Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Życie

Z jakiegoś powodu, wygląda na to, że jest bardzo duża grupa ludzi, którzy, jeśli w ogóle myślą o życiu, to na poziomie supermarketu. Czyli w kategoriach tylko ceny i jakości. Ja tego nie rozumiem, ale wygląda na to, że tak to właśnie się dzieje. Nawet jeśli któryś z nich się zaduma nad życiem na poziomie nieco wyższym niż to co widzimy, to i tak efekt jest tak okropnie prostacki, że aż wstyd to komentować. Aż nie potrafię uwierzyć, że w odniesieniu do czegoś tak nam bliskiego, jak nasze życie, można osiągnąć tak nieprawdopodobny stan zgłupienia.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Życie
/ screen YouTube
      


      Jako że dziś w Sejmie ma miejsce debata na temat mordowania nienarodzonych dzieci, proponuje swój stary już dość tekst, jeszcze z maja 2010 roku, zatytułowany po prostu „Życie”.     
 
 
      Dziś nieco wcześniej, poruszony wypowiedzią Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, gdzie ona wyraziła swoje zniesmaczenie faktem, że niektórzy ludzie noszą żałobę dłużej niż tydzień i w ten sposób narażają ją na przykrości, które jej trudno jest znieść, wyraziłem przypuszczenie, że środowisko, jakie reprezentuje Kidawa-Błońska, podobnie zresztą, jak ona sama - to świat obcy. Obcy do tego stopnia, że dla nas, ludzi przywiązanych do tradycyjnej kultury i cywilizacji jaką znamy, całkowicie niedostępny. Kiedy tak sobie myślałem o tej Kidawie i zastanawiałem się, jak będzie można ten problem rozwiązać, kiedy dojdzie już do starcia bezpośredniego, gdzie albo uda się proces unieważniania tego wszystkiego co nas ukształtowało powstrzymać, albo ten świat będzie się musiał skończyć, wróciła ze szkoły moja najmłodsza córka i powiedziała, że jej koleżanka zaszła w ciążę, a ponieważ tej ciąży nie chciała, od znajomego lekarza wyłudziła odpowiednią tabletkę i to dziecko zamordowała.
      Przede wszystkim muszę od razu się zastrzec, że ja zdaję sobie sprawę z tego, że wydarzenia posunęły się ostatnio tak daleko, że problem aborcji - zwłaszcza aborcji prostej, czystej i zwykłej - jak gdyby lekko przybladł. Że informacje, jakie ostatnio do nas dochodzą z tak zwanego świata, pokazują nam bardzo jasno, że nadchodzą czasy, w których to moje dzisiejsze pisanie może się okazać zwykłą dziecinadą. Wiem też świetnie, że cała ta historia z ciążą to może być zwykłe kłamstwo, jakie sobie dziewczynki we wczesnych latach licealnych mogą opowiadać, żeby zrobić wrażenie na koleżankach. Mimo to jednak, się wzruszyłem .
Pamiętam dni, kiedy pierwszy raz dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. To był późny PRL, moja żona poszła do swojej pani doktor, a ta ją od drzwi spytała: "To co? Usuwamy?" Ona nie miała żadnego powodu, żeby o to pytać, ale widocznie miała taki nastrój, więc spytała. Pamiętam, że byliśmy tym pytaniem bardzo poruszeni. Dziś, ponad dwadzieścia lat po tym doświadczeniu, młodsza Toyahówna przychodzi i mówi, że jej koleżanka z klasy poszła do jakiegoś lekarza i on jej załatwił tabletkę. A więc wszystko działa jak zawsze, tyle że poziom tego wszystkiego zszedł w okolice gimnazjów i liceów.
      Jaka jest szansa, że to co ta dziewczynka opowiedziała mojej córce to szczera prawda? Nie wiem. Mam nadzieję, że to nieprawda. Ale boję się, że w końcu czemu nie? Czasy są bardzo szczególne. Kidawa-Błońska oświadcza, że nie życzy sobie oglądać żałoby dłużej niż tydzień, jak się dowiaduję, aktorka Janda ogłasza, że będzie żądała odszkodowania za żałobę, bo jej teatry poniosły straty, Magdalena Środa chwali się publicznie, że ona swoim studentom na zajęciach objaśnia, że rodzina jako wartość jest dziewiętnastowiecznym zabobonem i że odnosi nawet na tym polu pewne sukcesy. A zatem - czemu nie? Może więc jest tak, że ta dziewczynka zaszła w ciążę, poszła do znajomego lekarza i jakoś z nim utargowała to co chciała?
       Tego się jednak nie dowiemy. To co wiemy, to to że zostajemy powoli wypierani. I że najprawdopodobniej idzie wojna. Kto wie, czy to właśnie nie ta, o której wspominał niedawno Andrzej Wajda. A więc musimy się bardzo skoncentrować. Póki co, chciałbym tu przypomnieć tekst, który zamieściłem na tym blogu jeszcze w grudniu 2008 roku, zatytułowany 'Życie'. O życiu właśnie. Zapraszam.
       Wśród wielu zjawisk, z którymi muszę się potykać przez całe moje życie, są też takie, których natury nie udało mi się nigdy zgłębić. Ponieważ, jak sięgnę pamięcią, od zawsze lubiłem wiedzieć, co i jak, i najgorsze, co mnie mogło spotkać to zdarzenia i sytuacje, nad którymi nie dość, że nie potrafiłem intelektualnie zapanować, to jeszcze często miałem wrażenie, że jestem wobec nich kompletnie bezradny. Jedną z tych rzeczy jest i zawsze było to, występujące w pewnych środowiskach, nieprawdopodobnie obsesyjne pragnienie czyjejś śmierci. I nie chodzi mi tu o to zwykłe, wulgarne życzenie śmierci dla kogoś kogo nie lubimy tak bardzo, że w pewnym momencie jedyne co nasza bezradność potrafi stworzyć, to właśnie to straszne rozwiązanie ostateczne. Oczywiście, jest tego dużo, i intensywność tego typu emocji czasem nawet mnie przeraża, ale w sumie wydaje mi się, że więcej w tych gestach i w tych słowach zwykłej złości, która równie szybko przemija, jak i przychodzi, niż czegoś ostatecznego. Więc nie o tym chcę mówić.
      Kiedy myślę o tych chorych pragnieniach, to widzę przed sobą ludzi, którzy, z jednej strony, uważają się najczęściej za niezwykle światłych, pełnych współczucia i dobrych intencji humanistów, a z drugiej ich umysły są nieustannie zaprzątnięte jedną myślą. Jak by to można było zrobić, żeby tak poprawić świat, aby ogólny poziom wygody i szczęścia podniósł się znacząco, a jednocześnie jak najmniej ludzi słabszych i siłą rzeczy nie objętych tym pozytywnym wzmocnieniem, ucierpiało? Oczywiście żaden z tych specjalistów od poprawiania natury - bo tu właśnie o poprawianie natury chodzi - nigdy nie przyzna, że oni mają na celu zabijanie. A jeśli nawet wskutek ich pełnych dobrych zamierzeń działań, jakaś śmierć od czasu do czasu nastąpi, to oni zrobią wszystko, żeby znaleźć dla niej jakąś zastępczą nazwę, albo jakieś szczególnie przekonujące usprawiedliwienie. Najczęściej, w imię właśnie wyższych racji i w imię współczucia i w imię dbałości o to co najważniejsze - czyli właśnie życie. Co za pokrętność!
      Ludzie o których mówię są aktywni właściwie stale, tyle że ich aktywność raz jest niższa, a raz wyższa. Potrafią całymi latami coś sobie tam dłubać, coś kombinować, od czasu do czasu rzucić parę słów, by nagle, ni stąd ni zowąd, rozpętać wielomiesięczną kampanię na rzecz albo rozszerzenia prawa do aborcji, albo ponownego zdefiniowania pojęcia eutanazji, czy wreszcie do wprowadzenia takich regulacji prawnych, żeby coś co dotychczas było ze względów biologicznych, czy prawnych niemożliwe, stało się możliwe - choćby tylko troszeczkę. Najczęściej oni wszyscy nie mają w propagowaniu tych swoich cudacznych rozwiązań żadnego osobistego interesu. Wielu z nich, jeśli chcą, żeby można było bezkarnie zabijać dzieci nienarodzone, czy żeby można było bezkarnie skracać męki, w sposób ostateczny, starszym ludziom, czy żeby - jak to ostatnio się przydarzyło pewnemu bardzo wrażliwemu i szlachetnemu posłowi z Krakowa - tak posterować procesem prokreacji, żeby ludzie, którzy nie są w stanie mieć dzieci, jednak te dzieci miały, nie robią tego dlatego, że sami mają kłopot z niechcianą ciążą, niechcianą babcią, czy okropnie chcianym dzieckiem. Oni tę całą swoją aktywność, bardzo często traktują jako działalność społeczną, prowadzoną niemal na takich samych zasadach, jak to się dzieje w przypadku Jerzego Owsiaka i jego Orkiestry. Czysta akcja szczerych serc. Uwaga do osób z tej głupszej strony - to była ironia.
Są też wśród nich tacy również, którzy po prostu zawsze byli zafascynowani tak zwanym rozwojem, tak zwanym postępem, tak zwaną nauką. To o nich, już wieki temu, pisali różni autorzy książek, a autorzy filmów, już dziesiątki lat temu, tworzyli horrory, które miały przestraszać wszystkich na tyle wrażliwych, że wiedzieli co się stanie, jeśli człowiek - w swoim szaleństwie - zacznie zastępować Pana Boga. To oni jakimś cudem przetrwali te wszystkie prawdziwe i wymyślone kataklizmy i ze zdwojoną energią, kiedy tylko widzą probówkę wypełnioną jakimś tajemniczym płynem, zaczynają nerwowo dreptać w miejscu.
Więc, jak już wspomniałem na początku, nigdy nie potrafiłem rozgryźć ich do końca.     Wydawałoby się, że dla człowieka średnio inteligentnego i średnio wrażliwego, nie powinno stanowić większego kłopotu, żeby zadumać się nad tajemnicą życia, nad życia zagadką i nad tego życia niepowtarzalnym pięknem, żeby nabrać w stosunku do tego życia wystarczającej pokory i żeby raz na zawsze przynajmniej przestać przy tym życiu się niepotrzebnie kręcić. Przecież właśnie całe nasze życie jest związane z nieustannym, bardziej lub mniej mądrym, filozofowaniem. Człowiek może być głupi, może być zły, może być gnuśny i szaleńczo beztroski, ale jednej rzeczy nie można mu odmówić. Tej mianowicie, że przynajmniej raz na jakiś czas, wymyśli sobie jakąś refleksję na temat czasu, który mija, albo śmierci, która jest nieuchronna, albo świata, który jest taki piękny (lub brzydki). A tu nagle, przychodzą ludzie, z pozoru zupełnie psychicznie opanowani, i wtykają swoje spocone paluchy w sprawy absolutnie dla nich niedostępne. Co za tępota! Mówi im się, że nienarodzone dziecko jest człowiekiem i być może chce bardzo żyć. Na nic. Mówi im się, że starszy człowiek, albo choćby i młody, ale cierpiący, też tak naprawdę najbardziej potrzebuje miłości. Jak kulą w płot. Mówi im się, że jeśli ktoś nie może mieć dzieci, to dzieci mieć nie może, a jeśli nagle ktoś wykombinuje, że spróbujemy sprawę obejść troszkę bokiem i przy minimalnych stratach może jakoś się uda to chciejstwo zaspokoić, to w takim myśleniu czai się czyste zło. Pudło.
      Czemu tak się dzieje? Wydawałoby się, że wszystko to jest tak oczywiste. Otóż nie. Z jakiegoś powodu, wygląda na to, że jest bardzo duża grupa ludzi, którzy, jeśli w ogóle myślą o życiu, to na poziomie supermarketu. Czyli w kategoriach tylko ceny i jakości. Ja tego nie rozumiem, ale wygląda na to, że tak to właśnie się dzieje. Nawet jeśli któryś z nich się zaduma nad życiem na poziomie nieco wyższym niż to co widzimy, to i tak efekt jest tak okropnie prostacki, że aż wstyd to komentować. Aż nie potrafię uwierzyć, że w odniesieniu do czegoś tak nam bliskiego, jak nasze życie, można osiągnąć tak nieprawdopodobny stan zgłupienia.
      Pozwolę sobie na akcent osobisty. Mamy troje dzieci. Każde z nich jest tak nieprawdopodobnie inne, tak niezwykle niepowtarzalne, w tak absolutnie niewytłumaczalny sposób różne o drugiego, że czasem sam się z siebie śmieję, że każde z nich z pewnością jest od innego listonosza. Mamy ich troje. I od czasu, jak zrozumieliśmy, ze już więcej dzieci mieć nie będziemy, prześladuje mnie myśl, że ja nigdy już się nie dowiem, jakie by było to czwarte dziecko. Czy to byłby chłopak, czy dziewczynka? Czy to moje czwarte dziecko byłoby takie jak któreś z tych, które są z nami, czy może byłoby zupełnie inne? Jak wpadnę w odpowiedni nastrój, zaczynam się autentycznie denerwować. Bo, choć wiem, że to jest szaleństwo, to świadomość tego, że to potencjalne życie, ta potencjalna osoba właściwie jest na wyciągnięcie ręki, mnie paraliżuje.
      I teraz wyobraźmy sobie coś, co źli ludzie lubią lekceważyć, jako płód, czy zygotę, czy plemnik. A co ludzie mniej źli starają się postrzegać w kategoriach społecznych, które - jak wiemy - są bardzo skomplikowane. O czym tu w ogóle można gadać??? Przecież tu żadne słowo się nie mieści. Tu w ogóle nie ma miejsca na dyskusję. Tu jest problem osoby. Osoby niepowtarzalnej. Osoby jedynej. Tu chodzi o boski akt stworzenia. Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć?
      A ta myśl działa w dwóch kierunkach. Opowiem Wam coś jeszcze. Młody Toyah, kiedy miał trzy lata, może mniej, leżał kiedyś wieczorem w swoim łóżeczku i nagle zaczął okropnie płakać. Płakał tak strasznie, że nie było sposobu, żeby go uspokoić. Kiedy wreszcie doszedł do siebie, powiedział nam, o co chodzi. Otóż on sobie leżał w tym łóżku, słyszał, jak życie w domu się toczy, jak starsza Toyahówna gdzieś tam łazi, jak my sobie coś tam przestawiamy i nagle on sobie pomyślał, JAKIE TO MUSIELIŚMY MIEĆ STRASZNIE SMUTNE ŻYCIE, KIEDY JEGO NIE BYŁO NA ŚWIECIE!
      On sobie tak leżał, pomyślał sobie o tym świecie, kiedy on, jako osoba, jako koncepcja, jako kształt, jako dusza, jako nowe życie, był gdzieś - nie wiadomo gdzie - a nasz świat był uboższy o tę jedną, jedyną osobę. I uznał, ze to jest bardzo smutne. I się pobeczał.
      Przecież to jest takie proste. Na tyle proste, że nawet trzyletnie dziecko potrafi jakoś to opisać. A tu nagle okazuje się, ze pełno mądrych, starszych, wykształconych i bardzo doświadczonych ludzi, nie jest w stanie tego nawet zahaczyć swoją myślą. Co to się dzieje? Czyżby najprostsza, najbardziej podstawowa wrażliwość była towarem aż tak bardzo delikatesowym? Może i tak. Może właśnie o to chodzi. Chodzi o wrażliwość. To by się nawet zgadzało. Młody Toyah w tym roku zdaje maturę, wcześniej ma studniówkę i skarży się, że nie ma z kim na tę studniówkę iść. Czyżby on był tak bardzo inny, że na tym przecież tak nieskomplikowanym polu on po prostu odpada? Czyżby miało być tak, że od pewnego poziomu wrażliwości, świat współczesny przestaje istnieć? Czy to możliwe, że, część z nas po prostu w pewnym momencie została z tyłu i jesteśmy już tylko obiektami muzealnymi? Jakimś odległym wspomnieniem, na które ludzie prawdziwie związani z dylematami współczesnego świata patrzą jak na dziwadła?
      Biedny młody Toyah. Czy warto to było w tak młodym wieku uderzać w tak wysokie tony? Ciekawe. Warto to było?
 
Przypominam, że właśnie ukazała się moja nowa książka, między innymi zawierająca całą korespondencję, jaka w latach 2011-2014 miała miejsce między mną a śp. prof. Zytą Gilowską. Książka w cenie 30 zł jest do nabycia w księgarni Coryllusa pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=o-samotnej-wyspie-zapomnianej-lodzi-i-oceanie-bez-kresu
 
 

 

POLECANE
Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton Wiadomości
Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton

Organizacja Crimestoppers wyznaczyła nagrodę 20 tys. funtów za informacje pomagające wyjaśnić sprawę zabójstwa 45-letniego Polaka w Southampton. Ciało mężczyzny, ze śladami pożaru, znaleziono 8 października w rejonie rezerwatu przyrody Southampton Common.

Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON z ostatniej chwili
Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON

Były szef BBN z czasów prezydenta Andrzeja Dudy, gen. Dariusz Łukowski został powołany na funkcje dyrektora Departamentu Strategii i Planowania Obronnego w resorcie obrony narodowej - poinformował we wtorek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Niemcy likwidują Pociąg do Kultury. Kursuje między Berlinem i Wrocławiem Wiadomości
Niemcy likwidują "Pociąg do Kultury". Kursuje między Berlinem i Wrocławiem

Weekendowe połączenie kolejowe, łączące Berlin z Wrocławiem i oferujące pasażerom wydarzenia artystyczne w drodze, jest bliski zamknięcia. Niemieckie media informują, że projekt przestanie funkcjonować po grudniu 2025 roku z powodów finansowych.

Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki z ostatniej chwili
Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki

We wtorkowy wieczór mieszkańcy różnych regionów Polski donosili o tajemniczych światłach na niebie; niebo nad Mazowszem, Śląskiem i Podkarpaciem rozświetliły pomarańczowe kule ognia. Choć część osób podejrzewa wojskowe flary, wiele wskazuje na to, że to po prostu... „spadające gwiazdy”. 

Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów z ostatniej chwili
Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów

Cały ruch lotniczy na lotnisku w Brukseli został wstrzymany we wtorek wieczorem w związku z wtargnięciem co najmniej jednego drona – podały belgijskie media, powołując się na agencję prasową Belga. Samoloty przekierowano na lotnisko w Liege, które niedługo potem również zamknięto w związku z aktywnością bezzałogowców.

Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc. Wiadomości
Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc.

W Polsce i w całej Europie zaczyna brakować jaj. To efekt ognisk grypy ptaków i rzekomego pomoru drobiu, które uderzyły w największe centra produkcji. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz alarmuje, że ceny jaj już mocno rosną — i nie ma szans, by szybko wróciły do poziomów z poprzednich miesięcy.

Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Od 8 do 16 listopada 2025 r. Dworzec Warszawa Centralna zostanie wyłączony z obsługi pociągów dalekobieżnych z powodu modernizacji infrastruktury kolejowej. Pasażerów czekają spore zmiany w kursowaniu pociągów PKP Intercity i SKM, dodatkowe linie komunikacji miejskiej oraz honorowanie biletów na wielu trasach w stolicy.

Sędzia Iwaniec znów zawieszony. Nowa decyzja Waldemara Żurka z ostatniej chwili
Sędzia Iwaniec znów zawieszony. Nowa decyzja Waldemara Żurka

Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek zdecydował o ponownym zawieszeniu sędziego Jakuba Iwańca. Decyzja zapadła we wtorek, czyli tego samego dnia, w którym Sąd Najwyższy uchylił wcześniejsze zarządzenie o zawieszeniu go w obowiązkach.

Upadek Maduro w Wenezueli roztrzaska rosyjski trójkąt karaibski z ostatniej chwili
Upadek Maduro w Wenezueli roztrzaska "rosyjski trójkąt karaibski"

Wenezuela stoi na krawędzi przełomu. Upadek reżimu Nicolasa Maduro oznaczałby nie tylko koniec socjalistycznej dyktatury, ale też rozpad rosyjskiego układu wpływów w Ameryce Łacińskiej. Czy Donald Trump naprawdę doprowadzi do końca ery „rosyjskiego trójkąta karaibskiego”?

Nowelizacja ustawy o CPK. Karol Nawrocki podjął decyzję z ostatniej chwili
Nowelizacja ustawy o CPK. Karol Nawrocki podjął decyzję

Prezydent Karol Nawrocki we wtorek podpisał nowelizację ustawy o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Ma ona ułatwić proces wywłaszczania i uzyskania odszkodowania przez wywłaszczanych, przewiduje też zaliczki do 85 proc. wysokości odszkodowania.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Życie

Z jakiegoś powodu, wygląda na to, że jest bardzo duża grupa ludzi, którzy, jeśli w ogóle myślą o życiu, to na poziomie supermarketu. Czyli w kategoriach tylko ceny i jakości. Ja tego nie rozumiem, ale wygląda na to, że tak to właśnie się dzieje. Nawet jeśli któryś z nich się zaduma nad życiem na poziomie nieco wyższym niż to co widzimy, to i tak efekt jest tak okropnie prostacki, że aż wstyd to komentować. Aż nie potrafię uwierzyć, że w odniesieniu do czegoś tak nam bliskiego, jak nasze życie, można osiągnąć tak nieprawdopodobny stan zgłupienia.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Życie
/ screen YouTube
      


      Jako że dziś w Sejmie ma miejsce debata na temat mordowania nienarodzonych dzieci, proponuje swój stary już dość tekst, jeszcze z maja 2010 roku, zatytułowany po prostu „Życie”.     
 
 
      Dziś nieco wcześniej, poruszony wypowiedzią Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, gdzie ona wyraziła swoje zniesmaczenie faktem, że niektórzy ludzie noszą żałobę dłużej niż tydzień i w ten sposób narażają ją na przykrości, które jej trudno jest znieść, wyraziłem przypuszczenie, że środowisko, jakie reprezentuje Kidawa-Błońska, podobnie zresztą, jak ona sama - to świat obcy. Obcy do tego stopnia, że dla nas, ludzi przywiązanych do tradycyjnej kultury i cywilizacji jaką znamy, całkowicie niedostępny. Kiedy tak sobie myślałem o tej Kidawie i zastanawiałem się, jak będzie można ten problem rozwiązać, kiedy dojdzie już do starcia bezpośredniego, gdzie albo uda się proces unieważniania tego wszystkiego co nas ukształtowało powstrzymać, albo ten świat będzie się musiał skończyć, wróciła ze szkoły moja najmłodsza córka i powiedziała, że jej koleżanka zaszła w ciążę, a ponieważ tej ciąży nie chciała, od znajomego lekarza wyłudziła odpowiednią tabletkę i to dziecko zamordowała.
      Przede wszystkim muszę od razu się zastrzec, że ja zdaję sobie sprawę z tego, że wydarzenia posunęły się ostatnio tak daleko, że problem aborcji - zwłaszcza aborcji prostej, czystej i zwykłej - jak gdyby lekko przybladł. Że informacje, jakie ostatnio do nas dochodzą z tak zwanego świata, pokazują nam bardzo jasno, że nadchodzą czasy, w których to moje dzisiejsze pisanie może się okazać zwykłą dziecinadą. Wiem też świetnie, że cała ta historia z ciążą to może być zwykłe kłamstwo, jakie sobie dziewczynki we wczesnych latach licealnych mogą opowiadać, żeby zrobić wrażenie na koleżankach. Mimo to jednak, się wzruszyłem .
Pamiętam dni, kiedy pierwszy raz dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. To był późny PRL, moja żona poszła do swojej pani doktor, a ta ją od drzwi spytała: "To co? Usuwamy?" Ona nie miała żadnego powodu, żeby o to pytać, ale widocznie miała taki nastrój, więc spytała. Pamiętam, że byliśmy tym pytaniem bardzo poruszeni. Dziś, ponad dwadzieścia lat po tym doświadczeniu, młodsza Toyahówna przychodzi i mówi, że jej koleżanka z klasy poszła do jakiegoś lekarza i on jej załatwił tabletkę. A więc wszystko działa jak zawsze, tyle że poziom tego wszystkiego zszedł w okolice gimnazjów i liceów.
      Jaka jest szansa, że to co ta dziewczynka opowiedziała mojej córce to szczera prawda? Nie wiem. Mam nadzieję, że to nieprawda. Ale boję się, że w końcu czemu nie? Czasy są bardzo szczególne. Kidawa-Błońska oświadcza, że nie życzy sobie oglądać żałoby dłużej niż tydzień, jak się dowiaduję, aktorka Janda ogłasza, że będzie żądała odszkodowania za żałobę, bo jej teatry poniosły straty, Magdalena Środa chwali się publicznie, że ona swoim studentom na zajęciach objaśnia, że rodzina jako wartość jest dziewiętnastowiecznym zabobonem i że odnosi nawet na tym polu pewne sukcesy. A zatem - czemu nie? Może więc jest tak, że ta dziewczynka zaszła w ciążę, poszła do znajomego lekarza i jakoś z nim utargowała to co chciała?
       Tego się jednak nie dowiemy. To co wiemy, to to że zostajemy powoli wypierani. I że najprawdopodobniej idzie wojna. Kto wie, czy to właśnie nie ta, o której wspominał niedawno Andrzej Wajda. A więc musimy się bardzo skoncentrować. Póki co, chciałbym tu przypomnieć tekst, który zamieściłem na tym blogu jeszcze w grudniu 2008 roku, zatytułowany 'Życie'. O życiu właśnie. Zapraszam.
       Wśród wielu zjawisk, z którymi muszę się potykać przez całe moje życie, są też takie, których natury nie udało mi się nigdy zgłębić. Ponieważ, jak sięgnę pamięcią, od zawsze lubiłem wiedzieć, co i jak, i najgorsze, co mnie mogło spotkać to zdarzenia i sytuacje, nad którymi nie dość, że nie potrafiłem intelektualnie zapanować, to jeszcze często miałem wrażenie, że jestem wobec nich kompletnie bezradny. Jedną z tych rzeczy jest i zawsze było to, występujące w pewnych środowiskach, nieprawdopodobnie obsesyjne pragnienie czyjejś śmierci. I nie chodzi mi tu o to zwykłe, wulgarne życzenie śmierci dla kogoś kogo nie lubimy tak bardzo, że w pewnym momencie jedyne co nasza bezradność potrafi stworzyć, to właśnie to straszne rozwiązanie ostateczne. Oczywiście, jest tego dużo, i intensywność tego typu emocji czasem nawet mnie przeraża, ale w sumie wydaje mi się, że więcej w tych gestach i w tych słowach zwykłej złości, która równie szybko przemija, jak i przychodzi, niż czegoś ostatecznego. Więc nie o tym chcę mówić.
      Kiedy myślę o tych chorych pragnieniach, to widzę przed sobą ludzi, którzy, z jednej strony, uważają się najczęściej za niezwykle światłych, pełnych współczucia i dobrych intencji humanistów, a z drugiej ich umysły są nieustannie zaprzątnięte jedną myślą. Jak by to można było zrobić, żeby tak poprawić świat, aby ogólny poziom wygody i szczęścia podniósł się znacząco, a jednocześnie jak najmniej ludzi słabszych i siłą rzeczy nie objętych tym pozytywnym wzmocnieniem, ucierpiało? Oczywiście żaden z tych specjalistów od poprawiania natury - bo tu właśnie o poprawianie natury chodzi - nigdy nie przyzna, że oni mają na celu zabijanie. A jeśli nawet wskutek ich pełnych dobrych zamierzeń działań, jakaś śmierć od czasu do czasu nastąpi, to oni zrobią wszystko, żeby znaleźć dla niej jakąś zastępczą nazwę, albo jakieś szczególnie przekonujące usprawiedliwienie. Najczęściej, w imię właśnie wyższych racji i w imię współczucia i w imię dbałości o to co najważniejsze - czyli właśnie życie. Co za pokrętność!
      Ludzie o których mówię są aktywni właściwie stale, tyle że ich aktywność raz jest niższa, a raz wyższa. Potrafią całymi latami coś sobie tam dłubać, coś kombinować, od czasu do czasu rzucić parę słów, by nagle, ni stąd ni zowąd, rozpętać wielomiesięczną kampanię na rzecz albo rozszerzenia prawa do aborcji, albo ponownego zdefiniowania pojęcia eutanazji, czy wreszcie do wprowadzenia takich regulacji prawnych, żeby coś co dotychczas było ze względów biologicznych, czy prawnych niemożliwe, stało się możliwe - choćby tylko troszeczkę. Najczęściej oni wszyscy nie mają w propagowaniu tych swoich cudacznych rozwiązań żadnego osobistego interesu. Wielu z nich, jeśli chcą, żeby można było bezkarnie zabijać dzieci nienarodzone, czy żeby można było bezkarnie skracać męki, w sposób ostateczny, starszym ludziom, czy żeby - jak to ostatnio się przydarzyło pewnemu bardzo wrażliwemu i szlachetnemu posłowi z Krakowa - tak posterować procesem prokreacji, żeby ludzie, którzy nie są w stanie mieć dzieci, jednak te dzieci miały, nie robią tego dlatego, że sami mają kłopot z niechcianą ciążą, niechcianą babcią, czy okropnie chcianym dzieckiem. Oni tę całą swoją aktywność, bardzo często traktują jako działalność społeczną, prowadzoną niemal na takich samych zasadach, jak to się dzieje w przypadku Jerzego Owsiaka i jego Orkiestry. Czysta akcja szczerych serc. Uwaga do osób z tej głupszej strony - to była ironia.
Są też wśród nich tacy również, którzy po prostu zawsze byli zafascynowani tak zwanym rozwojem, tak zwanym postępem, tak zwaną nauką. To o nich, już wieki temu, pisali różni autorzy książek, a autorzy filmów, już dziesiątki lat temu, tworzyli horrory, które miały przestraszać wszystkich na tyle wrażliwych, że wiedzieli co się stanie, jeśli człowiek - w swoim szaleństwie - zacznie zastępować Pana Boga. To oni jakimś cudem przetrwali te wszystkie prawdziwe i wymyślone kataklizmy i ze zdwojoną energią, kiedy tylko widzą probówkę wypełnioną jakimś tajemniczym płynem, zaczynają nerwowo dreptać w miejscu.
Więc, jak już wspomniałem na początku, nigdy nie potrafiłem rozgryźć ich do końca.     Wydawałoby się, że dla człowieka średnio inteligentnego i średnio wrażliwego, nie powinno stanowić większego kłopotu, żeby zadumać się nad tajemnicą życia, nad życia zagadką i nad tego życia niepowtarzalnym pięknem, żeby nabrać w stosunku do tego życia wystarczającej pokory i żeby raz na zawsze przynajmniej przestać przy tym życiu się niepotrzebnie kręcić. Przecież właśnie całe nasze życie jest związane z nieustannym, bardziej lub mniej mądrym, filozofowaniem. Człowiek może być głupi, może być zły, może być gnuśny i szaleńczo beztroski, ale jednej rzeczy nie można mu odmówić. Tej mianowicie, że przynajmniej raz na jakiś czas, wymyśli sobie jakąś refleksję na temat czasu, który mija, albo śmierci, która jest nieuchronna, albo świata, który jest taki piękny (lub brzydki). A tu nagle, przychodzą ludzie, z pozoru zupełnie psychicznie opanowani, i wtykają swoje spocone paluchy w sprawy absolutnie dla nich niedostępne. Co za tępota! Mówi im się, że nienarodzone dziecko jest człowiekiem i być może chce bardzo żyć. Na nic. Mówi im się, że starszy człowiek, albo choćby i młody, ale cierpiący, też tak naprawdę najbardziej potrzebuje miłości. Jak kulą w płot. Mówi im się, że jeśli ktoś nie może mieć dzieci, to dzieci mieć nie może, a jeśli nagle ktoś wykombinuje, że spróbujemy sprawę obejść troszkę bokiem i przy minimalnych stratach może jakoś się uda to chciejstwo zaspokoić, to w takim myśleniu czai się czyste zło. Pudło.
      Czemu tak się dzieje? Wydawałoby się, że wszystko to jest tak oczywiste. Otóż nie. Z jakiegoś powodu, wygląda na to, że jest bardzo duża grupa ludzi, którzy, jeśli w ogóle myślą o życiu, to na poziomie supermarketu. Czyli w kategoriach tylko ceny i jakości. Ja tego nie rozumiem, ale wygląda na to, że tak to właśnie się dzieje. Nawet jeśli któryś z nich się zaduma nad życiem na poziomie nieco wyższym niż to co widzimy, to i tak efekt jest tak okropnie prostacki, że aż wstyd to komentować. Aż nie potrafię uwierzyć, że w odniesieniu do czegoś tak nam bliskiego, jak nasze życie, można osiągnąć tak nieprawdopodobny stan zgłupienia.
      Pozwolę sobie na akcent osobisty. Mamy troje dzieci. Każde z nich jest tak nieprawdopodobnie inne, tak niezwykle niepowtarzalne, w tak absolutnie niewytłumaczalny sposób różne o drugiego, że czasem sam się z siebie śmieję, że każde z nich z pewnością jest od innego listonosza. Mamy ich troje. I od czasu, jak zrozumieliśmy, ze już więcej dzieci mieć nie będziemy, prześladuje mnie myśl, że ja nigdy już się nie dowiem, jakie by było to czwarte dziecko. Czy to byłby chłopak, czy dziewczynka? Czy to moje czwarte dziecko byłoby takie jak któreś z tych, które są z nami, czy może byłoby zupełnie inne? Jak wpadnę w odpowiedni nastrój, zaczynam się autentycznie denerwować. Bo, choć wiem, że to jest szaleństwo, to świadomość tego, że to potencjalne życie, ta potencjalna osoba właściwie jest na wyciągnięcie ręki, mnie paraliżuje.
      I teraz wyobraźmy sobie coś, co źli ludzie lubią lekceważyć, jako płód, czy zygotę, czy plemnik. A co ludzie mniej źli starają się postrzegać w kategoriach społecznych, które - jak wiemy - są bardzo skomplikowane. O czym tu w ogóle można gadać??? Przecież tu żadne słowo się nie mieści. Tu w ogóle nie ma miejsca na dyskusję. Tu jest problem osoby. Osoby niepowtarzalnej. Osoby jedynej. Tu chodzi o boski akt stworzenia. Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć?
      A ta myśl działa w dwóch kierunkach. Opowiem Wam coś jeszcze. Młody Toyah, kiedy miał trzy lata, może mniej, leżał kiedyś wieczorem w swoim łóżeczku i nagle zaczął okropnie płakać. Płakał tak strasznie, że nie było sposobu, żeby go uspokoić. Kiedy wreszcie doszedł do siebie, powiedział nam, o co chodzi. Otóż on sobie leżał w tym łóżku, słyszał, jak życie w domu się toczy, jak starsza Toyahówna gdzieś tam łazi, jak my sobie coś tam przestawiamy i nagle on sobie pomyślał, JAKIE TO MUSIELIŚMY MIEĆ STRASZNIE SMUTNE ŻYCIE, KIEDY JEGO NIE BYŁO NA ŚWIECIE!
      On sobie tak leżał, pomyślał sobie o tym świecie, kiedy on, jako osoba, jako koncepcja, jako kształt, jako dusza, jako nowe życie, był gdzieś - nie wiadomo gdzie - a nasz świat był uboższy o tę jedną, jedyną osobę. I uznał, ze to jest bardzo smutne. I się pobeczał.
      Przecież to jest takie proste. Na tyle proste, że nawet trzyletnie dziecko potrafi jakoś to opisać. A tu nagle okazuje się, ze pełno mądrych, starszych, wykształconych i bardzo doświadczonych ludzi, nie jest w stanie tego nawet zahaczyć swoją myślą. Co to się dzieje? Czyżby najprostsza, najbardziej podstawowa wrażliwość była towarem aż tak bardzo delikatesowym? Może i tak. Może właśnie o to chodzi. Chodzi o wrażliwość. To by się nawet zgadzało. Młody Toyah w tym roku zdaje maturę, wcześniej ma studniówkę i skarży się, że nie ma z kim na tę studniówkę iść. Czyżby on był tak bardzo inny, że na tym przecież tak nieskomplikowanym polu on po prostu odpada? Czyżby miało być tak, że od pewnego poziomu wrażliwości, świat współczesny przestaje istnieć? Czy to możliwe, że, część z nas po prostu w pewnym momencie została z tyłu i jesteśmy już tylko obiektami muzealnymi? Jakimś odległym wspomnieniem, na które ludzie prawdziwie związani z dylematami współczesnego świata patrzą jak na dziwadła?
      Biedny młody Toyah. Czy warto to było w tak młodym wieku uderzać w tak wysokie tony? Ciekawe. Warto to było?
 
Przypominam, że właśnie ukazała się moja nowa książka, między innymi zawierająca całą korespondencję, jaka w latach 2011-2014 miała miejsce między mną a śp. prof. Zytą Gilowską. Książka w cenie 30 zł jest do nabycia w księgarni Coryllusa pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=o-samotnej-wyspie-zapomnianej-lodzi-i-oceanie-bez-kresu
 
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe