – bez jej głosów niczego nie da się przeforsować w paramencie. Kanclerz, będący w wyraźnej panice, nie nakazał owych żółtodziobów wytarzać w smole i pierzu, a następnie popędzić kańczugami nagich po śniegu, a wręcz przeciwnie – błagalnie zaczął ich przekonywać, by zagłosowali za jego ustawami, szermując przy tym wyświechtanymi hałasami o konieczności posiadania stabilnego rządu i odpowiedzialności za kraj. Z koronkarskiego obowiązku napiszę, że 5 grudnia 2025 roku Bundestag przegłosował ustawy rządowe i Merz osiągnął sukces, jednak nie da się ukryć, iż w ustach został mu gorzki posmak owego zwycięstwa. Obecnie wciąż rządzi, ale nad jego ekipą zbierają się czarne chmury, bowiem radykalna Alternatywa dla Niemiec już od jakiegoś czasu wyprzedza chadeków w sondażach i, jakby tego było mało, młodzi politycy z jego własnej partii zaczynają „spychać na pobocze” starsze pokolenie CDU. Wszystko to oznacza, że w najbliższej przyszłości Niemcy czeka poważna walka polityczna, której wynik końcowy jest dziś nieprzewidywalny. Ja osobiście trzymam kciuki, aby za Odrą nastąpiło rozdrobnienie władzy, bowiem wtedy oddali się wizja powstania europejskiego superpaństwa, które będzie jeszcze bardziej bezwzględnie łupić Polskę z wypracowanego pieniądza. Słabnące Niemcy to stan na Starym Kontynencie, którego wszyscy powinniśmy sobie życzyć.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 12 grudnia 2025 r.
[Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus]




