Polityczna przepychanka wokół wyborów prezydenckich zdaje się nie mieć końca. Co ciekawe, na chwilę obecną toczy się ona w zasadzie wyłącznie w szeregach opozycji.
Obóz Zjednoczonej Prawicy przedstawił bowiem dwa alternatywne rozwiązania i oddał głos przeciwnikom politycznym. Wszystko wskazuje na to, że propozycja lidera Porozumienia Jarosława Gowina zakładająca przesunięcie wyborów prezydenckich o dwa lata nie znajdzie uznania wśród liderów opozycji. Czekają nas zatem wybory korespondencyjne. O propozycji lidera Koalicji Obywatelskiej Borysa Budki przez grzeczność nie ma co szerzej wspominać, może poza faktem, że udało mu się wprawić w konsternację nie tylko rządzących, ale i zdecydowaną większość opozycji. Jeśli chodzi o propozycje obozu rządzącego, opozycja nieustannie gra na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i niekonstytucyjność zmian w ordynacji, powołując się na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego i – a jakże – na regulacje międzynarodowe. Niekonstytucyjność polegać ma na wprowadzeniu zmian w ordynacji wyborczej na krócej niż sześć miesięcy przed wyznaczoną datą wyborów. Jeśli chodzi o prawo krajowe, to przytaczane jest orzecznictwo TK, które wskazuje jednoznacznie, że wprowadzanie istotnych zmian w ordynacji wyborczej powinno odbywać się na minimum sześć miesięcy przed datą wyborów. Dopuszcza jednak skrócenie tego terminu ze względu na „nadzwyczajne okoliczności o charakterze obiektywnym”. Wskazuje na to wyrok TK z dnia 28.10.2009 roku (Kp3/09). Oprócz samego wyroku warto zwrócić uwagę na kontekst sprawy, którą do TK skierował ówczesny Prezydent RP Lech Kaczyński, a która dotyczyła uznania za niekonstytucyjne dokonanie zmian w ordynacji wyborczej przed wyborami do Europarlamentu bez zachowania sześciomiesięcznego okresu pomiędzy zmianą a terminem wyborów. W odpowiedzi na wniosek Prezydenta, w piśmie z dnia 2 lipca 2009 r. skierowanym do Trybunału Konstytucyjnego ówczesny Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wniósł o stwierdzenie, że zakwestionowane przez Prezydenta przepisy ustawy zmieniającej z 12 lutego 2009 r. są zgodne z Konstytucją. Argumentując wniosek, Marszałek w pierwszym rzędzie powołał się na zasadę ochrony zaufania obywatela do państwa i prawa, w dalszej części przekonywał m.in., że ocena, czy w danym wypadku długość vacatio legis jest odpowiednia, uzależniona powinna być od całokształtu okoliczności. Twierdził też, że „odpowiedniość okresu dostosowawczego, co do zasady, powinna być ustalana i oceniana w odniesieniu do każdego aktu normatywnego osobno, nie zaś według uniwersalnych, spetryfikowanych reguł”. Trudno zrozumieć więc tak drastyczną zmianę stanowiska opozycji, która zaledwie kilka lat temu broniła zasadności skrócenia terminu zmian w ordynacji wyborczej, a która dzisiaj w sytuacji bezsprzecznie nadzwyczajnej uważa to za niekonstytucyjne i niepraworządne wbrew orzeczeniom TK. Może więc prawo międzynarodowe? O konieczności jego przestrzegania raczyła przypomnieć Polakom nie tak dawno pani komisarz Věra Jourová nieprzerwanie troszcząca się o stan praworządności i demokracji w Polsce. To prawo to w szczególności dokument Komisji Weneckiej „Kodeks dobrych praktyk wyborczych” z 2002 roku. Także i w tej sprawie stanowisko zajął Trybunał Konstytucyjny w przytaczanym już wyroku z dnia 28 października 2009 roku. Z jego uzasadnienia wynika, że zasady zawarte w kodeksie nie mogą same w sobie stanowić wzorca kontroli samej ustawy. Kodeks ten nie jest bowiem wiążącą Polskę umową międzynarodową. Niewątpliwie w kwestii przeprowadzenia wyborów w Polsce jest wiele zasadnych pytań i wątpliwości. Na pewno wiele spraw można by przeprowadzić sprawniej i lepiej, jednak do tego potrzebny byłby konsensus polityczny, na który raczej nie ma co liczyć przy tak sformatowanej opozycji. Przed nami zatem wybory korespondencyjne, a potem wiele prób podważenia ich wyników i działań obliczonych na destabilizacje państwa. Szkoda, że odbywa się to akurat w okresie, w którym tak wielu Polaków zmaga się z beznadziejną sytuacją, w jakiej znalazła się w wyniku pandemii.