[Tylko u nas] Ilona Łepkowska dla Tysol.pl: "Gdyby PO oglądała seriale, to może nie przegrałaby wyborów"

Jestem scenarzystką od 30 lat. Kiedyś tego nie było, o czym pan mówi. 10 lat temu media społecznościowe nie miały jeszcze takiego znaczenia. Jak zaczęłam pokazywać się w telewizji przy okazji promocji moich nowych projektów, to ludzie zrozumieli, że poza aktorami i może reżyserem są ludzie, którzy musieli to wszystko napisać. Zrobiłam dzięki temu dużo dla zawodu scenarzysty i dla środowiska scenarzystów w Polsce – mówi Ilona Łepkowska, scenarzystka i producentka w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem
Marcin Żegliński [Tylko u nas] Ilona Łepkowska dla Tysol.pl: "Gdyby PO oglądała seriale, to może nie przegrałaby wyborów"
Marcin Żegliński / Tygodnik Solidarność

Ciężko było wrócić po 30 latach do fabuły „Kogla Mogla”?

– Bardzo ciężko. Sama decyzja była ciężka. Już nie będę wspominała o wymyśleniu fabuły.

To był pani pomysł, żeby wrócić do kontynuowania cyklu?

– Zadałam pytanie mojemu partnerowi producenckiemu Tadeuszowi Lampce, czy ma to sens. Tadeusz przeanalizował wyniki telewizyjnej oglądalności dwóch poprzednich części, które były wielokrotnie powtarzane. Stwierdził, że są bardzo wysokie,czyli że nadal są żywe i trzecia część miałaby szansę na sukces. Drugą sytuacją był mój wywiad do telewizji kablowej w Szczecinku. Dziennikarka powiedziała mi, że jest strona na Facebooku „Marian! Tu jest jakby luksusowo”, gdzie powstają coraz to nowe memy inspirowane tymi filmami. Potem wydarzyła się tragedia – wypadek, w którym zginęła córka Grażyny Błęckiej-Kolskiej. Wiedzieliśmy, że to nie jest odpowiednia chwila, żeby złożyć jej propozycję zagrania w komedii. Gdy po pewnym czasie wróciła do pracy, wtedy zadaliśmy jej pytanie, czy zechce wystąpić w trzeciej części. Bez niej kontynuacja nie miałaby sensu. Ona była bohaterką dwóch pierwszych części.

Jak wyglądała rekrutacja kolejnych aktorów na plan filmowy?

– Z dawnymi gwiazdami „Kogla mogla” nie było żadnego problemu, poza Stanisławą Celińską. Był długi casting do roli Marcina, dość trudny dla Oli Hamkało. Musiała grać scenę pocałunku z bodaj sześcioma kandydatami.

Co się stało, że pani Stanisława nie wystąpiła w produkcji?

– Jej rola wymagała sporego wysiłku fizycznego. Pani Stanisława mimo że, po przeczytaniu scenariusza bardzo chciała u nas zagrać, to jednak stwierdziła, że nie czuje się na siłach. Dzień zdjęciowy, który trwa często 10 godzin to jednak co innego, niż koncert, który w ostateczności można odwołać. A tu zatrzymuje się wtedy całą produkcję...

W mediach pojawiły się komentarze, że aktorzy byli niedoceniani na planie, a wiele scen z ich udziałem wycięto. Mówi się, że jest pani carycą i despotką na planie filmowym.

– Nie bywam na planie filmowym. To po pierwsze. Jako scenarzystka staram się wziąć pod uwagę te pomysły aktorów , które pasują do fabuły i charakteru postaci. Jestem jednak też producentem. Producent ma spowodować, żeby coś powstało, film albo serial. Producent musi rozwiązywać problemy, podejmować decyzje, ucinać zbyt długie dyskusje i być czasem złym policjantem.

A to nie jest łatwiejsze zadanie być jednocześnie scenarzystką i producentką?

– To nie jest łatwe. Sama sobie zakładam kaganiec, pisząc scenariusz, bo wiem, jakie są ograniczenia budżetowe czy organizacyjne. Jako producent musiałam wyciąć 40 minut materiału. To były przecież napisane przeze mnie sceny, niektóre bardzo dobre. Aktorzy narzekają, że wycięto ważne dla nich sceny. Mówię im - wam wycięto 2 sceny, a mnie kilkanaście... Największy dym się zrobił wokół mojego domniemanego konfliktu z Ewą Kasprzyk.Po ludzku rozumiem, że jej żal niektórych wyciętych scen. Jak opadną emocje, to się z nią spotkam i dokładnie wytłumaczę, dlaczego te sceny musiały wypaść. Ania Mucha miała nagrana scenę tańca erotycznego, do której specjalnie się przygotowywała. Scena była kręcona przez pół dnia. A ta scena wypadła, a ona o to nie ma pretensji. Spytała się tylko, czy może ją pokazać w mediach społecznościowych. Daliśmy jej więc tę scenę.

Planuje je pani, opublikować w jakiejś formie?

– Będą w materiałach dodatkowych, gdy wydamy film na DVD.

– „Miszmasz czyli Kogel Mogel 3” jest obrazem współczesnej Polski?

– To jest prześmiewczy obraz, ale jest w nim chyba coś prawdziwego. W poprzednich dwóch częściach była wyraźnie pokazana różnica między wsią, a miastem. W tej chwili nie ma takiej różnicy.

Nie udało się zaangażować do trzeciej części aktora, który grał Piotrusia?

– Podobno mieszka poza Polską. I nie jest aktorem, nie ma żadnych filmowych doświadczeń poza dziecięcą rolą Piotrusia. Wszyscy uważali, że jest to Michał Koterski, a to nie był on. A ta w ogóle nie uważam, jak niektórzy, że był genialnym dziecięcym aktorem. Wycie i dźganiem nożem misia to było dość łatwe zadanie.

Pani najnowsza produkcja ma zamiar jednoczyć Polaków?

– Jest scena, w której widzimy, że starosta jest z PO, a sołtys bardziej z PiS. Jak jeden mówi, to buczy część sali. Jak mówi drugi, to buczy druga część sali. Chcieliśmy pokazać, że każdy ma swoje poglądy, ale wszyscy potrafimy się dobrze bawić. Słyszę zarzuty, że na końcu filmu jest Zenek Martyniuk i że to jest ukłon w stronę Jacka Kurskiego, prezesa TVP. Chcę powiedzieć, że Zenek Martyniuk miał gigantyczną popularność zanim prezes Kurski został prezesem Kurskim.

A przed Zenonem jest zespół Classic, ale krytycy tego nie zauważyli i skupili się wyłącznie na liderze zespołu Akcent.

– Zgadza się. Jeśli ktoś mówi, że disco polo to paździerz, wstyd, obciach, itd. to trochę kłamie. Bo sam niejeden raz bawił się do największych hitów disco polo. Na prawie każdym weselu sala zaczyna się dobrze bawić, gdy zaczynają puszczać disco polo. A ja nie gardzę swoją publiczności i jej gustami. Próbowano mi wmówić, że ludzie którzy oglądają „M jak miłość” są idiotami.

Swego czasu pani produkcje oglądało codziennie kilkanaście milionów widzów.

– Dobrze by było, gdyby polityce oglądali seriale. Gdyby Platforma Obywatelska oglądała „M jak miłość”, „Barwy Szczęścia” i inne produkcje tego typu, to może nie przegraliby wyborów.

W tych serialach są wątki homoseksualne, TVP nie ma z tym problemu?

– Jak widać, nie. Nie jesteśmy tacy zaściankowi, jak się nam chce to wmówić. To nie jest tak.

Wychodząc poza sferę mediów społecznościowych jest normalne życie i nie widzę ciągłej wojny jak na Facebooku czy na Twitterze. Gdy jestem na spacerze z psem rozmawiam z ludźmi, którzy reprezentują różne poglądy i oni się nie obrzucają błotem przy każdej możliwej okazji…

– Nie ma to jak spacer z psem! Mój jest bardzo duży i już mocno dorosły, ma 12 lat. Rosyjski terier. Kiedyś znałam wszystkich psiarzy w okolicy. Ale wiek swoje robi i mój czarny wielkolud nie ma już siły na długie spacery. A wracając do rozpoczętego przez pana wątku, to zgadzam się. Rozmawiam dużo ze zwykłymi ludźmi i również dostrzegam to, co pan. Nie unoszę się, nie buduje dystansu jak niektórzy artyści.

Przecież pani kończy kariery wielu aktorów, planując im w serialu absurdalne formy wypadków.

– Niczyjej kariery nie skończyłam. Małgosia Kożuchowska odeszła sama z serialu. Nie ja ją uśmierciłam, bo już nie pisałem do „M jak miłość”. Nie podobała mi się scena śmierci w kartonach (śmiech).

– „Kogel Mogel” będzie kontynuowany, czy zamknie się w formie trylogii?

– To nie jest odpowiednia pora na to pytanie. Jeśli będzie bardzo dobry wynik, to pojawi się pewnie myśl o kontynuacji...

W trakcie naszej rozmowy niszczy pani wizerunek strasznej i apodyktycznej Ilony Łepkowskiej.

– Mało jest szefów, których się kocha. Jako szef scenariuszowy jestem chyba lubiana przez swoich podwładnych. Staram się, żeby w pracy była dobra atmosfera. Teraz przy „Barwach Szczęścia” pomagam im tylko wymyślać wątki. Kiedyś byłam głównym szefem literackim. Na naradę scenariuszową parę miesięcy temu zaprosiłam zespół liczący 10 osób do naszego domu na wsi i gotowałam im przez dwa dni. Aby biedacy nie musieli jeść „planowego” cateringu., przynoszę na każdą naradę michy sałatek zrobionych własnoręcznie z uwzględnieniem nietolerancji pokarmowych zespołu. Jako matka, ciotka, siostra, babka, przyjaciółka też jestem chyba ok.

Nie nabawiła się pani schizofrenii przez tyle lat pracy?

– Nie. Jak ktoś ma wiele dzieci, to nie wie jak oni się nazywają? Wie. A poza tym zawsze w zespole mamy sekretarza, który prowadzi bazę danych.

Naturszczyk może się sprawdzić w pani produkcjach?

– Sprawdziło się trochę naturszczyków. Kasia Cichopek czy bracia Mroczkowie. Moim zdaniem się sprawdzili.

Dlaczego akurat oni?

– Kasia chodziła do szkoły Machulskich. Robiąc casting sięgnęliśmy po uczniów z tamtej szkoły. Uznaliśmy, że Kasia ma prawdziwy nastoletni wdzięk. Poszukiwania bliźniaków były potwornie długie. Ci, którzy się do nas zgłaszali byli bardzo brzydcy albo mieli wadę wymowy albo totalny brak umiejętności aktorskich. Jak przyszli Mroczkowie okazali się być przystojni, mili i sympatyczni. Początki były trudne. Ale z czasem osiągnęli poziom, którego bardzo często nie osiąga niejeden aktor po szkole teatralnej. A przede wszystkim lubi ich kamera.

Po czym to stwierdzić?

– To widać na zdjęciach próbnych. Na przykład Nikodem Rozbicki, który zagrał w najnowszej części „Kogla Mogla”. Kamera go ewidentnie lubi. Jest dużo żywszy, atrakcyjniejszy w obiektywie kamery niż na żywo.

Czyli każdy może zagrać w serialu.

– Myślę, że prawie każdy. Epizodzik? Na pewno (śmiech).

Zdarzyła się sytuacja w pani karierze, że ktoś zaproponował pani walizkę pieniędzy za to, żeby jego bliska osoba zagrała w filmie albo w serialu?

– Niestety nie.

Wstydzi się pani jakiejś produkcji firmowanej pani nazwiskiem?

– Na pewno były lepsze i gorsze produkcje. Ale nie przypominam sobie, żeby zdarzyła mi się jakaś straszna wtopa.

Widzowie przerzucają się z telewizje na serwisy streamingowej typu Netflix czy HBO GO. Czy otrzymała pani albo chciałaby napisać scenariusz do produkcji skierowaną na konkretną platformę?

– Może mogłabym coś takiego napisać, ale nie mam takich propozycji. Szuka się zazwyczaj twórców młodszych niż ja.

To byłaby odskocznia od pani flagowych produkcji…

– A może ja nie umiem, robić nic innego niż to co robię? Mam swoją specjalizację i na tym się skupiam. Miałabym problem z czarnymi charakterami.

Jak zbudować markę jako scenarzysta w Polsce? Na ogół mało osób kojarzy scenarzystów, a panią większość Polaków kojarzy.

– Bo zaczęłam pokazywać się w telewizji.

Telewizja wciąż ma wpływ na Polaków w erze internetu, mediów społecznościowych, platform z filmikami…

– Jestem scenarzystką od 30 lat. Kiedyś tego nie było, o czym pan mówi. 10 lat temu media społecznościowe nie miały jeszcze takiego znaczenia. Jak zaczęłam pokazywać się w telewizji przy okazji promocji moich nowych projektów, to ludzie zrozumieli, że poza aktorami i może reżyserem są ludzie, którzy musieli to wszystko napisać. Zrobiłam dzięki temu dużo dla zawodu scenarzysty i dla środowiska scenarzystów w Polsce. Kiedyś pracowałam w Teatrze Ochoty, to urzędował tam dyrektor administracyjny po studiach prawniczych, który uważał się za intelektualistę i regularnie mylił scenariusz ze scenografią. W tej chwili większość osób potrafi rozróżnić scenariusz od scenografii po trosze dzięki mnie.

Dlaczego przemysł filmowy w Polsce jest na szarym końcu jeżeli chodzi o uzwiązkowienie. W wielu państwach filmowcy dbają o swoje prawa?

– Obecnie powołujemy związek zawodowy scenarzystów. Chodzi nam o to, żeby były ustalane parametry umów, minimalne stawki. Jesteśmy w trakcie rejestracji.


Rozmawiał: Bartosz Boruciak
 


 

POLECANE
Będzie nowy wicepremier w rządzie Tuska. Padło nazwisko z ostatniej chwili
Będzie nowy wicepremier w rządzie Tuska. Padło nazwisko

We wtorkowej rozmowie z Radiem Zet, minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz poinformowała, że Polska 2050 otrzyma do rozdysponowania stanowisko wicepremiera po odejściu Szymona Hołowni ze stanowiska marszałka Sejmu.

Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba uciekł do Polski? gorące
Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba uciekł do Polski?

Jak wynika z wywiadu jakiego były minister spraw zagranicznych Ukrainy udzielił Corriere della Sera, Dmytro Kułeba miał uciec z Ukrainy ze względu na nowe ukraińskie prawo, które ma zakazywać wyjazdy z Ukrainy byłym dyplomatom. Kułeba pojawił się w Krakowie. Teraz jego rzecznik przedstawia nieco inną wersję.

Przełom w diagnostyce wrodzonej wady stawów biodrowych u dzieci i niemowląt dzięki polskim informatykom z ostatniej chwili
Przełom w diagnostyce wrodzonej wady stawów biodrowych u dzieci i niemowląt dzięki polskim informatykom

Pentacomp Systemy Informatyczne SA - lider na rynku IT usług medycznych, wdraża autorskie  oprogramowanie medyczne w diagnostyce wrodzonej wady stawów biodrowych o nazwie Prelux. System wesprze lekarzy w diagnozowaniu wrodzonej dysplazji stawów biodrowych u dzieci i niemowląt oraz w wyborze właściwej ścieżki leczenia. Badanie kliniczne finansowane jest w ramach konkursu Agencji Badań Medycznych. 

Emmanuel Macron powołał nowego premiera Francji z ostatniej chwili
Emmanuel Macron powołał nowego premiera Francji

Prezydent Francji Emmanuel Macron powołał we wtorek na nowego premiera Sebastiena Lecornu, który od 2022 roku sprawował urząd ministra obrony. O nominacji Pałac Elizejski poinformował kilka godzin po tym, jak dymisję złożył poprzedni premier, Francois Bayrou.

Atak Izraela w Katarze. Jest komunikat Białego Domu z ostatniej chwili
Atak Izraela w Katarze. Jest komunikat Białego Domu

Atak Izraela w Katarze nie służy interesom ani Izraela, ani USA, choć cel eliminacji Hamasu jest słuszny - powiedziała we wtorek rzecznik Białego Domu Karoline Leavitt, nazywając uderzenie w Dausze „niefortunnym incydentem”. Trump miał zapewnić emira Kataru, że podobny atak się nie powtórzy.

Zbliżenie Łukaszenki z Haftarem może oznaczać nowe kłopoty na granicy polsko-białoruskiej tylko u nas
Zbliżenie Łukaszenki z Haftarem może oznaczać nowe kłopoty na granicy polsko-białoruskiej

Libia to dla Rosji szansa na utrzymanie odpowiedniego poziomu obecności wojskowej w basenie Morza Śródziemnego po syryjskiej klęsce. Libia to też brama do Afryki, hub logistyczny Korpusu Afrykańskiego, który przejął sieroty po Grupie Wagnera. Ale zbliżenie Moskwy z Bengazi, gdzie rezyduje faktyczny władca wschodu Libii, generał Chalifa Haftar, niesie też zagrożenie dla UE, w tym Polski, jeśli chodzi o nielegalną imigrację.

Izrael zaatakował Katar. Jest komunikat katarskich służb z ostatniej chwili
Izrael zaatakował Katar. Jest komunikat katarskich służb

Izrael zaatakował we wtorek przywódców palestyńskiego Hamasu w stolicy Kataru, Dausze. Media podają sprzeczne informacje dotyczące efektu uderzenia i losów liderów grupy. Premier Benjamin Netanjahu podkreślił, że była to wyłącznie izraelska operacja. Katar w wydanym komunikacie poinformował, że w ataku zginął członek krajowych sił bezpieczeństwa.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Kierowcy we Wrocławiu muszą przygotować się na zmianę w systemie opłat parkingowych. Od 11 września 2025 roku nie będzie już możliwości płacenia za postój w Strefie Płatnego Parkowania (SPP) i Śródmiejskiej Strefie Płatnego Parkowania (ŚSPP) za pomocą aplikacji mPay.

Krwawe protesty w Nepalu. Są ofiary śmiertelne, podpalono parlament, premier rezygnuje z ostatniej chwili
Krwawe protesty w Nepalu. Są ofiary śmiertelne, podpalono parlament, premier rezygnuje

Premier Nepalu KP Sharma Oli we wtorek ustąpił z urzędu wskutek masowych protestów przeciw zablokowaniu przez rząd platform społecznościowych i przeciw korupcji władz - podała agencja Reutera, powołując się na doradcę polityka Prakasha Silwala. Protestujący podpalili gmach nepalskiego parlamentu.

ZUS wydał ważny komunikat z ostatniej chwili
ZUS wydał ważny komunikat

Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypomina, że osoby, które decydują się pracować dłużej po osiągnięciu wieku emerytalnego, mogą znacząco zwiększyć swoje świadczenie. Każdy dodatkowy rok pracy to nawet kilkanaście procent wyższej emerytury.

REKLAMA

[Tylko u nas] Ilona Łepkowska dla Tysol.pl: "Gdyby PO oglądała seriale, to może nie przegrałaby wyborów"

Jestem scenarzystką od 30 lat. Kiedyś tego nie było, o czym pan mówi. 10 lat temu media społecznościowe nie miały jeszcze takiego znaczenia. Jak zaczęłam pokazywać się w telewizji przy okazji promocji moich nowych projektów, to ludzie zrozumieli, że poza aktorami i może reżyserem są ludzie, którzy musieli to wszystko napisać. Zrobiłam dzięki temu dużo dla zawodu scenarzysty i dla środowiska scenarzystów w Polsce – mówi Ilona Łepkowska, scenarzystka i producentka w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem
Marcin Żegliński [Tylko u nas] Ilona Łepkowska dla Tysol.pl: "Gdyby PO oglądała seriale, to może nie przegrałaby wyborów"
Marcin Żegliński / Tygodnik Solidarność

Ciężko było wrócić po 30 latach do fabuły „Kogla Mogla”?

– Bardzo ciężko. Sama decyzja była ciężka. Już nie będę wspominała o wymyśleniu fabuły.

To był pani pomysł, żeby wrócić do kontynuowania cyklu?

– Zadałam pytanie mojemu partnerowi producenckiemu Tadeuszowi Lampce, czy ma to sens. Tadeusz przeanalizował wyniki telewizyjnej oglądalności dwóch poprzednich części, które były wielokrotnie powtarzane. Stwierdził, że są bardzo wysokie,czyli że nadal są żywe i trzecia część miałaby szansę na sukces. Drugą sytuacją był mój wywiad do telewizji kablowej w Szczecinku. Dziennikarka powiedziała mi, że jest strona na Facebooku „Marian! Tu jest jakby luksusowo”, gdzie powstają coraz to nowe memy inspirowane tymi filmami. Potem wydarzyła się tragedia – wypadek, w którym zginęła córka Grażyny Błęckiej-Kolskiej. Wiedzieliśmy, że to nie jest odpowiednia chwila, żeby złożyć jej propozycję zagrania w komedii. Gdy po pewnym czasie wróciła do pracy, wtedy zadaliśmy jej pytanie, czy zechce wystąpić w trzeciej części. Bez niej kontynuacja nie miałaby sensu. Ona była bohaterką dwóch pierwszych części.

Jak wyglądała rekrutacja kolejnych aktorów na plan filmowy?

– Z dawnymi gwiazdami „Kogla mogla” nie było żadnego problemu, poza Stanisławą Celińską. Był długi casting do roli Marcina, dość trudny dla Oli Hamkało. Musiała grać scenę pocałunku z bodaj sześcioma kandydatami.

Co się stało, że pani Stanisława nie wystąpiła w produkcji?

– Jej rola wymagała sporego wysiłku fizycznego. Pani Stanisława mimo że, po przeczytaniu scenariusza bardzo chciała u nas zagrać, to jednak stwierdziła, że nie czuje się na siłach. Dzień zdjęciowy, który trwa często 10 godzin to jednak co innego, niż koncert, który w ostateczności można odwołać. A tu zatrzymuje się wtedy całą produkcję...

W mediach pojawiły się komentarze, że aktorzy byli niedoceniani na planie, a wiele scen z ich udziałem wycięto. Mówi się, że jest pani carycą i despotką na planie filmowym.

– Nie bywam na planie filmowym. To po pierwsze. Jako scenarzystka staram się wziąć pod uwagę te pomysły aktorów , które pasują do fabuły i charakteru postaci. Jestem jednak też producentem. Producent ma spowodować, żeby coś powstało, film albo serial. Producent musi rozwiązywać problemy, podejmować decyzje, ucinać zbyt długie dyskusje i być czasem złym policjantem.

A to nie jest łatwiejsze zadanie być jednocześnie scenarzystką i producentką?

– To nie jest łatwe. Sama sobie zakładam kaganiec, pisząc scenariusz, bo wiem, jakie są ograniczenia budżetowe czy organizacyjne. Jako producent musiałam wyciąć 40 minut materiału. To były przecież napisane przeze mnie sceny, niektóre bardzo dobre. Aktorzy narzekają, że wycięto ważne dla nich sceny. Mówię im - wam wycięto 2 sceny, a mnie kilkanaście... Największy dym się zrobił wokół mojego domniemanego konfliktu z Ewą Kasprzyk.Po ludzku rozumiem, że jej żal niektórych wyciętych scen. Jak opadną emocje, to się z nią spotkam i dokładnie wytłumaczę, dlaczego te sceny musiały wypaść. Ania Mucha miała nagrana scenę tańca erotycznego, do której specjalnie się przygotowywała. Scena była kręcona przez pół dnia. A ta scena wypadła, a ona o to nie ma pretensji. Spytała się tylko, czy może ją pokazać w mediach społecznościowych. Daliśmy jej więc tę scenę.

Planuje je pani, opublikować w jakiejś formie?

– Będą w materiałach dodatkowych, gdy wydamy film na DVD.

– „Miszmasz czyli Kogel Mogel 3” jest obrazem współczesnej Polski?

– To jest prześmiewczy obraz, ale jest w nim chyba coś prawdziwego. W poprzednich dwóch częściach była wyraźnie pokazana różnica między wsią, a miastem. W tej chwili nie ma takiej różnicy.

Nie udało się zaangażować do trzeciej części aktora, który grał Piotrusia?

– Podobno mieszka poza Polską. I nie jest aktorem, nie ma żadnych filmowych doświadczeń poza dziecięcą rolą Piotrusia. Wszyscy uważali, że jest to Michał Koterski, a to nie był on. A ta w ogóle nie uważam, jak niektórzy, że był genialnym dziecięcym aktorem. Wycie i dźganiem nożem misia to było dość łatwe zadanie.

Pani najnowsza produkcja ma zamiar jednoczyć Polaków?

– Jest scena, w której widzimy, że starosta jest z PO, a sołtys bardziej z PiS. Jak jeden mówi, to buczy część sali. Jak mówi drugi, to buczy druga część sali. Chcieliśmy pokazać, że każdy ma swoje poglądy, ale wszyscy potrafimy się dobrze bawić. Słyszę zarzuty, że na końcu filmu jest Zenek Martyniuk i że to jest ukłon w stronę Jacka Kurskiego, prezesa TVP. Chcę powiedzieć, że Zenek Martyniuk miał gigantyczną popularność zanim prezes Kurski został prezesem Kurskim.

A przed Zenonem jest zespół Classic, ale krytycy tego nie zauważyli i skupili się wyłącznie na liderze zespołu Akcent.

– Zgadza się. Jeśli ktoś mówi, że disco polo to paździerz, wstyd, obciach, itd. to trochę kłamie. Bo sam niejeden raz bawił się do największych hitów disco polo. Na prawie każdym weselu sala zaczyna się dobrze bawić, gdy zaczynają puszczać disco polo. A ja nie gardzę swoją publiczności i jej gustami. Próbowano mi wmówić, że ludzie którzy oglądają „M jak miłość” są idiotami.

Swego czasu pani produkcje oglądało codziennie kilkanaście milionów widzów.

– Dobrze by było, gdyby polityce oglądali seriale. Gdyby Platforma Obywatelska oglądała „M jak miłość”, „Barwy Szczęścia” i inne produkcje tego typu, to może nie przegraliby wyborów.

W tych serialach są wątki homoseksualne, TVP nie ma z tym problemu?

– Jak widać, nie. Nie jesteśmy tacy zaściankowi, jak się nam chce to wmówić. To nie jest tak.

Wychodząc poza sferę mediów społecznościowych jest normalne życie i nie widzę ciągłej wojny jak na Facebooku czy na Twitterze. Gdy jestem na spacerze z psem rozmawiam z ludźmi, którzy reprezentują różne poglądy i oni się nie obrzucają błotem przy każdej możliwej okazji…

– Nie ma to jak spacer z psem! Mój jest bardzo duży i już mocno dorosły, ma 12 lat. Rosyjski terier. Kiedyś znałam wszystkich psiarzy w okolicy. Ale wiek swoje robi i mój czarny wielkolud nie ma już siły na długie spacery. A wracając do rozpoczętego przez pana wątku, to zgadzam się. Rozmawiam dużo ze zwykłymi ludźmi i również dostrzegam to, co pan. Nie unoszę się, nie buduje dystansu jak niektórzy artyści.

Przecież pani kończy kariery wielu aktorów, planując im w serialu absurdalne formy wypadków.

– Niczyjej kariery nie skończyłam. Małgosia Kożuchowska odeszła sama z serialu. Nie ja ją uśmierciłam, bo już nie pisałem do „M jak miłość”. Nie podobała mi się scena śmierci w kartonach (śmiech).

– „Kogel Mogel” będzie kontynuowany, czy zamknie się w formie trylogii?

– To nie jest odpowiednia pora na to pytanie. Jeśli będzie bardzo dobry wynik, to pojawi się pewnie myśl o kontynuacji...

W trakcie naszej rozmowy niszczy pani wizerunek strasznej i apodyktycznej Ilony Łepkowskiej.

– Mało jest szefów, których się kocha. Jako szef scenariuszowy jestem chyba lubiana przez swoich podwładnych. Staram się, żeby w pracy była dobra atmosfera. Teraz przy „Barwach Szczęścia” pomagam im tylko wymyślać wątki. Kiedyś byłam głównym szefem literackim. Na naradę scenariuszową parę miesięcy temu zaprosiłam zespół liczący 10 osób do naszego domu na wsi i gotowałam im przez dwa dni. Aby biedacy nie musieli jeść „planowego” cateringu., przynoszę na każdą naradę michy sałatek zrobionych własnoręcznie z uwzględnieniem nietolerancji pokarmowych zespołu. Jako matka, ciotka, siostra, babka, przyjaciółka też jestem chyba ok.

Nie nabawiła się pani schizofrenii przez tyle lat pracy?

– Nie. Jak ktoś ma wiele dzieci, to nie wie jak oni się nazywają? Wie. A poza tym zawsze w zespole mamy sekretarza, który prowadzi bazę danych.

Naturszczyk może się sprawdzić w pani produkcjach?

– Sprawdziło się trochę naturszczyków. Kasia Cichopek czy bracia Mroczkowie. Moim zdaniem się sprawdzili.

Dlaczego akurat oni?

– Kasia chodziła do szkoły Machulskich. Robiąc casting sięgnęliśmy po uczniów z tamtej szkoły. Uznaliśmy, że Kasia ma prawdziwy nastoletni wdzięk. Poszukiwania bliźniaków były potwornie długie. Ci, którzy się do nas zgłaszali byli bardzo brzydcy albo mieli wadę wymowy albo totalny brak umiejętności aktorskich. Jak przyszli Mroczkowie okazali się być przystojni, mili i sympatyczni. Początki były trudne. Ale z czasem osiągnęli poziom, którego bardzo często nie osiąga niejeden aktor po szkole teatralnej. A przede wszystkim lubi ich kamera.

Po czym to stwierdzić?

– To widać na zdjęciach próbnych. Na przykład Nikodem Rozbicki, który zagrał w najnowszej części „Kogla Mogla”. Kamera go ewidentnie lubi. Jest dużo żywszy, atrakcyjniejszy w obiektywie kamery niż na żywo.

Czyli każdy może zagrać w serialu.

– Myślę, że prawie każdy. Epizodzik? Na pewno (śmiech).

Zdarzyła się sytuacja w pani karierze, że ktoś zaproponował pani walizkę pieniędzy za to, żeby jego bliska osoba zagrała w filmie albo w serialu?

– Niestety nie.

Wstydzi się pani jakiejś produkcji firmowanej pani nazwiskiem?

– Na pewno były lepsze i gorsze produkcje. Ale nie przypominam sobie, żeby zdarzyła mi się jakaś straszna wtopa.

Widzowie przerzucają się z telewizje na serwisy streamingowej typu Netflix czy HBO GO. Czy otrzymała pani albo chciałaby napisać scenariusz do produkcji skierowaną na konkretną platformę?

– Może mogłabym coś takiego napisać, ale nie mam takich propozycji. Szuka się zazwyczaj twórców młodszych niż ja.

To byłaby odskocznia od pani flagowych produkcji…

– A może ja nie umiem, robić nic innego niż to co robię? Mam swoją specjalizację i na tym się skupiam. Miałabym problem z czarnymi charakterami.

Jak zbudować markę jako scenarzysta w Polsce? Na ogół mało osób kojarzy scenarzystów, a panią większość Polaków kojarzy.

– Bo zaczęłam pokazywać się w telewizji.

Telewizja wciąż ma wpływ na Polaków w erze internetu, mediów społecznościowych, platform z filmikami…

– Jestem scenarzystką od 30 lat. Kiedyś tego nie było, o czym pan mówi. 10 lat temu media społecznościowe nie miały jeszcze takiego znaczenia. Jak zaczęłam pokazywać się w telewizji przy okazji promocji moich nowych projektów, to ludzie zrozumieli, że poza aktorami i może reżyserem są ludzie, którzy musieli to wszystko napisać. Zrobiłam dzięki temu dużo dla zawodu scenarzysty i dla środowiska scenarzystów w Polsce. Kiedyś pracowałam w Teatrze Ochoty, to urzędował tam dyrektor administracyjny po studiach prawniczych, który uważał się za intelektualistę i regularnie mylił scenariusz ze scenografią. W tej chwili większość osób potrafi rozróżnić scenariusz od scenografii po trosze dzięki mnie.

Dlaczego przemysł filmowy w Polsce jest na szarym końcu jeżeli chodzi o uzwiązkowienie. W wielu państwach filmowcy dbają o swoje prawa?

– Obecnie powołujemy związek zawodowy scenarzystów. Chodzi nam o to, żeby były ustalane parametry umów, minimalne stawki. Jesteśmy w trakcie rejestracji.


Rozmawiał: Bartosz Boruciak
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe