Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu

Geologiczne wykształcenie Siergieja Lebiediewa pozwoliło mu stworzyć najważniejszą, kluczową dla jego pisarstwa metaforę: Rosja jako uskok geologiczny, jako pokłady nierozliczonej, obolałej, przemilczanej pamięci o zbrodniach.
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak / fot. Wydawnictwo Claroscuro, Warszawa 2025

Z reguły nie piszę o jednej książce więcej niż raz, obawiając się, że powtórzę koncept, przekonany, że nowe tytuły powinny być oceniane z różnych stron, przez różnych recenzentów. Ale w przypadku Sergieja Lebiediewa, rosyjskiego pisarza, który od ośmiu lat przebywa na emigracji, przychodzi mi tę regułę zawiesić, bo to, co pisze, jest zbyt ważne. Również – to, jak pisze. 

„Wybitny rosyjski prozaik na emigracji politycznej?”. W początkach XX wieku takie hasło odsyłałoby pewnie do Maksyma Gorkiego. Współcześnie pierwsze skojarzenie, przynajmniej w naszej części Europy, to ciągle jeszcze, choć zmarł kilkanaście lat temu, Aleksandr Sołżenicyn. Owszem, to bezsporna wielkość, nawet z poprawką na jego dystans do idei niepodległej Ukrainy i Białorusi. Jest to jednak skojarzenie, od którego Siergiej Lebiediew stroni, myśląc o innym sposobie uprawiania literatury, innej estetyce. Śledząc jego pisarstwo od lat (szczęśliwie niemal wszystkie jego powieści, począwszy od „Granicy zapomnienia”, przełożono na polski), nadal mam kłopot ze wskazaniem jakichkolwiek podobnych mu autorów. Może – odrobinę – zapomniany trochę, a bezspornie wielki, również w swoim czasie nagrodzony Noblem wbrew Kremlowi, Borys Pasternak? Może, szukając autorów innych języków i bliższych nam w czasie, W.G. Sebald? Może. Gdyby przyszło mi pisać akapit o Lebiediewie do podręcznika, określiłbym go jako pisarza dogłębnie, obsesyjnie niemal, świadomego koszmarów rosyjskiej i sowieckiej historii XX wieku, bezmiaru cierpień, które przyniosła – opisując je jednak z perspektywy nam współczesnej: nie więźnia łagrów, nie ofiar przesłuchań, lecz „późnego wnuka”, patrzącego na Rosję skalaną dokonanymi zbrodniami, nie tylko nieodpokutowanymi, lecz najczęściej nienazwanymi. A jednocześnie, trzeba dodać, opisuje to, panując nad emocjami, dbając o przejrzystą, geometryczną niemal strukturę swojej narracji – i o oddanie urody i szczegółów świata. To poeta języka rosyjskiego, który wziął na siebie ciężar pisania o rosyjskim skalaniu – ale postanawiając nawet na chwilę nie zrezygnować z tworzenia literatury najwyższej jakości na rzecz reportażu, „świadectwa” czy pisarstwa interwencyjnego. 

Kolejne jego powieści odwołują się do bardzo konkretnych losów i przedmiotów: do wywodzących się z XIX wieku, zagubionych w chaosie rewolucji rodów, do zniszczonych burzą (jaki to rosyjski obraz!) sadów, do misternych zabawek dziecięcych, wykonanych za miskę bałandy przez łagierników. W tle niemal zawsze pojawia się ziemia i jej warstwy: skały, pokłady kruszcu, źródła, kopalnie uranu czy syberyjska zmarzlina. Można to uznać za wyjątkowo fortunną inspirację rodzinną i młodzieńczą – rodzice Sergieja Lebiediewa byli geologami, on sam studiował ten przedmiot i wędrował z ekspedycjami badawczymi – ale też za „metametaforę”, za klucz do wyobraźni pisarza: w podobny sposób postrzega on dwudziestowieczne dzieje Rosji/ZSRS, z niedostępnymi, ale wszechobecnymi, pokładami ofiar, ze studniami, zapadliskami i źródłami pamięci. 

 

"Biała Pani" - opowieść o fikcyjnej osadzie górniczej na wschodnich kresach

W „Białej Pani” sięgnął do tych wyobrażeń raz jeszcze, opisując fikcyjną, ale niesłychanie bliską rzeczywistości osadę górniczą na wschodnich kresach Ukrainy, gdzieś w Donbasie, w kilka tygodni po rozpoczęciu „pełzającej”, zamaskowanej jako „ruch ochotniczy” rosyjskiej inwazji 2014 roku. Ludzie w większości mówią tam po rosyjsku, język nie jest barierą: a jednocześnie przybysze rozpoczynają wyjątkową bandycką i pozbawioną reguł falę terroru. W pewnym momencie – tu powieść jeszcze bardziej zbliża się do niedawnej historii – przybyli z Moskwy „specjalsi” omyłkowo strącają rakietą zachodni samolot pasażerski, którego szczątki spadają na pola wokół wioski…

Siergiej Lebiediew nie maluje wielkiego fresku historycznego czy reporterskiego: to, co najważniejsze, rozgrywa się przez kilka dni między młodą, osieroconą niedawno dziewczyną, miejscowym żulikiem, który z obawy przed sprawiedliwością i za chlebem trafił do Moskwy, a teraz wrócił jako jeden z „ochotników”, generałem FSB, który po latach powraca, by przejąć agenturę i dokończyć dawne śledztwo – oraz ostatnią, na poły nierealną, reprezentującą potrzebę sprawiedliwości postacią. 

Sposób, w jaki Lebiediew rozgrywa relacje między tymi czterema osobami, jest mistrzowski: można by go porównać do sprawności, z jaką nastolatki układają czasem jeszcze kostkę Rubika albo do komputerowej symulacji obracającego się, przejrzystego wielościanu: bezustannie zmieniają się kąty widzenia, przenikają się płaszczyzny, rośnie lub maleje na przemian dystans między postaciami. W tle – równie precyzyjnie, jak bezlitośnie postrzegane praktyki rosyjskich służb specjalnych: kiedy trzeba, wymuszających okup i rabujących samochody, kiedy trzeba, prowadzących finezyjne gry z agenturą i pamięcią. A pod ziemią, pod betonowym czopem, którym zatknięto nieczynny szyb – kamieniejące, (nie)obecne zwłoki ofiar strajków z roku 1905, zwłoki białych i czerwonych z lat rewolucji i wojny domowej, zwłoki niezliczonych ofiar czystek lat 30., wreszcie – zwłoki ofiar Zagłady, która dotarła aż tutaj wraz z zagonami pancernymi III Rzeszy. Genialny tytuł historyka Timothy’ego Snydera, określającego obszar między Dnieprem i Wołgą a Odrą mianem „Skrwawionych ziem” – okazuje się aż nadto prawomocny, kiedy czytamy o nieczynnym szybie kopalni nazwanej, na cześć francuskiego jakobina i królobójcy, „Marat”. 

 

Panna „S” w kadrze 

„Człowiek z żelaza”, to jasne – przy całej gorączce, jaka towarzyszyła jego powstaniu, obraz wzorcowy, do dziś kształtujący wyobraźnię tych, którzy nie widzieli Sierpnia na własne oczy. Oczywiście, „Wigilia ’81” Leszka Wosiewicza, tak wtedy ważna, dziś mało pamiętana. „Zabić księdza”, gorzki, ale ważny i chętnie w latach 80. oglądany film Agnieszki Holland. Groteskowe, przerysowane, ale jednak bardziej dokładające czerwonym niż konspiratorom „Rozmowy kontrolowane” Stanisława Tyma, nadal żywe źródło kilku grepsów. Jeśli ktoś gromadzi curiosa – „Godność” Romana Wionczka, w której dobry, branżowy związkowiec zaszczuwany jest przez radykałów z „S”. Co jeszcze? 

Krzysztof Kornacki i Tomasz Bielecki zestawili w bibliografii przeszło sto filmów z Solidarnością, jej działaczami, zwykłymi ludźmi, którzy zaangażowali się w ruch – i jeszcze kilkadziesiąt marginaliów, obrazów, w których „S” stanowi element tła czy rodowodu. Skupili się na szeroko pojętych filmach fabularnych (włączając do tej grupy również seriale, spektakle Teatru Telewizji, fabuły zagraniczne), usiłując dojść jednego: jaki wizerunek strajku, ruchu i konspiracji został stworzony i umocniony przez sztukę zarazem wysoką i popularną, jaką jest film? 

Trzeba przy tym pamiętać, że świadectwo filmowe o Solidarności powstawało w bardzo szczególnych warunkach i rytmy wielkiej polityki nakładały się na wyobraźnię artystyczną: jeśli nie liczyć zmontowanych w rekordowym tempie „Robotników ’80” (będących jednak zapisem dokumentalnym), „Człowiek z żelaza” stanowił jeden z niewielu filmów traktujących o zrywie w Stoczni, które udało się ukończyć przed grudniem 1981 r. W kolejnych latach twórcy skazani będą na dręczące kompromisy z cenzurą, emigrację, tworzenie „półkowników” – i jednocześnie tworzyć będą pod ciśnieniem własnej goryczy i zawodu: stąd choćby skrajnie depresyjne „Bez końca” Krzysztofa Kieślowskiego z 1985 r. Potem zaś przyjdzie przełom 1989 r. – i po kilku zapisach desperacji pokolenia stanu wojennego („Chce mi się wyć”, „Ostatni dzwonek”) to „S” przyjdzie płacić za transformację i upadek dawnych autorytetów. O Solidarności opowiadać się będzie odtąd w tonie groteskowym. 

Dwaj filmoznawcy świetnie panują nad materiałem i historią, omawiają zarówno konstrukcję, jak i obsadę filmów, ich zbieżność z prawdą historyczną i granice fikcji. Dla wszystkich ciekawych wyobrażenia „S” w pamięci zbiorowej to niezbędna lektura. Kto ma temperament chochlika – odnotuje jeden twist obsadowy: ile mówi nam o aktorach, ale i o dekadzie lat 80. to, że Bogusław Linda, grający w „Człowieku z żelaza” przejętego i wściekłego na sprawców masakry grudniowej Dzidka – w jedenaście lat później tak sprawnie, tak proteuszowo wcieli się we Franza Maurera… 


 

POLECANE
Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. Nie dla ETS2 i paktu migracyjnego z ostatniej chwili
Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. "Nie" dla ETS2 i paktu migracyjnego

Nowy rząd Czech pod przewodnictwem premiera Andreja Babisza otwarcie kwestionuje kluczowe elementy polityki Unii Europejskiej. Gabinet, zaprzysiężony dzień wcześniej, przyjął uchwały odrzucające zarówno system handlu emisjami ETS2, jak i unijny pakt migracyjny, zapowiadając, że regulacje te nie zostaną wdrożone do czeskiego prawa.

Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu z ostatniej chwili
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu

Organizator Jarmarku Warszawskiego, w związku z publikacjami dotyczącymi zatrzymania 19-letniego studenta, który miał planować zamach terrorystyczny, zwrócił się do firmy ochrony o zintensyfikowanie działań prewencyjnych, reagowania i informowania o wszelkich sytuacjach mogących stanowić zagrożenie dla odwiedzających jarmark.

Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy Wiadomości
Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy

Większość Niemców i Francuzów chce ograniczenia pomocy dla Ukrainy, podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy chcą ją zwiększyć lub utrzymać na obecnym poziomie - wykazał najnowszy sondaż Politico przeprowadzony w tych pięciu krajach i opublikowany we wtorek.

 GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów z ostatniej chwili
GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące świeżych jaj z chowu ściółkowego, w których wykryto bakterie Salmonella spp. GIS apeluje, aby nie jeść jaj z partii 05.01.2026, zwłaszcza jeśli nie zostały odpowiednio ugotowane lub usmażone.

Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki tylko u nas
Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki

Aleksandra Fedorska, ekspert ds. Niemiec, analizuje najnowszy raport niemieckiego think tanku Institut für Europäische Politik, który wskazuje trzy kluczowe warunki przejęcia przez Berlin większej roli w europejskiej polityce obronnej. W tle wojna w Ukrainie, zmiany w NATO oraz ambicje nowego rządu Friedricha Merza.

KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan Wiadomości
KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan

Komisja Europejska zmienia podejście do planowanego zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych w UE od 2035 roku. Zamiast pełnego zakazu proponuje obowiązek redukcji emisji CO2 o 90 proc., co otwiera furtkę dla wybranych technologii spalinowych i hybrydowych.

Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została odebrana Wiadomości
Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została "odebrana"

Inwestycja popowodziowa warta ponad 400 tys. zł została formalnie odebrana, mimo że w terenie nie wykonano żadnych prac. Sprawa wyszła na jaw po ujawnieniu dokumentów z Dolnego Śląska.

Niepokojący komunikat Tuska. Musimy być przygotowani na twarde środki  z ostatniej chwili
Niepokojący komunikat Tuska. "Musimy być przygotowani na twarde środki" 

Donald Tusk ujawnił, że drony wykorzystywane do potencjalnych prowokacji, m.in. przeciwko polskiej platformienaftowej na Morzu Bałtyckim, mogą startować z jednostek tzw. floty cieni. Polska i państwa wschodniej flanki UE muszą być przygotowane na bezpośrednie działania, czyli jak to określił Tusk po szczycie w Helsinkach, "twarde środki" przeciwko takim zagrożeniom.

Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi Wiadomości
Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi

Obecność setek tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi ma stanowić realne zagrożenie dla państw NATO. Zdaniem niemieckiego eksperta wojskowego Europa wchodzi w kluczowy okres dla swojego bezpieczeństwa.

Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów z ostatniej chwili
Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów

Będą trzy filary rozmów prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w Warszawie: bezpieczeństwo, współpraca gospodarcza i kwestie tożsamościowo-historyczne - powiedział we wtorek szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu

Geologiczne wykształcenie Siergieja Lebiediewa pozwoliło mu stworzyć najważniejszą, kluczową dla jego pisarstwa metaforę: Rosja jako uskok geologiczny, jako pokłady nierozliczonej, obolałej, przemilczanej pamięci o zbrodniach.
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak / fot. Wydawnictwo Claroscuro, Warszawa 2025

Z reguły nie piszę o jednej książce więcej niż raz, obawiając się, że powtórzę koncept, przekonany, że nowe tytuły powinny być oceniane z różnych stron, przez różnych recenzentów. Ale w przypadku Sergieja Lebiediewa, rosyjskiego pisarza, który od ośmiu lat przebywa na emigracji, przychodzi mi tę regułę zawiesić, bo to, co pisze, jest zbyt ważne. Również – to, jak pisze. 

„Wybitny rosyjski prozaik na emigracji politycznej?”. W początkach XX wieku takie hasło odsyłałoby pewnie do Maksyma Gorkiego. Współcześnie pierwsze skojarzenie, przynajmniej w naszej części Europy, to ciągle jeszcze, choć zmarł kilkanaście lat temu, Aleksandr Sołżenicyn. Owszem, to bezsporna wielkość, nawet z poprawką na jego dystans do idei niepodległej Ukrainy i Białorusi. Jest to jednak skojarzenie, od którego Siergiej Lebiediew stroni, myśląc o innym sposobie uprawiania literatury, innej estetyce. Śledząc jego pisarstwo od lat (szczęśliwie niemal wszystkie jego powieści, począwszy od „Granicy zapomnienia”, przełożono na polski), nadal mam kłopot ze wskazaniem jakichkolwiek podobnych mu autorów. Może – odrobinę – zapomniany trochę, a bezspornie wielki, również w swoim czasie nagrodzony Noblem wbrew Kremlowi, Borys Pasternak? Może, szukając autorów innych języków i bliższych nam w czasie, W.G. Sebald? Może. Gdyby przyszło mi pisać akapit o Lebiediewie do podręcznika, określiłbym go jako pisarza dogłębnie, obsesyjnie niemal, świadomego koszmarów rosyjskiej i sowieckiej historii XX wieku, bezmiaru cierpień, które przyniosła – opisując je jednak z perspektywy nam współczesnej: nie więźnia łagrów, nie ofiar przesłuchań, lecz „późnego wnuka”, patrzącego na Rosję skalaną dokonanymi zbrodniami, nie tylko nieodpokutowanymi, lecz najczęściej nienazwanymi. A jednocześnie, trzeba dodać, opisuje to, panując nad emocjami, dbając o przejrzystą, geometryczną niemal strukturę swojej narracji – i o oddanie urody i szczegółów świata. To poeta języka rosyjskiego, który wziął na siebie ciężar pisania o rosyjskim skalaniu – ale postanawiając nawet na chwilę nie zrezygnować z tworzenia literatury najwyższej jakości na rzecz reportażu, „świadectwa” czy pisarstwa interwencyjnego. 

Kolejne jego powieści odwołują się do bardzo konkretnych losów i przedmiotów: do wywodzących się z XIX wieku, zagubionych w chaosie rewolucji rodów, do zniszczonych burzą (jaki to rosyjski obraz!) sadów, do misternych zabawek dziecięcych, wykonanych za miskę bałandy przez łagierników. W tle niemal zawsze pojawia się ziemia i jej warstwy: skały, pokłady kruszcu, źródła, kopalnie uranu czy syberyjska zmarzlina. Można to uznać za wyjątkowo fortunną inspirację rodzinną i młodzieńczą – rodzice Sergieja Lebiediewa byli geologami, on sam studiował ten przedmiot i wędrował z ekspedycjami badawczymi – ale też za „metametaforę”, za klucz do wyobraźni pisarza: w podobny sposób postrzega on dwudziestowieczne dzieje Rosji/ZSRS, z niedostępnymi, ale wszechobecnymi, pokładami ofiar, ze studniami, zapadliskami i źródłami pamięci. 

 

"Biała Pani" - opowieść o fikcyjnej osadzie górniczej na wschodnich kresach

W „Białej Pani” sięgnął do tych wyobrażeń raz jeszcze, opisując fikcyjną, ale niesłychanie bliską rzeczywistości osadę górniczą na wschodnich kresach Ukrainy, gdzieś w Donbasie, w kilka tygodni po rozpoczęciu „pełzającej”, zamaskowanej jako „ruch ochotniczy” rosyjskiej inwazji 2014 roku. Ludzie w większości mówią tam po rosyjsku, język nie jest barierą: a jednocześnie przybysze rozpoczynają wyjątkową bandycką i pozbawioną reguł falę terroru. W pewnym momencie – tu powieść jeszcze bardziej zbliża się do niedawnej historii – przybyli z Moskwy „specjalsi” omyłkowo strącają rakietą zachodni samolot pasażerski, którego szczątki spadają na pola wokół wioski…

Siergiej Lebiediew nie maluje wielkiego fresku historycznego czy reporterskiego: to, co najważniejsze, rozgrywa się przez kilka dni między młodą, osieroconą niedawno dziewczyną, miejscowym żulikiem, który z obawy przed sprawiedliwością i za chlebem trafił do Moskwy, a teraz wrócił jako jeden z „ochotników”, generałem FSB, który po latach powraca, by przejąć agenturę i dokończyć dawne śledztwo – oraz ostatnią, na poły nierealną, reprezentującą potrzebę sprawiedliwości postacią. 

Sposób, w jaki Lebiediew rozgrywa relacje między tymi czterema osobami, jest mistrzowski: można by go porównać do sprawności, z jaką nastolatki układają czasem jeszcze kostkę Rubika albo do komputerowej symulacji obracającego się, przejrzystego wielościanu: bezustannie zmieniają się kąty widzenia, przenikają się płaszczyzny, rośnie lub maleje na przemian dystans między postaciami. W tle – równie precyzyjnie, jak bezlitośnie postrzegane praktyki rosyjskich służb specjalnych: kiedy trzeba, wymuszających okup i rabujących samochody, kiedy trzeba, prowadzących finezyjne gry z agenturą i pamięcią. A pod ziemią, pod betonowym czopem, którym zatknięto nieczynny szyb – kamieniejące, (nie)obecne zwłoki ofiar strajków z roku 1905, zwłoki białych i czerwonych z lat rewolucji i wojny domowej, zwłoki niezliczonych ofiar czystek lat 30., wreszcie – zwłoki ofiar Zagłady, która dotarła aż tutaj wraz z zagonami pancernymi III Rzeszy. Genialny tytuł historyka Timothy’ego Snydera, określającego obszar między Dnieprem i Wołgą a Odrą mianem „Skrwawionych ziem” – okazuje się aż nadto prawomocny, kiedy czytamy o nieczynnym szybie kopalni nazwanej, na cześć francuskiego jakobina i królobójcy, „Marat”. 

 

Panna „S” w kadrze 

„Człowiek z żelaza”, to jasne – przy całej gorączce, jaka towarzyszyła jego powstaniu, obraz wzorcowy, do dziś kształtujący wyobraźnię tych, którzy nie widzieli Sierpnia na własne oczy. Oczywiście, „Wigilia ’81” Leszka Wosiewicza, tak wtedy ważna, dziś mało pamiętana. „Zabić księdza”, gorzki, ale ważny i chętnie w latach 80. oglądany film Agnieszki Holland. Groteskowe, przerysowane, ale jednak bardziej dokładające czerwonym niż konspiratorom „Rozmowy kontrolowane” Stanisława Tyma, nadal żywe źródło kilku grepsów. Jeśli ktoś gromadzi curiosa – „Godność” Romana Wionczka, w której dobry, branżowy związkowiec zaszczuwany jest przez radykałów z „S”. Co jeszcze? 

Krzysztof Kornacki i Tomasz Bielecki zestawili w bibliografii przeszło sto filmów z Solidarnością, jej działaczami, zwykłymi ludźmi, którzy zaangażowali się w ruch – i jeszcze kilkadziesiąt marginaliów, obrazów, w których „S” stanowi element tła czy rodowodu. Skupili się na szeroko pojętych filmach fabularnych (włączając do tej grupy również seriale, spektakle Teatru Telewizji, fabuły zagraniczne), usiłując dojść jednego: jaki wizerunek strajku, ruchu i konspiracji został stworzony i umocniony przez sztukę zarazem wysoką i popularną, jaką jest film? 

Trzeba przy tym pamiętać, że świadectwo filmowe o Solidarności powstawało w bardzo szczególnych warunkach i rytmy wielkiej polityki nakładały się na wyobraźnię artystyczną: jeśli nie liczyć zmontowanych w rekordowym tempie „Robotników ’80” (będących jednak zapisem dokumentalnym), „Człowiek z żelaza” stanowił jeden z niewielu filmów traktujących o zrywie w Stoczni, które udało się ukończyć przed grudniem 1981 r. W kolejnych latach twórcy skazani będą na dręczące kompromisy z cenzurą, emigrację, tworzenie „półkowników” – i jednocześnie tworzyć będą pod ciśnieniem własnej goryczy i zawodu: stąd choćby skrajnie depresyjne „Bez końca” Krzysztofa Kieślowskiego z 1985 r. Potem zaś przyjdzie przełom 1989 r. – i po kilku zapisach desperacji pokolenia stanu wojennego („Chce mi się wyć”, „Ostatni dzwonek”) to „S” przyjdzie płacić za transformację i upadek dawnych autorytetów. O Solidarności opowiadać się będzie odtąd w tonie groteskowym. 

Dwaj filmoznawcy świetnie panują nad materiałem i historią, omawiają zarówno konstrukcję, jak i obsadę filmów, ich zbieżność z prawdą historyczną i granice fikcji. Dla wszystkich ciekawych wyobrażenia „S” w pamięci zbiorowej to niezbędna lektura. Kto ma temperament chochlika – odnotuje jeden twist obsadowy: ile mówi nam o aktorach, ale i o dekadzie lat 80. to, że Bogusław Linda, grający w „Człowieku z żelaza” przejętego i wściekłego na sprawców masakry grudniowej Dzidka – w jedenaście lat później tak sprawnie, tak proteuszowo wcieli się we Franza Maurera… 



 

Polecane