[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Ubek dał jej "słowo honoru". Popełniła samobójstwo. Oprawcy "Marcysi"

Kpt. Emilia Malessa, żołnierz dwóch konspiracji, 5 czerwca 1949 r. popełniła samobójstwo. Przyczynili się do tego komunistyczni oprawcy. Przede wszystkim Józef Różański, który dał jej oficerskie słowo honoru, że żaden z ujawnionych niepodległościowców nie będzie represjonowany. Dalej śledczy bezpieki, sędziowie, prokuratorzy, a nawet adwokaci. Tę niezłomną kobietę wspominamy w Święta Bożego Narodzenia, bo dla niej tradycyjna polska triada: Bóg, Honor, Ojczyzna była świętością.
Emilia Malessa
Emilia Malessa "Marcysia" / zbiory Tadeusza Płużańskiego

Emilia Malessa, urodzona w 1909 r. w rodzinie o tradycjach patriotycznych. 1 września 1939 r. zgłosiła się do pracy w Ochotniczej Służbie Kobiet. Od października 1939 r. organizowała komórkę łączności zagranicznej przy Komendzie Głównej Służby Zwycięstwu Polski, którą kierowała następnie w Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej aż do końca okupacji niemieckiej. Zadaniem placówki, działającej pod kryptonimami: „Zenobia”, „Łza”, „Załoga” i najbardziej znanym - „Zagroda”, było utrzymywanie łączności między podziemiem w kraju a władzami RP i Naczelnym Wodzem na obczyźnie. Na przełomie 1943/1944 - w okresie największego rozwoju - „Zagroda” dysponowała 120 ludźmi w całej Europie. „Pani na Zagrodzie”, jak ją nazywano, zorganizowała też trasy kurierskie i system ekspedycji poczty, bazujący na najnowszych osiągnięciach techniki fotograficznej (mikrofilmowanie). Komórka łączności odbierała także przeszkolonych na Zachodzie żołnierzy – cichociemnych.

To „Marcysia”, w nocy z 7 na 8 listopada 1941 r. pod Skierniewicami przejmowała pierwszego cichociemnego – majora Jana Piwnika, „Ponurego”, z którym dwa lata później wzięła ślub.

 

II konspiracja

W Powstaniu Warszawskim „Marcysia” otrzymała order Virtuti Militari za bohaterską służbę kurierską podczas walk w Śródmieściu, w Batalionie Szturmowym kpt. Kazimierza Bilskiego „Ruma”, do którego przeszła na własną prośbę (miała przydział do odwodu sztabu KG AK). Po kapitulacji Powstania uciekła z transportu do Rzeszy i przedostała się do Krakowa, gdzie odbudowała kanały łączności między AK a Zachodem.

Za całokształt działalności konspiracyjnej Emilia Malessa została awansowana do stopnia kapitana. Po rozwiązaniu AK pozostała w podziemiu, najpierw w organizacji „NIE” (jej dowódca - August Emil Fieldorf, jeszcze jako pułkownik, polecił jej zorganizowanie szlaku kurierskiego z kraju na Zachód), potem w Delegaturze Sił Zbrojnych, w końcu w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Była członkiem ścisłego sztabu, a przede wszystkim nadal kierowała komórką łączności zagranicznej. 31 października 1945 r. została aresztowana przez UB.

 

Słowo honoru? Można odebrać!

Tu zaczyna się początek tragedii Emilii Malessy. W areszcie ujawniła kolegów z WiN-u. Powód? Pułkownik Józef Goldberg-Różański, szef Departamentu Śledczego MBP ręczył jej „oficerskim słowem honoru”, że żadna z ujawnionych osób nie zostanie aresztowana i osądzona. Różański przekonywał, odwołując się do jej patriotycznych uczuć: „tylu już Polaków niepotrzebnie zginęło, trzeba z tym skończyć”. Jeśli nie pójdzie na ugodę - argumentował dalej ubek - „będzie odpowiedzialna za mordownię”. „Marcysia” uwierzyła, wychowana w świecie wartości, w którym słowo honoru coś znaczyło.

Różański słowa jednak nie dotrzymał, rozpoczynając aresztowania WiN-owców. Po latach winę zrzucał na innych - twierdził, że jego honor ma swoją wagę, ale zwolnieniu aresztowanych kategorycznie sprzeciwił się Bierut, który – dodatkowo - zarzucił mu uleganie drobnomieszczańskim przesądom. Z kolei radziecki doradca MBP – płk NKWD Jurij Nikołaszkin zdziwił się ponoć: „Co to znaczy, że ty dałeś słowo honoru? Jeśli dałeś, to znaczy ono było twoje, a jak było twoje, to możesz je odebrać”.

W więzieniu, oszukana i zrozpaczona Malessa, w akcie protestu, podjęła pierwszą głodówkę. Wiele wskazuje jednak na to, że decyzję o ujawnieniu uzgodniła wcześniej z kierownictwem organizacji. Działała na wyraźne polecenie swojego dowódcy, płk Jana Rzepeckiego (a także płk Antoniego Sanojcy), co w wojsku oznaczało ni mniej ni więcej tylko rozkaz. Według relacji Rzepecki nie pozostawił „Marcysi” wyboru: jeśli nie ujawni współpracowników, zaszkodzi im znacznie bardziej. Obaj pułkownicy mieli to potwierdzić w rozmowie z historykiem Cezarym Chlebowskim. Jeśli tak, oznacza to, że Rzepecki przerzucił całą odpowiedzialność za swoją decyzję na Malessę.

 

„Sędziowie”

Od 4 stycznia 1947 r. była sądzona, razem z dziewięcioma innymi WIN-owcami przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Trwającemu miesiąc procesowi przewodniczył płk Władysław Garnowski. Ten przedwojenny prawnik (studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie), AK-owiec, po wojnie w sądownictwie wojskowym (m.in. szef WSR w Poznaniu i w Warszawie), a w końcu prezes Najwyższego Sądu Wojskowego, ma na koncie w sumie 23 wyroki śmierci.

Prócz Garnowskiego sądzili: Jan Hryckowian i Stanisław Kaczmarek. Hryckowian, też przedwojenny prawnik (po Uniwersytecie Jagiellońskim), urodzony w 1907 r. w Latrobe (Pensylwania), w czasie wojny – jako oficer AK - odznaczony Krzyżem Walecznych (jego żona, Stanisława Hryckowian była adiutantem gen. Fieldorfa „Nila”). Miesiąc po procesie Rzepeckiego, w marcu 1947 r., już w randze podpułkownika, został szefem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie. Wtedy właśnie dopuścił się największej ilości zbrodni sądowych (w sumie 16., w tym mord na Witoldzie Pileckim). W służbowej opinii z 1948 r. czytamy: „Trafna ocena polityczna w podejściu do rozpoznawanych spraw. (...) Oddany idei władzy ludowej i ustrojowi ludowemu. Stosunek do Związku Radzieckiego i państw demokracji ludowej – pozytywny. Czynny politycznie i klasowo. Posiada ponadprzeciętny zasób wiedzy z zakresu nauk marksistowskich”. Jan Hryckowian zmarł w chwale wybitnego warszawskiego adwokata w 1975 r.

Mniej znany, ale równie krwawy oprawca w todze – kpt. Stanisław Kaczmarek, też był sędzią warszawskiego WSR. Jako przewodniczący składu i sędzia pomocniczy skazywał byłych żołnierzy AK (w tym 3 i 5 Wileńskiej Brygady) oraz działaczy niepodległościowych. Wielu zostało straconych. Podczas jednej z rozpraw, przeciwko Barbarze Orłowskiej, oskarżonej o udzielenie pomocy członkowi nielegalnej organizacji, wobec sprzeciwu ławnika, kwestionującego wysokość kary, stwierdził: „Sąd musi wymierzyć najmniej trzy lata więzienia, ponieważ tak sobie życzy szef WSR”.

 

Oskarżyciel

Oskarżał sam Naczelny Prokurator Wojskowy Henryk Holder. Urodzony w 1914 r. w Szczerzcu (lwowskie), syn Mojżesza i Wincentyny. Tak jak Garnowski był absolwentem prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W czasie wojny w ZSRR – w Uzbekistanie, a następnie Turkmenistanie. W 1942 r., po ukończeniu Orłowskiej Oficerskiej Szkoły Piechoty, podporucznik Armii Czerwonej. Od sierpnia 1943 r. w polskiej armii na Wschodzie - oficer śledczy, potem prokurator. Naczelnym Prokuratorem Wojskowym był w latach 1946-1948. Przez następne dwa lata kierował Departamentem Służby Sprawiedliwości MON (odmawiał m.in. ułaskawienia skazanych na karę śmierci). Razem z płk Garnowskim i innymi wojskowymi dygnitarzami: Zarakowskim, Skulbaszewskim, Karlinerem i Lityńskim dbał, aby stalinowski system bezprawia był ściśle podporządkowany partii.

Po przeniesieniu do rezerwy, m.in. dyrektor Biura Prawnego Rady Państwa.
W mowie oskarżycielskiej płk Holder zarzucił WiN-owcom m.in. terroryzm, morderstwa, szpiegostwo, propagandę antypaństwową, a także współpracę z faszystami z NSZ i UPA, oraz uchylanie się od służby wojskowej (oczywiście w LWP). Atakował „reakcję” - PSL i rząd na emigracji, wykazując ich związki z WiN (w rzeczywistości nie chciał ich premier Mikołajczyk, słusznie obawiając się prowokacji).

 

Ujawnianie bez wiedzy i zgody

Mimo pełnej ławy oskarżonych, proces nazwano - od nazwiska głównego podsądnego - procesem Rzepeckiego. Jego patriotyczna karta była długa: żołnierz Legionów, za udział w wojnie polsko-bolszewickiej odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari, w okresie międzywojennym służył zawodowo w wojsku, w maju 1926 r. stanął po stronie rządu przeciwko zamachowi Józefa Piłsudskiego, we wrześniu 1939 r. szef oddziału operacyjnego w sztabie armii „Kraków”, od października 1939 r. w SZP, następnie w ZWZ i AK (szef Biura Informacji i Propagandy (BIP) Komendy Głównej - za czteroletnią służbę na tym stanowisku otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari), po Powstaniu Warszawskim w niewoli niemieckiej, gen. Leopold Okulicki, ostatni dowódca AK, idąc w marcu 1945 r. na rozmowy z przedstawicielami Armii Czerwonej – rozmowy, z których już nie wrócił – mianował go swoim następcą, organizator i dowódca Delegatury Sił Zbrojnych, a następnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

Tu niestety piękna karta Rzepeckiego się kończy. Stefan Korboński (ostatni delegat Rządu na Kraj, podwładny Rzepeckiego) zapisał: „Po aresztowaniu ujawnił on wszystko bez wyjątku: ludzi, adresy, broń i pieniądze, obliczane na około jeden milion dolarów. Według wiadomości, jakie do mnie doszły, nie zostało to na nim wymuszone torturami [potwierdzają to inne relacje], a stało się dzięki pewnemu systemowi obrony, jaki Rzepecki przyjął. Przyznał on uroczyście i kategorycznie, że pozostanie w konspiracji było ciężkim błędem i oświadczył, że ze swej strony dokona wszystkiego, by ten błąd naprawić i podziemie winowskie ostatecznie zlikwidować. Wobec tego w śledztwie wydał wszystkich i wszystko. W zamian za to otrzymał przyrzeczenie, że nikt z ludzi przez niego ujawnionych nie zostanie aresztowany i to przyrzeczenie było przez szereg miesięcy przez bezpiekę honorowane. Jest to pierwszy wypadek masowego ujawnienia podwładnych, dokonany przez przełożonego, bez ich wiedzy i zgody”.

Potem, gdy na Rakowiecką trafił rtm Witold Pilecki, ubecy chcieli go „przekonać”, aby namawiał żołnierzy niepodległościowego podziemia do ujawnienia się, tak jak to zrobił prezes WiN. Pilecki odpowiedział: „Rzepeckiemu za to, co zrobił, prawdziwi patrioci naplują w twarz”. Dlatego Rzepecki uniknął śmierci, a Pilecki musiał zginąć. Musiała zginąć również Emilia Malessa…

 

Ten towar nie jest w obiegu

Malessę „bronił” Mieczysław (Mojżesz) Maślanko, należący do starannie wyselekcjonowanego grona w pełni dyspozycyjnych wobec bezpieki adwokatów. Do składu sędziowskiego apelował, aby wyrok „był traktatem pokojowym między państwem a podziemiem”.

Stefan Korboński wspominał: „Gdy na zakończenie zabrali głos adwokaci (…) poszli oni po utartej drodze obrony w wypadkach, gdy oskarżeni przyznają się do winy. Powołując się na złe środowisko, w którym ich klienci wyrośli, na błędy polityczne Polski przedwrześniowej, na reakcyjność otoczenia, w którym działali, wreszcie podkreślając fakt, że oskarżeni przejrzeli na oczy, przyznali się do popełnienia przestępstwa, jakim była ich podziemna działalność i okazali żal oraz skruchę, prosili o łagodny wymiar kary. Tak to do ostatniego dowódcy wojskowego podziemia i jego sztabu zastosowano system obrony, typowy dla procesów o kradzież z włamaniem”. 

O Maślance mówiło się, że interesują go tylko ci klienci, których rodziny mogą dobrze zapłacić. Gdy jeden z aresztowanych dowódców AK zwrócił mu kiedyś uwagę, że taki sposób obrony godzi w jego honor, Maślanko odpowiedział, że „ten towar nie jest już obecnie w obiegu”. Czasem odmawiał podjęcia się obrony, bo „nie lubi chodzić na pogrzeby”.

Po miesiącu procesu - 3 lutego 1947 r. ogłoszono wyrok. Najwyższą karę – KS – otrzymał Marian Gołębiewski. Kazimierz Leski i Henryk Żuk dostali po 12 lat, Józef Rybicki i Ludwik Muzyczka – po 10, Jan Rzepecki – 8, Jan Szczurek-Cergowski – 7, Antoni Sanojca – 6, Tadeusz Jachimek – 4. Najłagodniej potraktowano Emilię Malessę, skazując ją na 2 lata. Większość skazanych (w tym Malessę) następnie ułaskawiono. Komuniści chcieli w ten sposób udawać łagodnych wobec tych, którzy wyznali swoje winy, a przede wszystkim potępili dalszy opór, legalizując nową władzę. Jak wyglądała łaskawość „ludowej” władzy? Wielu skazanych w procesie Rzepeckiego (w tym on sam) i innych powojennych procesach, zostało potem ponownie aresztowanych. Byli torturowani w śledztwie, a następnie odsiadywali wieloletnie wyroki.

 

Uratował głowę, ale czy honor?

Ruta Czaplińska (szefowa łącznością Komendy Głównej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, ps. „Ewa”) w książce „Z archiwum pamięci. 3653 więzienne dni” wspominała „Marcysię” – koleżankę z Rakowieckiej: „Mimo, że w procesie dostała tylko dwa lata i była ułaskawiona przez Bieruta (mogła być natychmiast zwolniona), nie chciała opuścić więzienia. Cały czas była namawiana na wyjście z obietnicą zwolnienia pozostałych aresztowanych. Ale ona uparcie trwała przy swoim. Wyszła wreszcie parę miesięcy potem i swoją walkę prowadziła już na wolności, wierząc, że będzie mogła więcej osiągnąć. Prowadziła liczne pertraktacje z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego, przypominając bezustannie o wszystkich przyrzeczeniach wypuszczenia na wolność ujawnionych osób, wymieniając wszystkich z nazwiska”.

Emilia Malessa domagała się po prostu dotrzymania słowa honoru, które dał jej Józef Różański. Zabiegała o wizytę u Bieruta, pisała do szefa bezpieki Radkiewicza (obszerny memoriał pozostał bez odpowiedzi).
Na wiosnę 1948 r. listę z nazwiskami aresztowanych i okolicznościami ich ujawnienia wysłała też do placówek dyplomatycznych. Świat jednak milczał. Prócz interweniowania u władz, „Marcysia” pomagała też więzionym i ich rodzinom. Odwiedzała w celach towarzyszki niedoli, wysyłała im paczki. Świadczyła na rzecz żołnierzy podziemia, zeznając z wolnej stopy na ich procesach.

W kwietniu 1949 r. Malessa napisała list do Różańskiego: „Po wyczerpaniu na przestrzeni trzech i pół lat wszystkich środków dla uzyskania zwolnienia pozostałych ujawnionych, donoszę Panu Pułkownikowi, że od 9 kwietnia podjęłam głodówkę [przechodnie na ul. Rakowieckiej widzieli ją skuloną pod więziennym murem], jako ostatni z mojej strony akt protestu przeciwko niedotrzymaniu umowy dotyczącej akcji ujawniania WiN i grupy »Liceum«. Mając za sobą wypełnienie wszystkich obowiązków wobec mego kraju w okresie okupacji oraz w pierwszym okresie niepodległości przez dokonanie aktu ujawniania, mam niewątpliwie prawo oczekiwać od władz bezpieczeństwa, a w szczególności od Pana Pułkownika jako głównego inicjatora akcji ujawniania, decyzji, która zapobiegnie mojej śmierci i dalszemu więzieniu lojalnie ujawnionych wobec państwa ludzi”.

Bezsilna, obarczona poczuciem winy, odrzucona przez część środowiska byłych żołnierzy Armii Krajowej, które zarzucało jej zdradę i „wsypanie” kolegów, 5 czerwca 1949 r. popełniła samobójstwo. Miała 40 lat.
Jan Rzepecki po ostatecznym wyjściu na wolność w połowie lat 50. został zrehabilitowany. Służył w LWP, działał w ZBoWiD-zie, w 1956 r. poparł Gomułkę, został historykiem. Uratował głowę, ale czy honor?
Ruta Czaplińska: „Marcysia” „wielokrotnie, jeszcze w więzieniu mokotowskim, a potem już na wolności, chciała się widzieć i rozmawiać z Rzepeckim, ale ten nie poczuwał się do niczego i zostawił ją samą”. Do dziś często poświadcza się nieprawdę, że WiN ujawniła Malessa, a Rzepecki – postawiony przed faktami dokonanymi, nie mając już wyboru - tylko to potwierdził.
 


 

POLECANE
Nagroda Sacharowa 2025. PE uhonorował Andrzeja Poczobuta i Mzię Amaglobeli z ostatniej chwili
Nagroda Sacharowa 2025. PE uhonorował Andrzeja Poczobuta i Mzię Amaglobeli

Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola podczas wtorkowej ceremonii w Strasburgu przyznała Nagrodę Sacharowa 2025 przedstawicielom dwóch dziennikarzy przetrzymywanych na Białorusi i w Gruzji.

PE przyjął klauzulę ochronną do umowy z Mercosurem z ostatniej chwili
PE przyjął klauzulę ochronną do umowy z Mercosurem

Parlament Europejski w Strasburgu przegłosował we wtorek wzmocnioną klauzulę ochronną do umowy handlowej UE z państwami Mercosuru. Ma to pozwolić na szybszą reakcję Wspólnoty w razie spadku cen produktów takich jak wołowina i jaja wskutek importu z krajów tego bloku Ameryki Południowej.

Delegalizacja Konfederacji Brauna? Kierwiński: Są na to widoki pilne
Delegalizacja Konfederacji Brauna? Kierwiński: "Są na to widoki"

Minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński nie wyklucza delegalizacji partii Grzegorza Brauna. Jego zdaniem politycy tacy jak Braun stanowią zagrożenie dla polskiej racji stanu.

Niemcy grożą ws. finansowania pożyczki reparacyjnej dla Ukrainy z ostatniej chwili
Niemcy grożą ws. finansowania pożyczki reparacyjnej dla Ukrainy

Niemcy grożą, że państwa UE, które odmówią poparcia „pożyczki reparacyjnej” dla Ukrainy opartej na rosyjskich państwowych aktywach, mogą ponieść poważne konsekwencje finansowe, w tym w postaci wyższych stóp procentowych i obniżenia ratingów kredytowych.

Nowe informacje ws. zabójstwa 11-latki w Jeleniej Górze. Sąd przesłucha 12-letnią dziewczynkę pilne
Nowe informacje ws. zabójstwa 11-latki w Jeleniej Górze. Sąd przesłucha 12-letnią dziewczynkę

Sąd rodzinny w Jeleniej Górze jeszcze dziś ma przesłuchać 12-letnią dziewczynkę zatrzymaną w związku z zabójstwem 11-latki. Do tragedii doszło w pobliżu szkoły, do której obie uczęszczały. Policja znalazła prawdopodobne narzędzie zbrodni.

Zbigniew Ziobro bez paszportu. Wojewoda podjął decyzję na wniosek prokuratury z ostatniej chwili
Zbigniew Ziobro bez paszportu. Wojewoda podjął decyzję na wniosek prokuratury

Decyzja administracyjna wobec Zbigniewa Ziobry zapadła na wniosek Prokuratury Krajowej i została ogłoszona przez szefa MSWiA. Jak tłumaczy PK, ma to związek ze śledztwem dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości oraz pobytem polityka poza Polską.

Wojska „koalicji chętnych” na Ukrainie? Jest stanowisko Kremla z ostatniej chwili
Wojska „koalicji chętnych” na Ukrainie? Jest stanowisko Kremla

Siergiej Riabkow oświadczył w wywiadzie dla ABC News, że Moskwa nie zgodzi się na obecność sił NATO czy „koalicji chętnych” w Ukrainie. Wiceminister spraw zagranicznych Rosji potwierdził wcześniej publikowane twarde stanowisko Kremla w tej i innych kwestiach.

Czarne chmury nad umową UE–Mercosur z ostatniej chwili
Czarne chmury nad umową UE–Mercosur

Posłowie do PE mają dzisiaj głosować w Strasburgu nad rozporządzeniem dotyczącym klauzul ochronnych dla produktów rolnych w ramach umowy handlowej UE–Mercosur. Głosowanie stoi jednak pod znakiem zapytania.

Wyłączenia prądu w Pomorskiem. Ważny komunikat dla mieszkańców z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu w Pomorskiem. Ważny komunikat dla mieszkańców

Operator Energa opublikował harmonogram planowanych przerw w dostawie energii elektrycznej w województwie pomorskim. Utrudnienia obejmą m.in. Gdańsk, okolice Kartuz, Starogardu, Tczewa czy Wejherowa. Wyłączenia zaplanowano głównie na 17, 18 i 19 grudnia 2025 roku, ale w części lokalizacji również na styczeń 2026 roku.

Szef SKW nakazał wszczęcie postępowania wyjaśniającego ws. ujawnienia danych Cenckiewicza z ostatniej chwili
Szef SKW nakazał wszczęcie postępowania wyjaśniającego ws. ujawnienia danych Cenckiewicza

Rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński poinformował we wtorek, że szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego nakazał wszczęcie pilnego postępowania wyjaśniającego w sprawie ujawnienia danych szefa BBN Sławomira Cenckiewicza.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Ubek dał jej "słowo honoru". Popełniła samobójstwo. Oprawcy "Marcysi"

Kpt. Emilia Malessa, żołnierz dwóch konspiracji, 5 czerwca 1949 r. popełniła samobójstwo. Przyczynili się do tego komunistyczni oprawcy. Przede wszystkim Józef Różański, który dał jej oficerskie słowo honoru, że żaden z ujawnionych niepodległościowców nie będzie represjonowany. Dalej śledczy bezpieki, sędziowie, prokuratorzy, a nawet adwokaci. Tę niezłomną kobietę wspominamy w Święta Bożego Narodzenia, bo dla niej tradycyjna polska triada: Bóg, Honor, Ojczyzna była świętością.
Emilia Malessa
Emilia Malessa "Marcysia" / zbiory Tadeusza Płużańskiego

Emilia Malessa, urodzona w 1909 r. w rodzinie o tradycjach patriotycznych. 1 września 1939 r. zgłosiła się do pracy w Ochotniczej Służbie Kobiet. Od października 1939 r. organizowała komórkę łączności zagranicznej przy Komendzie Głównej Służby Zwycięstwu Polski, którą kierowała następnie w Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej aż do końca okupacji niemieckiej. Zadaniem placówki, działającej pod kryptonimami: „Zenobia”, „Łza”, „Załoga” i najbardziej znanym - „Zagroda”, było utrzymywanie łączności między podziemiem w kraju a władzami RP i Naczelnym Wodzem na obczyźnie. Na przełomie 1943/1944 - w okresie największego rozwoju - „Zagroda” dysponowała 120 ludźmi w całej Europie. „Pani na Zagrodzie”, jak ją nazywano, zorganizowała też trasy kurierskie i system ekspedycji poczty, bazujący na najnowszych osiągnięciach techniki fotograficznej (mikrofilmowanie). Komórka łączności odbierała także przeszkolonych na Zachodzie żołnierzy – cichociemnych.

To „Marcysia”, w nocy z 7 na 8 listopada 1941 r. pod Skierniewicami przejmowała pierwszego cichociemnego – majora Jana Piwnika, „Ponurego”, z którym dwa lata później wzięła ślub.

 

II konspiracja

W Powstaniu Warszawskim „Marcysia” otrzymała order Virtuti Militari za bohaterską służbę kurierską podczas walk w Śródmieściu, w Batalionie Szturmowym kpt. Kazimierza Bilskiego „Ruma”, do którego przeszła na własną prośbę (miała przydział do odwodu sztabu KG AK). Po kapitulacji Powstania uciekła z transportu do Rzeszy i przedostała się do Krakowa, gdzie odbudowała kanały łączności między AK a Zachodem.

Za całokształt działalności konspiracyjnej Emilia Malessa została awansowana do stopnia kapitana. Po rozwiązaniu AK pozostała w podziemiu, najpierw w organizacji „NIE” (jej dowódca - August Emil Fieldorf, jeszcze jako pułkownik, polecił jej zorganizowanie szlaku kurierskiego z kraju na Zachód), potem w Delegaturze Sił Zbrojnych, w końcu w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Była członkiem ścisłego sztabu, a przede wszystkim nadal kierowała komórką łączności zagranicznej. 31 października 1945 r. została aresztowana przez UB.

 

Słowo honoru? Można odebrać!

Tu zaczyna się początek tragedii Emilii Malessy. W areszcie ujawniła kolegów z WiN-u. Powód? Pułkownik Józef Goldberg-Różański, szef Departamentu Śledczego MBP ręczył jej „oficerskim słowem honoru”, że żadna z ujawnionych osób nie zostanie aresztowana i osądzona. Różański przekonywał, odwołując się do jej patriotycznych uczuć: „tylu już Polaków niepotrzebnie zginęło, trzeba z tym skończyć”. Jeśli nie pójdzie na ugodę - argumentował dalej ubek - „będzie odpowiedzialna za mordownię”. „Marcysia” uwierzyła, wychowana w świecie wartości, w którym słowo honoru coś znaczyło.

Różański słowa jednak nie dotrzymał, rozpoczynając aresztowania WiN-owców. Po latach winę zrzucał na innych - twierdził, że jego honor ma swoją wagę, ale zwolnieniu aresztowanych kategorycznie sprzeciwił się Bierut, który – dodatkowo - zarzucił mu uleganie drobnomieszczańskim przesądom. Z kolei radziecki doradca MBP – płk NKWD Jurij Nikołaszkin zdziwił się ponoć: „Co to znaczy, że ty dałeś słowo honoru? Jeśli dałeś, to znaczy ono było twoje, a jak było twoje, to możesz je odebrać”.

W więzieniu, oszukana i zrozpaczona Malessa, w akcie protestu, podjęła pierwszą głodówkę. Wiele wskazuje jednak na to, że decyzję o ujawnieniu uzgodniła wcześniej z kierownictwem organizacji. Działała na wyraźne polecenie swojego dowódcy, płk Jana Rzepeckiego (a także płk Antoniego Sanojcy), co w wojsku oznaczało ni mniej ni więcej tylko rozkaz. Według relacji Rzepecki nie pozostawił „Marcysi” wyboru: jeśli nie ujawni współpracowników, zaszkodzi im znacznie bardziej. Obaj pułkownicy mieli to potwierdzić w rozmowie z historykiem Cezarym Chlebowskim. Jeśli tak, oznacza to, że Rzepecki przerzucił całą odpowiedzialność za swoją decyzję na Malessę.

 

„Sędziowie”

Od 4 stycznia 1947 r. była sądzona, razem z dziewięcioma innymi WIN-owcami przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Trwającemu miesiąc procesowi przewodniczył płk Władysław Garnowski. Ten przedwojenny prawnik (studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie), AK-owiec, po wojnie w sądownictwie wojskowym (m.in. szef WSR w Poznaniu i w Warszawie), a w końcu prezes Najwyższego Sądu Wojskowego, ma na koncie w sumie 23 wyroki śmierci.

Prócz Garnowskiego sądzili: Jan Hryckowian i Stanisław Kaczmarek. Hryckowian, też przedwojenny prawnik (po Uniwersytecie Jagiellońskim), urodzony w 1907 r. w Latrobe (Pensylwania), w czasie wojny – jako oficer AK - odznaczony Krzyżem Walecznych (jego żona, Stanisława Hryckowian była adiutantem gen. Fieldorfa „Nila”). Miesiąc po procesie Rzepeckiego, w marcu 1947 r., już w randze podpułkownika, został szefem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie. Wtedy właśnie dopuścił się największej ilości zbrodni sądowych (w sumie 16., w tym mord na Witoldzie Pileckim). W służbowej opinii z 1948 r. czytamy: „Trafna ocena polityczna w podejściu do rozpoznawanych spraw. (...) Oddany idei władzy ludowej i ustrojowi ludowemu. Stosunek do Związku Radzieckiego i państw demokracji ludowej – pozytywny. Czynny politycznie i klasowo. Posiada ponadprzeciętny zasób wiedzy z zakresu nauk marksistowskich”. Jan Hryckowian zmarł w chwale wybitnego warszawskiego adwokata w 1975 r.

Mniej znany, ale równie krwawy oprawca w todze – kpt. Stanisław Kaczmarek, też był sędzią warszawskiego WSR. Jako przewodniczący składu i sędzia pomocniczy skazywał byłych żołnierzy AK (w tym 3 i 5 Wileńskiej Brygady) oraz działaczy niepodległościowych. Wielu zostało straconych. Podczas jednej z rozpraw, przeciwko Barbarze Orłowskiej, oskarżonej o udzielenie pomocy członkowi nielegalnej organizacji, wobec sprzeciwu ławnika, kwestionującego wysokość kary, stwierdził: „Sąd musi wymierzyć najmniej trzy lata więzienia, ponieważ tak sobie życzy szef WSR”.

 

Oskarżyciel

Oskarżał sam Naczelny Prokurator Wojskowy Henryk Holder. Urodzony w 1914 r. w Szczerzcu (lwowskie), syn Mojżesza i Wincentyny. Tak jak Garnowski był absolwentem prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W czasie wojny w ZSRR – w Uzbekistanie, a następnie Turkmenistanie. W 1942 r., po ukończeniu Orłowskiej Oficerskiej Szkoły Piechoty, podporucznik Armii Czerwonej. Od sierpnia 1943 r. w polskiej armii na Wschodzie - oficer śledczy, potem prokurator. Naczelnym Prokuratorem Wojskowym był w latach 1946-1948. Przez następne dwa lata kierował Departamentem Służby Sprawiedliwości MON (odmawiał m.in. ułaskawienia skazanych na karę śmierci). Razem z płk Garnowskim i innymi wojskowymi dygnitarzami: Zarakowskim, Skulbaszewskim, Karlinerem i Lityńskim dbał, aby stalinowski system bezprawia był ściśle podporządkowany partii.

Po przeniesieniu do rezerwy, m.in. dyrektor Biura Prawnego Rady Państwa.
W mowie oskarżycielskiej płk Holder zarzucił WiN-owcom m.in. terroryzm, morderstwa, szpiegostwo, propagandę antypaństwową, a także współpracę z faszystami z NSZ i UPA, oraz uchylanie się od służby wojskowej (oczywiście w LWP). Atakował „reakcję” - PSL i rząd na emigracji, wykazując ich związki z WiN (w rzeczywistości nie chciał ich premier Mikołajczyk, słusznie obawiając się prowokacji).

 

Ujawnianie bez wiedzy i zgody

Mimo pełnej ławy oskarżonych, proces nazwano - od nazwiska głównego podsądnego - procesem Rzepeckiego. Jego patriotyczna karta była długa: żołnierz Legionów, za udział w wojnie polsko-bolszewickiej odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari, w okresie międzywojennym służył zawodowo w wojsku, w maju 1926 r. stanął po stronie rządu przeciwko zamachowi Józefa Piłsudskiego, we wrześniu 1939 r. szef oddziału operacyjnego w sztabie armii „Kraków”, od października 1939 r. w SZP, następnie w ZWZ i AK (szef Biura Informacji i Propagandy (BIP) Komendy Głównej - za czteroletnią służbę na tym stanowisku otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari), po Powstaniu Warszawskim w niewoli niemieckiej, gen. Leopold Okulicki, ostatni dowódca AK, idąc w marcu 1945 r. na rozmowy z przedstawicielami Armii Czerwonej – rozmowy, z których już nie wrócił – mianował go swoim następcą, organizator i dowódca Delegatury Sił Zbrojnych, a następnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

Tu niestety piękna karta Rzepeckiego się kończy. Stefan Korboński (ostatni delegat Rządu na Kraj, podwładny Rzepeckiego) zapisał: „Po aresztowaniu ujawnił on wszystko bez wyjątku: ludzi, adresy, broń i pieniądze, obliczane na około jeden milion dolarów. Według wiadomości, jakie do mnie doszły, nie zostało to na nim wymuszone torturami [potwierdzają to inne relacje], a stało się dzięki pewnemu systemowi obrony, jaki Rzepecki przyjął. Przyznał on uroczyście i kategorycznie, że pozostanie w konspiracji było ciężkim błędem i oświadczył, że ze swej strony dokona wszystkiego, by ten błąd naprawić i podziemie winowskie ostatecznie zlikwidować. Wobec tego w śledztwie wydał wszystkich i wszystko. W zamian za to otrzymał przyrzeczenie, że nikt z ludzi przez niego ujawnionych nie zostanie aresztowany i to przyrzeczenie było przez szereg miesięcy przez bezpiekę honorowane. Jest to pierwszy wypadek masowego ujawnienia podwładnych, dokonany przez przełożonego, bez ich wiedzy i zgody”.

Potem, gdy na Rakowiecką trafił rtm Witold Pilecki, ubecy chcieli go „przekonać”, aby namawiał żołnierzy niepodległościowego podziemia do ujawnienia się, tak jak to zrobił prezes WiN. Pilecki odpowiedział: „Rzepeckiemu za to, co zrobił, prawdziwi patrioci naplują w twarz”. Dlatego Rzepecki uniknął śmierci, a Pilecki musiał zginąć. Musiała zginąć również Emilia Malessa…

 

Ten towar nie jest w obiegu

Malessę „bronił” Mieczysław (Mojżesz) Maślanko, należący do starannie wyselekcjonowanego grona w pełni dyspozycyjnych wobec bezpieki adwokatów. Do składu sędziowskiego apelował, aby wyrok „był traktatem pokojowym między państwem a podziemiem”.

Stefan Korboński wspominał: „Gdy na zakończenie zabrali głos adwokaci (…) poszli oni po utartej drodze obrony w wypadkach, gdy oskarżeni przyznają się do winy. Powołując się na złe środowisko, w którym ich klienci wyrośli, na błędy polityczne Polski przedwrześniowej, na reakcyjność otoczenia, w którym działali, wreszcie podkreślając fakt, że oskarżeni przejrzeli na oczy, przyznali się do popełnienia przestępstwa, jakim była ich podziemna działalność i okazali żal oraz skruchę, prosili o łagodny wymiar kary. Tak to do ostatniego dowódcy wojskowego podziemia i jego sztabu zastosowano system obrony, typowy dla procesów o kradzież z włamaniem”. 

O Maślance mówiło się, że interesują go tylko ci klienci, których rodziny mogą dobrze zapłacić. Gdy jeden z aresztowanych dowódców AK zwrócił mu kiedyś uwagę, że taki sposób obrony godzi w jego honor, Maślanko odpowiedział, że „ten towar nie jest już obecnie w obiegu”. Czasem odmawiał podjęcia się obrony, bo „nie lubi chodzić na pogrzeby”.

Po miesiącu procesu - 3 lutego 1947 r. ogłoszono wyrok. Najwyższą karę – KS – otrzymał Marian Gołębiewski. Kazimierz Leski i Henryk Żuk dostali po 12 lat, Józef Rybicki i Ludwik Muzyczka – po 10, Jan Rzepecki – 8, Jan Szczurek-Cergowski – 7, Antoni Sanojca – 6, Tadeusz Jachimek – 4. Najłagodniej potraktowano Emilię Malessę, skazując ją na 2 lata. Większość skazanych (w tym Malessę) następnie ułaskawiono. Komuniści chcieli w ten sposób udawać łagodnych wobec tych, którzy wyznali swoje winy, a przede wszystkim potępili dalszy opór, legalizując nową władzę. Jak wyglądała łaskawość „ludowej” władzy? Wielu skazanych w procesie Rzepeckiego (w tym on sam) i innych powojennych procesach, zostało potem ponownie aresztowanych. Byli torturowani w śledztwie, a następnie odsiadywali wieloletnie wyroki.

 

Uratował głowę, ale czy honor?

Ruta Czaplińska (szefowa łącznością Komendy Głównej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, ps. „Ewa”) w książce „Z archiwum pamięci. 3653 więzienne dni” wspominała „Marcysię” – koleżankę z Rakowieckiej: „Mimo, że w procesie dostała tylko dwa lata i była ułaskawiona przez Bieruta (mogła być natychmiast zwolniona), nie chciała opuścić więzienia. Cały czas była namawiana na wyjście z obietnicą zwolnienia pozostałych aresztowanych. Ale ona uparcie trwała przy swoim. Wyszła wreszcie parę miesięcy potem i swoją walkę prowadziła już na wolności, wierząc, że będzie mogła więcej osiągnąć. Prowadziła liczne pertraktacje z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego, przypominając bezustannie o wszystkich przyrzeczeniach wypuszczenia na wolność ujawnionych osób, wymieniając wszystkich z nazwiska”.

Emilia Malessa domagała się po prostu dotrzymania słowa honoru, które dał jej Józef Różański. Zabiegała o wizytę u Bieruta, pisała do szefa bezpieki Radkiewicza (obszerny memoriał pozostał bez odpowiedzi).
Na wiosnę 1948 r. listę z nazwiskami aresztowanych i okolicznościami ich ujawnienia wysłała też do placówek dyplomatycznych. Świat jednak milczał. Prócz interweniowania u władz, „Marcysia” pomagała też więzionym i ich rodzinom. Odwiedzała w celach towarzyszki niedoli, wysyłała im paczki. Świadczyła na rzecz żołnierzy podziemia, zeznając z wolnej stopy na ich procesach.

W kwietniu 1949 r. Malessa napisała list do Różańskiego: „Po wyczerpaniu na przestrzeni trzech i pół lat wszystkich środków dla uzyskania zwolnienia pozostałych ujawnionych, donoszę Panu Pułkownikowi, że od 9 kwietnia podjęłam głodówkę [przechodnie na ul. Rakowieckiej widzieli ją skuloną pod więziennym murem], jako ostatni z mojej strony akt protestu przeciwko niedotrzymaniu umowy dotyczącej akcji ujawniania WiN i grupy »Liceum«. Mając za sobą wypełnienie wszystkich obowiązków wobec mego kraju w okresie okupacji oraz w pierwszym okresie niepodległości przez dokonanie aktu ujawniania, mam niewątpliwie prawo oczekiwać od władz bezpieczeństwa, a w szczególności od Pana Pułkownika jako głównego inicjatora akcji ujawniania, decyzji, która zapobiegnie mojej śmierci i dalszemu więzieniu lojalnie ujawnionych wobec państwa ludzi”.

Bezsilna, obarczona poczuciem winy, odrzucona przez część środowiska byłych żołnierzy Armii Krajowej, które zarzucało jej zdradę i „wsypanie” kolegów, 5 czerwca 1949 r. popełniła samobójstwo. Miała 40 lat.
Jan Rzepecki po ostatecznym wyjściu na wolność w połowie lat 50. został zrehabilitowany. Służył w LWP, działał w ZBoWiD-zie, w 1956 r. poparł Gomułkę, został historykiem. Uratował głowę, ale czy honor?
Ruta Czaplińska: „Marcysia” „wielokrotnie, jeszcze w więzieniu mokotowskim, a potem już na wolności, chciała się widzieć i rozmawiać z Rzepeckim, ale ten nie poczuwał się do niczego i zostawił ją samą”. Do dziś często poświadcza się nieprawdę, że WiN ujawniła Malessa, a Rzepecki – postawiony przed faktami dokonanymi, nie mając już wyboru - tylko to potwierdził.
 



 

Polecane