Historia niemieckich arystokratów, którzy zostali dumnymi Polakami

Choć niektórzy dzisiejsi politycy nie czują się Polakami – mówią o tym wprost, przedkładając nad ojczyznę Unię Europejską, tak jak nad Polskę przedkładał służbę rosyjskim carom Adam Jerzy ks. Czartoryski, minister spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego, wielki podkomorzy dworu Mikołaja I Romanowa, wiceprezes Rządu Tymczasowego Królestwa Polskiego i prezes Rządu Narodowego Królestwa Polskiego – w naszej historii zdarzały się również zaskakujące przejścia na polską stronę. Niemieckie nazwiska zamieniano – nie bez problemów – na polskie, walkę po stronie nieistniejącego kraju z rzucaniem na szalę majątków, karier, a nawet życia.
Józef Unrug, niemiecko-polski oficer marynarki wojennej  Historia niemieckich arystokratów, którzy zostali dumnymi Polakami
Józef Unrug, niemiecko-polski oficer marynarki wojennej / Wikimedia Commons

Wiele tych historii wiąże się z Uniwersytetem Albrechta Hohenzollerna, ostatniego Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, który 10 kwietnia 1525 roku składał polskiemu królowi Zygmuntowi Staremu hołd lenny. 

Albertina miała być niemieckim sercem, ale wybijała z niej także polska myśl, polskie marzenie o wolności, romantyzm, który zjednywał nam ludzi osiągających światową sławę. Zjednywał ich wtedy, kiedy Polska była zgnębiona przez najeźdźców bądź nie było jej na mapach świata wcale. 

Jakże odmienne było to podejście do dzisiejszych czynów i słów prounijnych posłów – lekko wykreślających lekcje historii Polski z programu nauczania czy wyrzucających z listy lektur sienkiewiczowską Trylogię, czy „Krzyżaków” – bądź ministrów, a nawet samego premiera coraz częściej bez pardonu i białych rękawiczek hołdującemu niemieckiej supremacji w Unii Europejskiej. Zresztą swemu podejściu do Polski i polskości Donald Tusk dał wyraz, pisząc w 1987 roku sławne dzisiaj słowa „Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością […]”.

 

Testament admirała

Kiedy 1 i 2 października 2018 roku, po czuwaniu przy trumnach w kościele garnizonowym Marynarki Wojennej pw. NMP Częstochowskiej w Gdyni, na gdyńskim Cmentarzu Marynarki Wojennej chowano doczesne szczątki Józefa i Zofii Unrugów, w ceremonii brała udział niewielka grupa weteranów II wojny światowej, urzędników państwowych, kompania honorowa Marynarki Wojennej i prezydent RP Andrzej Duda, tym razem jako zwierzchnik polskich sił zbrojnych. Obecność Andrzeja Dudy była więcej niż symboliczna – chowano nie tylko jednego z najwyższych rangą dowódców marynarki, mianowanego pośmiertnie admirałem floty. To jeden z ostatnich niemieckich arystokratów i oficerów, który wybrał Polskę na swoją ojczyznę, który stał się Polakiem, a dzielnością i wiernością polskim ideałom imponował następnym i imponuje kolejnym pokoleniom marynarzy. Prawdę mówiąc, pamięć o Unrugu do dzisiaj silna jest nie tylko między marynarzami. Opowieści o nim można usłyszeć także od rybaków – również tych, którzy żyją i łowią daleko od Trójmiasta. Zdarzało mi się rozmawiać z jednym z nich w warmińskim Fromborku. Przyglądając się harcerzom, głośno marzył o tym, żeby Polska doczekała się kolejnych pokoleń patriotów. Zwłaszcza takich niezłomnych, jak Józef Unrug, który nie tylko męstwem, ale całym życiem pokazał, że w pełni zasługiwał na ten październikowy pogrzeb i wojskowy marsz w drodze na miejsce ostatniego spoczynku. Szczególnie, że właśnie taki pogrzeb był jego marzeniem, testamentem, którym obciążył władze „wolnej kiedyś Polski” tuż przed swoją śmiercią w 1973 roku. 

Testament ów zawierał kilka warunków – Unrug zastrzegał, że sprowadzenie jego szczątków do Polski będzie możliwe tylko, „jeżeli uprzednio lub równocześnie zostaną podobnie uczczeni i zrehabilitowani także – mający prawo do pamięci Narodu – koledzy, oficerowie Marynarki Wojennej RP, niewinnie straceni lub zmarli w więzieniu”. Wśród nich wymienił m.in. kontradmirałów Stanisława Mieszkowskiego i Jerzego Staniewicza oraz komandora Zbigniewa Przybyszewskiego, zamordowanych przez komunistów w 1952 roku pod pretekstem tzw. spisku komandorów. Należy przypomnieć, że ich godny pochówek odbył się rok wcześniej, zaś kolejnych oficerów Marynarki Wojennej – kadm. Adama Mohuczego, kmdr. pil. Kazimierza Kraszewskiego, kmdr. Wacława Krzywca, kmdr. Mariana Wojcieszka, kmdr. por. Roberta Kasperskiego, kpt. mar. Adama Dedio, kpt. Zdzisława Ficka, bosm. Edmunda Sterny i st. mar. Jerzego Sulatyckiego (oskarżonych przez komunistów o udział w tym samym spisku) kilka miesięcy przed uroczystym pogrzebem Józefa Unruga. 

 

Zapomniałem, jak się mówi po niemiecku

Kancelaria Prezydenta oraz IPN doskonale wiedziały, że bohaterowi i patriocie klasy Unruga realizację testamentu są – w imieniu Polaków – po prostu winne. To admirał, który w najtrudniejszej dla Polski chwili pokochał nową ojczyznę, odrzucając niemieckie propozycje przejścia do Kriegsmarine i natychmiastowy awans na stopień admirała. Wyrzekł się nie tylko niemieckich tradycji wojskowych, ale Niemiec jako takich w ogóle. 

Już w obozie jenieckim, po aresztowaniu, gdzie traktowano go z honorami oficerskimi, w kontaktach z Niemcami obcował jedynie w języku polskim, kiedy trzeba było, korzystając z pomocy swojego przybocznego tłumacza (Niemcy nie znali polskiego). Od dnia ataku na Westerplatte Józef Unrug nigdy już nie powiedział słowa po niemiecku. 

Zapomniałem, jak się mówi po niemiecku 1 września

– wzruszał ramionami, rozmawiając, także przez tłumacza, ze swoją niemiecką rodziną. W obozach przeczytał ponad 400 książek – po angielski, francusku i po polsku, jednak ani jednej w języku niemieckim. 

Figurujący w niemieckich księgach jako Joseph Michael Hubert von Unruh, Polak z wyboru zadbał również o to, żeby jego potomni nie nosili niemieckiej formy nazwiska. Akt mianowania na stopień admirała floty z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odbierał wnuk bohatera – Krzysztof Unrug, dzisiaj burmistrz francuskiego miasteczka Montrésor.

 

Von Winkler rezygnuje z nazwiska i majątku

Unrug z pewnością słyszał o swoich poprzednikach, innych Polakach z wyboru, z niemieckich rodów, często arystokratycznych. Tych, którzy studiowali na Albertinie, tętniącym niemiecką myślą uniwersytecie w Królewcu. Co więcej, odwiedzając uniwersytet, z pewnością obcował z książkami Adalberta von Winklera, dzisiaj znanego jako Wojciech Kętrzyński, którego nazwisku swoją nazwę zawdzięcza malowniczy Kętrzyn na Warmii i Mazurach. 

Kętrzyński również postawił wszystko na jedną, polską kartę. Młody von Winkler przez przypadek dowiedział się, że może być polskiego pochodzenia i jako nastolatek zaczął badać korzenie swojej rodziny. Zaczął również uczyć się języka polskiego, co w czasach wymierzonego w polską ludność mieszkającą w Prusach Wschodnich kulturkampfu było ogromnym wyzwaniem i wymagało nie lada odwagi. Odwagi tym większej, że na szali położył nie tylko niemieckie nazwisko i spadek, którego został w końcu pozbawiony, ale również karierę naukową. 

Młody von Winkler już na początku studiów zaczął wpisywać w dokumentach pochodzenie polskie i podpisywać się na swoich pracach jako Wojciech Kętrzyński. W tym samym czasie przeprowadził urzędową zmianę imienia i nazwiska na polskie, a niedługo po studiach zaangażował się w pomoc powstańcom styczniowym, organizując transporty przez Prusy. Dwukrotnie aresztowany trafił w końcu do więzienia Moabit w Berlinie, później był przeniesiony do Kłodzka, odsiedział za kratami cały wyrok, wykorzystując odosobnienie na przetłumaczenie na łacinę swojej dysertacji doktorskiej. Po więzieniu, pomimo tego, że był już znanym historykiem i znawcą języków Prus Wschodnich, przez kilka lat szukał pracy, bo władze pruskie odmawiały mu zatrudnienia na terenach, gdzie mieszkali Polacy. Niepokorny ex-Niemiec, który zaangażował się w Powstanie Styczniowe, był niemile widziany również w Rosji i tylko uporowi zawdzięczał to, że dostał w końcu pracę w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich we Lwowie, z czasem zostając najważniejszym przedwojennym dyrektorem Ossolineum. Nie doczekał wolnej Polski – zmarł kilka miesięcy przed konferencją w Wersalu. 

 

Kętrzyński, Kolberg, Gizewiusz

Kiedy Kętrzyński pracował nad swoją książką „O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich”, często korespondował z Henrykiem Sienkiewiczem, wyjaśniając subtelności państwa krzyżackiego i złożone losy jego ludności, co znalazło odzwierciedlenie w opisach z „Krzyżaków” i „Potopu”. Oskarowi Kolbergowi, etnografowi (również spolszczonemu Niemcowi) po sąsiedzku mieszkającemu w Warszawie z Fryderykiem Chopinem, przekazywał zaś pieśni mazurskie zbierane przez Gustawa Gizewiusza. Gizewiusza, którego Kętrzyński polubił już przy pierwszym spotkaniu. Być może dlatego, że ich losy były tak bardzo podobne... 

Gustav Herman Martin Gisevius był pastorem ewangelickim – niemieckim do czasu, kiedy poznał brutalną siłę pruskiej germanizacji mieszkańców Warmii i Mazur. Jako absolwent – a jakże, Albertiny! – studiował również w Seminarium Polskim, które kształciło polskojęzycznych pastorów ewangelickich, którzy mieli być przeciwwagą dla rdzennie polskich katolickich księży w całych Prusach. 

Utrzymania języka polskiego w szkołach i wstrzymania germanizacji Polaków domagał się jeszcze jako Gisevius. Memoriał do króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV napisany wspólnie z innym znanym postniemieckim Polakiem, Krzysztofem Celestynem Mrongowiuszem, zawiózł i wręczył osobiście pruskiemu monarsze. Jego pozycja w Prusach była na tyle silna, że król przyjął Gizewiusza od razu po jego przybyciu na dwór w Berlinie i obiecał rozpatrzenie sprawy. 

Już jako Gustaw Giżycki (jak przystało na spolszczonego Niemca, Gizewiusz znalazł swoje prastare, polskie nazwisko) kandydował nawet do parlamentu w Berlinie, gdzie uzyskał mandat posła reprezentującego społeczność polską. Zmarł kilka tygodni przed jego objęciem.
Dzisiaj nazwiska wszystkich trzech Polaków znajdziemy w nazwach mazurskich miejscowości – to Kętrzyn, Giżycko i Mrągowo. Tylko tak Polska mogła podziękować swoim przyszywanym synom. 

 

Pierwowzór Kopernika

Jednak polskość w epoce romantyzmu silnie zarażała nie tylko Niemców. To gorączka, która męczyła również synów francuskich oficerów. Jednym z najjaśniejszych, polskich symboli niezłomnej postawy i poświęcenia dla ojczyzny do dzisiaj jest Karol Levittoux, syn Piotra Levittoux-Desnouettes, osiadłego w Polsce francuskiego sierżanta. Levittoux, student kursów prawniczych w Warszawie, był przede wszystkim Polakiem z wyboru, polskim działaczem niepodległościowym, który pokazał, czym tak naprawdę powinny być patriotyzm, męstwo i poświęcenie. 

To młody Levittoux zakładał Związek Patriotyczny w Łukowie (gdzie uczęszczał do Gimnazjum Pijarów) oraz podobny – w Chełmie. Oba stały się częścią składową Stowarzyszenia Ludu Polskiego w zaborze rosyjskim i zostały uznane za związki „dążące do wywołania powstania zbrojnego i utworzenia rządu republikańskiego”. Po wielomiesięcznych torturach w warszawskiej cytadeli (dzisiaj możemy obejrzeć jego celę) Levittoux popełnił samobójstwo, podpalając swój siennik. Zrobił to po to, żeby nie zdradzić swoich towarzyszy i ojczyzny. 

Rodzina Levittoux dała nam jeszcze jednego Polaka. To Piotr, młodszy brat Karola, który został modelem Jana Matejki, pozując do słynnego obrazu „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem”. Postać i twarz Mikołaja Kopernika są tak naprawdę postacią i twarzą brata Karola. 


 

POLECANE
Pierwsze ofiary wody. Zginął nurek w Krakowie z ostatniej chwili
Pierwsze ofiary wody. Zginął nurek w Krakowie

Nie udało się uratować mężczyzny, który w niedzielę rano brał udział w nurkowaniu rekreacyjnym na Zakrzówku w Krakowie. Przyczynę śmierci będzie wyjaśniać policja.

Fogiel o debacie w Końskich: Tam nie było co zbierać. Rafałem Trzaskowskim wytarto podłogę Wiadomości
Fogiel o debacie w Końskich: "Tam nie było co zbierać. Rafałem Trzaskowskim wytarto podłogę"

Nie milkną głosy komentujących piątkową debatę zorganizowaną przez Rafała Trzaskowskiego w Końskich. Dzisiaj w studiu Polsat News doszło do spięcia między przedstawicielami koalicji. Senator Anna Górska z Nowej Lewicy stwierdziła, że KO zorganizowała w Końskich "jeden z najbardziej niedemokratycznych spektakli".

W Niedzielę Palmową Rosjanie zaatakowali, gdy ludzie szli do cerkwi. W Sumach zginęło 20 osób z ostatniej chwili
W Niedzielę Palmową Rosjanie zaatakowali, gdy ludzie szli do cerkwi. W Sumach zginęło 20 osób

"W tym jasnym dniu Niedzieli Palmowej nasza społeczność została dotknięta przez straszną tragedię. Wróg dokonał uderzenia rakietowego w cywilnych mieszkańców. Niestety, są informacje o ponad 20 zabitych" – napisał na Telegramie Artem Kobzar, pełniący obowiązki mera miasta

Urzędniczka Kancelarii Premiera publikuje nagranie z naszą dziennikarką Moniką Rutke. Problem w tym, że nie całe tylko u nas
Urzędniczka Kancelarii Premiera publikuje nagranie z naszą dziennikarką Moniką Rutke. Problem w tym, że nie całe

Kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi wchodzi w decydującą fazę. Pojawia się coraz więcej emocji, w tym emocji negatywnych, po stronie kandydata Koalicji Obywatelskiej i jego zwolenników, związanych prawdopodobnie z tym, że jego kampania coraz bardziej przypomina przegraną kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego z 2015 roku.

Białoruski funkcjonariusz rzucał kamieniami w polskich pograniczników. Jest nagranie z ostatniej chwili
Białoruski funkcjonariusz rzucał kamieniami w polskich pograniczników. Jest nagranie

Kilkadziesiąt osób usiłowało sforsować zaporę na granicy polsko-białoruskiej w okolicy wsi Mielnik na Podlasiu. W stronę polskich strażników poleciały kamienie. Wśród agresorów był umundurowany funkcjonariusz białoruskiej służby. Zachowanie mężczyzny zarejestrowała kamera.

Słabość Bundeswehry. Nie wiedzielibyśmy nawet, kogo powołać Wiadomości
Słabość Bundeswehry. "Nie wiedzielibyśmy nawet, kogo powołać

W Niemczech trwa dyskusja na temat obowiązkowej służby wojskowej. Na razie jednak tamtejszy szef MON musi doprowadzić do możliwości rejestru poborowych, bo jak sam się skarży, w przypadku konieczności obrony państwo nie wiedziałoby nawet, kto może zostać powołany do wojska.

Dzisiaj mija 85. rocznica odkrycia sowieckiej zbrodni w Katyniu Wiadomości
Dzisiaj mija 85. rocznica odkrycia sowieckiej zbrodni w Katyniu

Informację o odkryciu masowych grobów w Katyniu Niemcy podali 13 kwietnia 1943 r. Ten dzień stał się dzisiaj symboliczną rocznicą zbrodni. Już dwa dni później, 15 kwietnia 1943 r., w odpowiedzi na niemieckie doniesienia Moskwa ogłosiła, że polscy jeńcy byli zatrudnieni na robotach budowlanych na zachód od Smoleńska i "wpadli w ręce niemieckich katów faszystowskich w lecie 1941 r., po wycofaniu się wojsk sowieckich z rejonu Smoleńska".

Rutte alarmuje: Rosja chce rozmieścić broń jądrową w kosmosie pilne
Rutte alarmuje: Rosja chce rozmieścić broń jądrową w kosmosie

NATO jest zaniepokojone zamiarem Rosji, która chce rozmieścić broń jądrową w kosmosie, co może zagrozić tysiącom satelitów krążących wokół Ziemi. Niektóre z nich mają kluczowe znaczenie dla obronności.

Leszek Miller o debacie Trzaskowskiego: Nie wiem, po co to zrobił Wiadomości
Leszek Miller o debacie Trzaskowskiego: "Nie wiem, po co to zrobił"

Będący wczoraj gościem studia Polsatu Leszek Miller przyznał, że nie rozumie, po co Rafał Trzaskowski chciał zorganizować debatę. Stwierdził, że wskutek "akcji" z tęczową flagą podsuniętą mu przez Karola Nawrockiego, której się szybko pozbył, Trzaskowski "będzie miał kłopoty" w środowisku osób LGBT. Przyznał, że duże wrażenie zrobiło na nim również "zmartwychwstanie" Joanny Senyszyn.

Trump uderza w Rosję. Sankcje pozostają w mocy polityka
Trump uderza w Rosję. Sankcje pozostają w mocy

USA podtrzymują stan wyjątkowy, który został wprowadzony przez ekipę Joe Bidena w związku z ocenianymi jako szkodliwe działaniami rządu w Moskwie. Donald Trump utrzymał tym samym w mocy sankcje na Federację Rosyjską.

REKLAMA

Historia niemieckich arystokratów, którzy zostali dumnymi Polakami

Choć niektórzy dzisiejsi politycy nie czują się Polakami – mówią o tym wprost, przedkładając nad ojczyznę Unię Europejską, tak jak nad Polskę przedkładał służbę rosyjskim carom Adam Jerzy ks. Czartoryski, minister spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego, wielki podkomorzy dworu Mikołaja I Romanowa, wiceprezes Rządu Tymczasowego Królestwa Polskiego i prezes Rządu Narodowego Królestwa Polskiego – w naszej historii zdarzały się również zaskakujące przejścia na polską stronę. Niemieckie nazwiska zamieniano – nie bez problemów – na polskie, walkę po stronie nieistniejącego kraju z rzucaniem na szalę majątków, karier, a nawet życia.
Józef Unrug, niemiecko-polski oficer marynarki wojennej  Historia niemieckich arystokratów, którzy zostali dumnymi Polakami
Józef Unrug, niemiecko-polski oficer marynarki wojennej / Wikimedia Commons

Wiele tych historii wiąże się z Uniwersytetem Albrechta Hohenzollerna, ostatniego Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, który 10 kwietnia 1525 roku składał polskiemu królowi Zygmuntowi Staremu hołd lenny. 

Albertina miała być niemieckim sercem, ale wybijała z niej także polska myśl, polskie marzenie o wolności, romantyzm, który zjednywał nam ludzi osiągających światową sławę. Zjednywał ich wtedy, kiedy Polska była zgnębiona przez najeźdźców bądź nie było jej na mapach świata wcale. 

Jakże odmienne było to podejście do dzisiejszych czynów i słów prounijnych posłów – lekko wykreślających lekcje historii Polski z programu nauczania czy wyrzucających z listy lektur sienkiewiczowską Trylogię, czy „Krzyżaków” – bądź ministrów, a nawet samego premiera coraz częściej bez pardonu i białych rękawiczek hołdującemu niemieckiej supremacji w Unii Europejskiej. Zresztą swemu podejściu do Polski i polskości Donald Tusk dał wyraz, pisząc w 1987 roku sławne dzisiaj słowa „Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością […]”.

 

Testament admirała

Kiedy 1 i 2 października 2018 roku, po czuwaniu przy trumnach w kościele garnizonowym Marynarki Wojennej pw. NMP Częstochowskiej w Gdyni, na gdyńskim Cmentarzu Marynarki Wojennej chowano doczesne szczątki Józefa i Zofii Unrugów, w ceremonii brała udział niewielka grupa weteranów II wojny światowej, urzędników państwowych, kompania honorowa Marynarki Wojennej i prezydent RP Andrzej Duda, tym razem jako zwierzchnik polskich sił zbrojnych. Obecność Andrzeja Dudy była więcej niż symboliczna – chowano nie tylko jednego z najwyższych rangą dowódców marynarki, mianowanego pośmiertnie admirałem floty. To jeden z ostatnich niemieckich arystokratów i oficerów, który wybrał Polskę na swoją ojczyznę, który stał się Polakiem, a dzielnością i wiernością polskim ideałom imponował następnym i imponuje kolejnym pokoleniom marynarzy. Prawdę mówiąc, pamięć o Unrugu do dzisiaj silna jest nie tylko między marynarzami. Opowieści o nim można usłyszeć także od rybaków – również tych, którzy żyją i łowią daleko od Trójmiasta. Zdarzało mi się rozmawiać z jednym z nich w warmińskim Fromborku. Przyglądając się harcerzom, głośno marzył o tym, żeby Polska doczekała się kolejnych pokoleń patriotów. Zwłaszcza takich niezłomnych, jak Józef Unrug, który nie tylko męstwem, ale całym życiem pokazał, że w pełni zasługiwał na ten październikowy pogrzeb i wojskowy marsz w drodze na miejsce ostatniego spoczynku. Szczególnie, że właśnie taki pogrzeb był jego marzeniem, testamentem, którym obciążył władze „wolnej kiedyś Polski” tuż przed swoją śmiercią w 1973 roku. 

Testament ów zawierał kilka warunków – Unrug zastrzegał, że sprowadzenie jego szczątków do Polski będzie możliwe tylko, „jeżeli uprzednio lub równocześnie zostaną podobnie uczczeni i zrehabilitowani także – mający prawo do pamięci Narodu – koledzy, oficerowie Marynarki Wojennej RP, niewinnie straceni lub zmarli w więzieniu”. Wśród nich wymienił m.in. kontradmirałów Stanisława Mieszkowskiego i Jerzego Staniewicza oraz komandora Zbigniewa Przybyszewskiego, zamordowanych przez komunistów w 1952 roku pod pretekstem tzw. spisku komandorów. Należy przypomnieć, że ich godny pochówek odbył się rok wcześniej, zaś kolejnych oficerów Marynarki Wojennej – kadm. Adama Mohuczego, kmdr. pil. Kazimierza Kraszewskiego, kmdr. Wacława Krzywca, kmdr. Mariana Wojcieszka, kmdr. por. Roberta Kasperskiego, kpt. mar. Adama Dedio, kpt. Zdzisława Ficka, bosm. Edmunda Sterny i st. mar. Jerzego Sulatyckiego (oskarżonych przez komunistów o udział w tym samym spisku) kilka miesięcy przed uroczystym pogrzebem Józefa Unruga. 

 

Zapomniałem, jak się mówi po niemiecku

Kancelaria Prezydenta oraz IPN doskonale wiedziały, że bohaterowi i patriocie klasy Unruga realizację testamentu są – w imieniu Polaków – po prostu winne. To admirał, który w najtrudniejszej dla Polski chwili pokochał nową ojczyznę, odrzucając niemieckie propozycje przejścia do Kriegsmarine i natychmiastowy awans na stopień admirała. Wyrzekł się nie tylko niemieckich tradycji wojskowych, ale Niemiec jako takich w ogóle. 

Już w obozie jenieckim, po aresztowaniu, gdzie traktowano go z honorami oficerskimi, w kontaktach z Niemcami obcował jedynie w języku polskim, kiedy trzeba było, korzystając z pomocy swojego przybocznego tłumacza (Niemcy nie znali polskiego). Od dnia ataku na Westerplatte Józef Unrug nigdy już nie powiedział słowa po niemiecku. 

Zapomniałem, jak się mówi po niemiecku 1 września

– wzruszał ramionami, rozmawiając, także przez tłumacza, ze swoją niemiecką rodziną. W obozach przeczytał ponad 400 książek – po angielski, francusku i po polsku, jednak ani jednej w języku niemieckim. 

Figurujący w niemieckich księgach jako Joseph Michael Hubert von Unruh, Polak z wyboru zadbał również o to, żeby jego potomni nie nosili niemieckiej formy nazwiska. Akt mianowania na stopień admirała floty z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odbierał wnuk bohatera – Krzysztof Unrug, dzisiaj burmistrz francuskiego miasteczka Montrésor.

 

Von Winkler rezygnuje z nazwiska i majątku

Unrug z pewnością słyszał o swoich poprzednikach, innych Polakach z wyboru, z niemieckich rodów, często arystokratycznych. Tych, którzy studiowali na Albertinie, tętniącym niemiecką myślą uniwersytecie w Królewcu. Co więcej, odwiedzając uniwersytet, z pewnością obcował z książkami Adalberta von Winklera, dzisiaj znanego jako Wojciech Kętrzyński, którego nazwisku swoją nazwę zawdzięcza malowniczy Kętrzyn na Warmii i Mazurach. 

Kętrzyński również postawił wszystko na jedną, polską kartę. Młody von Winkler przez przypadek dowiedział się, że może być polskiego pochodzenia i jako nastolatek zaczął badać korzenie swojej rodziny. Zaczął również uczyć się języka polskiego, co w czasach wymierzonego w polską ludność mieszkającą w Prusach Wschodnich kulturkampfu było ogromnym wyzwaniem i wymagało nie lada odwagi. Odwagi tym większej, że na szali położył nie tylko niemieckie nazwisko i spadek, którego został w końcu pozbawiony, ale również karierę naukową. 

Młody von Winkler już na początku studiów zaczął wpisywać w dokumentach pochodzenie polskie i podpisywać się na swoich pracach jako Wojciech Kętrzyński. W tym samym czasie przeprowadził urzędową zmianę imienia i nazwiska na polskie, a niedługo po studiach zaangażował się w pomoc powstańcom styczniowym, organizując transporty przez Prusy. Dwukrotnie aresztowany trafił w końcu do więzienia Moabit w Berlinie, później był przeniesiony do Kłodzka, odsiedział za kratami cały wyrok, wykorzystując odosobnienie na przetłumaczenie na łacinę swojej dysertacji doktorskiej. Po więzieniu, pomimo tego, że był już znanym historykiem i znawcą języków Prus Wschodnich, przez kilka lat szukał pracy, bo władze pruskie odmawiały mu zatrudnienia na terenach, gdzie mieszkali Polacy. Niepokorny ex-Niemiec, który zaangażował się w Powstanie Styczniowe, był niemile widziany również w Rosji i tylko uporowi zawdzięczał to, że dostał w końcu pracę w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich we Lwowie, z czasem zostając najważniejszym przedwojennym dyrektorem Ossolineum. Nie doczekał wolnej Polski – zmarł kilka miesięcy przed konferencją w Wersalu. 

 

Kętrzyński, Kolberg, Gizewiusz

Kiedy Kętrzyński pracował nad swoją książką „O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich”, często korespondował z Henrykiem Sienkiewiczem, wyjaśniając subtelności państwa krzyżackiego i złożone losy jego ludności, co znalazło odzwierciedlenie w opisach z „Krzyżaków” i „Potopu”. Oskarowi Kolbergowi, etnografowi (również spolszczonemu Niemcowi) po sąsiedzku mieszkającemu w Warszawie z Fryderykiem Chopinem, przekazywał zaś pieśni mazurskie zbierane przez Gustawa Gizewiusza. Gizewiusza, którego Kętrzyński polubił już przy pierwszym spotkaniu. Być może dlatego, że ich losy były tak bardzo podobne... 

Gustav Herman Martin Gisevius był pastorem ewangelickim – niemieckim do czasu, kiedy poznał brutalną siłę pruskiej germanizacji mieszkańców Warmii i Mazur. Jako absolwent – a jakże, Albertiny! – studiował również w Seminarium Polskim, które kształciło polskojęzycznych pastorów ewangelickich, którzy mieli być przeciwwagą dla rdzennie polskich katolickich księży w całych Prusach. 

Utrzymania języka polskiego w szkołach i wstrzymania germanizacji Polaków domagał się jeszcze jako Gisevius. Memoriał do króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV napisany wspólnie z innym znanym postniemieckim Polakiem, Krzysztofem Celestynem Mrongowiuszem, zawiózł i wręczył osobiście pruskiemu monarsze. Jego pozycja w Prusach była na tyle silna, że król przyjął Gizewiusza od razu po jego przybyciu na dwór w Berlinie i obiecał rozpatrzenie sprawy. 

Już jako Gustaw Giżycki (jak przystało na spolszczonego Niemca, Gizewiusz znalazł swoje prastare, polskie nazwisko) kandydował nawet do parlamentu w Berlinie, gdzie uzyskał mandat posła reprezentującego społeczność polską. Zmarł kilka tygodni przed jego objęciem.
Dzisiaj nazwiska wszystkich trzech Polaków znajdziemy w nazwach mazurskich miejscowości – to Kętrzyn, Giżycko i Mrągowo. Tylko tak Polska mogła podziękować swoim przyszywanym synom. 

 

Pierwowzór Kopernika

Jednak polskość w epoce romantyzmu silnie zarażała nie tylko Niemców. To gorączka, która męczyła również synów francuskich oficerów. Jednym z najjaśniejszych, polskich symboli niezłomnej postawy i poświęcenia dla ojczyzny do dzisiaj jest Karol Levittoux, syn Piotra Levittoux-Desnouettes, osiadłego w Polsce francuskiego sierżanta. Levittoux, student kursów prawniczych w Warszawie, był przede wszystkim Polakiem z wyboru, polskim działaczem niepodległościowym, który pokazał, czym tak naprawdę powinny być patriotyzm, męstwo i poświęcenie. 

To młody Levittoux zakładał Związek Patriotyczny w Łukowie (gdzie uczęszczał do Gimnazjum Pijarów) oraz podobny – w Chełmie. Oba stały się częścią składową Stowarzyszenia Ludu Polskiego w zaborze rosyjskim i zostały uznane za związki „dążące do wywołania powstania zbrojnego i utworzenia rządu republikańskiego”. Po wielomiesięcznych torturach w warszawskiej cytadeli (dzisiaj możemy obejrzeć jego celę) Levittoux popełnił samobójstwo, podpalając swój siennik. Zrobił to po to, żeby nie zdradzić swoich towarzyszy i ojczyzny. 

Rodzina Levittoux dała nam jeszcze jednego Polaka. To Piotr, młodszy brat Karola, który został modelem Jana Matejki, pozując do słynnego obrazu „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem”. Postać i twarz Mikołaja Kopernika są tak naprawdę postacią i twarzą brata Karola. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe