Zatrzymać import ukraińskiej stali
Co musisz wiedzieć:
- Bezcłowy import tańszej stali z Ukrainy, nieobciążonej kosztami Zielonego Ładu, stanowi największe zagrożenie dla konkurencyjności Huty Częstochowa i całej polskiej branży hutniczej.
- Huta Częstochowa działa obecnie na około 50% swoich mocy, rozwija zatrudnienie i czeka na wykup przez MON, który ma trudności prawne z zastosowaniem nowego przepisu umożliwiającego przejęcie zakładu.
- Polska stalownia chce utrzymać pozycję strategiczną, apelując o patriotyzm gospodarczy i ograniczenie importu, zwłaszcza w kontekście rosnących kosztów energii i odpływu złomu za granicę.
Czy MON wykupi Hutę Częstochowa?
Marcin Krzeszowiec (Tygodnik Solidarność): Mija rok, od kiedy Węglokoks wydzierżawił Hutę Częstochowa i de facto uratował zakład przed likwidacją. Na ile procent mocy produkujecie dzisiaj stal?
Robert Gonera (Komisja Międzyzakładowa NSZZ „Solidarność” w Hucie Częstochowa): Tutaj trzeba wziąć pod uwagę dwa aspekty, a więc technikę i ludzi. Jeśli chodzi o możliwości techniczne, to produkujemy dziś na około 50 proc. naszych zdolności. Cały czas prowadzimy też rekrutację, bo pod względem osobowym osiągnęliśmy już szczyt. Nowi pracownicy pozwolą nam zwiększyć wolumen produkcji do przynajmniej 80 proc. możliwości technicznych. Do tego dążymy.
– Skoro wróciliście już na hutniczą mapę Polski, to dobrze, żebyście mieli grunt pod nogami i pewnego właściciela, a nie dzierżawcę. Tym bardziej że częstochowska Huta trafiła na listę spółek strategicznych. MON już w marcu oświadczyło, że chce Was wykupić, a sąd podał w lipcu ostateczną cenę 253 mln zł. Minęło kilka miesięcy i cisza. Dlaczego MON jeszcze Was nie wykupiło?
– Ministerstwo Obrony Narodowej, korzystając z możliwości wykupu bez przetargu Huty Częstochowa, musi po raz pierwszy skorzystać w praktyce z artykułu 311 Prawa upadłościowego. Problem polega na tym, że jest to stosunkowo nowy przepis i nikt nigdy go jeszcze nie stosował. To zapis bardzo ogólny, bez szczegółowych wskazań, nie ma w tej materii orzecznictwa i praktyki prawnej. MON tłumaczy się tym, że ten temat trzeba dobrze przepracować prawnie, aby nie zostawić pola do żadnych skarg na przykład do TSUE. Czy jest tutaj jakieś drugie dno? Trudno mi powiedzieć, bo my nie mamy kontaktu z ministerstwem. W chwili przejęcia Huty Częstochowa przez Węglokoks byliśmy bardzo mocno zaangażowani w dialog z poszczególnymi resortami. Teraz jesteśmy obserwatorami i opieramy się na tym, co przekazują nam syndyk i władze Węglokoksu. Z MON-em kontaktu nie mamy. Wiemy tylko, że prawnicy mają pełne ręce roboty, a sprawa powoli posuwa się do przodu. Taki jest oficjalny przekaz, który otrzymujemy.
- Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego
- Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy
- Jesteś klientem PGE? Pilny komunikat
- Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat
- Andrzej Gajcy dotarł do szokujących informacji. Waldemar Żurek ma z poparciem Brukseli przygotowywać „prawny pucz”
Huta na rynku zbrojeniowym
– Huta Częstochowa to jedyny zakład w Polsce produkujący hartowane blachy grube dla przemysłu zbrojeniowego. Posiada też jedną z największych w UE hal produkcyjnych, gdzie można remontować sprzęt wojskowy. Ta naturalna symbioza z przemysłem zbrojeniowym mogłaby zapewnić Wam stałe miejsca pracy na lata? Tym bardziej że przeznaczamy teraz rekordowe kwoty na wojsko.
– No właśnie tak do końca nie jest. Na przykład Huta Stalowa Wola ma własną stalownię i nie korzysta z naszej blachy. Generalnie wolumeny zapotrzebowania na stal wojskową do czołgów czy pojazdów opancerzonych to jest promil produkcji, jaką musi wykonać huta, żeby na siebie zarobiła. Dla nas podstawowym rynkiem zbytu jest budownictwo i konstrukcje stalowe. Spoglądamy też na sektor OZE. W tych obszarach mamy pole do pozyskania rynków zbytu i wypełnienia naszych portfeli zamówieniami. Dlatego zależy nam na tym, żeby Węglokoks pozostał naszym właścicielem, bo przemysł zbrojeniowy to tylko ułamek naszej działalności.
Te wszystkie czołgi K2, nieco ponad 60 maszyn, które mają być wyprodukowane w Zakładach Mechanicznych Bumar Łabędy, to jest zaledwie 2 proc. naszej rocznej produkcji. I to pod warunkiem, że dostarczymy całą blachę do tych czołgów, co nie jest przesądzone. Jakbyśmy weszli do Stalowej Woli, Kutna i Siemianowic, gdzie robią Rosomaki, to byśmy to podwoili. Wtedy przeznaczalibyśmy około 4 proc. naszej produkcji stali na tego rodzaju potrzeby wojskowe. Z kolei od 25 do 30 proc. naszej stali moglibyśmy sprzedawać na potrzeby OZE, głównie pod budowę wież wiatrowych. Cała reszta, około 70 proc. stali z Huty Częstochowa, trafia na potrzeby budownictwa oraz w nieznacznym stopniu na pomniejsze projekty cywilne, jak produkcja wielkich zbiorników paliwowych.
Zbrojeniówka ma oczywiście potencjał, bo jesteśmy jedynym producentem blach grubych w kraju, więc jako monopolista możemy na nich dobrze zarobić. Warunek jest jeden: wszystkie maszyny wojskowe muszą powstawać z polskiej blachy, a nie z blachy importowanej z innych krajów. Do tego nie wolno dopuścić. Wszystko na potrzeby wojska powinno powstawać z rodzimej blachy. Jako jeden z niewielu zakładów w Europie, który posiada takie zdolności, możemy także powalczyć o kontrakty na zagranicznych rynkach.
Trzeba jednak nadmienić, że jest jeszcze jeden obszar, który daje nam szansę na dobry zarobek. To jest produkcja blachy na potrzeby amunicji. Nasza blacha świetnie nadaje się na produkcję łusek do artylerii 155 mm. Gdybyśmy weszli w ten obszar, to wtedy około 8–10 proc. naszej rocznej produkcji stali trafiałoby na potrzeby wojska.
Nie dla importowanej blachy
– A są jakieś kontrakty, o które szczególnie teraz walczycie, albo ustawy, na które czekacie?
– Nam jest potrzebny local content. To znaczy, jeżeli ORLEN buduje farmę wiatrową na Bałtyku to niech nie kupuje duńskiej blachy, która jest wyprodukowana z rosyjskiego slaba [półprodukt stalowy, który przerabia się później na wyrób gotowy, np. blachę – przyp. M.K.] tylko niech kupuje polską blachę z odlanej w Polsce stali. Nie ze słaba importowanego z Indii, Omanu czy – jak to najczęściej dzisiaj się odbywa – z Rosji czy Ukrainy.
– Inaczej mówiąc, potrzebny jest patriotyzm gospodarczy.
– Tak. Jeśli w przetargach zostaną wprowadzone takie obostrzenia, że stal powinna pochodzić z Polski, a nie z importu, to załatwi to nam dużo rynków zbytu i pozwoli dobrze zarabiać.
– Jak Pan wspomniał, w czasach pokoju zbrojeniówka to zaledwie kilka procent waszej rocznej produkcji, ale w czasie wojny znacznie Huty Częstochowa nabiera charakteru strategicznego.
– Jak najbardziej, bo ta blacha jest do wyprodukowania tu i teraz. My w ciągu godziny możemy odpalić piec, wsypać złom, stopy, minerały i następnego dnia mamy stal do walcowania blachy. I nikt nam nie jest w stanie zatrzymać tego procesu. Jesteśmy jako państwo niezależni i nie musimy się obawiać takiej sytuacji, że jest embargo na rosyjską stal albo chiński statek nie wypłynął. Polski nie stać na to, aby nie mieć w narodowym portfolio Huty Częstochowa. Działamy głównie na rynku cywilnym, ale musimy utrzymywać ten zakład, aby w czasie wojny mieć gwarancję, że natychmiast, od ręki, będziemy w stanie wyprodukować sprzęt wojskowy. Ten aspekt zdecydował właśnie, że trafiliśmy na listę spółek strategicznych.
– Branża hutnicza skarży się na bezcłowy import stali z Ukrainy. Ograniczenia w tym zakresie zostały zniesione trzy lata temu po wybuchu wojny. To mocno uderzyło w Hutę Częstochowa?
– To jest gigantyczny problem dla Huty Częstochowa i kluczowy problem, jeśli chodzi o rynek cywilny, a więc nasz dominujący profil produkcji. Bezcłowy import stali z Ukrainy sprawia, że stajemy się niekonkurencyjni na rynku. Ta stal jest zdecydowanie tańsza, ponieważ nie jest obłożona kosztami Zielonego Ładu. W tym momencie jest to największy problem dla branży. Możemy się oczywiście bronić tym patriotyzmem gospodarczym i zmuszać firmy do kupowania polskiej stali, ale zaraz pewnie odezwie się Unia Europejska, że to niedozwolona pomoc państwa i narazimy się na jakieś kary.
Uratować Hutę
– Żelazo i stal to trzecia największa kategoria towarów importowanych do UE z Ukrainy po zbożach i tłuszczach, w tym olejach. Komisja Europejska planuje zmniejszyć o połowę bezcłowe kontyngenty na stal spoza Unii, a gdy import przekroczy 18,3 mln ton, nałożyć 50-procentowe cła. To by Was satysfakcjonowało?
– Każda tego rodzaju propozycja poprawi naszą sytuację, ale czy rozwiąże całkowicie problem, to trudno powiedzieć – rynek wszystko zweryfikuje. Generalnie są trzy główne problemy, z którymi mierzy się polska branża hutnicza i od których zależy opłacalność produkcji stali. Po pierwsze – jest to import stali z Ukrainy, po drugie –są to wysokie ceny energii elektrycznej, a po trzecie – wypływ złomu za granicę. Europa jest dzisiaj obok Stanów Zjednoczonych jednym z dwóch obszarów, gdzie produkuje się złom. Mamy go bardzo dużo, ale w równie gigantycznych ilościach ten złom wypływa poza Europę do Turcji, Indii i Chin. Złom to podstawowy materiał wsadowy, który stanowi ponad połowę kosztów produkcji stali. Jeśli rynek złomu nie będzie chroniony, to będziemy mieli ogromny problem z opłacalnością produkcji. Im więcej złomu wypłynie z Polski, tym wyższa będzie jego cena i tym droższa będzie stal.
– Na koniec chciałbym zapytać o pewien trend technologiczny, a więc odchodzenie od wielkich pieców opalanych koksem na rzecz pieców elektrycznych. Jak to wygląda w Waszej Hucie?
– Dzisiaj produkcja surowcowa, a więc stal powstająca z mieszanki rudy żelaza i koksu, powstaje w zasadzie już tylko w Dąbrowie Górniczej w hucie ArcelorMittal. To jest wysokoemisyjna produkcja, więc te opłaty za CO2 są gigantyczne. Wszędzie indziej w Polsce, również u nas, produkuje się już tylko stal w piecach elektrycznych, gdzie przetapia się złom. Takie piece potrzebują ogromnej ilości energii i nie jesteśmy jej w stanie pozyskać tylko z odnawialnych źródeł energii. My – i mówię tu w imieniu całej branży hutniczej – nie damy rady wyżyć z OZE. Musimy mieć porządne, stabilne elektrownie, najlepiej atomowe, i dopiero wtedy możemy opłacalnie produkować stal.
[Śródtytuły oraz sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




