Najważniejsi świadkowie Zbrodni Katyńskiej

Wiosną roku 1942 do domu Parfiena Kisielewa przyszło kilku Polaków, którzy pracowali w pobliskim Gniezdowie przy torach. Poprosili staruszka, który był już po siedemdziesiątce, by pokazał im miejsce, w którym podobno leżą rozstrzelani przez NKWD ich rodacy.
Mieszkaniec okolic Katynia, Parfien Kisielew, jeden ze świadków zbrodni, słucha dra Ferenca Orsósa Najważniejsi świadkowie Zbrodni Katyńskiej
Mieszkaniec okolic Katynia, Parfien Kisielew, jeden ze świadków zbrodni, słucha dra Ferenca Orsósa / Wikipedia domena publiczna

Rosjanin się zgodził i zaprowadził gości do pobliskiego lasu. Tam wskazał ręką na wzniesienia i powiedział, że to tutaj. Polacy pożyczyli od Kisielewa łopatę oraz kilof i zaczęli kopać. 

Krótko to trwało i zobaczyliśmy polskie mundury. Ostrożniej grzebiemy odtąd w ziemi, żeby ciał nie uszkodzić. Widać płaszcze, od góry nie zniszczone, ale pod zwłokami przegniłe. Wykopaliśmy zwłoki dwóch ludzi w stopniu majora i kapitana. Widok makabryczny […] postawiliśmy krzyż brzozowy […], a ci najbardziej uparci za tydzień poszli, żeby na mogile drugi krzyż postawić

– opowiadał Teofil Rubasiński dziennikarzowi Leszkowi Adamczewskiemu z „Głosu Wielkopolskiego” w 1989 roku. 

Rubasiński był w tamtej grupie Polaków, która odwiedziła Parfiena Kisielewa w Kozich Górach. Polacy ustawili krzyże wiosną roku 1942. 

 

Druga wizyta 

Dokładnie rok po tamtych odwiedzinach polskich robotników znów rozległo się pukanie do drzwi domu Kisielewa, który jeszcze przed wojną z III Rzeszą był stróżem w pobliskim letnisku NKWD. Parfien akurat drzemał sobie na piecu, gdy do izby wszedł Iwan Kriwoziercew z pobliskiej wsi Nowe Batioki. Iwan powiedział, że Niemców interesuje, gdzie NKWD zakopało Polaków w 1940 roku, na co Kisielew odparł, że już rok temu o to samo pytali go tamci Polacy, ale jak Niemcy teraz interesują się trupami, to trzeba narzucić kapotę, założyć czapkę i iść im pokazać. I poszli. 

Znów w ruch najpierw poszedł kilof, którym rozbito zamarzniętą ziemię, a po nim łopata. Odkopano trupa, a poszukiwaczy owiał smród śmierci. Był czwartek, 18 lutego 1943 roku.

Tego samego dnia Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, ogłosił rozpoczęcie wojny totalnej. Kilkanaście dni wcześniej, 2 lutego 1943 roku, ostatnie oddziały 6. Armii Niemieckiej feldmarszałka Friedricha Paulusa poddały się w Stalingradzie. Trzecia Rzesza zaczęła przegrywać wojnę na Wschodzie… 

Niemcy w kwietniu ogłosili, że w Katyniu znaleźli masowe groby z tysiącami zastrzelonych polskich oficerów, którzy dostali się do sowieckiej niewoli w 1939 roku. Sprawa wymordowania jeńców wojennych przez NKWD spadła Niemcom z nieba. 

 

Transporty do Kozich Gór

Gdy Niemcy zaczęli drukować w gadzinówkach ukazujących się w okupowanej Polsce informacje o Katyniu, a następnie nazwiska rozstrzelanych oficerów, nie wszyscy i nie od razu wierzyli w to, że za zbrodnią stoją Sowieci, którzy teraz są „sojusznikami naszych sojuszników”. Prędzej można było uwierzyć w to, że Niemcy kłamią i preparują dowody, a robią to w tym samym czasie, w którym niszczą część Warszawy, pacyfikując getto, jego mieszkańców i powstańców; kiedy idą transporty do Auschwitz i innych obozów; gdy łapanki i rozstrzeliwania są wpisane w codzienność, a katownie Gestapo wypełniają aresztowani Polacy. 

W pierwszych dniach nie chciano jeszcze uwierzyć, iż zbrodnia jest dziełem bolszewików. Później, gdy wymowa zdarzenia stawała się coraz bardziej wyraźna, zrozumiano wreszcie całą grozę zbrodni, jej znaczenie polityczne

– pisał już po wojnie Ferdynand Goetel w tekście „Zachód i Katyń”, który ukazał się w emigracyjnych „Wiadomościach”. 

Pisarz, który tak jak Józef Mackiewicz czy Jan Emil Skiwski, był wiosną 1943 roku w Katyniu i który tak jak oni uciekł z ojczyzny, ponieważ ta stawała się komunistycznym krajem, spotkał się na emigracji z Kriwoziercewem i zrelacjonował ich rozmowę. 

Nazywam się Iwan Kriwoziercew. Urodziłem się w roku 1915 we wsi Nowe Batioki, która leży na dwunastej wiorście drogi od Smoleńska ku Witebskowi. Ojciec mój, nazwiskiem Kriwoziercew, był włościaninem i pochodził z rodziny osiadłej w Nowych Batiokach od dziada pradziada. Posiadłość miał niedużą, tylko dziesięć dziesięcin ziemi. Żyliśmy z uprawy roli. Matka moja, z domu Zacharowa, pochodziła również z miejscowej rodziny. Miałem dwie siostry. Na chrzcie otrzymałem imię Iwan

– zaczął swoją opowieść Kriwoziercew.

Dalej Rosjanin opowiadał Goetlowi o tym, że pierwsze lata po bolszewickiej rewolucji jakoś zbytnio nie odbiły się na życiu jego rodziny. Dopiero pod koniec lat 20. ojciec Kriwoziercewa został zaliczony do kułaków i uciekł wraz z młodszą siostrą Iwana i matką na Ural. W Nowych Batiokach został Kriwoziercew z drugą siostrą. Miał wtedy lat czternaście, a siostra była o dwa lata starsza od niego. Dwa lata później ojciec wrócił do rodzinnego domu, ale za wypowiadanie się źle o rewolucji trafił do łagru. Wrócił po kilku miesiącach, jednak nie pobył długo na wolności. Zginął w 1937 roku. 
Iwan od 1940 roku pracował w kołchozie, trudnił się rolnictwem i kowalstwem. 

W marcu 1940 roku pracowałem, jak zwykle, przy inspektach. Podczas pracy zauważyłem przejeżdżający drogą konwój samochodów. Najpierw samochód osobowy, później dwa wozy więzienne, zamknięte i czarne, znane powszechnie pod nazwą „czornyj woron”. Za nimi półtoratonówka. Czy samochody przewoziły kogoś, nie mogłem dostrzec, zauważyłem tylko, iż obok kierowcy siedział na nich czekista

– opowiadał polskiemu pisarzowi. 

W okolicy zaczęto mówić, że samochodami NKWD wiezie Polaków na rozstrzelanie. Transporty z polskimi jeńcami „szły i szły” do Kozich Gór. Ostatni konwój Kriwoziercew widział 17 kwietnia 1940 roku. 

 

Samobójstwo czy „samobójstwo”?

Gdy wybuchła wojna, Niemcy początkowo nie interesowali się tym, co działo się w Kozich Górach wiosną 1940 roku. 

Pewnego dnia, bodajże w styczniu 1943 roku, przeczytałem w gazecie smoleńskiej „Nowyj Put´” krótki artykuł o formowaniu w Rosji armii polskiej przez generała Władysława Sikorskiego, przy czym zwracano uwagę, że Sikorski nie może doliczyć się i odnaleźć oficerów polskich, którzy dostali się do niewoli rosyjskiej. Dodawano przy tym, że los tych Polaków budzi niepokój rządu polskiego w Londynie

– relacjonował Rosjanin Goetlowi.

Kriwoziercew przypomniał sobie o Kozich Górach i poinformował Niemców o tym, co się tam działo. Tego dnia, w którym to zrobił i w którym zapukał do drzwi domu Kisielowa, rozpoczęła się droga Kriwoziercewa na Zachód, tam skończyła się jego śmiercią w niewyjaśnionych okolicznościach. 

Oficjalnie Iwan Kriwoziercew nie żyje od 30 października 1947 roku. Miał popełnić samobójstwo. Czy sam się zabił, czy ktoś mu w tym pomógł? A jeżeli tak, to komu zależało na jego śmierci? Na pewno Sowietom, którzy nie mieli zamiaru przyznać się do tego, że zamordowali tysiące polskich jeńców wojennych. Być może Anglikom, raczej nie chciącym głośno mówić o tym, że ich sojusznikiem w drugiej wojnie światowej był Związek Sowiecki, którego funkcjonariusze dokonali masowego mordu na polskich jeńcach wojennych. Nie chcieli również pokazać, że władze brytyjskie wiedziały o tej zbrodni, ale z tą wiedzą nic nie zrobiły. 

Kriwoziercew, mówiąc Niemcom o zamordowanych polskich oficerach, podpisał na siebie wyrok śmierci. Udało mu się uciec przed prącą ze wschodu Armią Czerwoną, ale nawet wśród zachodnich aliantów nie był bezpieczny. Przekonał się o tym bardzo szybko.

W Bremie zgłosiłem się do komendy amerykańskiej z oświadczeniem, iż chcę złożyć ważne zeznanie. Urzędujący tam Amerykanin posłuchał mnie, wyśmiał i radził mi zwrócić się do oficera Czerwonej Armii, który poradzi mi, co mam zrobić

– mówił podczas jednego z przesłuchań Rosjanin. 

Podobnie Kriwoziercewa potraktował oficer brytyjskiej armii. W tym momencie najważniejszy świadek zbrodni w Katyniu zaczął szukać kontaktu z Polakami. 

Dostałem się do polskiego obozu dla ludności cywilnej i tam wreszcie natknąłem się na oficera polskiego o nazwisku Sołtys. Ten skomunikował mnie ze sztabem polskim w Meppen, skąd po złożeniu zeznań zostałem skierowany do Włoch

– opowiadał Kriwoziercew.

Z Włoch Rosjanin przybył do Wielkiej Brytanii. Teraz, by ukryć się przed sowieckimi służbami specjalnymi, nazywał się Michał Łoboda, rzekomo urodzony 6 czerwca 1916 roku w Wilejce na Wileńszczyźnie. Towarzyszył mu przyjaciel – marynarz Jan Chomiuk.

Tam, jak pisał Józef Mackiewicz: „W październiku 1947 roku Kriwoziercew znalazł się w obozie Easton-in-Gordano, Somerset. I… zupełnie raptownie znika z powierzchni ziemi!”.

O tym, co się stało w październiku 1947 roku, wiadomo bardzo niewiele i raczej można uznać, że nie jest to prawda. Oficjalny komunikat brzmiał:
„Iwan Kriwoziercew alias Michał Łoboda przebywał przez pewien czas w Stowell Park Hostel i w październiku 1947 roku przeniósł się do innego obozu w Easton-in-Gordano w Somerset. 30 października 1947 roku ciało jego znaleziono w jednym z sadów. Badania przeprowadzone 3 listopada 1947 roku w komisariacie policji w Flax Bourton, Somerset stwierdziły, że zmarły popełnił samobójstwo przez powieszenie”.

Ferdynand Goetel pytał na łamach londyńskich „Wiadomości”: „Według jednych Kriwoziercew powiesił się w baraku, według innych zamordowano go w bójce w barze publicznym. Pytam, czy znane jest orzeczenie koronera ustalające przyczynę gwałtownej śmierci? Gdzie jest mogiła Kriwoziercewa?”. Na żadne z tych pytań nikt nigdy nie odpowiedział. Do tych – o wyniki sekcji zwłok, o grób Rosjanina – można dodać jeszcze jedno pytane, co zresztą zrobił Józef Mackiewicz: „Gdzie jest jego przyjaciel Chomiuk? Rzekomy adres brzmi: 6, Beech Road, Horfield, Bristol 7. Nie, pod tym adresem już go nie ma”. Kim był więc Chomiuk? Przypadkowym człowiekiem, który stanął na drodze Kriwoziercewa? A może agentem, ale których służb: sowieckich, polskich czy brytyjskich? Dlaczego zniknął? Jak długo jeszcze żył i kiedy zmarł?

 

Nieznany los 

Co się stało z Parfienem Kisielewem? Tego również nie wiemy, prócz tego, że został w swych Kozich Górach, gdy od wschodu parła Armia Czerwona. Nie uciekł na Zachód tak jak Kriwoziercew.

Gdy zaczęła działać tzw. komisja Burdenki, której zadaniem było udowodnić, że polskich oficerów zamordowali w Katyniu nie Sowieci, a Niemcy, znów na chwilę pojawił się Parfien Kisielew. Wcześniej NKWD aresztowało jego oraz jego syna. Usłyszeli zarzut kolaboracji z Niemcami. Kisielew już w czasie pierwszych przesłuchań potwierdził, że był dobrowolnym świadkiem i powtórzył enkawudzistom to samo, co powiedział Niemcom wiosną 1943 roku. Na kolejnych przesłuchaniach Rosjanin jednak zmienił zdanie i podał do protokołu, że Niemcy go torturowali, by w ten sposób wymusić od niego zeznania mówiące o tym, że NKWD rozstrzelało Polaków, a w istocie zrobili to właśnie naziści. 

Kisielewa widać na sowieckim filmie zeznającego przed komisją Burdenki „wymizerowanego, ogolonego jak więzień, bez zarostu i majestatycznej brody, którą obnosił jeszcze tak niedawno na zdjęciach z wiosny 1943 roku, nie ma wątpliwości, że w komunikacie Burdenki opisano własne metody stosowane wobec Kisielewa, przypisując je Niemcom” – pisał Jacek Trznadel w „Powrocie rozstrzelanej armii”. W komunikacie komisji Burdenki napisano, że Kisielew torturowany przez Gestapo doznał urazu prawego ramienia, przez co musiano mu amputować rękę. Na zdjęciach, które wspominał Trznadel, Rosjanin, występując przed komisją ekspertów przywiezionych przez Niemców do Katynia, trzymał mikrofon w… prawej dłoni. 
Józef Mackiewicz, który był w Katyniu w maju 1943 roku, spotkał tam miejscowych Rosjan, w tym Kisielewa. Razem siedzieli przy ognisku i rozmawiali. Reporter ani słowem nie wspomniał o kalectwie Parfiena Kisielewa.

Po styczniu 1944 roku nie ma już żadnych wieści o tym drugim z najważniejszych świadków zbrodni katyńskiej. 


 

POLECANE
Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem. Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie z ostatniej chwili
"Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem". Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie

Obiekt, który spadł w nocy z wtorku na środę w miejscowości Osiny (Lubelskie) to najprawdopodobniej dron, który się rozbił - mówił w środę szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał, że trwa analiza, czy był to dron o charakterze militarnym czy przemytniczym. Nie wykluczył aktu sabotażu.

Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu z ostatniej chwili
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu

Od połowy sierpnia do końca września na drogach niemal całego kraju będzie wzmożony ruch pojazdów wojskowych, związany z ćwiczeniami "Żelazny Obrońca-25" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wojsko apeluje do kierowców o szczególną ostrożność.

Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie z ostatniej chwili
Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie

Były dowódca Eurokorpusu, gen. Jarosław Gromadziński, w rozmowie z Ryszardem Czarneckim opowiedział o kulisach pomocy wojskowej dla Ukrainy, modernizacji polskiej armii i nagłym odwołaniu ze stanowiska. – Wiarygodność to najcenniejsza waluta w dyplomacji. Polska ją straciła – skomentował sposób, w jaki został odwołany.

Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji

22 dni - tyle zajęło komunistom schwytanie, skazanie na śmierć i wykonanie wyroku na Edwardzie Pytce - pilocie, który próbował wyrwać się ze stalinowskiego terroru. Ponad 1900 dni - tyle zajęła polskim sądom w III RP próba pociągnięcia do odpowiedzialności karnej stalinowskiego sędziego Bogdana Dzięcioła, który skazał Pytkę na śmierć. Z jakim rezultatem? 

Pilny komunikat: Nie klikaj w to. Nowy sposób oszustów gorące
Pilny komunikat: "Nie klikaj w to". Nowy sposób oszustów

Zespół CERT Polska wydał ostrzeżenie przed nową technika oszustów. Na pierwszy rzut oka mechanizm wygląda nie tylko na legalny, ale i znajomy, dlatego łatwo dać się nabrać i w rezultacie stracić swoje pieniądze.

GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej z ostatniej chwili
GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ważny komunikat dla konsumentów. W naturalnej wodzie mineralnej gazowanej „Krystynka” mogą znajdować się fragmenty szkła. Spożycie wadliwego produktu wiąże się z ryzykiem połknięcia ciała obcego i poważnymi skutkami zdrowotnymi.

Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu pilne
Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie. W sieci pojawiło się też nagranie i pierwsze zdjęcia obiektu.

Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii pilne
Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie.

Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę gorące
Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę

Anna Maria Żukowska zamieściła na platformie X wpis, w którym szydzi z papieża Jana Pawła II. "Nie ma granic żenady, której obecna «uśmiechnięta koalicja» nie przekroczy…" – czytamy m.in. w komentarzach oburzonych internautów.

REKLAMA

Najważniejsi świadkowie Zbrodni Katyńskiej

Wiosną roku 1942 do domu Parfiena Kisielewa przyszło kilku Polaków, którzy pracowali w pobliskim Gniezdowie przy torach. Poprosili staruszka, który był już po siedemdziesiątce, by pokazał im miejsce, w którym podobno leżą rozstrzelani przez NKWD ich rodacy.
Mieszkaniec okolic Katynia, Parfien Kisielew, jeden ze świadków zbrodni, słucha dra Ferenca Orsósa Najważniejsi świadkowie Zbrodni Katyńskiej
Mieszkaniec okolic Katynia, Parfien Kisielew, jeden ze świadków zbrodni, słucha dra Ferenca Orsósa / Wikipedia domena publiczna

Rosjanin się zgodził i zaprowadził gości do pobliskiego lasu. Tam wskazał ręką na wzniesienia i powiedział, że to tutaj. Polacy pożyczyli od Kisielewa łopatę oraz kilof i zaczęli kopać. 

Krótko to trwało i zobaczyliśmy polskie mundury. Ostrożniej grzebiemy odtąd w ziemi, żeby ciał nie uszkodzić. Widać płaszcze, od góry nie zniszczone, ale pod zwłokami przegniłe. Wykopaliśmy zwłoki dwóch ludzi w stopniu majora i kapitana. Widok makabryczny […] postawiliśmy krzyż brzozowy […], a ci najbardziej uparci za tydzień poszli, żeby na mogile drugi krzyż postawić

– opowiadał Teofil Rubasiński dziennikarzowi Leszkowi Adamczewskiemu z „Głosu Wielkopolskiego” w 1989 roku. 

Rubasiński był w tamtej grupie Polaków, która odwiedziła Parfiena Kisielewa w Kozich Górach. Polacy ustawili krzyże wiosną roku 1942. 

 

Druga wizyta 

Dokładnie rok po tamtych odwiedzinach polskich robotników znów rozległo się pukanie do drzwi domu Kisielewa, który jeszcze przed wojną z III Rzeszą był stróżem w pobliskim letnisku NKWD. Parfien akurat drzemał sobie na piecu, gdy do izby wszedł Iwan Kriwoziercew z pobliskiej wsi Nowe Batioki. Iwan powiedział, że Niemców interesuje, gdzie NKWD zakopało Polaków w 1940 roku, na co Kisielew odparł, że już rok temu o to samo pytali go tamci Polacy, ale jak Niemcy teraz interesują się trupami, to trzeba narzucić kapotę, założyć czapkę i iść im pokazać. I poszli. 

Znów w ruch najpierw poszedł kilof, którym rozbito zamarzniętą ziemię, a po nim łopata. Odkopano trupa, a poszukiwaczy owiał smród śmierci. Był czwartek, 18 lutego 1943 roku.

Tego samego dnia Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, ogłosił rozpoczęcie wojny totalnej. Kilkanaście dni wcześniej, 2 lutego 1943 roku, ostatnie oddziały 6. Armii Niemieckiej feldmarszałka Friedricha Paulusa poddały się w Stalingradzie. Trzecia Rzesza zaczęła przegrywać wojnę na Wschodzie… 

Niemcy w kwietniu ogłosili, że w Katyniu znaleźli masowe groby z tysiącami zastrzelonych polskich oficerów, którzy dostali się do sowieckiej niewoli w 1939 roku. Sprawa wymordowania jeńców wojennych przez NKWD spadła Niemcom z nieba. 

 

Transporty do Kozich Gór

Gdy Niemcy zaczęli drukować w gadzinówkach ukazujących się w okupowanej Polsce informacje o Katyniu, a następnie nazwiska rozstrzelanych oficerów, nie wszyscy i nie od razu wierzyli w to, że za zbrodnią stoją Sowieci, którzy teraz są „sojusznikami naszych sojuszników”. Prędzej można było uwierzyć w to, że Niemcy kłamią i preparują dowody, a robią to w tym samym czasie, w którym niszczą część Warszawy, pacyfikując getto, jego mieszkańców i powstańców; kiedy idą transporty do Auschwitz i innych obozów; gdy łapanki i rozstrzeliwania są wpisane w codzienność, a katownie Gestapo wypełniają aresztowani Polacy. 

W pierwszych dniach nie chciano jeszcze uwierzyć, iż zbrodnia jest dziełem bolszewików. Później, gdy wymowa zdarzenia stawała się coraz bardziej wyraźna, zrozumiano wreszcie całą grozę zbrodni, jej znaczenie polityczne

– pisał już po wojnie Ferdynand Goetel w tekście „Zachód i Katyń”, który ukazał się w emigracyjnych „Wiadomościach”. 

Pisarz, który tak jak Józef Mackiewicz czy Jan Emil Skiwski, był wiosną 1943 roku w Katyniu i który tak jak oni uciekł z ojczyzny, ponieważ ta stawała się komunistycznym krajem, spotkał się na emigracji z Kriwoziercewem i zrelacjonował ich rozmowę. 

Nazywam się Iwan Kriwoziercew. Urodziłem się w roku 1915 we wsi Nowe Batioki, która leży na dwunastej wiorście drogi od Smoleńska ku Witebskowi. Ojciec mój, nazwiskiem Kriwoziercew, był włościaninem i pochodził z rodziny osiadłej w Nowych Batiokach od dziada pradziada. Posiadłość miał niedużą, tylko dziesięć dziesięcin ziemi. Żyliśmy z uprawy roli. Matka moja, z domu Zacharowa, pochodziła również z miejscowej rodziny. Miałem dwie siostry. Na chrzcie otrzymałem imię Iwan

– zaczął swoją opowieść Kriwoziercew.

Dalej Rosjanin opowiadał Goetlowi o tym, że pierwsze lata po bolszewickiej rewolucji jakoś zbytnio nie odbiły się na życiu jego rodziny. Dopiero pod koniec lat 20. ojciec Kriwoziercewa został zaliczony do kułaków i uciekł wraz z młodszą siostrą Iwana i matką na Ural. W Nowych Batiokach został Kriwoziercew z drugą siostrą. Miał wtedy lat czternaście, a siostra była o dwa lata starsza od niego. Dwa lata później ojciec wrócił do rodzinnego domu, ale za wypowiadanie się źle o rewolucji trafił do łagru. Wrócił po kilku miesiącach, jednak nie pobył długo na wolności. Zginął w 1937 roku. 
Iwan od 1940 roku pracował w kołchozie, trudnił się rolnictwem i kowalstwem. 

W marcu 1940 roku pracowałem, jak zwykle, przy inspektach. Podczas pracy zauważyłem przejeżdżający drogą konwój samochodów. Najpierw samochód osobowy, później dwa wozy więzienne, zamknięte i czarne, znane powszechnie pod nazwą „czornyj woron”. Za nimi półtoratonówka. Czy samochody przewoziły kogoś, nie mogłem dostrzec, zauważyłem tylko, iż obok kierowcy siedział na nich czekista

– opowiadał polskiemu pisarzowi. 

W okolicy zaczęto mówić, że samochodami NKWD wiezie Polaków na rozstrzelanie. Transporty z polskimi jeńcami „szły i szły” do Kozich Gór. Ostatni konwój Kriwoziercew widział 17 kwietnia 1940 roku. 

 

Samobójstwo czy „samobójstwo”?

Gdy wybuchła wojna, Niemcy początkowo nie interesowali się tym, co działo się w Kozich Górach wiosną 1940 roku. 

Pewnego dnia, bodajże w styczniu 1943 roku, przeczytałem w gazecie smoleńskiej „Nowyj Put´” krótki artykuł o formowaniu w Rosji armii polskiej przez generała Władysława Sikorskiego, przy czym zwracano uwagę, że Sikorski nie może doliczyć się i odnaleźć oficerów polskich, którzy dostali się do niewoli rosyjskiej. Dodawano przy tym, że los tych Polaków budzi niepokój rządu polskiego w Londynie

– relacjonował Rosjanin Goetlowi.

Kriwoziercew przypomniał sobie o Kozich Górach i poinformował Niemców o tym, co się tam działo. Tego dnia, w którym to zrobił i w którym zapukał do drzwi domu Kisielowa, rozpoczęła się droga Kriwoziercewa na Zachód, tam skończyła się jego śmiercią w niewyjaśnionych okolicznościach. 

Oficjalnie Iwan Kriwoziercew nie żyje od 30 października 1947 roku. Miał popełnić samobójstwo. Czy sam się zabił, czy ktoś mu w tym pomógł? A jeżeli tak, to komu zależało na jego śmierci? Na pewno Sowietom, którzy nie mieli zamiaru przyznać się do tego, że zamordowali tysiące polskich jeńców wojennych. Być może Anglikom, raczej nie chciącym głośno mówić o tym, że ich sojusznikiem w drugiej wojnie światowej był Związek Sowiecki, którego funkcjonariusze dokonali masowego mordu na polskich jeńcach wojennych. Nie chcieli również pokazać, że władze brytyjskie wiedziały o tej zbrodni, ale z tą wiedzą nic nie zrobiły. 

Kriwoziercew, mówiąc Niemcom o zamordowanych polskich oficerach, podpisał na siebie wyrok śmierci. Udało mu się uciec przed prącą ze wschodu Armią Czerwoną, ale nawet wśród zachodnich aliantów nie był bezpieczny. Przekonał się o tym bardzo szybko.

W Bremie zgłosiłem się do komendy amerykańskiej z oświadczeniem, iż chcę złożyć ważne zeznanie. Urzędujący tam Amerykanin posłuchał mnie, wyśmiał i radził mi zwrócić się do oficera Czerwonej Armii, który poradzi mi, co mam zrobić

– mówił podczas jednego z przesłuchań Rosjanin. 

Podobnie Kriwoziercewa potraktował oficer brytyjskiej armii. W tym momencie najważniejszy świadek zbrodni w Katyniu zaczął szukać kontaktu z Polakami. 

Dostałem się do polskiego obozu dla ludności cywilnej i tam wreszcie natknąłem się na oficera polskiego o nazwisku Sołtys. Ten skomunikował mnie ze sztabem polskim w Meppen, skąd po złożeniu zeznań zostałem skierowany do Włoch

– opowiadał Kriwoziercew.

Z Włoch Rosjanin przybył do Wielkiej Brytanii. Teraz, by ukryć się przed sowieckimi służbami specjalnymi, nazywał się Michał Łoboda, rzekomo urodzony 6 czerwca 1916 roku w Wilejce na Wileńszczyźnie. Towarzyszył mu przyjaciel – marynarz Jan Chomiuk.

Tam, jak pisał Józef Mackiewicz: „W październiku 1947 roku Kriwoziercew znalazł się w obozie Easton-in-Gordano, Somerset. I… zupełnie raptownie znika z powierzchni ziemi!”.

O tym, co się stało w październiku 1947 roku, wiadomo bardzo niewiele i raczej można uznać, że nie jest to prawda. Oficjalny komunikat brzmiał:
„Iwan Kriwoziercew alias Michał Łoboda przebywał przez pewien czas w Stowell Park Hostel i w październiku 1947 roku przeniósł się do innego obozu w Easton-in-Gordano w Somerset. 30 października 1947 roku ciało jego znaleziono w jednym z sadów. Badania przeprowadzone 3 listopada 1947 roku w komisariacie policji w Flax Bourton, Somerset stwierdziły, że zmarły popełnił samobójstwo przez powieszenie”.

Ferdynand Goetel pytał na łamach londyńskich „Wiadomości”: „Według jednych Kriwoziercew powiesił się w baraku, według innych zamordowano go w bójce w barze publicznym. Pytam, czy znane jest orzeczenie koronera ustalające przyczynę gwałtownej śmierci? Gdzie jest mogiła Kriwoziercewa?”. Na żadne z tych pytań nikt nigdy nie odpowiedział. Do tych – o wyniki sekcji zwłok, o grób Rosjanina – można dodać jeszcze jedno pytane, co zresztą zrobił Józef Mackiewicz: „Gdzie jest jego przyjaciel Chomiuk? Rzekomy adres brzmi: 6, Beech Road, Horfield, Bristol 7. Nie, pod tym adresem już go nie ma”. Kim był więc Chomiuk? Przypadkowym człowiekiem, który stanął na drodze Kriwoziercewa? A może agentem, ale których służb: sowieckich, polskich czy brytyjskich? Dlaczego zniknął? Jak długo jeszcze żył i kiedy zmarł?

 

Nieznany los 

Co się stało z Parfienem Kisielewem? Tego również nie wiemy, prócz tego, że został w swych Kozich Górach, gdy od wschodu parła Armia Czerwona. Nie uciekł na Zachód tak jak Kriwoziercew.

Gdy zaczęła działać tzw. komisja Burdenki, której zadaniem było udowodnić, że polskich oficerów zamordowali w Katyniu nie Sowieci, a Niemcy, znów na chwilę pojawił się Parfien Kisielew. Wcześniej NKWD aresztowało jego oraz jego syna. Usłyszeli zarzut kolaboracji z Niemcami. Kisielew już w czasie pierwszych przesłuchań potwierdził, że był dobrowolnym świadkiem i powtórzył enkawudzistom to samo, co powiedział Niemcom wiosną 1943 roku. Na kolejnych przesłuchaniach Rosjanin jednak zmienił zdanie i podał do protokołu, że Niemcy go torturowali, by w ten sposób wymusić od niego zeznania mówiące o tym, że NKWD rozstrzelało Polaków, a w istocie zrobili to właśnie naziści. 

Kisielewa widać na sowieckim filmie zeznającego przed komisją Burdenki „wymizerowanego, ogolonego jak więzień, bez zarostu i majestatycznej brody, którą obnosił jeszcze tak niedawno na zdjęciach z wiosny 1943 roku, nie ma wątpliwości, że w komunikacie Burdenki opisano własne metody stosowane wobec Kisielewa, przypisując je Niemcom” – pisał Jacek Trznadel w „Powrocie rozstrzelanej armii”. W komunikacie komisji Burdenki napisano, że Kisielew torturowany przez Gestapo doznał urazu prawego ramienia, przez co musiano mu amputować rękę. Na zdjęciach, które wspominał Trznadel, Rosjanin, występując przed komisją ekspertów przywiezionych przez Niemców do Katynia, trzymał mikrofon w… prawej dłoni. 
Józef Mackiewicz, który był w Katyniu w maju 1943 roku, spotkał tam miejscowych Rosjan, w tym Kisielewa. Razem siedzieli przy ognisku i rozmawiali. Reporter ani słowem nie wspomniał o kalectwie Parfiena Kisielewa.

Po styczniu 1944 roku nie ma już żadnych wieści o tym drugim z najważniejszych świadków zbrodni katyńskiej. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe