Wybory prezydenckie w Polsce. Strach przed trzecią turą

Co dałoby obozowi rządzącemu unieważnienie wyborów prezydenckich? Kadencja Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia. To data, którą ogłosił i którą powtórzy Szymon Hołownia.
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe / Wikipedia domena publiczna / WrS.tm.pl

Co musisz wiedzieć?

  • 1 czerwca odbędzie się II tura wyborów prezydenckich.
  • Kadencja prezydenta Andrzeja Dudy upływa 6 sierpnia.
  • W przypadku unieważnienia wyborów, beneficjentem zostałby marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
  • Zgodnie z art. 131 konstytucji w takim wypadku to marszałek Sejmu wykonuje obowiązki prezydenta RP.

 

To zresztą właśnie on będzie beneficjentem unieważnionych wyborów prezydenckich, bo właśnie on wprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego i przygotuje grunt pod nowe wybory. Przez ten czas rządząca koalicja pozbędzie się opozycji i zlikwiduje niepokorne media. W kolejnych wyborach prezydentem zostanie Trzaskowski. A może nawet sam Tusk. 

Taki wariant zależy oczywiście od tego, jak poradzi sobie kandydat wspierany przez środowiska antyunijne i patriotyczne w zaplanowanym na 1 czerwca głosowaniu. Na razie nieufność w społeczeństwie rośnie, bo Polacy wciąż pamiętają, jak obecna władza postąpiła z referendum organizowanym przy okazji wyborów parlamentarnych w 2023 roku. 

 

Uroczyście zdeptał demokrację

– Uroczyście, przed wami, unieważniam referendum – mówił tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku Donald Tusk, wówczas jeszcze lider opozycji parlamentarnej. Chodziło o referendum przeprowadzane w sprawie prywatyzacji majątku narodowego, podniesienia wieku emerytalnego, likwidacji bariery na granicy z Białorusią i przyjęcia tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. 

Rzeczywiście okazało się, że Koalicja Obywatelska przygotowała się do tego referendum w sposób więcej niż bardzo dobry. Najpierw partie opozycyjne – w tym również partia Szymona Hołowni, PSL i Lewica – przeszkoliły wskazywanych przez siebie członków komisji wyborczych do tego, aby nie wydawano kart referendalnych, w skrajnych przypadkach zaś , żeby wydania tych kart odmawiano. Rzeczywiście referendum okazało się nieważne, bo wzięło w nim udział znacznie mniej niż połowa uprawnionych do głosowania Polaków. 

Antyreferendalna akcja Donalda Tuska i jego koalicjantów byłaby czymś nie do pomyślenia w krajach z rozwiniętą demokracją. Jednak ponieważ istniało zagrożenie, że Polacy wypowiedzą się przeciwko wprowadzeniu forsowanych przez Unię Europejską m.in. paktu migracyjnego i podniesienia wieku emerytalnego, Komisja Europejska uznała działania obecnego premiera oraz obwodowych komisji wyborczych za dopuszczalne prawem. 
To był jednocześnie poligon i próba generalna przed trwającymi obecnie wyborami na najważniejszy urząd w państwie. Wyborami, które – jeżeli pójdą nie po myśli Donalda Tuska – zapoczątkują fundamentalną zmianę nie tylko w Pałacu Prezydenckim, ale również w Sejmie i Senacie, czyli powrót do propolskiej – nie prounijnej – polityki wewnętrznej nad Wisłą. A tej zmiany obecna koalicja rządząca boi się jak ognia. 

Nie tylko dlatego, że politycy koalicji nie wywiążą się z obietnic złożonych Komisji Europejskiej za wsparcie w jednych i drugich wyborach (wsparcie, które dotyczyło nie tylko formalnego namaszczenia, ale również jak najbardziej roboczych głosowań nad odbieraniem immunitetów opozycyjnym politykom w Parlamencie Europejskim). Tusk, co wychwyciły media, boi się, że zarówno jego, jak i ministrów obecnego rządu czeka po zmianie władzy więzienie. Za co? 

Nad listą zarzutów pracują nie tylko politycy obecnej opozycji, ale przede wszystkim organizacje międzynarodowe i społeczne, w tym Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Dzisiaj warunkiem przyszłego bezpieczeństwa dla obecnej władzy jest Rafał Trzaskowski w Pałacu Prezydenckim.

 

Kontrola w rękach koalicji

Administracja publiczna zajmuje się kontrolowaniem wyborów i wspieraniem koalicyjnego kandydata już nawet nie w białych rękawiczkach. 
Jeszcze w maju Stanisław Żaryn, były pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej, a od 2024 r. doradca prezydenta RP, informował opinię publiczną o oddelegowaniu przez ABW specjalnego zespołu, który miał „odpytać rumuńskie służby o to, jakie materiały były wystarczające dla sądu konstytucyjnego, że ten unieważnił wybory prezydenckie w Rumunii”. Tam rzeczywiście pierwsza tura wyborów przeprowadzonych w listopadzie ub.r. została przez rumuński sąd unieważniona, bo w pierwszej turze wygrał niezależny, prawicowy polityk Călin Georgescu – choć sondaże nie dawały mu szans. Proces wyborczy został powtórzony i koniec końców prezydentem tego kraju został prounijny burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan. Kandydat prawicy George Simion początkowo nie uznał rzekomej wygranej swego kontrkandydata, ale ostatecznie złożył Danowi gratulacje. Podkreślił jednakże, że będzie dalej walczył o sprawiedliwość. Dan wygrał II turę powtórzonych wyborów z wynikiem 53,67 proc., pokonując Simiona, lidera AUR, który miał uzyskać poparcie 46,33 proc. – wynika z danych opublikowanych na stronie Stałego Urzędu Wyborczego po zliczeniu 99,97 proc. głosów.

 

Kto płaci za fejkowe konta?

Służby specjalne, a za nimi Sąd Konstytucyjny, uznały, że w kampanii wyborczej unieważnionego głosowania, a później w trakcie samych wyborów „doszło do zorganizowanych cyberataków na systemy wyborcze, w które zaangażowany był zewnętrzny aktor państwowy”. Georgescu miał także złamać zasadę równości wyborów poprzez wykorzystanie „nieprzejrzystych i naruszających ordynację wyborczą technologii cyfrowych oraz sztucznej inteligencji w prowadzeniu kampanii”.

Z czasem okazało się jednak, że być może to nie „zewnętrzny aktor państwowy”, ale konkurenci Georgescu w wyborach opłacali promujące go spoty i konta na platformie TikTok. I choć rzeczywiście mogła stać za nimi Rosja, tym razem na jej rzecz działał zupełnie ktoś inny.

W Polsce podobnego argumentu użyła Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa, która przed pierwszą turą poinformowała o możliwej próbie ingerencji w kampanię wyborczą. Chodzi o reklamy polityczne na Facebooku, które mogły być finansowane z zagranicy. Według NASK zaangażowane w kampanię konta reklamowe w ciągu ostatnich siedmiu dni wydały na materiały polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.

Działania miały pozornie wspierać jednego z kandydatów i dyskredytować innych, a kampanie reklamowe dotyczyły szczególnie Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena

– piszą dziennikarze, żeby po kilku dniach rozwiać wątpliwości do końca.

Za publikowanymi w internecie reklamami politycznymi promującymi Trzaskowskiego i atakującymi jego konkurentów stał pracownik i wolontariusze fundacji Akcja Demokracja. Jej prezesem jest Jakub Kocjan – „człowiek, który jeszcze kilka tygodni temu był asystentem posłanki Koalicji Obywatelskiej, a w 2020 r. otrzymał nagrodę od prezydenta Warszawy”.

 

Nieuczciwa kampania

Mimo to politycy koalicji, opierając się na informacjach z zależnej od rządu NASK, przekonują, że mogą to być działania prorosyjskie i że proces wyborczy w Polsce jest zagrożony. Służby zapewniają zaś, że sprawa jest badana. Czy po ewentualnej przegranej przez Trzaskowskiego debacie w TVP okaże się, że dowodów jest wystarczająco dużo, żeby zdecydować się na unieważnienie dotychczas przeprowadzonych w części i powtórzenie wyborów prezydenckich? 

Kandydat Koalicji Obywatelskiej sięga po znacznie więcej – znów, nie pozorując nawet przyzwoitości i dobrych obyczajów – angażuje do własnej kampanii wyborczej media publiczne. W jaki sposób? W przeddzień ciszy wyborczej przed I turą wyborów główne wydanie programu informacyjnego TVP1 robi rozmowę z gościem – z Rafałem Trzaskowskim właśnie –  na temat kampanii i konkurenta politycznego Karola Nawrockiego. Z ekranu płyną oskarżenia – o nieuczciwość, lichwę, złe prowadzenie się, kontakty z gangsterami. To ostatnia rozmowa z kandydatem w mediach publicznych. Do wyborczej niedzieli wszyscy pozostali będą milczeć. 

We wtorek po I turze wyborów sytuacja się powtarza. Tym razem gościem programu „i9.30” w TVP1 jest premier Donald Tusk, nie gorzej strzykający jadem i oskarżeniami. Tematem rozmowy są oczywiście wybory prezydenckie oraz grzechy PiS i Karola Nawrockiego. 

 

Wariant do wykorzystania

Oczywiście zastosowanie wariantu rumuńskiego przez Tuska i Trzaskowskiego po przegranych wyborach w Polsce nie obyłoby się bez protestów społecznych. Obaj doskonale o tym wiedzą, jednak... zaskarżyć wybory może każdy z 13 kandydatów ubiegających się w I turze o najważniejsze stanowisko w państwie. To może wyjaśniać mnogość kandydatów wystawionych przez rządzącą koalicję – wśród nich Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, z 4,99 proc. poparcia, wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat (4,23 proc.) z Lewicy, Joanna Senyszyn, wspierająca rząd Donalda Tuska (pod warunkiem radykalnego złagodzenia prawa aborcyjnego), oraz Adrian Zandberg (4,86 proc.), również z lewicy, choć formalnie poza obozem rządzącym. Już po wyborach zapowiedział jednak „przekazanie głosów” pod warunkiem udziału w rządzie. Każde z nich wskazało już swoim wyborcom, żeby w II turze popierali Trzaskowskiego. Każdy z tych kandydatów może formalnie zgłosić protest wyborczy prowadzący do unieważnienia wyborów na prezydenta RP – nawet powołując się na złamanie prawa przez kandydata Koalicji Obywatelskiej. Dwójka z nich ma dostęp do informacji służb specjalnych dotyczących ewentualnego zagrożenia dla procesu wyborczego w Polsce, które może dowolnie wykorzystać – zanim dowie się o nich opinia publiczna. 

 

Przegrana oznacza koniec Polski

Co da obozowi rządzącemu unieważnienie wyborów prezydenckich? To sytuacja przewidziana w konstytucji RP. Kadencja Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia. To data, którą ogłosił i którą powtórzy Szymon Hołownia. To zresztą właśnie on będzie beneficjentem unieważnionych wyborów prezydenckich. Dlaczego? 

Zgodnie z art. 131 konstytucji w takim wypadku to marszałek Sejmu wykonuje obowiązki prezydenta RP. Musi także wyznaczyć termin nowych wyborów na ten urząd. Do tego czasu rząd Donalda Tuska poradzi sobie ze znalezieniem nowych oskarżeń wobec polityków opozycji – być może również kandydata Karola Nawrockiego. Jeszcze bardziej osłabi opozycyjny PiS, pod pretekstem kampanii wyborczej odbierając tej partii resztki dotacji z budżetu państwa. Bruksela i Berlin poprą i unieważnienie wyborów, i kolejne działania obecnego rządu. Co więcej – Tusk znowu będzie wskazywany jako wzór do naśladowania w Europie; w końcu poradzi sobie z kryzysem prezydenckim.

Do pełnego przejęcia władzy zostanie tylko odebranie koncesji Radiu Maryja, TV Trwam, TV Republika i TV wPolsce – ale to załatwi już Szymon Hołownia z Pałacu Prezydenckiego. To on wskaże dwie osoby do KRRiTV, których będzie brakowało po odwołaniu obecnej Rady. Resztę – to wynika z ustawy – powołują przejęte już przez koalicję Tuska Sejm i Senat.

Decyzja Sejmu i Senatu oraz nowego prezydenta o rezygnacji z pełnej niepodległości na rzecz federacji o nazwie Unia Europejska będzie wyłącznie formalnością. 


 

POLECANE
Potężny karambol na S19. Są ranni z ostatniej chwili
Potężny karambol na S19. Są ranni

26 samochodów zderzyło się w karambolu, do którego doszło w piątek wieczorem na drodze ekspresowej S19 niedaleko węzła Modliborzyce, w okolicach wsi Stojeszyn (Lubelskie). 10 osób jest rannych. Droga w kierunku Rzeszowa jest zablokowana.

Anna Kwiecień: Umowa UE-Mercosur to rolniczy Nord Stream 2 gorące
Anna Kwiecień: Umowa UE-Mercosur to rolniczy Nord Stream 2

„Umowa Mercosur to rolniczy NS2” - napisała na platformie X poseł PiS Anna Kwiecień.

Zełenski: Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską gorące
Zełenski: Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską

Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską, a Rosja pragnie, aby ten sojusz został zrujnowany – powiedział w piątek prezydent Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla PAP, TVP i Polskiego Radia.

Nawrocki pojedzie do Kijowa? Prezydencki minister zdradza plany z ostatniej chwili
Nawrocki pojedzie do Kijowa? Prezydencki minister zdradza plany

„Na pewno doszło do pewnego otwarcia w relacjach dwustronnych; o ewentualnej rewizycie będziemy myśleć, gdy będzie ku temu powód” – powiedział szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz, pytany o wizytę prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie i o to, kiedy prezydent Karol Nawrocki odwiedzi Ukrainę.

Tȟašúŋke Witkó: Sapog w drzwiach wolnego świata tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Sapog w drzwiach wolnego świata

Amerykanie – niestety, z dużą dozą dezynwoltury – wzięli na siebie ciężar bycia rozjemcą w rozmowach, mających wymusić zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Paktowanie owo trwa już grubo ponad pół roku, a jego efekty są żadne, bowiem Kremlowi wcale nie zależy na wygaszeniu śmiertelnych zapasów.

Jak będzie wyglądać wspólna unijna pożyczka na rzecz Ukrainy? Znamy szczegóły z ostatniej chwili
Jak będzie wyglądać wspólna unijna pożyczka na rzecz Ukrainy? Znamy szczegóły

Zaciągnięcie długu w wysokości 90 mld euro przez Unię Europejską, by wesprzeć Ukrainę, będzie oznaczało, że państwa będą wspólnie spłacać co roku odsetki w wysokości około 3 mld euro. Biorąc pod uwagę, że PKB Unii wynosi 18 bln euro, będzie to oznaczać wzrost deficytu UE o 0,02 proc.

Radosław Sikorski wysłał Viktorowi Orbanowi wirtualny order Lenina polityka
Radosław Sikorski wysłał Viktorowi Orbanowi wirtualny order Lenina

Order Lenina znajduje się w komentarzu, który szef polskiego MSZ Radosław Sikorski umieścił pod wpisem premiera Węgier Viktora Orbana na platformie X poświęconego negocjacjom w sprawie pomocy finansowej dla Ukrainy, które odbyły się w Brukseli.

Sikorski po rozmowach z szefem ukraińskiego MSZ: „Jesteśmy zjednoczeni w walce o bezpieczną przyszłość” z ostatniej chwili
Sikorski po rozmowach z szefem ukraińskiego MSZ: „Jesteśmy zjednoczeni w walce o bezpieczną przyszłość”

Współpraca Warszawy i Kijowa w obszarze bezpieczeństwa i droga Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej - to najważniejsze tematy, które omówili dzisiaj w Warszawie wicepremier Radosław Sikorski i minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha. Szef ukraińskiej dyplomacji towarzyszył Prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu podczas oficjalnej wizyty w Polsce.

Chiny protestują przeciwko planom USA sprzedaży broni Tajwanowi z ostatniej chwili
Chiny protestują przeciwko planom USA sprzedaży broni Tajwanowi

Ministerstwo obrony Chin zaprotestowało w piątek przeciw planom władz USA sprzedaży Tajwanowi uzbrojenia o wartości ponad 11 mld dolarów. Pekin zagroził „stanowczymi działaniami”, jeśli uzna, że zagrożone są suwerenność oraz terytorialna integralność Chińskiej Republiki Ludowej.

Od lutego dostęp do najsłynniejszej rzymskiej fontanny tylko z biletem Wiadomości
Od lutego dostęp do najsłynniejszej rzymskiej fontanny tylko z biletem

Turyści odwiedzający Rzym będą musieli zapłacić za dostęp do kolejnych zabytków. Od lutego wprowadzony zostanie bilet umożliwiający podejście bezpośrednio do Fontanny di Trevi. Mieszkańcy miasta zostaną zwolnieni z opłat.

REKLAMA

Wybory prezydenckie w Polsce. Strach przed trzecią turą

Co dałoby obozowi rządzącemu unieważnienie wyborów prezydenckich? Kadencja Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia. To data, którą ogłosił i którą powtórzy Szymon Hołownia.
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe / Wikipedia domena publiczna / WrS.tm.pl

Co musisz wiedzieć?

  • 1 czerwca odbędzie się II tura wyborów prezydenckich.
  • Kadencja prezydenta Andrzeja Dudy upływa 6 sierpnia.
  • W przypadku unieważnienia wyborów, beneficjentem zostałby marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
  • Zgodnie z art. 131 konstytucji w takim wypadku to marszałek Sejmu wykonuje obowiązki prezydenta RP.

 

To zresztą właśnie on będzie beneficjentem unieważnionych wyborów prezydenckich, bo właśnie on wprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego i przygotuje grunt pod nowe wybory. Przez ten czas rządząca koalicja pozbędzie się opozycji i zlikwiduje niepokorne media. W kolejnych wyborach prezydentem zostanie Trzaskowski. A może nawet sam Tusk. 

Taki wariant zależy oczywiście od tego, jak poradzi sobie kandydat wspierany przez środowiska antyunijne i patriotyczne w zaplanowanym na 1 czerwca głosowaniu. Na razie nieufność w społeczeństwie rośnie, bo Polacy wciąż pamiętają, jak obecna władza postąpiła z referendum organizowanym przy okazji wyborów parlamentarnych w 2023 roku. 

 

Uroczyście zdeptał demokrację

– Uroczyście, przed wami, unieważniam referendum – mówił tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku Donald Tusk, wówczas jeszcze lider opozycji parlamentarnej. Chodziło o referendum przeprowadzane w sprawie prywatyzacji majątku narodowego, podniesienia wieku emerytalnego, likwidacji bariery na granicy z Białorusią i przyjęcia tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. 

Rzeczywiście okazało się, że Koalicja Obywatelska przygotowała się do tego referendum w sposób więcej niż bardzo dobry. Najpierw partie opozycyjne – w tym również partia Szymona Hołowni, PSL i Lewica – przeszkoliły wskazywanych przez siebie członków komisji wyborczych do tego, aby nie wydawano kart referendalnych, w skrajnych przypadkach zaś , żeby wydania tych kart odmawiano. Rzeczywiście referendum okazało się nieważne, bo wzięło w nim udział znacznie mniej niż połowa uprawnionych do głosowania Polaków. 

Antyreferendalna akcja Donalda Tuska i jego koalicjantów byłaby czymś nie do pomyślenia w krajach z rozwiniętą demokracją. Jednak ponieważ istniało zagrożenie, że Polacy wypowiedzą się przeciwko wprowadzeniu forsowanych przez Unię Europejską m.in. paktu migracyjnego i podniesienia wieku emerytalnego, Komisja Europejska uznała działania obecnego premiera oraz obwodowych komisji wyborczych za dopuszczalne prawem. 
To był jednocześnie poligon i próba generalna przed trwającymi obecnie wyborami na najważniejszy urząd w państwie. Wyborami, które – jeżeli pójdą nie po myśli Donalda Tuska – zapoczątkują fundamentalną zmianę nie tylko w Pałacu Prezydenckim, ale również w Sejmie i Senacie, czyli powrót do propolskiej – nie prounijnej – polityki wewnętrznej nad Wisłą. A tej zmiany obecna koalicja rządząca boi się jak ognia. 

Nie tylko dlatego, że politycy koalicji nie wywiążą się z obietnic złożonych Komisji Europejskiej za wsparcie w jednych i drugich wyborach (wsparcie, które dotyczyło nie tylko formalnego namaszczenia, ale również jak najbardziej roboczych głosowań nad odbieraniem immunitetów opozycyjnym politykom w Parlamencie Europejskim). Tusk, co wychwyciły media, boi się, że zarówno jego, jak i ministrów obecnego rządu czeka po zmianie władzy więzienie. Za co? 

Nad listą zarzutów pracują nie tylko politycy obecnej opozycji, ale przede wszystkim organizacje międzynarodowe i społeczne, w tym Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Dzisiaj warunkiem przyszłego bezpieczeństwa dla obecnej władzy jest Rafał Trzaskowski w Pałacu Prezydenckim.

 

Kontrola w rękach koalicji

Administracja publiczna zajmuje się kontrolowaniem wyborów i wspieraniem koalicyjnego kandydata już nawet nie w białych rękawiczkach. 
Jeszcze w maju Stanisław Żaryn, były pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej, a od 2024 r. doradca prezydenta RP, informował opinię publiczną o oddelegowaniu przez ABW specjalnego zespołu, który miał „odpytać rumuńskie służby o to, jakie materiały były wystarczające dla sądu konstytucyjnego, że ten unieważnił wybory prezydenckie w Rumunii”. Tam rzeczywiście pierwsza tura wyborów przeprowadzonych w listopadzie ub.r. została przez rumuński sąd unieważniona, bo w pierwszej turze wygrał niezależny, prawicowy polityk Călin Georgescu – choć sondaże nie dawały mu szans. Proces wyborczy został powtórzony i koniec końców prezydentem tego kraju został prounijny burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan. Kandydat prawicy George Simion początkowo nie uznał rzekomej wygranej swego kontrkandydata, ale ostatecznie złożył Danowi gratulacje. Podkreślił jednakże, że będzie dalej walczył o sprawiedliwość. Dan wygrał II turę powtórzonych wyborów z wynikiem 53,67 proc., pokonując Simiona, lidera AUR, który miał uzyskać poparcie 46,33 proc. – wynika z danych opublikowanych na stronie Stałego Urzędu Wyborczego po zliczeniu 99,97 proc. głosów.

 

Kto płaci za fejkowe konta?

Służby specjalne, a za nimi Sąd Konstytucyjny, uznały, że w kampanii wyborczej unieważnionego głosowania, a później w trakcie samych wyborów „doszło do zorganizowanych cyberataków na systemy wyborcze, w które zaangażowany był zewnętrzny aktor państwowy”. Georgescu miał także złamać zasadę równości wyborów poprzez wykorzystanie „nieprzejrzystych i naruszających ordynację wyborczą technologii cyfrowych oraz sztucznej inteligencji w prowadzeniu kampanii”.

Z czasem okazało się jednak, że być może to nie „zewnętrzny aktor państwowy”, ale konkurenci Georgescu w wyborach opłacali promujące go spoty i konta na platformie TikTok. I choć rzeczywiście mogła stać za nimi Rosja, tym razem na jej rzecz działał zupełnie ktoś inny.

W Polsce podobnego argumentu użyła Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa, która przed pierwszą turą poinformowała o możliwej próbie ingerencji w kampanię wyborczą. Chodzi o reklamy polityczne na Facebooku, które mogły być finansowane z zagranicy. Według NASK zaangażowane w kampanię konta reklamowe w ciągu ostatnich siedmiu dni wydały na materiały polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.

Działania miały pozornie wspierać jednego z kandydatów i dyskredytować innych, a kampanie reklamowe dotyczyły szczególnie Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena

– piszą dziennikarze, żeby po kilku dniach rozwiać wątpliwości do końca.

Za publikowanymi w internecie reklamami politycznymi promującymi Trzaskowskiego i atakującymi jego konkurentów stał pracownik i wolontariusze fundacji Akcja Demokracja. Jej prezesem jest Jakub Kocjan – „człowiek, który jeszcze kilka tygodni temu był asystentem posłanki Koalicji Obywatelskiej, a w 2020 r. otrzymał nagrodę od prezydenta Warszawy”.

 

Nieuczciwa kampania

Mimo to politycy koalicji, opierając się na informacjach z zależnej od rządu NASK, przekonują, że mogą to być działania prorosyjskie i że proces wyborczy w Polsce jest zagrożony. Służby zapewniają zaś, że sprawa jest badana. Czy po ewentualnej przegranej przez Trzaskowskiego debacie w TVP okaże się, że dowodów jest wystarczająco dużo, żeby zdecydować się na unieważnienie dotychczas przeprowadzonych w części i powtórzenie wyborów prezydenckich? 

Kandydat Koalicji Obywatelskiej sięga po znacznie więcej – znów, nie pozorując nawet przyzwoitości i dobrych obyczajów – angażuje do własnej kampanii wyborczej media publiczne. W jaki sposób? W przeddzień ciszy wyborczej przed I turą wyborów główne wydanie programu informacyjnego TVP1 robi rozmowę z gościem – z Rafałem Trzaskowskim właśnie –  na temat kampanii i konkurenta politycznego Karola Nawrockiego. Z ekranu płyną oskarżenia – o nieuczciwość, lichwę, złe prowadzenie się, kontakty z gangsterami. To ostatnia rozmowa z kandydatem w mediach publicznych. Do wyborczej niedzieli wszyscy pozostali będą milczeć. 

We wtorek po I turze wyborów sytuacja się powtarza. Tym razem gościem programu „i9.30” w TVP1 jest premier Donald Tusk, nie gorzej strzykający jadem i oskarżeniami. Tematem rozmowy są oczywiście wybory prezydenckie oraz grzechy PiS i Karola Nawrockiego. 

 

Wariant do wykorzystania

Oczywiście zastosowanie wariantu rumuńskiego przez Tuska i Trzaskowskiego po przegranych wyborach w Polsce nie obyłoby się bez protestów społecznych. Obaj doskonale o tym wiedzą, jednak... zaskarżyć wybory może każdy z 13 kandydatów ubiegających się w I turze o najważniejsze stanowisko w państwie. To może wyjaśniać mnogość kandydatów wystawionych przez rządzącą koalicję – wśród nich Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, z 4,99 proc. poparcia, wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat (4,23 proc.) z Lewicy, Joanna Senyszyn, wspierająca rząd Donalda Tuska (pod warunkiem radykalnego złagodzenia prawa aborcyjnego), oraz Adrian Zandberg (4,86 proc.), również z lewicy, choć formalnie poza obozem rządzącym. Już po wyborach zapowiedział jednak „przekazanie głosów” pod warunkiem udziału w rządzie. Każde z nich wskazało już swoim wyborcom, żeby w II turze popierali Trzaskowskiego. Każdy z tych kandydatów może formalnie zgłosić protest wyborczy prowadzący do unieważnienia wyborów na prezydenta RP – nawet powołując się na złamanie prawa przez kandydata Koalicji Obywatelskiej. Dwójka z nich ma dostęp do informacji służb specjalnych dotyczących ewentualnego zagrożenia dla procesu wyborczego w Polsce, które może dowolnie wykorzystać – zanim dowie się o nich opinia publiczna. 

 

Przegrana oznacza koniec Polski

Co da obozowi rządzącemu unieważnienie wyborów prezydenckich? To sytuacja przewidziana w konstytucji RP. Kadencja Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia. To data, którą ogłosił i którą powtórzy Szymon Hołownia. To zresztą właśnie on będzie beneficjentem unieważnionych wyborów prezydenckich. Dlaczego? 

Zgodnie z art. 131 konstytucji w takim wypadku to marszałek Sejmu wykonuje obowiązki prezydenta RP. Musi także wyznaczyć termin nowych wyborów na ten urząd. Do tego czasu rząd Donalda Tuska poradzi sobie ze znalezieniem nowych oskarżeń wobec polityków opozycji – być może również kandydata Karola Nawrockiego. Jeszcze bardziej osłabi opozycyjny PiS, pod pretekstem kampanii wyborczej odbierając tej partii resztki dotacji z budżetu państwa. Bruksela i Berlin poprą i unieważnienie wyborów, i kolejne działania obecnego rządu. Co więcej – Tusk znowu będzie wskazywany jako wzór do naśladowania w Europie; w końcu poradzi sobie z kryzysem prezydenckim.

Do pełnego przejęcia władzy zostanie tylko odebranie koncesji Radiu Maryja, TV Trwam, TV Republika i TV wPolsce – ale to załatwi już Szymon Hołownia z Pałacu Prezydenckiego. To on wskaże dwie osoby do KRRiTV, których będzie brakowało po odwołaniu obecnej Rady. Resztę – to wynika z ustawy – powołują przejęte już przez koalicję Tuska Sejm i Senat.

Decyzja Sejmu i Senatu oraz nowego prezydenta o rezygnacji z pełnej niepodległości na rzecz federacji o nazwie Unia Europejska będzie wyłącznie formalnością. 



 

Polecane