Sojusz z PiS? Konfederacja chce być "piękną panną na wydaniu"

Ostatnia wymiana ciosów między Jarosławem Kaczyńskim a Sławomirem Mentzenem błyskawicznie przełożyła się na wzrost niechęci między elektoratami Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Ci, którzy wyobrażali sobie, że chwilowe zawieszenie broni na prawicy po pierwszej turze wyborów prezydenckich przerodzi się w wielkie pojednanie, musieli przełknąć gorzką pigułkę zawodu. Trwająca – momentami brudna – rywalizacja to jednak element politycznej gry, na który nie ma co się obrażać. Tym bardziej że wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem.
 Sojusz z PiS? Konfederacja chce być
/ fot. Konfederacja / X

Co musisz wiedzieć:

  • Liderzy zdają sobie sprawę, w jakiej sytuacji znajdą się po kolejnych wyborach. Dlatego już teraz grają o maksymalne wzmocnienie swojej pozycji negocjacyjnej.

  • Prawda jednak jest taka, że obie strony przez lata się atakowały – i to jest zupełnie naturalny element politycznej rozgrywki.

  • Dwa światy – PiS-owski i konfederacki – słabo się rozumieją i funkcjonują na podstawie mylnych wyobrażeń o sobie nawzajem, co prowadzi do groteskowych nieporozumień.

 

Aby stworzyć prawicową większość w przyszłym Sejmie, niezbędna będzie koalicja PiS-u i Konfederacji – to dziś najbardziej prawdopodobny scenariusz, wyłaniający się z większości dostępnych badań sondażowych. Oczywiście niczego nie możemy przewidzieć z całą pewnością; nie brakuje więc takich, którzy snują wizję powrotu do samodzielnej większości PiS-u w ciągu dwóch lat lub długofalowego przejęcia hegemonii na prawicy przez Konfederację. To przede wszystkim reprezentanci frakcji szczególnie niechętnych wobec konkurencji — wzajemnie obrzucający się niestworzonymi zarzutami, najczęściej wynikającymi z braku realnego rozpoznania politycznego rywala.

Liderzy jednak doskonale zdają sobie sprawę, w jakiej najprawdopodobniej znajdą się sytuacji po kolejnych wyborach. Dlatego grają o maksymalne wzmocnienie swojej pozycji negocjacyjnej. Całość przybiera formę „sporu kontrolowanego”, w którym precyzyjnie rozpisano role i dopuszczalne chwyty – tak, by ostre zwarcia o wyborcę mogły trwać, a jednocześnie nie doszło do całkowitego spalenia mostów. Bo to mogłoby doprowadzić do powyborczego pata – scenariusza niekorzystnego dla wszystkich.

 

Teatrzyk „Wywrócony Stolik” przedstawia...

Głównym celem Konfederacji w toczonej rozgrywce jest ustawienie się w roli „pięknej panny na wydaniu” – kapryśnej, przebierającej w absztyfikantach i wymuszającej coraz lepsze warunki programowe oraz kadrowe. Stąd podział ról: z jednej strony politycy otwarcie mówiący o możliwości sojuszu z Koalicją Obywatelską (m.in. Witold Tumanowicz, Stanisław Tyszka), z drugiej – ci, którzy sprawiają wrażenie, że nadrzędnym celem Konfederacji jest odsunięcie Donalda Tuska od władzy (Krzysztof Bosak, Konrad Berkowicz).

Mylą się jednak ci sympatycy PiS-u, któzy wierzą w realność rzekomego sojuszu Mentzen – Tusk. Choć między Konfederacją a PiS-em istnieją poważne różnice ideologiczne (zwłaszcza w przypadku Nowej Nadziei), to antyplatformerskość wciąż wpisana jest w kod genetyczny tej formacji. Ewentualna próba wejścia w powyborczy sojusz z „obozem uśmiechu” niemal na pewno doprowadziłaby do rozpadu Konfederacji. Wbrew mało wiarygodnym zapewnieniom niektórych jej liderów strona nacjonalistyczna – od wyborców po aktyw – takiej koalicji nigdy by nie zaakceptowała. Również wielu sympatyków Nowej Nadziei uznałoby taki manewr za jawną zdradę.

Politycy Konfederacji grają więc nie tyle na rzeczywistą współpracę z KO, ile na wywołanie niepewności w obozie PiS-u. Celem jest uzyskanie jak największych ustępstw w ramach powyborczego „przetargu na koalicjanta”. Ich prawdziwy wybór sprowadza się do dwóch opcji: wejście w koalicję z PiS-em lub kolejne lata w opozycji. Ta druga perspektywa także niesie koszty – bo partia, która przez kolejne kadencje nie potrafi sięgnąć po władzę, szybko staje się dla umiarkowanych wyborców politycznie bezużyteczna.

Jeszcze inną rolę w tym przedstawieniu odgrywa Sławomir Mentzen. Jego celem jest zbudowanie tak silnej pozycji, by w przyszłym układzie nie zostać pożartym przez PiS – co od dawna stanowi źródło obaw Konfederacji jako potencjalnego „junior partnera”. Przekaz Mentzena jest jasny: „nie jesteśmy na was skazani” i „to my będziemy dyktować warunki”. Problem w tym, że pewne deficyty w rozumieniu relacji międzyludzkich sprawiają, iż liderowi Konfederacji trudno wyczuć granicę między budowaniem podmiotowości a bezsensownym antagonizowaniem potencjalnego partnera. Efektem są liczne zarzuty, że Mentzen wciąż nie wyszedł z politycznej piaskownicy. I rzeczywiście – nieadekwatna reakcja, w której kilkukrotnie nazwał prezesa PiS „politycznym gangsterem”, a także powtórzył dawny zarzut o jego rzekomym przyczynieniu się do śmierci Andrzeja Leppera, była przesadzona. Choć miało to być polityczne zagranie z jego strony, finalnie pokazało, że do roli wytrawnego gracza jeszcze mu daleko. Antypisowski beton przyklasnął, ale dla mniej zaangażowanego obserwatora wyglądało to jak trudny do zrozumienia atak politycznej furii.

Dochodzi do tego jeszcze jedna, chętnie powtarzana w kręgach Konfederacji narracja o byciu „wieloletnią ofiarą” nękaną przez PiS: od zakazu wstępu do dawnego TVP, przez posądzenia o prorosyjskość, po sprawę z Marianem Banasiem. PiS nie bardzo potrafi się dziś do tego odnieść, bo przez lata zwyczajnie nie śledził działań środowisk konfederackich, traktując je jako polityczny plankton. Tymczasem zarzuty z drugiej strony – o zdradę, komunizm, covidowe ludobójstwo, akcję „Norymberga 2.0” czy zapowiedzi „pogonienia dziadów” – były na porządku dziennym. Liderzy Konfederacji dobrze to pamiętają, ale liczą, że tamte połajanki odeszły w zapomnienie i nie będą stanowiły przeciwwagi dla tezy o „PiS-owskim agresorze”, bo pozycja dawnej ofiary po prostu lepiej wygląda w negocjacjach. Prawda jednak jest taka, że obie strony przez lata się atakowały – i to jest zupełnie naturalny element politycznej rozgrywki.

 

Zaloty bez wdzięku

Prawo i Sprawiedliwość również dysponuje własnym zestawem ról w tym politycznym teatrze: obok „jastrzębi” pojawiają się też koncyliacjoniści tacy jak Przemysław Czarnek, Janusz Kowalski czy Dariusz Matecki. Sam Jarosław Kaczyński (podobnie jak Mentzen) również „nie potwierdza i nie zaprzecza” ewentualnej koalicji, zdając sobie sprawę z twardych realiów gry, a jednocześnie unikając roli petenta. I podobnie jak w przypadku Konfederacji różnie bywa z poziomem politycznego aktorstwa. Koncyliacjoniści z PiS-u uznali bowiem, że skuteczną metodą na pozyskanie sobie Konfederacji będzie retoryka patriotycznego szantażu: sugerowanie, że brak współpracy z PiS-em to de facto wsparcie dla „antypolskiego Tuska”. Problem w tym, że trudno o gorszy sposób dotarcia do wolnościowca niż próba postawienia go pod ścianą. Jego psychologiczna konstrukcja zakłada wręcz alergię na wszelkie formy przymusu – także politycznego. Efekt? Przerzucenie odpowiedzialności za fiasko rozmów na „szantażystę” i trzaśnięcie drzwiami.

Na to wszystko nakłada się jeszcze ledwo skrywana pogarda wobec niedojrzałości i politycznego „wyrobienia”, która cechuje wielu przedstawicieli Konfederacji. Dotyczy to zarówno kwestii programowych (choć warto uczciwie odnotować postęp po usunięciu Korwina i Brauna), jak i „wielkościowych” przekonań co do własnych możliwości, wpływów i umiejętności „rozegrania przeciwnika”. Tego typu zarzuty tylko utwierdzają konfederatów w przekonaniu, że Kaczyński nikogo nie traktuje po partnersku. Tym bardziej że całą dynamikę komplikuje jeszcze konflikt pokoleniowy: jedna strona mówi o „starszym panu, który powinien przejść na emeryturę”, druga – o „chłopcu w krótkich spodenkach”. Brak poważnego traktowania, nawet wobec niepoważnych zachowań, ma paradoksalny efekt: nie ukraca ich, lecz potęguje.

 

Spór (nie)kontrolowany

Pomimo emocjonalnych wybuchów po obu stronach barykady – zaczepek, ripost i przekomarzań – obecny spór nie wyszedł jeszcze poza granice kontrolowanej konfrontacji. To ważne, bo po dniu wyborów wszystko może się zmienić: pojawią się naciski, rozbudzą się apetyty, a działacze, którzy zainwestowali w swoje partie wiele energii, choć mogą przez chwilę wytrzymać głód władzy, nie będą przecież pościć do końca życia. Kluczowe jest, by do tego momentu nie doprowadzić do stanu, w którym obie strony tak bardzo się znienawidzą, że jakakolwiek współpraca stanie się niemożliwa.

Obserwowane dziś „rytuały godowe”, które politycy PiS-u i Konfederacji uprawiają, by temu zapobiec (a przy okazji spróbować nieco ograć partnera), są – delikatnie mówiąc – mało finezyjne, toporne i pozbawione wyczucia. Dwa światy – PiS-owski i konfederacki – słabo się rozumieją i funkcjonują na podstawie mylnych wyobrażeń o sobie nawzajem, co prowadzi do groteskowych nieporozumień. Oczywiście, wszystko może zakończyć się fiaskiem. Ale jest też pozytywny aspekt całej sytuacji: obie strony rozumieją, że kontakt musi istnieć. Nie można też wykluczyć, że w odpowiednim momencie do gry wkroczy polityczna „swatka” – nowy prezydent Karol Nawrocki – co mogłoby wnieść nową jakość do wzajemnych relacji.


 

POLECANE
Lewandowski wraca po kontuzji. Nagranie z Barcelony obiegło sieć z ostatniej chwili
Lewandowski wraca po kontuzji. Nagranie z Barcelony obiegło sieć

Robert Lewandowski wciąż wraca do pełni sił po problemach związanych z kontuzją. Choć w piątek pojawił się na murawie, podczas zajęć trzymał się raczej na uboczu. 

Odrażające zachowanie izraelskich kibiców. Jest komunikat ambasadora USA z ostatniej chwili
Odrażające zachowanie izraelskich kibiców. Jest komunikat ambasadora USA
Afera KPO mocno uderza w ocenę koalicji przez Polaków. Sondaż z ostatniej chwili
Afera KPO mocno uderza w ocenę koalicji przez Polaków. Sondaż

Nowy sondaż pokazuje, że skandal wokół wydatkowania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy mocno uderzył w notowania rządu. Po ujawnieniu szczegółów – od dotacji na jachty i sauny, po wsparcie dla klubów swingersów – rośnie oburzenie społeczne. W sprawę wkroczyła już Prokuratura Europejska.

Karol Nawrocki: Będę dążył do ponadpolitycznego zobowiązania prezydenta i premiera Wiadomości
Karol Nawrocki: Będę dążył do ponadpolitycznego zobowiązania prezydenta i premiera

Karol Nawrocki zapowiedział w piątek podczas obchodów Święta Wojska Polskiego, że będzie domagał się podjęcia decyzji o przeznaczeniu 5 proc. PKB na obronność. Prezydent zapowiedział też, że będzie dążył także do podpisania ponadpolitycznego zobowiązania prezydenta i premiera w sprawie konstytucji bezpieczeństwa RP. Dodał, że zachęca do tego Donalda Tuska.

Ważny komunikat. Maja Hyży ogłosiła radosną nowinę Wiadomości
"Ważny komunikat". Maja Hyży ogłosiła radosną nowinę

Maja Hyży podzieliła się z fanami wspaniałą wiadomością - artystka spodziewa się dziecka. To będzie już piąte dziecko piosenkarki. Radosną nowinę ogłosiła na swoim Instagramie.

„Putin nie chce wojny z NATO”. Brytyjski generał zdradził, co powstrzymuje Kreml Wiadomości
„Putin nie chce wojny z NATO”. Brytyjski generał zdradził, co powstrzymuje Kreml

Putin nie chce wojny z NATO, bo by ją przegrał – ocenił w piątek naczelny dowódca brytyjskich sił zbrojnych, admirał Tony Radakin, na łamach dziennika „Telegraph”. Ostrzegł, że Zachód nie powinien dać się zastraszyć rosyjskiej retoryce ani działaniom sabotażowym.

Skandaliczne zachowanie kibiców z Izraela. Minister sportu kieruje pismo do UEFA z ostatniej chwili
Skandaliczne zachowanie kibiców z Izraela. Minister sportu kieruje pismo do UEFA

W Polsce nie cichnie oburzenie po meczu Rakowa Częstochowa z Maccabi Hajfa. Minister sportu Jakub Rutnicki w ostrych słowach zaapelował do UEFA o zdecydowane działania wobec izraelskiego klubu. Powodem stał się transparent, który kibice Maccabi wywiesili podczas spotkania i ich skandaliczne zachowanie na trybunach.

Ruszyła historyczna parada morska. Niezwykłe widowisko dla mieszkańców i turystów na Helu pilne
Ruszyła historyczna parada morska. Niezwykłe widowisko dla mieszkańców i turystów na Helu

Historyczny moment dla polskiego wojska i sił morskich - po raz pierwszy równolegle do tradycyjnej defilady w Warszawie odbywa się Parada Morska, którą można podziwiać z Półwyspu Helskiego. Marynarka Wojenna prezentuje imponującą flotę, a w powietrzu demonstruje swoją potęgę Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej.

Szef BBN: Onet kłamie z ostatniej chwili
Szef BBN: Onet kłamie

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego nie występowało o dostęp do SEW Online. System ewidencji wojskowej, SEW ONLINE, stanowi jedno z narzędzi wykorzystywanych w siłach zbrojnych w zakresie organizacji i kadrowym. Dostęp do systemu posiada szereg instytucji MON - poinformował w komunikacie rzecznik prasowy Prezydenta RP dr Rafał Leśkiewicz, odnosząc się do nieprawdziwych informacji opublikowanych przez Onet.

Odrażające zachowanie izraelskich kibiców. Jest komunikat IPN z ostatniej chwili
Odrażające zachowanie izraelskich kibiców. Jest komunikat IPN

Raków Częstochowa wygrał w węgierskim Debreczynie z Maccabi Hajfa 2:0 (1:0) w meczu rewanżowym 3. rundy eliminacji piłkarskiej Ligi Konferencji i awansował do kolejnej fazy rozgrywek. Jednak uwagę opinii publicznej w największym stopniu zwróciło odrażające zachowanie izraelskich kibiców.

REKLAMA

Sojusz z PiS? Konfederacja chce być "piękną panną na wydaniu"

Ostatnia wymiana ciosów między Jarosławem Kaczyńskim a Sławomirem Mentzenem błyskawicznie przełożyła się na wzrost niechęci między elektoratami Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Ci, którzy wyobrażali sobie, że chwilowe zawieszenie broni na prawicy po pierwszej turze wyborów prezydenckich przerodzi się w wielkie pojednanie, musieli przełknąć gorzką pigułkę zawodu. Trwająca – momentami brudna – rywalizacja to jednak element politycznej gry, na który nie ma co się obrażać. Tym bardziej że wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem.
 Sojusz z PiS? Konfederacja chce być
/ fot. Konfederacja / X

Co musisz wiedzieć:

  • Liderzy zdają sobie sprawę, w jakiej sytuacji znajdą się po kolejnych wyborach. Dlatego już teraz grają o maksymalne wzmocnienie swojej pozycji negocjacyjnej.

  • Prawda jednak jest taka, że obie strony przez lata się atakowały – i to jest zupełnie naturalny element politycznej rozgrywki.

  • Dwa światy – PiS-owski i konfederacki – słabo się rozumieją i funkcjonują na podstawie mylnych wyobrażeń o sobie nawzajem, co prowadzi do groteskowych nieporozumień.

 

Aby stworzyć prawicową większość w przyszłym Sejmie, niezbędna będzie koalicja PiS-u i Konfederacji – to dziś najbardziej prawdopodobny scenariusz, wyłaniający się z większości dostępnych badań sondażowych. Oczywiście niczego nie możemy przewidzieć z całą pewnością; nie brakuje więc takich, którzy snują wizję powrotu do samodzielnej większości PiS-u w ciągu dwóch lat lub długofalowego przejęcia hegemonii na prawicy przez Konfederację. To przede wszystkim reprezentanci frakcji szczególnie niechętnych wobec konkurencji — wzajemnie obrzucający się niestworzonymi zarzutami, najczęściej wynikającymi z braku realnego rozpoznania politycznego rywala.

Liderzy jednak doskonale zdają sobie sprawę, w jakiej najprawdopodobniej znajdą się sytuacji po kolejnych wyborach. Dlatego grają o maksymalne wzmocnienie swojej pozycji negocjacyjnej. Całość przybiera formę „sporu kontrolowanego”, w którym precyzyjnie rozpisano role i dopuszczalne chwyty – tak, by ostre zwarcia o wyborcę mogły trwać, a jednocześnie nie doszło do całkowitego spalenia mostów. Bo to mogłoby doprowadzić do powyborczego pata – scenariusza niekorzystnego dla wszystkich.

 

Teatrzyk „Wywrócony Stolik” przedstawia...

Głównym celem Konfederacji w toczonej rozgrywce jest ustawienie się w roli „pięknej panny na wydaniu” – kapryśnej, przebierającej w absztyfikantach i wymuszającej coraz lepsze warunki programowe oraz kadrowe. Stąd podział ról: z jednej strony politycy otwarcie mówiący o możliwości sojuszu z Koalicją Obywatelską (m.in. Witold Tumanowicz, Stanisław Tyszka), z drugiej – ci, którzy sprawiają wrażenie, że nadrzędnym celem Konfederacji jest odsunięcie Donalda Tuska od władzy (Krzysztof Bosak, Konrad Berkowicz).

Mylą się jednak ci sympatycy PiS-u, któzy wierzą w realność rzekomego sojuszu Mentzen – Tusk. Choć między Konfederacją a PiS-em istnieją poważne różnice ideologiczne (zwłaszcza w przypadku Nowej Nadziei), to antyplatformerskość wciąż wpisana jest w kod genetyczny tej formacji. Ewentualna próba wejścia w powyborczy sojusz z „obozem uśmiechu” niemal na pewno doprowadziłaby do rozpadu Konfederacji. Wbrew mało wiarygodnym zapewnieniom niektórych jej liderów strona nacjonalistyczna – od wyborców po aktyw – takiej koalicji nigdy by nie zaakceptowała. Również wielu sympatyków Nowej Nadziei uznałoby taki manewr za jawną zdradę.

Politycy Konfederacji grają więc nie tyle na rzeczywistą współpracę z KO, ile na wywołanie niepewności w obozie PiS-u. Celem jest uzyskanie jak największych ustępstw w ramach powyborczego „przetargu na koalicjanta”. Ich prawdziwy wybór sprowadza się do dwóch opcji: wejście w koalicję z PiS-em lub kolejne lata w opozycji. Ta druga perspektywa także niesie koszty – bo partia, która przez kolejne kadencje nie potrafi sięgnąć po władzę, szybko staje się dla umiarkowanych wyborców politycznie bezużyteczna.

Jeszcze inną rolę w tym przedstawieniu odgrywa Sławomir Mentzen. Jego celem jest zbudowanie tak silnej pozycji, by w przyszłym układzie nie zostać pożartym przez PiS – co od dawna stanowi źródło obaw Konfederacji jako potencjalnego „junior partnera”. Przekaz Mentzena jest jasny: „nie jesteśmy na was skazani” i „to my będziemy dyktować warunki”. Problem w tym, że pewne deficyty w rozumieniu relacji międzyludzkich sprawiają, iż liderowi Konfederacji trudno wyczuć granicę między budowaniem podmiotowości a bezsensownym antagonizowaniem potencjalnego partnera. Efektem są liczne zarzuty, że Mentzen wciąż nie wyszedł z politycznej piaskownicy. I rzeczywiście – nieadekwatna reakcja, w której kilkukrotnie nazwał prezesa PiS „politycznym gangsterem”, a także powtórzył dawny zarzut o jego rzekomym przyczynieniu się do śmierci Andrzeja Leppera, była przesadzona. Choć miało to być polityczne zagranie z jego strony, finalnie pokazało, że do roli wytrawnego gracza jeszcze mu daleko. Antypisowski beton przyklasnął, ale dla mniej zaangażowanego obserwatora wyglądało to jak trudny do zrozumienia atak politycznej furii.

Dochodzi do tego jeszcze jedna, chętnie powtarzana w kręgach Konfederacji narracja o byciu „wieloletnią ofiarą” nękaną przez PiS: od zakazu wstępu do dawnego TVP, przez posądzenia o prorosyjskość, po sprawę z Marianem Banasiem. PiS nie bardzo potrafi się dziś do tego odnieść, bo przez lata zwyczajnie nie śledził działań środowisk konfederackich, traktując je jako polityczny plankton. Tymczasem zarzuty z drugiej strony – o zdradę, komunizm, covidowe ludobójstwo, akcję „Norymberga 2.0” czy zapowiedzi „pogonienia dziadów” – były na porządku dziennym. Liderzy Konfederacji dobrze to pamiętają, ale liczą, że tamte połajanki odeszły w zapomnienie i nie będą stanowiły przeciwwagi dla tezy o „PiS-owskim agresorze”, bo pozycja dawnej ofiary po prostu lepiej wygląda w negocjacjach. Prawda jednak jest taka, że obie strony przez lata się atakowały – i to jest zupełnie naturalny element politycznej rozgrywki.

 

Zaloty bez wdzięku

Prawo i Sprawiedliwość również dysponuje własnym zestawem ról w tym politycznym teatrze: obok „jastrzębi” pojawiają się też koncyliacjoniści tacy jak Przemysław Czarnek, Janusz Kowalski czy Dariusz Matecki. Sam Jarosław Kaczyński (podobnie jak Mentzen) również „nie potwierdza i nie zaprzecza” ewentualnej koalicji, zdając sobie sprawę z twardych realiów gry, a jednocześnie unikając roli petenta. I podobnie jak w przypadku Konfederacji różnie bywa z poziomem politycznego aktorstwa. Koncyliacjoniści z PiS-u uznali bowiem, że skuteczną metodą na pozyskanie sobie Konfederacji będzie retoryka patriotycznego szantażu: sugerowanie, że brak współpracy z PiS-em to de facto wsparcie dla „antypolskiego Tuska”. Problem w tym, że trudno o gorszy sposób dotarcia do wolnościowca niż próba postawienia go pod ścianą. Jego psychologiczna konstrukcja zakłada wręcz alergię na wszelkie formy przymusu – także politycznego. Efekt? Przerzucenie odpowiedzialności za fiasko rozmów na „szantażystę” i trzaśnięcie drzwiami.

Na to wszystko nakłada się jeszcze ledwo skrywana pogarda wobec niedojrzałości i politycznego „wyrobienia”, która cechuje wielu przedstawicieli Konfederacji. Dotyczy to zarówno kwestii programowych (choć warto uczciwie odnotować postęp po usunięciu Korwina i Brauna), jak i „wielkościowych” przekonań co do własnych możliwości, wpływów i umiejętności „rozegrania przeciwnika”. Tego typu zarzuty tylko utwierdzają konfederatów w przekonaniu, że Kaczyński nikogo nie traktuje po partnersku. Tym bardziej że całą dynamikę komplikuje jeszcze konflikt pokoleniowy: jedna strona mówi o „starszym panu, który powinien przejść na emeryturę”, druga – o „chłopcu w krótkich spodenkach”. Brak poważnego traktowania, nawet wobec niepoważnych zachowań, ma paradoksalny efekt: nie ukraca ich, lecz potęguje.

 

Spór (nie)kontrolowany

Pomimo emocjonalnych wybuchów po obu stronach barykady – zaczepek, ripost i przekomarzań – obecny spór nie wyszedł jeszcze poza granice kontrolowanej konfrontacji. To ważne, bo po dniu wyborów wszystko może się zmienić: pojawią się naciski, rozbudzą się apetyty, a działacze, którzy zainwestowali w swoje partie wiele energii, choć mogą przez chwilę wytrzymać głód władzy, nie będą przecież pościć do końca życia. Kluczowe jest, by do tego momentu nie doprowadzić do stanu, w którym obie strony tak bardzo się znienawidzą, że jakakolwiek współpraca stanie się niemożliwa.

Obserwowane dziś „rytuały godowe”, które politycy PiS-u i Konfederacji uprawiają, by temu zapobiec (a przy okazji spróbować nieco ograć partnera), są – delikatnie mówiąc – mało finezyjne, toporne i pozbawione wyczucia. Dwa światy – PiS-owski i konfederacki – słabo się rozumieją i funkcjonują na podstawie mylnych wyobrażeń o sobie nawzajem, co prowadzi do groteskowych nieporozumień. Oczywiście, wszystko może zakończyć się fiaskiem. Ale jest też pozytywny aspekt całej sytuacji: obie strony rozumieją, że kontakt musi istnieć. Nie można też wykluczyć, że w odpowiednim momencie do gry wkroczy polityczna „swatka” – nowy prezydent Karol Nawrocki – co mogłoby wnieść nową jakość do wzajemnych relacji.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe