Jan Wróbel: Nauczyciel to i zawód, i misja

Co musisz wiedzieć?
- Nauczyciele są lekceważeni przez władzę, która „daje i wymaga”
- Z perspektywy centrum wolność pracy nauczyciela to piękne hasło – ale dające nauczycielom niedobrym poczucie bezkarności
- Systemowe zmiany w edukacji to zmagania z „kolosem”
Zadanie Władz
Z jednej strony Reforma to wielkie, werbalne zwykle, Zadanie Władz. Z punktu widzenia centrum sprawa jest ważna – i słusznie. Wydatki roczne na edukację sięgają 100 miliardów złotych, do szkoły chodzi 98 proc. polskiej młodzieży etc., etc. (Więcej wydajemy tylko na obronność). Rzecz jasna, systemowe zmiany dotyczące kolosa to zmagania z kolosem, zatem jak sięgam pamięcią, centrum wybiera zwykle jakąś działkę szkolną dającą się ogarnąć administracyjnie. Nawet wprowadzenie (i wyprowadzenie) gimnazjów, reformy strukturalnie duże, pozostawały jednak do ogarnięcia środkami administracyjnymi. Na tym tle gromkie wojny o Gombrowicza na liście lektur czy o niesłuszne ideowo treści w przedmiotach wychowawczych, spory o sposób podawania przez szkołę wiadomości na temat homoseksualizmu i tak dalej to kawa z mleczkiem sojowym. Coś dopisać do programu, coś z niego wypisać to łatwizna.
Nie jest natomiast łatwizną wspomaganie w nauczyciel(k)ach radości z wykonywanej pracy. Tym bardziej podtrzymywanie w społeczeństwie przekonania, że szkoła jest rzeczą ważną i ponadpartyjną. Dekady traktowania nauczycieli jako wykonawców poleceń centrum, nasilone jeszcze w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości, odbierają wiarę w to, że nauczyciel to i zawód, i misja.
- Szef oświatowej „Solidarności”. Nauczyciele są coraz bardziej zestresowani
- Zdrowie w nazwie, ideologia w treści
- Polacy wskazali zwycięzcę. Nawrocki miażdży Tuska w najnowszym sondażu
- Grupa Wyszehradzka wraca do gry. Karol Nawrocki zwrócił się do Viktora Orbana
- Zwolniono przewodniczącą "S" w Omega Trade
- George Simion o Solidarności: Ten ruch społeczny jest modelem, jak walczyć o wolność w Europie!
I tak dochodzimy do fundamentalnego poziomu polskich refom. To perspektywa pojedynczego pracownika szkoły. Lekceważonego przez władze, często również te lokalne, starające się kontrolować bardzo istotną w mniejszych miejscowościach instytucję... Straszonego przez rodziców (wiadomo, tylko niektórych, ale to pociecha stosunkowo marna, że jeszcze straszenie kuratorium i prawnikiem nie jest bardzo powszechne). Z perspektywy centrum wolność pracy nauczyciela to piękne hasło – ale dające nauczycielom niedobrym, a w niektórych przypadkach nawet i dobrym, ale niesfornym, mającym w nosie kolejne zmienne wytyczne ideowe i programowe, poczucie bezkarności.
Po dziesięcioleciach pracy w różnych szkołach tego jednego jestem akurat pewien – prawdziwe reformy szkolne odbywają się dzięki nauczycielom, a nie udają... również dzięki nim. Wydając te pieniądze, które wydajemy na oświatę, mając takie zaplecze, jakie mamy, moglibyśmy mieć szkołę znacznie lepszą. Twórczą, uczącą dochodzenia do samodzielnych wniosków. Nie nauczą tego pedagodzy na smyczy tej czy innej władzy. Muszą mieć prestiż – i wolność.
Prawdziwe reformy szkolne odbywają się dzięki nauczycielom, a nie udają... również dzięki nim.
Nie da się jej jednak wymyślić w gabinetach kolejnych ministrów i ministerek edukacji. Trzeba wykorzystać to, co już wymyślili sami nauczyciele, ale sposobu, jak to zrobić, nikt jeszcze nie opatentował. I próbować nawet nie chce, awantury o tęczę czy Sienkiewicza są po prostu prostsze.