Wraca polityka zaciskania pasa
Co musisz wiedzieć:
- W opinii autorów rząd Donalda Tuska ogranicza wzrost wynagrodzeń i wraca do polityki zaciskania pasa, co najmocniej uderza w najniżej zarabiających.
- Dodają, że obecne podwyżki – zarówno płacy minimalnej, jak i w sferze budżetowej – są symboliczne i realnie nie poprawiają sytuacji pracowników.
- Z kolei związki zawodowe skarżą się na brak dialogu rządu ze stroną społeczną, a narastające protesty wskazują na pogłębiające się problemy na rynku pracy.
Gonimy „starą piętnastkę”
Gdy dekadę temu rząd Ewy Kopacz oddawał władzę, na konta Polaków w wyniku zatrudnienia na umowę o pracę wpływało nie mniej niż 1750 złotych brutto. W ciągu kolejnych ośmiu lat, gdy rządy sprawowała najpierw premier Beata Szydło, a potem Mateusz Morawiecki, najniższa krajowa nie tylko się podwoiła, lecz także urosła w 2023 roku do poziomu 3600 zł.
Co więcej, ten dynamiczny skok płacy minimalnej – aż o 105 procent – nie szedł w parze z polityką zaciskania pasa. Wręcz przeciwnie. Rodzice otrzymali dodatkowo 500 złotych na każde dziecko, a emeryci trzynastą i czternastą emeryturę. Ponadto zwiększono kwotę wolną od podatku do 30 tysięcy złotych, obniżono PIT do 12 procent i podniesiono pierwszy próg podatkowy do 120 tys. zł. Zmiany te spowodowały, że pensje Polaków rosły przyzwoicie, a marzenie dogonienia „starej unijnej piętnastki” ożyło na nowo. Tym bardziej że jeszcze szybciej niż płaca minimalna rosło przeciętne wynagrodzenie w gospodarce. W latach 2007–2015 średnia pensja wzrosła o około 45 procent, natomiast w latach 2015–2023 podskoczyła aż o 82 procent.
Z drugiej strony nie można nie wspomnieć o tym, że ostatnie podwyżki wynagrodzeń skonsumowała właściwie dwucyfrowa inflacja. Nie była ona bezpośrednio zawiniona przez ten czy poprzedni rząd, ale wynikała przede wszystkim z wojny na Ukrainie i kilkusetprocentowych podwyżek cen surowców. Od 2021 roku gigantycznie poszybowały w górę także ceny uprawnień do emisji CO₂, co dodatkowo zwiększyło koszty energii. Czas prosperity dobiegł końca.
- Solidarność powołała Sztab Akcji Protestacyjnej. "Rozpoczynamy przygotowania do ogólnokrajowej akcji protestacyjnej"
- Ogromne złoża na Bałtyku. Niemcy chcą zatrzymać Polskę
- Znany dziennikarz przechodzi do Kanału Zero
- Ranking najbardziej wpływowych polityków według ''Politico''. Nawrocki wyróżniony, złe wieści dla Tuska
- Zełenski zaprosił Karola Nawrockiego na Ukrainę. Jest odpowiedź Pałacu Prezydenckiego
- Piotr Duda: Jeśli rząd tych drzwi nie otworzy, to my je wyważymy
Płonne nadzieje
Kryzys pandemiczno-energetyczny doprowadził do zatrzymania czy nawet spadku stopy życiowej Polaków i przyczynił się do przetasowań na scenie politycznej. Rząd Donalda Tuska po powrocie do władzy podniósł pensje nauczycieli i urzędników o kolejno 30 i 20 procent, by zrealizować swoją wyborczą obietnicę, jednak później nie było już tak kolorowo. Każdy, kto miał nadzieję na kontynuację, musiał wrócić na ziemię.
W 2025 roku pensje nauczycieli, strażaków i urzędników państwowych wzrosły o 5 procent, a w 2026 roku zostaną podniesione jedynie o 3 procent. To dokładnie tyle, ile wynosi prognozowana inflacja. Ogromny deficyt budżetowy nie zwiastuje, aby także późniejszy 2027 rok przyniósł tutaj poprawę. Niskie 3-procentowe waloryzacje w państwowej sferze budżetowej skrytykowała strona społeczna.
„Rządowy wskaźnik na poziomie 103 procent nie odpowiada na kluczowe wyzwania, takie jak: konieczność podniesienia jakości usług publicznych, zwiększenia ich dostępności i efektywności dla obywateli oraz przedsiębiorców, utrzymania konkurencyjności płac względem sektora prywatnego oraz zapewnienia potencjału instytucjonalnego administracji w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego państwa”
– napisali w uchwale przedstawiciele strony społecznej Rady Dialogu Społecznego. Rząd jednak nie posłuchał w tej kwestii ani związków zawodowych, ani pracodawców. Premier Tusk postawił na swoim i zamknął drzwi do dialogu.
Wraca stare
Pod rządami Donalda Tuska nawet minimalne wynagrodzenie – czyli wynagrodzenie, od którego zależy sytuacja finansowa 3 milionów pracowników – niemal stanęło w miejscu. Zamiast kontynuować dynamiczne wzrosty charakterystyczne dla poprzednich lat, rząd ten podniósł kwotę minimalnego wynagrodzenia w stopniu niemal symbolicznym, ledwie dotykając poziomu inflacji. Poziom wzrostu stawki godzinowej w przyszłym roku to zaledwie 90 groszy. Te – jak je określa przewodniczący Piotr Duda – „90 groszy wstydu” wydają się wyraźnym sygnałem: rząd odchodzi od polityki socjalnej, którą prowadziła poprzednia ekipa, i wraca do swojej sprzed 2015 roku – polityki zaciskania pasa.
Ograniczanie dynamiki wzrostu minimalnego wynagrodzenia przy jednoczesnym zamykaniu drzwi do realnego dialogu ze związkami zawodowymi i ignorowaniu postulatów pracowników pokazuje, jak rząd traktuje obywateli, szczególnie tych, którym powodzi się najgorzej.
Rząd nie chce rozmawiać
– Dialog został zaorany przez ten rząd. Obserwujecie codziennie protesty rolników, górników, hutników, energetyków. Rozpoczął się także protest nauczycieli z Solidarności, protestować będą również kolejarze. To pokazuje jedno: ten rząd nie usiądzie do rozmów i negocjacji w sposób normalny, pokojowy. Do każdych spotkań trzeba go zmuszać. Oni mają dialog w poważaniu
– mówił przewodniczący Solidarności na warszawskim proteście pracowników Enei. Dodał:
– Jeśli rząd nie otworzy nam drzwi do dialogu, to my te drzwi wywarzymy sami.
Trudno nie dostrzec, że ta nowa-stara strategia rządu może mieć dalekosiężne skutki. W dłuższej perspektywie skutkiem może być stagnacja realnych dochodów wielu rodzin, co odbije się nie tylko na konsumpcji, ale i na poczuciu ekonomicznej stabilności i wzroście nierówności.
Mimo że zwolennicy polityki zaciskania pasa twierdzą, że taka strategia ma przynieść w dłuższej perspektywie stabilizację finansów państwa, na razie trudno zauważyć jakiekolwiek pozytywne efekty. Rynek pracy zaczyna się kruszyć: coraz więcej firm informuje o ograniczeniu rekrutacji, część przedsiębiorstw przenosi działalność za granicę, a kolejne branże ogłaszają zwolnienia grupowe. Do tego dochodzą wstrzymywane lub opóźniane inwestycje, które w normalnych warunkach napędzałyby rozwój gospodarczy. Polacy, obserwując te procesy, nie widzą realnych korzyści wynikających z polityki oszczędności, za to praktycznie w każdym obszarze dostrzegają pogarszającą się sytuację ekonomiczną.
W związku z tym pojawiają się pytania i wątpliwości. Pytanie, czy problemy wynikają po prostu z nieudolności rządzących, czy może to być skutek świadomych decyzji, które – choć tłumaczone potrzebą naprawy finansów – w praktyce osłabiają pozycję Polski, ograniczają potencjał przedsiębiorstw i uderzają w zwykłych obywateli.
[Niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




