Ludwik Pęzioł: Kryzys demoliberalizmu, czyli jak kisną „uśmiechnięci”

Jeszcze niedawno to liberałowie – na tle prawicowych wyznawców teorii spiskowych i lewicowych aktywistów od 256 płci – uchodzili za „tych rozsądnych”. W ostatnich latach to jednak w ich środowiskach coraz wyraźniej unosi się zapach folii aluminiowej.
 Ludwik Pęzioł: Kryzys demoliberalizmu, czyli jak kisną „uśmiechnięci”
/ fot. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • W obliczu „walącego się świata” demoliberalizmu coraz więcej osób, które chcą w niego jeszcze wierzyć, sięga po psychiczne mechanizmy obronne przypominające obłęd
  • Zwykli ludzie nie chcą żyć w wiecznym stanie wyjątkowym i coraz częściej odwracają się z niesmakiem od demoliberalnego chaosu
  • Skiśnięcie ostateczne nastąpi cicho, bez wielkich manifestów ani zamachów – po prostu wszystko zacznie działać coraz gorzej, aż w końcu przestanie działać wcale
  • W pustce po rozpadzie wkroczy ktoś, kto obieca prostotę, porządek i sens

Kryzys demoliberalizmu

Ludzie różnie reagują, gdy świat, w który wierzyli, zaczyna się rozpadać. Jedni doznają przypływu zdrowego rozsądku i podejmują działania, by przetrwać; inni szukają twardej, wręcz sekciarskiej struktury, dającej złudne poczucie stabilności. Są też tacy, którzy popadają w rozmaite formy szaleństwa. Choć wartości liberalne – zwłaszcza te demoliberalne – wciąż jeszcze się trzymają, widać wyraźnie, że ufundowane na nich ustroje i programy zbliżają się do ideologicznego bankructwa. Kłopotliwa migracja ekonomiczna, eksplozja zaburzeń psychicznych wśród dzieci i młodzieży, kryzys sensu życia, zanik relacji międzyludzkich, spadek demograficzny, wulgaryzacja przestrzeni publicznej, niska odporność społeczeństw na dezinformację... lista porażek jest długa. Odpowiedzi na kryzys demoliberalizmu nie zawsze są mądre, ale sam fakt rosnącego na nie zapotrzebowania oraz zniechęcenie do obowiązującego (nie)ładu politycznego, widoczne choćby w wynikach wyborów, to symptomy głębokiej dezorientacji. Wiele wskazuje na to, że w obliczu tego „walącego się świata” coraz więcej osób, które chcą w niego jeszcze wierzyć, sięga po psychiczne mechanizmy obronne, które czasem przybierają formy trudne do odróżnienia od obłędu.

Struktura ukryta

Twierdzenie Heraklita z Efezu, że „struktura ukryta jest potężniejsza od jawnej”, od lat pobudza wyobraźnię tych, którzy chcą w prosty sposób wyjaśnić zmiany zachodzące na świecie – najlepiej bez przyznawania się do błędów własnego środowiska politycznego. Przez długi czas kpiny z teorii spiskowych („Żydzi, masoni, cykliści” rządzą światem) dotyczyły głównie prawicy. To tam szukano winnych: czasem „sezonowych”, jak neomarksiści i globaliści, a czasem odwiecznych, jak potomkowie Abrahama czy „bracia fartuszkowi”. Ale wróg – jak zauważył Heraklit – musi być niewidoczny, by wydawał się naprawdę groźny. Żyda czy masona nie da się tak łatwo rozpoznać (o solidne przeszkolenie trudno) i dlatego mogą spokojnie „obleźć” media, banki, sądy i uczelnie. Dziś do tej listy dołączają nowi wrogowie: faszyści. A w wersji lokalnej – po prostu pisowcy.

Faszystą może być dziś każdy. Nie musi nosić brunatnej koszuli – wystarczy, że ma pewne podejrzane poglądy: lekki dystans wobec Unii Europejskiej, krytyczne podejście do poprawności politycznej czy niechęć do niektórych elementów ideologii tożsamościowej. Dla wielu liberałów to już sygnał alarmowy: oto nadchodzi nowa Noc Kryształowa, a zaraz po niej... lepiej nawet nie myśleć. Co ciekawe, tropienie faszystów, autorytarnych zapędów czy białej supremacji, stało się niemal świętym obowiązkiem. A przecież sam mechanizm jest bardzo podobny do tego, który znamy z prawicowego tropienia masonów czy ukrytych marksistów. Mamy tu rozciąganie pojęć ideologicznych (autokracja, dyktatura etc.) na wszystko i wszystkich oraz przypisywanie zjawiskom cech, które wcale nie muszą być ich istotą. Dzieła Theodora Adorna i Karla Poppera, a dziś także Jasona Stanleya czy lokalnego „coacha lewicowych liberałów” Marcina Matczaka, idą właśnie w tym kierunku: poszerzyć definicję faszyzmu tak, by obejmowała niemal każdą nieliberalną postawę.

Podobnie jak niektórzy konserwatyści widzą neomarksizm wszędzie tam, gdzie kończy się ich światopogląd – tak część liberałów dostrzega faszyzm tam, gdzie ktoś nie podziela ich przekonań. A przecież świat nie składa się wyłącznie z dwóch obozów, między którymi wszystko trzeba rozdzielać jak w przedszkolu: „my” i „oni”. Rozszerzanie definicji nie zmniejsza jednak emocjonalnego ładunku definiowanego. Słowo „faszyzm” wciąż budzi silne skojarzenia: ze zbrodnią, przemocą, totalitaryzmem. To podkręca emocje tropicieli. Bo jeśli naprawdę grozi nam takie zło, to trzeba działać – i to nie zważając na środki, bo stawka jest zbyt duża, by się przejmować etycznymi standardami. Z ich punktu widzenia to logiczne. Ale z zewnątrz zaczyna przypominać zwykły fanatyzm. A stąd już blisko do sytuacji, w której nawet we własnym obozie zaczynają się podejrzenia i rozliczenia. Bo w takim stanie czujności kryptofaszystę można zobaczyć wszędzie.

Wariaci na piedestał!

Ta „nadczujność” tworzy dziś znakomitą niszę dla samozwańczych ekspertów od „struktury ukrytej”. Dawni dziennikarze-narkomani, alkoholicy, osoby z zaburzoną osobowością, a także ci zranieni przez pominięcie przy rozdawaniu stanowisk dyrektorskich (czujny czytelnik bez trudu powiąże te przypadłości z konkretnymi nazwiskami) – wszyscy oni zyskują nową szansę na publiczne zaistnienie. Wystarczy, że zaczną tropić niewidzialne wpływy faszystowsko-pisowsko-katolickie w każdej możliwej instytucji. Bo przecież, choć rząd się zmienił, to w komisjach, urzędach, radach i instytutach nadal czają się „agenci wpływu”. Sabotują. Blokują. Pociągają za sznurki. A skoro są aż tak zakonspirowani – nie wystarczą zwykłe procedury.

Potrzebny jest demokratyczny stan wojenny czy inne rozwiązania nadzwyczajne. Do tego jednak trzeba ludzi, którzy się nie zawahają. Nawet jeśli niedawno jeszcze nie byli „nasi”, nawet jeśli trochę się ich brzydzimy – trzeba powierzyć im odpowiednie narzędzia, dać wolną rękę i przymknąć oko na skandale, problemy z prawem i podobne temu drobnostki. Co więcej, cała ta paranoiczna karuzela jest dodatkowo podkręcana... przez samych „faszystów”. Bo im także opłaca się promować radykałów z obozu liberalnego: im bardziej obciachowi, tym lepiej. Ludzie patrzą, kręcą głową, śmieją się lub przerażają, utożsamiając ich z liberalizmem jako takim. A ci rozsądniejsi spośród uśmiechniętych, w stanie moralnego wzmożenia, zamiast się od nich odciąć odpowiadają obroną „swoich”, bo skoro „faszyści” ich atakują – to znaczy, że są bohaterami, prawda? I tak to się kręci. Dochodzi do negatywnej – pod względem klinicznym – selekcji liberalnych kadr: intelektualnych, politycznych, artystycznych... A wraz z nimi wariuje cały system.

Skiśnięcie ostateczne

Z zewnątrz to wszystko wygląda jak parodia, ale od środka – jak walka o przetrwanie demokracji i wolności, uniknięcie kolejnego Auschwitz, które – co trzeba rytualnie powtórzyć – nie spadło z nieba. Liberałowie, jeszcze niedawno pewni swej racjonalnej wyższości, dziś przypominają inkwzytorów od wykrywania kryptopisowców, których liczba rośnie proporcjonalnie do własnych porażek. Ich narracja staje się coraz bardziej apokaliptyczna: wszędzie wrogowie, wszędzie spiski, wszędzie zagrożenia, a jedynym remedium – jeszcze więcej czujności, jeszcze więcej kontroli, jeszcze więcej „naszych”.

Tymczasem zwykli ludzie nie chcą żyć w wiecznym stanie wyjątkowym i coraz częściej odwracają się z niesmakiem, niekoniecznie w stronę prawicy, ale z pewnością od demoliberalnego chaosu. Przerażające jest nie to, że system wariuje, lecz że przestaje być w stanie sam się naprawiać. I to nie „faszyści” go niszczą – on się sypie pod ciężarem własnych mechanizmów obronnych. A im bardziej stara się chronić przed niebezpieczeństwem, tym więcej urojeń wytwarza. Jak chińska pułapka na palec – im bardziej próbujesz się uwolnić, tym mocniej się zaciska. Skiśnięcie ostateczne nastąpi cicho, bez wielkich manifestów ani zamachów – po prostu wszystko zacznie działać coraz gorzej, aż w końcu przestanie działać zupełnie. Elity będą zajęte wzajemnym tropieniem swoich kryptofaszystów i czyszczeniem kadr z resztek zdrowego rozsądku, aż zostaną już tylko nawiedzeni i oportuniści. Społeczeństwo, znużone chaosem i histerią, odwróci się plecami – najpierw biernie, potem aktywnie. I wtedy, w pustce po rozpadzie, wkroczy ktoś, kto obieca prostotę, porządek i sens.


 

POLECANE
Przewodnicząca Bundestagu nie owija w bawełnę: Niemcy burdelem Europy z ostatniej chwili
Przewodnicząca Bundestagu nie owija w bawełnę: Niemcy burdelem Europy

Przewodnicząca Bundestagu Julia Klöckner domaga się zaostrzenia prawa dotyczącego prostytucji. Twierdzi, że obowiązujące przepisy nie chronią kobiet, a Niemcy stały się „burdelem Europy”. Jej zdaniem konieczny jest zakaz kupowania seksu i zamykanie domów publicznych – na wzór tzw. modelu nordyckiego.

Poseł Marcin Józefaciuk opuszcza Klub Koalicji Obywatelskiej. Ujawnił powody z ostatniej chwili
Poseł Marcin Józefaciuk opuszcza Klub Koalicji Obywatelskiej. Ujawnił powody

Marcin Józefaciuk poinformował, że rezygnuje z członkostwa w Klubie Parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej. Decyzję ogłosił w środę wieczorem w serwisie X, podkreślając, że została ona wymuszona sposobem, w jaki odwołano go z sejmowej Komisji Edukacji i Nauki. "Bez rozmowy, bez wcześniejszej informacji, bez możliwości wyjaśnienia" - zaznaczył

Samuel Pereira: „Żelazny” elektorat KO nie ma się czego bać tylko u nas
Samuel Pereira: „Żelazny” elektorat KO nie ma się czego bać

Afera działkowa zatacza coraz szersze kręgi i coraz mocniej uderza w obóz władzy. Rzecznik rządu Adam Szłapka, pytany o dymisję dyrektora Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Henryka Smolarza, nie krył zdenerwowania. Odpowiadał wymijająco, a zamiast konkretów serwował kolejne oskarżenia wobec poprzedników z PiS.

Trump nie ma wątpliwości: Ludzie będą uciekać z Nowego Jorku z ostatniej chwili
Trump nie ma wątpliwości: Ludzie będą uciekać z Nowego Jorku

Ludzie będą uciekać przed komunizmem w Nowym Jorku - powiedział w środę prezydent USA Donald Trump, odnosząc się do wyników wtorkowych wyborów burmistrza tej metropolii, w których wygrał socjalista Zohran Mamdani.

Niebezpieczny atak na polskie patrole. Komunikat Straży Granicznej Wiadomości
Niebezpieczny atak na polskie patrole. Komunikat Straży Granicznej

Na polsko-białoruskiej granicy znów doszło do agresywnych prób nielegalnego przekroczenia granicy. 4 listopada cudzoziemcy rzucali w polskie patrole kawałkami drutu kolczastego, uszkadzając dwa pojazdy Straży Granicznej. Tylko w ostatni weekend odnotowano ponad 100 takich prób.

Import gazu LNG z USA do Polski. Dalej na Słowację i Ukrainę  Wiadomości
Import gazu LNG z USA do Polski. Dalej na Słowację i Ukrainę

Polska pracuje nad umową z USA ws. importu LNG, który ma trafić na Ukrainę i Słowację – podała Agencja Reutera, powołując się na anonimowe źródła zbliżone do sprawy.

Karolina Opolska zmyśliła przypisy w swojej książce? Jest oświadczenie dziennikarki TVP gorące
Karolina Opolska zmyśliła przypisy w swojej książce? Jest oświadczenie dziennikarki TVP

Dziennikarka TVP Info i była redaktor Onetu Karolina Opolska znalazła się w centrum kontrowersji po tym, jak ujawniono, że w swojej najnowszej książce miała zamieścić… nieistniejące przypisy. Część źródeł, na które się powoływała, miała zostać wymyślona. Karolina Opolska odniosła się do zarzutów.

Nawrocki jasno na Słowacji o Ukrainie: „Pomoc nie zwalnia mnie z obrony polskich interesów” pilne
Nawrocki jasno na Słowacji o Ukrainie: „Pomoc nie zwalnia mnie z obrony polskich interesów”

Prezydent Karol Nawrocki w Bratysławie mówił nie tylko o współpracy ze Słowacją, ale też o relacjach z Ukrainą. Podkreślił, że Polska może wspierać Kijów, ale nie kosztem własnych interesów.

Szalony pościg niemieckiej policji za Polakiem Wiadomości
Szalony pościg niemieckiej policji za Polakiem

Bawarska policja ścigała 31-letniego Polaka, który – będąc pod wpływem środków odurzających – uciekał przed kontrolą drogową. Pościg zakończył się dopiero po przejechaniu ponad 50 kilometrów i postawieniu policyjnych blokad.

Niemiecki pielęgniarz dostał dożywocie. Śledczy: „Zabijał, żeby był spokój” Wiadomości
Niemiecki pielęgniarz dostał dożywocie. Śledczy: „Zabijał, żeby był spokój”

Sąd w Akwizgranie skazał pielęgniarza na dożywocie za zabicie 10 pacjentów i 27 prób morderstwa. Śledczy nie mają wątpliwości – podawał leki uspokajające i przeciwbólowe, by „mieć ciszę” na oddziale.

REKLAMA

Ludwik Pęzioł: Kryzys demoliberalizmu, czyli jak kisną „uśmiechnięci”

Jeszcze niedawno to liberałowie – na tle prawicowych wyznawców teorii spiskowych i lewicowych aktywistów od 256 płci – uchodzili za „tych rozsądnych”. W ostatnich latach to jednak w ich środowiskach coraz wyraźniej unosi się zapach folii aluminiowej.
 Ludwik Pęzioł: Kryzys demoliberalizmu, czyli jak kisną „uśmiechnięci”
/ fot. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • W obliczu „walącego się świata” demoliberalizmu coraz więcej osób, które chcą w niego jeszcze wierzyć, sięga po psychiczne mechanizmy obronne przypominające obłęd
  • Zwykli ludzie nie chcą żyć w wiecznym stanie wyjątkowym i coraz częściej odwracają się z niesmakiem od demoliberalnego chaosu
  • Skiśnięcie ostateczne nastąpi cicho, bez wielkich manifestów ani zamachów – po prostu wszystko zacznie działać coraz gorzej, aż w końcu przestanie działać wcale
  • W pustce po rozpadzie wkroczy ktoś, kto obieca prostotę, porządek i sens

Kryzys demoliberalizmu

Ludzie różnie reagują, gdy świat, w który wierzyli, zaczyna się rozpadać. Jedni doznają przypływu zdrowego rozsądku i podejmują działania, by przetrwać; inni szukają twardej, wręcz sekciarskiej struktury, dającej złudne poczucie stabilności. Są też tacy, którzy popadają w rozmaite formy szaleństwa. Choć wartości liberalne – zwłaszcza te demoliberalne – wciąż jeszcze się trzymają, widać wyraźnie, że ufundowane na nich ustroje i programy zbliżają się do ideologicznego bankructwa. Kłopotliwa migracja ekonomiczna, eksplozja zaburzeń psychicznych wśród dzieci i młodzieży, kryzys sensu życia, zanik relacji międzyludzkich, spadek demograficzny, wulgaryzacja przestrzeni publicznej, niska odporność społeczeństw na dezinformację... lista porażek jest długa. Odpowiedzi na kryzys demoliberalizmu nie zawsze są mądre, ale sam fakt rosnącego na nie zapotrzebowania oraz zniechęcenie do obowiązującego (nie)ładu politycznego, widoczne choćby w wynikach wyborów, to symptomy głębokiej dezorientacji. Wiele wskazuje na to, że w obliczu tego „walącego się świata” coraz więcej osób, które chcą w niego jeszcze wierzyć, sięga po psychiczne mechanizmy obronne, które czasem przybierają formy trudne do odróżnienia od obłędu.

Struktura ukryta

Twierdzenie Heraklita z Efezu, że „struktura ukryta jest potężniejsza od jawnej”, od lat pobudza wyobraźnię tych, którzy chcą w prosty sposób wyjaśnić zmiany zachodzące na świecie – najlepiej bez przyznawania się do błędów własnego środowiska politycznego. Przez długi czas kpiny z teorii spiskowych („Żydzi, masoni, cykliści” rządzą światem) dotyczyły głównie prawicy. To tam szukano winnych: czasem „sezonowych”, jak neomarksiści i globaliści, a czasem odwiecznych, jak potomkowie Abrahama czy „bracia fartuszkowi”. Ale wróg – jak zauważył Heraklit – musi być niewidoczny, by wydawał się naprawdę groźny. Żyda czy masona nie da się tak łatwo rozpoznać (o solidne przeszkolenie trudno) i dlatego mogą spokojnie „obleźć” media, banki, sądy i uczelnie. Dziś do tej listy dołączają nowi wrogowie: faszyści. A w wersji lokalnej – po prostu pisowcy.

Faszystą może być dziś każdy. Nie musi nosić brunatnej koszuli – wystarczy, że ma pewne podejrzane poglądy: lekki dystans wobec Unii Europejskiej, krytyczne podejście do poprawności politycznej czy niechęć do niektórych elementów ideologii tożsamościowej. Dla wielu liberałów to już sygnał alarmowy: oto nadchodzi nowa Noc Kryształowa, a zaraz po niej... lepiej nawet nie myśleć. Co ciekawe, tropienie faszystów, autorytarnych zapędów czy białej supremacji, stało się niemal świętym obowiązkiem. A przecież sam mechanizm jest bardzo podobny do tego, który znamy z prawicowego tropienia masonów czy ukrytych marksistów. Mamy tu rozciąganie pojęć ideologicznych (autokracja, dyktatura etc.) na wszystko i wszystkich oraz przypisywanie zjawiskom cech, które wcale nie muszą być ich istotą. Dzieła Theodora Adorna i Karla Poppera, a dziś także Jasona Stanleya czy lokalnego „coacha lewicowych liberałów” Marcina Matczaka, idą właśnie w tym kierunku: poszerzyć definicję faszyzmu tak, by obejmowała niemal każdą nieliberalną postawę.

Podobnie jak niektórzy konserwatyści widzą neomarksizm wszędzie tam, gdzie kończy się ich światopogląd – tak część liberałów dostrzega faszyzm tam, gdzie ktoś nie podziela ich przekonań. A przecież świat nie składa się wyłącznie z dwóch obozów, między którymi wszystko trzeba rozdzielać jak w przedszkolu: „my” i „oni”. Rozszerzanie definicji nie zmniejsza jednak emocjonalnego ładunku definiowanego. Słowo „faszyzm” wciąż budzi silne skojarzenia: ze zbrodnią, przemocą, totalitaryzmem. To podkręca emocje tropicieli. Bo jeśli naprawdę grozi nam takie zło, to trzeba działać – i to nie zważając na środki, bo stawka jest zbyt duża, by się przejmować etycznymi standardami. Z ich punktu widzenia to logiczne. Ale z zewnątrz zaczyna przypominać zwykły fanatyzm. A stąd już blisko do sytuacji, w której nawet we własnym obozie zaczynają się podejrzenia i rozliczenia. Bo w takim stanie czujności kryptofaszystę można zobaczyć wszędzie.

Wariaci na piedestał!

Ta „nadczujność” tworzy dziś znakomitą niszę dla samozwańczych ekspertów od „struktury ukrytej”. Dawni dziennikarze-narkomani, alkoholicy, osoby z zaburzoną osobowością, a także ci zranieni przez pominięcie przy rozdawaniu stanowisk dyrektorskich (czujny czytelnik bez trudu powiąże te przypadłości z konkretnymi nazwiskami) – wszyscy oni zyskują nową szansę na publiczne zaistnienie. Wystarczy, że zaczną tropić niewidzialne wpływy faszystowsko-pisowsko-katolickie w każdej możliwej instytucji. Bo przecież, choć rząd się zmienił, to w komisjach, urzędach, radach i instytutach nadal czają się „agenci wpływu”. Sabotują. Blokują. Pociągają za sznurki. A skoro są aż tak zakonspirowani – nie wystarczą zwykłe procedury.

Potrzebny jest demokratyczny stan wojenny czy inne rozwiązania nadzwyczajne. Do tego jednak trzeba ludzi, którzy się nie zawahają. Nawet jeśli niedawno jeszcze nie byli „nasi”, nawet jeśli trochę się ich brzydzimy – trzeba powierzyć im odpowiednie narzędzia, dać wolną rękę i przymknąć oko na skandale, problemy z prawem i podobne temu drobnostki. Co więcej, cała ta paranoiczna karuzela jest dodatkowo podkręcana... przez samych „faszystów”. Bo im także opłaca się promować radykałów z obozu liberalnego: im bardziej obciachowi, tym lepiej. Ludzie patrzą, kręcą głową, śmieją się lub przerażają, utożsamiając ich z liberalizmem jako takim. A ci rozsądniejsi spośród uśmiechniętych, w stanie moralnego wzmożenia, zamiast się od nich odciąć odpowiadają obroną „swoich”, bo skoro „faszyści” ich atakują – to znaczy, że są bohaterami, prawda? I tak to się kręci. Dochodzi do negatywnej – pod względem klinicznym – selekcji liberalnych kadr: intelektualnych, politycznych, artystycznych... A wraz z nimi wariuje cały system.

Skiśnięcie ostateczne

Z zewnątrz to wszystko wygląda jak parodia, ale od środka – jak walka o przetrwanie demokracji i wolności, uniknięcie kolejnego Auschwitz, które – co trzeba rytualnie powtórzyć – nie spadło z nieba. Liberałowie, jeszcze niedawno pewni swej racjonalnej wyższości, dziś przypominają inkwzytorów od wykrywania kryptopisowców, których liczba rośnie proporcjonalnie do własnych porażek. Ich narracja staje się coraz bardziej apokaliptyczna: wszędzie wrogowie, wszędzie spiski, wszędzie zagrożenia, a jedynym remedium – jeszcze więcej czujności, jeszcze więcej kontroli, jeszcze więcej „naszych”.

Tymczasem zwykli ludzie nie chcą żyć w wiecznym stanie wyjątkowym i coraz częściej odwracają się z niesmakiem, niekoniecznie w stronę prawicy, ale z pewnością od demoliberalnego chaosu. Przerażające jest nie to, że system wariuje, lecz że przestaje być w stanie sam się naprawiać. I to nie „faszyści” go niszczą – on się sypie pod ciężarem własnych mechanizmów obronnych. A im bardziej stara się chronić przed niebezpieczeństwem, tym więcej urojeń wytwarza. Jak chińska pułapka na palec – im bardziej próbujesz się uwolnić, tym mocniej się zaciska. Skiśnięcie ostateczne nastąpi cicho, bez wielkich manifestów ani zamachów – po prostu wszystko zacznie działać coraz gorzej, aż w końcu przestanie działać zupełnie. Elity będą zajęte wzajemnym tropieniem swoich kryptofaszystów i czyszczeniem kadr z resztek zdrowego rozsądku, aż zostaną już tylko nawiedzeni i oportuniści. Społeczeństwo, znużone chaosem i histerią, odwróci się plecami – najpierw biernie, potem aktywnie. I wtedy, w pustce po rozpadzie, wkroczy ktoś, kto obieca prostotę, porządek i sens.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe