Rolnik o umowie UE-Mercosur: Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale też suwerenność

- My musimy ograniczać emisję CO2, inwestować w remonty budynków i dostosowywać je do nowych wymogów. Tymczasem w Ameryce Południowej wycina się Amazonię, a żywność z Argentyny, Brazylii, Boliwii, Meksyku, Peru czy Wenezueli trzeba transportować. I wtedy nagle o śladzie węglowym nikt nie wspomina – mówi Emil Mieczaj - przewodniczący Rady Powiatowej NSZZ RI „Solidarność” w Szczecinku - w rozmowie z Mateuszem Piotrowskim.
Emil Mieczaj Rolnik o umowie UE-Mercosur: Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale też suwerenność
Emil Mieczaj / fot. arch. Emila Mieczaja

– Dlaczego polski konsument, który chce mieć tani produkt na półce w supermarkecie, powinien popierać rolników sprzeciwiających się umowie Mercosur zakładającej np. ułatwienia w imporcie żywności z krajów Ameryki Łacińskiej? 

- Całe zagadnienie polega na tym, że w ostatnich latach w Polsce, od momentu wejścia do Unii Europejskiej, znacznie podwyższono normy produkcji żywności, a to wygenerowało koszty. Europejska żywność jest najlepsza na świecie. Mamy wysokie wymagania nie tylko wobec produktów spożywczych, ale także wobec gleby, środowiska i wielu innych czynników, które powodują wzrost kosztów produkcji. 

Z drugiej strony są kraje Ameryki Południowej, które nie mają takich ograniczeń, jeśli chodzi o jakość produkcji, więc wytwarzają taniej. Dodatkowo mają zupełnie inny system wytwarzania żywności – na przykład mogą stosować antybiotyki i hormony wzrostu w mięsie, co w Unii jest zakazane.
Te regulacje, które wprowadziła Unia, wymuszają inwestycje w gospodarstwach, wiele środków chemicznych zostało wycofanych ze względu na ich szkodliwość dla środowiska. Tymczasem w Ameryce Południowej można stosować niemal wszystko.

Tania żywność z Ameryki, to wielki zysk dla korporacji

– A Komisja Europejska chce byśmy się otworzyli teraz na produkty z tejże Ameryki?

- Można to porównać do wyścigu – jednemu biegaczowi przypniemy ciężarek, a drugi będzie korzystał z dopingu i wspomagaczy. Tańsza żywność z Ameryki Południowej oznacza wielkie zyski przede wszystkim dla wielkich korporacji, które zajmą się ich importem.

W Unii Europejskiej dużą rolę odgrywa dziś kwestia śladu węglowego. Musimy ograniczać emisję CO2, inwestować w remonty budynków i dostosowywać je do nowych wymogów. Tymczasem w Ameryce Południowej wycina się Amazonię, a żywność z Argentyny, Brazylii, Boliwii, Meksyku, Peru czy Wenezueli trzeba transportować. I wtedy nagle o śladzie węglowym nikt nie mówi

Cała narracja Unii Europejskiej skupia się na skracaniu łańcuchów dostaw – pięknie brzmi, ale w praktyce powinniśmy stawiać na sprzedaż lokalną. My tymczasem generujemy ogromne koszty, a sprowadzana żywność będzie tańsza niż te koszty, które wiążą się z jej transportem z Ameryki Południowej.

– I wygeneruje koszty środowiskowe…

- Kolejny problem to nacisk na produkcję ekologiczną w Polsce. Od lat zachęcano nas do wytwarzania lepszej jakości żywności, ale w mniejszych ilościach, obiecując, że cena takiej produkcji będzie wyższa, tymczasem w krajach Ameryki Południowej także są gospodarstwa ekologiczne, tylko mają one zupełnie inną skalę. Wielu ludzi wyobraża sobie ekologiczne gospodarstwo jako mały ogródek, który przypomina działkę w mieście. W rzeczywistości są to ogromne przedsiębiorstwa o powierzchni 5, 6, czy 7 tysięcy hektarów. Ekologia w tych krajach sprowadza się często do uzyskania certyfikatu, a nie rzeczywistych działań proekologicznych. My jako rolnicy zgłaszamy postulat, by wymogi, które mamy w Unii Europejskiej, były lustrzanym odbiciem dla producentów spoza Unii. Jednak wprowadzenie tego jest niemal niemożliwe, bo cena ich produktów będzie wtedy zupełnie inna.

Jako rolnik ekologiczny mogę powiedzieć, że wmawiano nam, iż ekologiczna produkcja będzie wielkim sukcesem i przyniesie ogromne zyski

Tymczasem produkuję ekologicznie, a nikt nie chce tego kupować, bo konsument wybiera portfelem i nie patrzy, skąd pochodzi żywność. Czy te ziemniaki są polskie, czy pochodzą z Peru, Maroka albo innego kraju – liczy się cena. Tańszy produkt zawsze wygra, a my – polscy i europejscy rolnicy – nie będziemy w stanie z nimi konkurować. 

Najbardziej ucierpią gospodarstwa towarowe, które dostarczają żywność na szeroki rynek

Małe gospodarstwa, w których rolnicy mają inne źródło dochodu i traktują rolnictwo jako dodatkowe zajęcie, mogą przetrwać. Obsłużą swoje kilka kurek, krów czy hektarów, a w razie potrzeby dołożą z innych źródeł. Natomiast gospodarstwa zajmujące się stricte produkcją żywności na rynek będą miały ogromny problem z konkurencją z krajami Mercosur. 

Najbardziej ucierpią sektory wołowiny i drobiu. Premier Donald Tusk zapowiedział, że nie zgadza się na ustalony limit drobiu, jaki miałby być importowany z krajów Merocsur. Produkcja zwierzęca w Polsce zmniejszy się, co wpłynie także na ograniczenie upraw zbóż. Do tego dochodzi również, tak jak mówiłem, otwarty rynek z Ukrainą, co generuje kolejne wyzwania dla polskiego rolnictwa.

System naczyń połączonych

– To jest system naczyń połączonych: jeśli w Polsce nie będzie hodowli mięsa, to sprzedaż zbóż też spadnie.

– To naprawdę spowoduje zakłócenia, my nie będziemy w stanie sprzedać tego towaru. W przypadku wołowiny mamy do czynienia z limitem importu z krajów Ameryki Południowej, który wynosi tylko 3% całkowitej produkcji w Unii Europejskiej. Można powiedzieć, że to nie brzmi jak duże zagrożenie. Ale okazuje się, że 3% w skali całej UE przekłada się aż na 30% polskiej produkcji. To powoduje naprawdę drastyczne konsekwencje na rynku krajowym.

Może dojść do sytuacji, w której nie będzie gdzie sprzedać naszej wołowiny, a jeśli już uda się to zrobić, okaże się, że poniżej kosztów produkcji

To nasze największe obawy. Mam nadzieję, że się mylimy – że będziemy złymi prorokami. Jednak obawiam się, że w ciągu dziesięciu lat rolnictwo w Unii Europejskiej bardzo się zmieni. Istnieje też poważne ryzyko, że nastąpi trwała przemiana na rynkach rolnych. Rodzinne gospodarstwa mogą zniknąć, a na ich miejsce wejdą wielkie fundusze inwestycyjne i korporacje, które będą produkować tanio dzięki skali działalności.

Jednak najważniejszy jest wniosek, jaki wyciągnęliśmy z pandemii COVID-19. W tamtym czasie łańcuchy dostaw wielokrotnie się załamywały, byliśmy świadkami sytuacji, w której, na przykład, brakowało maseczek. W Polsce, która kiedyś była potęgą włókienniczą, nie było nikogo, kto mógłby je produkować. Mogliśmy się zamknąć w domach i przetrwać brak tego towaru, ale bez żywności długo nie przetrwamy. Jeśli zlikwidujemy rolnictwo lokalne, uzależnimy się od wielkich koncernów. Te koncerny będą silniejsze niż państwa. Dlatego musimy pilnować własnej żywności, dbając o jej bezpieczeństwo. To jest kluczowe i kropka. 

Sytuacja wokół umowy UE-Mercosur

– Jak oceniasz postawę naszego rządu w tej sprawie? Żeby zablokować umowę w obecnym kształcie, Polska musi zbudować mniejszość blokującą w Unii Europejskiej. 

– Minister rolnictwa Czesław Siekierski stanowczo stwierdził, że Polska jest przeciwna tej umowie. Cieszy nas sprzeciw PSL, cieszy nas również stanowisko premiera. Jednak pytanie brzmi: Czy ten głos jest w Unii Europejskiej słyszany?

Ostatnio obserwowałem Twittera pod kątem wyszukiwania hasła Mercosur. Okazuje się, że Francuzi bardzo mocno wypowiadają się na ten temat. Krytyka wobec tej umowy pojawia się we Włoszech i w krajach Beneluksu, choć w Polsce mówi się o tym raczej cicho. Niemcy natomiast bardzo mocno chwalą ten projekt. Obserwując polityków francuskich, można zauważyć, że podkreślają oni potrzebę budowania mniejszości blokującej w innych krajach Unii Europejskiej. 

Problem polega na tym, że negocjacje nad tą umową trwają już 20 lat. Pamiętam, jak w latach 2014–2015 protestowaliśmy pod kancelarią premiera przeciwko tej umowie – i wtedy była cisza. Pod koniec poprzedniej kadencji, gdy komisarzem był jeszcze Phil Hogan, rozmowy zostały wznowione. Kraje członkowskie były wtedy spokojne, bo zakładano, że sprzeciw lub akceptację będą musiały wyrazić zarówno parlamenty krajowe, jak i Parlament Europejski.

Byliśmy spokojni, ale teraz okazuje się, że Unia Europejska, a konkretnie komisarz Ursula von der Leyen, znalazła sposób, by pominąć konieczność uzyskania formalnego sprzeciwu czy poparcia od krajów członkowskich. To budzi duże obawy, tworzenie się „superpaństwa” w ramach Unii marginalizuje nasze kraje i ignoruje nasze sprzeciwy. Dlaczego ta umowa nagle tak gwałtownie przyspieszyła? 

We Francji, gdzie układ rządzący Emmanuela Macrona jest politycznie osłabiony, doszło do dużego przesilenia. Wykorzystuje się ten moment, gdy jeden z głównych krajów blokujących znajduje się w trudnej sytuacji.

Oczekujemy naprawdę mocnego stanowiska polskiego premiera, który wyrazi wyraźny sprzeciw wobec tej sytuacji. To nie jest kwestia polityczna – to jest niebezpieczne dla krajów członkowskich Unii Europejskiej.

Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale również naszą suwerenność. Warto pamiętać, że rolnictwo to nie tylko produkcja żywności. To także dostarczanie innych produktów, takich jak napoje czy surowce, które są kluczowe dla funkcjonowania społeczeństwa.

– W konstytucji RP jest zapisane, że gospodarstwo rodzinne jest podstawą ustroju rolnego. Wcale nie jest tak, że te wielkie konglomeraty, korporacje mają wysoką produktywność. Włochy są dobrym przykładem…

– Włochy mają średnią powierzchni znacznie niższą niż u nas, 7–8 hektarów to jest średnia powierzchnia gospodarstwa we Włoszech. Ale oni żyją z turystyki. Widziałem w Sienie kiedyś mały sklepik, przepiękny. Wszystko w nim pochodziło ze stowarzyszeń i spółdzielni rolniczych. Oni tam są superzorganizowani pod tym względem.

Polscy rolnicy muszą współpracować

– W Polsce pojedynczy rolnik jest po prostu zbyt słaby wobec Biedronki czy zagranicznego kapitału, który rządzi przetwórstwem i dyktuje warunki. Jak ty, jako aktywny lider rolniczy, widzisz tę sytuację? W jakim kierunku powinni zmierzać rolnicy, żeby utrzymać niezależność, a jednocześnie stać się zorganizowaną siłą, partnerem potrafiącym ostro negocjować z dużymi graczami?

– Współpraca. Potrzebujemy czasu, bo byliśmy zmuszeni do uległości. Najpierw byliśmy społeczeństwem pańszczyźnianym, było szlachectwo, pańszczyzna, potem komunizm, który także zmusił nas do spółdzielczości, choć była to spółdzielczość wypaczona. To wszystko sprawiło, że my, jako społeczeństwo, nie tylko rolnicy, ale całe społeczeństwo, nie potrafimy współdziałać i współpracować. My jako społeczeństwo jesteśmy bardzo słabi, jesteśmy społeczeństwem partyzanckim. Nie potrafimy współpracować, wypracować mechanizmów i systemów. 

Ile wygraliśmy protestów jako rolnicy? A trwają one od lat dziewięćdziesiątych. W zeszłym roku coś tam nam się udało zrobić jako rolnikom zachodniopomorskim, bo potrafiliśmy współpracować. Piątka dla zwierząt – byliśmy skuteczni, bo potrafiliśmy współpracować i wywarliśmy wielką presję. W latach dziewięćdziesiątych Samoobrona rolnicza załatwiła wiele spraw. Były protesty oddłużeniowe, gdzie udało się coś załatwić, ale ogólnie rzecz biorąc, była to kreacja emocji, a nie faktów.

Niemcy przygotowują się do Mercosur. Dlaczego? Rolnictwo niemieckie starzeje się w bardzo szybkim tempie, nie ma następców. Niemcy poświęcili rolnictwo kosztem przemysłu, więc dostosowali się do konkurencji z Mercosur poprzez rolnictwo ekologiczne. U nich produkcja bio jest bardzo mocno promowana. W sklepach można kupić prawdziwe produkty bio, a nie jak u nas, gdzie nie wiadomo, skąd one pochodzą. 

Weźmy jeszcze pod uwagę, że mówi się, iż wspólna polityka rolna kończy się w następnym budżecie. To znaczy, że nie będzie subwencji unijnych, ale zostaną wymagania, bo europejskie normy będą od nas czegoś wymagały. To się musi skończyć. Tego procesu nie zatrzymają sami rolnicy. Będą potrzebne inne grupy społeczne.

[Emil Mieczaj, rolnik ekologiczny, hodowla bydła mięsnego, przewodniczący Rady Powiatowej NSZZ RI „Solidarność” w Szczecinku, członek Walnego Zgromadzenia Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.]


 

POLECANE
Polska nie będzie zwolniona z mechanizmu solidarności. Jest stanowisko KE pilne
Polska nie będzie zwolniona z "mechanizmu solidarności". Jest stanowisko KE

Pomimo przyjęcia setek tysięcy uchodźców z Ukrainy, Polska nie będzie zwolniona z "mechanizmu" solidarności i jest związana wszystkimi aktami prawnymi wchodzącymi w skład Paktu o migracji i azylu. "Na gruncie prawa unijnego nie istnieją prawne możliwości zwolnienia Polski z wdrożenia jakichkolwiek elementów Pakt" – pisze Patryk Ignaszczak z Ordo Iuris.

Sawicki mówi wprost: Komisja śledcza ds. Pegasusa się ośmiesza gorące
Sawicki mówi wprost: Komisja śledcza ds. Pegasusa się ośmiesza

– Komisja, która składa wniosek o aresztowanie byłego ministra sprawiedliwości, któremu nawet nie postawiono żadnych zarzutów, ośmiesza się – mówi w rozmowie z "Wprost" poseł PSL Marek Sawicki.

Amerykanie zaniepokojeni chińską firmą od sztucznej inteligencji. Sprawdzą, czy nie ominęli sankcji Wiadomości
Amerykanie zaniepokojeni chińską firmą od sztucznej inteligencji. Sprawdzą, czy nie ominęli sankcji

Departament Handlu USA sprawdza, czy chińska firma DeepSeek korzysta z amerykańskich chipów do tworzenia sztucznej inteligencji. Chiny od 2022 r. są objęte przez administrację amerykańską ścisłymi sankcjami dotyczącymi mikroprocesorów i technologii informatycznych.

Dziennikarz Gazety Wyborczej otrzyma zakaz wstępu do Sejmu? Jest wniosek Wiadomości
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" otrzyma zakaz wstępu do Sejmu? Jest wniosek

"Składam wniosek do Marszałka Sejmu o pilne wydanie zakazu wstępu na teren Sejmu RP dla redaktora Czuchnowskiego, który zaatakował dziś posła na Sejm RP" – przekał europoseł PiS Jacek Ozdoba.

Wstyd i kompromitacja. Patryk Jaki ostro o komisji ds. Pegasusa gorące
"Wstyd i kompromitacja". Patryk Jaki ostro o "komisji ds. Pegasusa"

- Ta komisja śledcza ds. Pegasusa to jest największy wstyd i kompromitacja w historii polskiego parlamentaryzmu - powiedział europoseł Patryk Jaki komentując zamieszanie wokół zatrzymania Zbigniewa Ziobry i zakończeniem posiedzenia "komisji ds. Pegasusa". Przypomnijmy również, że komisja ds. Pegasusa działa nielegalnie – wyłączył ją z obiegu prawnego Trybunał Konstytucyjny wyrokiem z września 2024 r. W wyroku wskazał, że nie można również racjonalnie uzasadnić, ograniczając zakres zainteresowania komisji jedynie do wydarzeń z 2020 r., bez wskazania istotnych dat lub zdarzeń mających bezpośredni związek z przedmiotem badania. 

Ekspert: Dwa powody, dla których postępowanie komisji ds. Pegasusa jest prawniczym strzałem w kolano gorące
Ekspert: Dwa powody, dla których postępowanie "komisji ds. Pegasusa" jest prawniczym strzałem w kolano

"Uczestniczyłem w bardzo wielu rozprawach/posiedzeniach, na które spóźniał się konwój z aresztowanym czy zatrzymanym (...) Sąd zawsze chwilę czekał, zarządzał przerwę i prowadził czynności z doprowadzonym. Zła wola Komisji jest aż zbyt dobrze widoczna" – pisze adwokat dr Bartosz Lewandowski.

Atak nożownika w Andrychowie pilne
Atak nożownika w Andrychowie

W piątek 27-letni mężczyzna wszedł do jednego z zakładów fryzjerskich w Andrychowie i ugodził ostrym narzędziem jedną z kobiet. Jak przekazała w rozmowie z Polsatem News st. asp. Agnieszka Petek z wadowickiej policji, mężczyzna został zatrzymany, a życiu kobiety nie zagraża niebezpieczeństwo.

Niemcy: Lewaccy aktywiści wtargnęli do siedziby CDU. Podpalacie cały kraj gorące
Niemcy: Lewaccy aktywiści wtargnęli do siedziby CDU. "Podpalacie cały kraj"

Lewaccy aktywiści wtargnęli do siedziby chadeckiej partii CDU w Hanowerze. To efekt przyjęcia antyimigracyjnej rezolucji w niemieckim parlamencie.

Oficjalnie: Polka wśród ofiar katastrofy lotniczej pod Waszyngtonem z ostatniej chwili
Oficjalnie: Polka wśród ofiar katastrofy lotniczej pod Waszyngtonem

Wśród ofiar katastrofy samolotu pod Waszyngtonem jest posiadająca polskie obywatelstwo Justyna Magdalena Beyer – potwierdził w piątek PAP rzecznik MSZ Paweł Wroński.

Karol Nawrocki: Polski rolnik musi ciągle walczyć Wiadomości
Karol Nawrocki: Polski rolnik musi ciągle walczyć

W piątek Karol Nawrocki wziął udział w konsultacjach programowych dotyczących rolnictwa. Obywatelski kandydat na prezydenta zadeklarował, że jako prezydent przedłoży kilka projektów ustaw, które wesprą polskich rolników.

REKLAMA

Rolnik o umowie UE-Mercosur: Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale też suwerenność

- My musimy ograniczać emisję CO2, inwestować w remonty budynków i dostosowywać je do nowych wymogów. Tymczasem w Ameryce Południowej wycina się Amazonię, a żywność z Argentyny, Brazylii, Boliwii, Meksyku, Peru czy Wenezueli trzeba transportować. I wtedy nagle o śladzie węglowym nikt nie wspomina – mówi Emil Mieczaj - przewodniczący Rady Powiatowej NSZZ RI „Solidarność” w Szczecinku - w rozmowie z Mateuszem Piotrowskim.
Emil Mieczaj Rolnik o umowie UE-Mercosur: Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale też suwerenność
Emil Mieczaj / fot. arch. Emila Mieczaja

– Dlaczego polski konsument, który chce mieć tani produkt na półce w supermarkecie, powinien popierać rolników sprzeciwiających się umowie Mercosur zakładającej np. ułatwienia w imporcie żywności z krajów Ameryki Łacińskiej? 

- Całe zagadnienie polega na tym, że w ostatnich latach w Polsce, od momentu wejścia do Unii Europejskiej, znacznie podwyższono normy produkcji żywności, a to wygenerowało koszty. Europejska żywność jest najlepsza na świecie. Mamy wysokie wymagania nie tylko wobec produktów spożywczych, ale także wobec gleby, środowiska i wielu innych czynników, które powodują wzrost kosztów produkcji. 

Z drugiej strony są kraje Ameryki Południowej, które nie mają takich ograniczeń, jeśli chodzi o jakość produkcji, więc wytwarzają taniej. Dodatkowo mają zupełnie inny system wytwarzania żywności – na przykład mogą stosować antybiotyki i hormony wzrostu w mięsie, co w Unii jest zakazane.
Te regulacje, które wprowadziła Unia, wymuszają inwestycje w gospodarstwach, wiele środków chemicznych zostało wycofanych ze względu na ich szkodliwość dla środowiska. Tymczasem w Ameryce Południowej można stosować niemal wszystko.

Tania żywność z Ameryki, to wielki zysk dla korporacji

– A Komisja Europejska chce byśmy się otworzyli teraz na produkty z tejże Ameryki?

- Można to porównać do wyścigu – jednemu biegaczowi przypniemy ciężarek, a drugi będzie korzystał z dopingu i wspomagaczy. Tańsza żywność z Ameryki Południowej oznacza wielkie zyski przede wszystkim dla wielkich korporacji, które zajmą się ich importem.

W Unii Europejskiej dużą rolę odgrywa dziś kwestia śladu węglowego. Musimy ograniczać emisję CO2, inwestować w remonty budynków i dostosowywać je do nowych wymogów. Tymczasem w Ameryce Południowej wycina się Amazonię, a żywność z Argentyny, Brazylii, Boliwii, Meksyku, Peru czy Wenezueli trzeba transportować. I wtedy nagle o śladzie węglowym nikt nie mówi

Cała narracja Unii Europejskiej skupia się na skracaniu łańcuchów dostaw – pięknie brzmi, ale w praktyce powinniśmy stawiać na sprzedaż lokalną. My tymczasem generujemy ogromne koszty, a sprowadzana żywność będzie tańsza niż te koszty, które wiążą się z jej transportem z Ameryki Południowej.

– I wygeneruje koszty środowiskowe…

- Kolejny problem to nacisk na produkcję ekologiczną w Polsce. Od lat zachęcano nas do wytwarzania lepszej jakości żywności, ale w mniejszych ilościach, obiecując, że cena takiej produkcji będzie wyższa, tymczasem w krajach Ameryki Południowej także są gospodarstwa ekologiczne, tylko mają one zupełnie inną skalę. Wielu ludzi wyobraża sobie ekologiczne gospodarstwo jako mały ogródek, który przypomina działkę w mieście. W rzeczywistości są to ogromne przedsiębiorstwa o powierzchni 5, 6, czy 7 tysięcy hektarów. Ekologia w tych krajach sprowadza się często do uzyskania certyfikatu, a nie rzeczywistych działań proekologicznych. My jako rolnicy zgłaszamy postulat, by wymogi, które mamy w Unii Europejskiej, były lustrzanym odbiciem dla producentów spoza Unii. Jednak wprowadzenie tego jest niemal niemożliwe, bo cena ich produktów będzie wtedy zupełnie inna.

Jako rolnik ekologiczny mogę powiedzieć, że wmawiano nam, iż ekologiczna produkcja będzie wielkim sukcesem i przyniesie ogromne zyski

Tymczasem produkuję ekologicznie, a nikt nie chce tego kupować, bo konsument wybiera portfelem i nie patrzy, skąd pochodzi żywność. Czy te ziemniaki są polskie, czy pochodzą z Peru, Maroka albo innego kraju – liczy się cena. Tańszy produkt zawsze wygra, a my – polscy i europejscy rolnicy – nie będziemy w stanie z nimi konkurować. 

Najbardziej ucierpią gospodarstwa towarowe, które dostarczają żywność na szeroki rynek

Małe gospodarstwa, w których rolnicy mają inne źródło dochodu i traktują rolnictwo jako dodatkowe zajęcie, mogą przetrwać. Obsłużą swoje kilka kurek, krów czy hektarów, a w razie potrzeby dołożą z innych źródeł. Natomiast gospodarstwa zajmujące się stricte produkcją żywności na rynek będą miały ogromny problem z konkurencją z krajami Mercosur. 

Najbardziej ucierpią sektory wołowiny i drobiu. Premier Donald Tusk zapowiedział, że nie zgadza się na ustalony limit drobiu, jaki miałby być importowany z krajów Merocsur. Produkcja zwierzęca w Polsce zmniejszy się, co wpłynie także na ograniczenie upraw zbóż. Do tego dochodzi również, tak jak mówiłem, otwarty rynek z Ukrainą, co generuje kolejne wyzwania dla polskiego rolnictwa.

System naczyń połączonych

– To jest system naczyń połączonych: jeśli w Polsce nie będzie hodowli mięsa, to sprzedaż zbóż też spadnie.

– To naprawdę spowoduje zakłócenia, my nie będziemy w stanie sprzedać tego towaru. W przypadku wołowiny mamy do czynienia z limitem importu z krajów Ameryki Południowej, który wynosi tylko 3% całkowitej produkcji w Unii Europejskiej. Można powiedzieć, że to nie brzmi jak duże zagrożenie. Ale okazuje się, że 3% w skali całej UE przekłada się aż na 30% polskiej produkcji. To powoduje naprawdę drastyczne konsekwencje na rynku krajowym.

Może dojść do sytuacji, w której nie będzie gdzie sprzedać naszej wołowiny, a jeśli już uda się to zrobić, okaże się, że poniżej kosztów produkcji

To nasze największe obawy. Mam nadzieję, że się mylimy – że będziemy złymi prorokami. Jednak obawiam się, że w ciągu dziesięciu lat rolnictwo w Unii Europejskiej bardzo się zmieni. Istnieje też poważne ryzyko, że nastąpi trwała przemiana na rynkach rolnych. Rodzinne gospodarstwa mogą zniknąć, a na ich miejsce wejdą wielkie fundusze inwestycyjne i korporacje, które będą produkować tanio dzięki skali działalności.

Jednak najważniejszy jest wniosek, jaki wyciągnęliśmy z pandemii COVID-19. W tamtym czasie łańcuchy dostaw wielokrotnie się załamywały, byliśmy świadkami sytuacji, w której, na przykład, brakowało maseczek. W Polsce, która kiedyś była potęgą włókienniczą, nie było nikogo, kto mógłby je produkować. Mogliśmy się zamknąć w domach i przetrwać brak tego towaru, ale bez żywności długo nie przetrwamy. Jeśli zlikwidujemy rolnictwo lokalne, uzależnimy się od wielkich koncernów. Te koncerny będą silniejsze niż państwa. Dlatego musimy pilnować własnej żywności, dbając o jej bezpieczeństwo. To jest kluczowe i kropka. 

Sytuacja wokół umowy UE-Mercosur

– Jak oceniasz postawę naszego rządu w tej sprawie? Żeby zablokować umowę w obecnym kształcie, Polska musi zbudować mniejszość blokującą w Unii Europejskiej. 

– Minister rolnictwa Czesław Siekierski stanowczo stwierdził, że Polska jest przeciwna tej umowie. Cieszy nas sprzeciw PSL, cieszy nas również stanowisko premiera. Jednak pytanie brzmi: Czy ten głos jest w Unii Europejskiej słyszany?

Ostatnio obserwowałem Twittera pod kątem wyszukiwania hasła Mercosur. Okazuje się, że Francuzi bardzo mocno wypowiadają się na ten temat. Krytyka wobec tej umowy pojawia się we Włoszech i w krajach Beneluksu, choć w Polsce mówi się o tym raczej cicho. Niemcy natomiast bardzo mocno chwalą ten projekt. Obserwując polityków francuskich, można zauważyć, że podkreślają oni potrzebę budowania mniejszości blokującej w innych krajach Unii Europejskiej. 

Problem polega na tym, że negocjacje nad tą umową trwają już 20 lat. Pamiętam, jak w latach 2014–2015 protestowaliśmy pod kancelarią premiera przeciwko tej umowie – i wtedy była cisza. Pod koniec poprzedniej kadencji, gdy komisarzem był jeszcze Phil Hogan, rozmowy zostały wznowione. Kraje członkowskie były wtedy spokojne, bo zakładano, że sprzeciw lub akceptację będą musiały wyrazić zarówno parlamenty krajowe, jak i Parlament Europejski.

Byliśmy spokojni, ale teraz okazuje się, że Unia Europejska, a konkretnie komisarz Ursula von der Leyen, znalazła sposób, by pominąć konieczność uzyskania formalnego sprzeciwu czy poparcia od krajów członkowskich. To budzi duże obawy, tworzenie się „superpaństwa” w ramach Unii marginalizuje nasze kraje i ignoruje nasze sprzeciwy. Dlaczego ta umowa nagle tak gwałtownie przyspieszyła? 

We Francji, gdzie układ rządzący Emmanuela Macrona jest politycznie osłabiony, doszło do dużego przesilenia. Wykorzystuje się ten moment, gdy jeden z głównych krajów blokujących znajduje się w trudnej sytuacji.

Oczekujemy naprawdę mocnego stanowiska polskiego premiera, który wyrazi wyraźny sprzeciw wobec tej sytuacji. To nie jest kwestia polityczna – to jest niebezpieczne dla krajów członkowskich Unii Europejskiej.

Ryzykujemy nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe, ale również naszą suwerenność. Warto pamiętać, że rolnictwo to nie tylko produkcja żywności. To także dostarczanie innych produktów, takich jak napoje czy surowce, które są kluczowe dla funkcjonowania społeczeństwa.

– W konstytucji RP jest zapisane, że gospodarstwo rodzinne jest podstawą ustroju rolnego. Wcale nie jest tak, że te wielkie konglomeraty, korporacje mają wysoką produktywność. Włochy są dobrym przykładem…

– Włochy mają średnią powierzchni znacznie niższą niż u nas, 7–8 hektarów to jest średnia powierzchnia gospodarstwa we Włoszech. Ale oni żyją z turystyki. Widziałem w Sienie kiedyś mały sklepik, przepiękny. Wszystko w nim pochodziło ze stowarzyszeń i spółdzielni rolniczych. Oni tam są superzorganizowani pod tym względem.

Polscy rolnicy muszą współpracować

– W Polsce pojedynczy rolnik jest po prostu zbyt słaby wobec Biedronki czy zagranicznego kapitału, który rządzi przetwórstwem i dyktuje warunki. Jak ty, jako aktywny lider rolniczy, widzisz tę sytuację? W jakim kierunku powinni zmierzać rolnicy, żeby utrzymać niezależność, a jednocześnie stać się zorganizowaną siłą, partnerem potrafiącym ostro negocjować z dużymi graczami?

– Współpraca. Potrzebujemy czasu, bo byliśmy zmuszeni do uległości. Najpierw byliśmy społeczeństwem pańszczyźnianym, było szlachectwo, pańszczyzna, potem komunizm, który także zmusił nas do spółdzielczości, choć była to spółdzielczość wypaczona. To wszystko sprawiło, że my, jako społeczeństwo, nie tylko rolnicy, ale całe społeczeństwo, nie potrafimy współdziałać i współpracować. My jako społeczeństwo jesteśmy bardzo słabi, jesteśmy społeczeństwem partyzanckim. Nie potrafimy współpracować, wypracować mechanizmów i systemów. 

Ile wygraliśmy protestów jako rolnicy? A trwają one od lat dziewięćdziesiątych. W zeszłym roku coś tam nam się udało zrobić jako rolnikom zachodniopomorskim, bo potrafiliśmy współpracować. Piątka dla zwierząt – byliśmy skuteczni, bo potrafiliśmy współpracować i wywarliśmy wielką presję. W latach dziewięćdziesiątych Samoobrona rolnicza załatwiła wiele spraw. Były protesty oddłużeniowe, gdzie udało się coś załatwić, ale ogólnie rzecz biorąc, była to kreacja emocji, a nie faktów.

Niemcy przygotowują się do Mercosur. Dlaczego? Rolnictwo niemieckie starzeje się w bardzo szybkim tempie, nie ma następców. Niemcy poświęcili rolnictwo kosztem przemysłu, więc dostosowali się do konkurencji z Mercosur poprzez rolnictwo ekologiczne. U nich produkcja bio jest bardzo mocno promowana. W sklepach można kupić prawdziwe produkty bio, a nie jak u nas, gdzie nie wiadomo, skąd one pochodzą. 

Weźmy jeszcze pod uwagę, że mówi się, iż wspólna polityka rolna kończy się w następnym budżecie. To znaczy, że nie będzie subwencji unijnych, ale zostaną wymagania, bo europejskie normy będą od nas czegoś wymagały. To się musi skończyć. Tego procesu nie zatrzymają sami rolnicy. Będą potrzebne inne grupy społeczne.

[Emil Mieczaj, rolnik ekologiczny, hodowla bydła mięsnego, przewodniczący Rady Powiatowej NSZZ RI „Solidarność” w Szczecinku, członek Walnego Zgromadzenia Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe