Wywiad z panią Agnieszką Marią Szubą, której norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka odebrał syna.
Dzień dobry, bardzo proszę przedstawić się naszym czytelnikom.
Jestem matką samotnie wychowującą chłopca, który teraz ma 12 lat , Został mi odebrany w 2010 r przez norweskie służby opieki społecznej znane pod nazwą Barnevernet, czyli norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka,
Przeszłam piekło sądów. W końcu doczekałam się pozytywnego dla mnie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCZ), który stwierdził wyrządzenie szkody matce i synowi z powodu odebrania mi opieki nad dzieckiem. Zasądzono odszkodowanie pieniężne za wyrządzone mi szkody. Niestety mimo wyroku władze norweskie nie chcą przywrócić matce opieki nad synem.
Chłopiec nadal nie mieszka w domu ze mną , pomimo że mam 100 % praw rodzicielskich nad synem posiadającym polskie obywatelstwo.
W sprawie którą z udziałem polskiego rządu wygrałam Norwegia została zobowiązana do reperacji wyrządzonej szkody.
Wyrok został wydany 17 12 2019 r , uprawomocnienie nastąpiło w 2020 r., niestety sądy norweskie kierując się przesłanką iż po tylu latach została rzekomo zerwana więź matki z dzieckiem, ze względu na dobro dziecka, obstają za pozostawieniem dziecka u rodziny zastępczej.
A przecież można przywrócić więź matki z dzieckiem, nawet gdyby została zerwana , wystarczy chęć. Moja więź z synem nie została jednak zerwana. To nie mój przypadek.
Od kiedy zaczęły się pani kłopoty w Norwegii?
Problemy zaczęły się od kwietnia 2010 roku, kiedy to pielęgniarka złożyła donos do norweskiego Barnevernet, w którym poinformowała iż „martwi się o dziecko, ponieważ chłopczyk śmieje się do matki , a pielęgniarka została obdarzona od syna tylko przelotnym uśmiechem podczas wizyty w przychodni dziecięcej”.
Zadawałam też jej zdaniem zbyt wiele pytań na temat mojego dziecka, co oznaczało według pielęgniarki brak „kompetencji rodzicielskich” .
Jak wyglądała procedura odebrania pani jedynego synka, i co się z nim działo?
Procedura odebrania syna wyglądała tak, że dziecko odebrano bez uprzedniego procesu sądowego .
Po prostu dziecko zabrano z przedszkola, poniewaz norweskie Barnevernet tak sobie zdecydowało . Dziecko chodziło regularnie do przedszkola I według przedszkolnych pedagogów było dobrze rozwiniętym chłopcem.
Lekarze nie wysyłali donosów mnie obciążających , nie mieli wątpliwości co do jakości mojej opieki nad dzieckiem.
Tragedia dziecka i matki nikogo nie interesowała. Dziecko przez 3 tygodnie stawało pod drzwiami domu matki zastępczej , I mówiło „mama” , pokazując paluszkiem na drzwi wyjściowe” .
Tak zeznała pierwsza matka zastępcza mojego syna.
Jakie działania pani podjęła by być z synem?
Czy syn ma podwójne obywatelstwo czy tylko polskie ?
Działania by przywrócić moją opiekę nad synem skupiały się na poprawieniu mojej sytuacji pod każdym względem. Wierzyłam w dobrą wolę norweskich urzędników i w to iż szybko błąd systemu zostanie wyjaśniony. Mój syn ma polskie obywatelstwo. Nie spodziewałam się długiej rozłąki z synem.
Moja matka, a także lekarz rodzinny syna pomogli mi załatwić przestronniejsze mieszkanie o wyższym standardzie.
Poszłam na kursy rodzicielskie.
W zaświadczeniach osób prowadzących zajęcia napisano , że „zadaję wiele pytań , świadczących o tym że interesuję się swoim synem”.
Skończyłam praktyki w przedszkolu, podjęłam tam stałą pracę, Zaczęłam zarabiać znacznie więcej pieniędzy.
Dostałam zaświadczenia z pracy w przedszkolu i z policji, wskazujące iż jestem dobrze przygotowana do roli matki.
Przeprowadziłam badania psychologiczne .Ponieważ te moje starania nie odniosły żadnego skutku,
podałam sprawę do norweskiego sądu pierwszej instancji o przywrócenie mi opieki nad synem, Na moją korzyść zeznawało 14 świadków.
Matka zastepcza zeznała, że mój syn pytał ją o spotkania ze mną Przed rozprawą mogłam widywać syna 2 razy do roku.
W 2 miesiące od ostatniego spotkania z synem sąd nie tylko nie oddał mi syna , ale też zabronił mi widzeń. Przeciętnie w Norwegii daje się 6- 8 widzeń w roku, niestety moja emocjonalna więź z dzieckiem stała się argumentem na moją niekorzyść.
Jak wyglądała pani współpraca z przedstawicielami polskich władz?
Współpraca z władzami polskimi wyglądała pozytywnie, kiedy w Norwegii mieszkał i pracował pan konsul Sławomir Kowalski.
Rząd polski pracował nad przetłumaczeniem dokumentów otrzymanych z sądu w Strasburgu, potem zdecydowano, że mnie wesprą ,będą stroną w sprawie przeciwko Norwegii.
Jakie ma pani oczekiwania w stosunku do polskich władz ?
W stosunku do władz polskich proszę o pomoc w skutecznej egzekucji wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Sprawa została wygrana, niestety władze norweskie nie chcą poddać się egzekucji wyroku blokując mi możliwość odzyskania opieki nad moim dzieckiem. Oczekuję aktywnej postawy polskiej dyplomacji i rozmowów z wladzami norweskimi.
W ten sposób udało się rozwiązać problem powrotu do domów rodzinnych dzieci hinduskich odebranych ich rodzicom. Władze Indii poprzez działania dyplomatyczne wpłynęły na władze Norwegii, które zdecydowały się na odesłanie dzieci do Indii. Władze Indii powołały się tu na prawo reprezentowania praw matki, która posiadała podwójne obywatelstwo - norweskie i indyjskie, przy tym nie miała .wygranej sprawy w Strasburgu jak ja.
My, polscy rodzice, którym odebrano dzieci zauważyliśmy, że po wyjeździe z Norwegii konsula Sławomira Kowalskiego ambasada RP przestała wykazywać zainteresowanie sprawami skrzywdzonych polskich małych obywateli.
Przedstawiciele polskiej ambasady nie odwiedzają polskich dzieci w norweskich domach zastępczych. Rodzice przestali dostawać wsparcie od polskiej ambasady do jakiego przecież mają prawo
Prosimy o przysłanie do Norwegi równie aktywnego i zaangażowanego w sprawy polskiej społeczności konsula jakim był pan Sławomir Kowalski. Polski konsul wobec skali problemu nie może być pasywny. Sławomir Kowalski właśnie doskonale rozumiał swoją misję, angażując się w ratowanie polskich dzieci i ich rodziców, zgodnie zresztą z konwencjami regulującymi pracę dyplomatów.
Czy pani problem jest problemem jednostkowym czy też dotyczy większej ilości polskich rodziców mieszkających w Norwegii?
Mój przypadek jest szczególny , bowiem jestem pierwszą matką obywatelką Polski, która wygrała proces w ETPC przeciwko Norwegii i otrzymała wyrok nakazujący państwu norweskiemu dokonania reperacji błędu. W procesie formalnie stronami były państwa, czyli rząd RP przeciwko Królestwu Norwegii.
Wedle mojej wiedzy w Norwegii odebranych zostało 400 polskich dzieci.
Co mogłaby pani doradzić osobom planującym zamieszkanie w Norwegii?
Osobom planującym zamieszkanie w Norwegii , radzę dobrze rozważyć przyjazd ze swoimi dziećmi.
Trzeba się liczyć, że dzieci trzeba będzie wychowywać w kulturze norweskiej, która jednak znacznie różni się od polskiej.
Jakiekolwiek kwestionowanie opinii pielęgniarek dotyczących wychowania dzieci, używanie innych niż akceptowane w Norwegii sposobów wychowania swoich dzieci , może skończyć się dozorem kuratora a nawet odebraniem dziecka.
Mój wyrok przyczynił się do zmiany prawa w Norwegii. z korzyścią dla innych matek mających problemy z norweskim Urzędem Ochrony Praw Dziecka.
Marna to jednak pociecha dla mnie, gdyż jak dotąd nie przywrócono mi opieki nad moim synem.
Można omijać publiczną opiekę zdrowotną i oświatę wysyłając dzieci do prywatnych szkół i przychodni, tak jak to zrobiła moja siostra. Dzięki temu nie miała problemów z norweskim Barnevernet.
Na zakończenie chciałabym prosić instytucje polskiego państwa, organizacje pozarządowe a także osoby prywatne o pomoc w przywróceniu opieki nad moim synem.
Tu zostawiam mój adres mailowy:
Dziekuje za wywiad
Rozmowę przeprowadził Mariusz Patey