Śmierć dziecka odebranego matce. Ekspert: dziecko to też człowiek

Co musisz wiedzieć?
- Policja zabrała 3-letnią Lenę i 4-miesięcznego Oskara, gdy ich matka trafiła do więzienia za mandaty.
- Dzieci umieszczono w różnych rodzinach zastępczych, nie informując bliskich o miejscu pobytu.
- Cztery dni później Oskar zmarł.
- Internautów zbulwersowało zdjęcie z pogrzebu Oskara, na który matkę, doprowadzono w kajdankach zespolonych
Opinia eksperta
Ostatnia głośna sytuacja, w której kilkumiesięczne dziecko zostało odebrane w związku z zatrzymaniem matki do odbycia kary pozbawienia i umieszczone w pieczy zastępczej, to więcej niż bulwersujący news. To test dla całego systemu prawnego i społecznej wrażliwości — test, który pozostawia więcej pytań niż daje odpowiedzi.
Najważniejsze jest jedno: dobro dziecka. Polskie prawo, Konwencja o Prawach Dziecka, a także bogate orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Sądu Najwyższego mówią wprost — rozdzielenie dziecka od rodziny może być rozwiązaniem wyłącznie ostatecznym, gdy inne środki ochrony dziecka naprawdę zawiodą.
System przewiduje przecież całą paletę możliwości, zanim sięgnie po środek tak drastyczny, jak umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej. Powinno być najpierw rozważone pozostawienie dziecka u najbliższych — u dziadków, krewnych albo innych zaufanych osób. Rodzina powinna być objęta pomocą kuratora, asystenta rodziny albo innym wsparciem przewidzianym ustawą. Tak działa zasada subsydiarności: najpierw rodzina i środki mniej ingerujące, później, gdy naprawdę nie ma innej drogi, rodzina zastępcza.
Policja oczywiście może i ma prawo działać szybko, gdy sytuacja tego wymaga. Ma prawo zdecydować na miejscu, gdy dobro dziecka jest bezpośrednio zagrożone. Ale ten przywilej idzie w parze z bezwzględnym obowiązkiem natychmiastowego zawiadomienia sądu opiekuńczego. To właśnie dzięki temu sędzia i kurator mogą bezzwłocznie wkroczyć, sprawdzić warunki, przeanalizować sytuację i zdecydować, gdzie dziecko naprawdę będzie bezpieczne — i to wszystko w możliwie najkrótszym czasie.
Polski system przewiduje całodobowy dyżur sędziego i kuratora wydziału rodzinnego. To oni, po otrzymaniu informacji od Policji, mają maksymalnie 72 godziny, aby zdecydować, jak najlepiej zabezpieczyć dobro dziecka i wydać odpowiednią decyzję w trybie zabezpieczenia, zanim w sposób ostateczny orzeknie o pieczy nad dzieckiem.. To mechanizm, który daje gwarancję, że tak trudne i wrażliwe sprawy rozstrzygane są bez zwłoki i bez bezdusznej rutyny.
I choć przepisy tworzą jasne ramy, to przykro, gdy widzimy sytuację, która daje tak dramatyczne skutki. Powstaje pytanie, czy procedury naprawdę zostały zastosowane tak, jak przewiduje to prawo — i jak nakazuje elementarna troska o dobro dziecka. Bo według orzecznictwa zarówno europejskiego, jak i polskiego najwyższego szczebla, rozdzielenie dziecka od rodziny może być uzasadnione wyłącznie jako środek ostateczny, gdy inne możliwości naprawdę się wyczerpały.
Ta sprawa to ważny moment refleksji. Przypomina, że dziecko to człowiek, a nie „sprawa” w aktach. Że najtrudniejsze decyzje muszą być podejmowane tak, aby naprawdę służyły temu, co najważniejsze — bezpieczeństwu, godności i dobru dziecka. Bo właśnie po to istnieje prawo. Żeby chronić. Żeby służyć. Żeby nigdy, nawet w sytuacjach trudnych i kryzysowych, nie zatracić człowieczeństwa.
Interwencja służb
15 maja do mieszkania w Warszawie zapukali funkcjonariusze policji. 22-letnia Magdalena, matka dzieci, została doprowadzona do aresztu za nieopłacone mandaty. Decyzją policji trzyletnia Lena i czteromiesięczny Oskar trafili pod opiekę zastępczą.
– Nic kompletnie, żadnych dokumentów, tylko "książeczki proszę oddać i akty urodzenia". Ja mówię, czy ja nie mogę zostać z dziećmi? "Nie, bo pani jest za stara i pani sobie nie poradzi". Tłumaczyłam, że przyjdzie córka z pracy i mi pomoże – oświadczyła pani Halina, prababcia Oskara i Leny.
Jakub, ojciec dzieci, pracował poza Warszawą i miał zaledwie dwie godziny na powrót. Nie zdążył.
Śmierć Oskara
Dzieci trafiły do różnych rodzin zastępczych, o których lokalizacji bliscy dowiedzieli się dopiero po fakcie. Po czterech dniach opieki zastępczej Oskar zmarł. Babcia Monika usłyszała w radiu o śmierci czteromiesięcznego dziecka na Saskiej Kępie i dopiero wtedy zorientowała się, że chodzi o jej wnuka.
Według rzecznika Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, sekcja zwłok nie wykazała obrażeń ani zadławienia jedzeniem. Wskazano na możliwą niewydolność krążeniowo-oddechową. Śledztwo prowadzone jest in rem, nikomu nie postawiono zarzutów.
Policja wydała komunikat
Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie oświadczyło, że o zabezpieczeniu dzieci zdecydowała policja, a nie pracownik socjalny czy sąd. Policja opublikowała komunikat.
Podstawą interwencji Policji był wydany w stosunku do matki dzieci przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Południe nakaz doprowadzenia w celu odbycia kary pozbawienia wolności. Zatrzymanie matki dzieci było konieczne, prawnie uzasadnione i zrealizowane zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami. Ze względu na małe dzieci czynności prowadzono w sposób mający maksymalnie ograniczyć jakiekolwiek negatywne skutki.
Na miejscu zastano matkę z dwójką małych dzieci, prababcię i dwie dorosłe osoby, które z uwagi na swoją niepełnosprawność wymagały także bieżącej opieki ze strony prababci. Tak wynikało z informacji przekazanych policjantkom przez domowników. Ojciec dzieci nie zamieszkiwał wspólnie z ich matką - jest on osobą poszukiwaną przez Policję i ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Matka dzieci nie chciała przekazać informacji o miejscu jego pobytu.
Prababcia poinformowała interweniujące policjantki, że matka dzieci nie przykłada wagi do okresowych badań kontrolnych maluchów, trzyletnia dziewczynka nie mówi, a mama dziecka nie starała się diagnozować przyczyn takiego stanu i konsultować ich z lekarzami.
Te informacje wskazywały, że opieka nad dziećmi ze strony matki mogła być pełniona w sposób niewłaściwy, a prababcia nie miała możliwości jej polepszenia ze względu na pozostające pod jej pieczą dwie dorosłe niepełnosprawne kobiety.
Policjantki zwróciły także uwagę na zachowanie trzyletniej dziewczynki, która po wejściu funkcjonariuszek do mieszkania wtuliła się w jedną z nich, nie chciała pozwolić na rozdzielenie i nie wykazywała zainteresowania osobą mamy.
Powyższe było przyczyną, dla której policja powiadomiła o sytuacji Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie i przekazała dzieci przybyłym na miejsce pracownikom tej instytucji.
Zgodnie z art. 3 ust. 1 Konwencji o prawach dzieci: „We wszystkich działaniach dotyczących dzieci, podejmowanych przez publiczne lub prywatne instytucje opieki społecznej, sądy, władze administracyjne lub ciała ustawodawcze, sprawą nadrzędną będzie najlepsze zabezpieczenie interesów dziecka”. Polska jest stroną Konwencji o Prawach Dziecka. Ratyfikowała ją 7 czerwca 1991 roku. Polska była również jednym z inicjatorów i współtwórców tej Konwencji.
Ponadto zgodnie z art. 58 i art. 103 Ustawy z dnia 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, w przypadku kryzysowych interwencji, Policja jest zobowiązana do przekazania dziecka do zawodowej rodziny zastępczej pełniącej funkcję Pogotowia Rodzinnego lub do placówki opiekuńczo-wychowawczej typu interwencyjnego.
– czytamy w komunikacie policji.
"Kobieta skuta w kajdankach na pogrzebie własnego dziecka, bo nie zapłaciła za mandat? Serio?" – pyta na platformie X dziennikarz Samuel Pereira. "Dlaczego matka była w kajdanach zespolonych w asyście policji na pogrzebie dziecka?" – czytamy we wpisie internauty.
"Materiał był o śmierci dziecka, czemu w tym oświadczeniu nie ma słowa o tym, co się stało z dzieckiem, dlaczego zmarło i czy jest w tej sprawie śledztwo?" – pyta Paweł Rybicki.
Wniosek o powrót Leny
Bliscy złożyli wniosek do sądu o natychmiastowy powrót trzyletniej Leny do domu. – Zabierają dzieci, jakbyśmy byli patologię jakąś, my chcemy tylko odzyskać nasze dzieci, nic więcej. Jedno straciliśmy. Nie wiadomo, czy nie dostaniemy kolejnego telefonu, że nie żyje kolejne, tego już nie przeżyjemy – powiedziała Monika, babcia Leny.