[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Niczym gobelin
Kiedy myślę o ortodoksji w sensie szerokim, czyli o prostej ścieżce wiodącej ku tajemnicy Boga i duchowemu wzrostowi przez całe spektrum prawd wiary, rytuałów z nimi związanych, świat wartości i zasad postępowania oraz zwyczajów i wyobrażeń o charakterze religijnym, to lubię posługiwać się kilkoma „pomocami naukowymi”: obrazem kamiennych instalacji zachowujących równowagę, czynnością tkania gobelinu oraz zasadą tantum quantum.
Jako ludzie mamy tendencję do wybierania ekstremów jakiejś skali i symbolicznego podpisywania się pod nimi, w światku kościelnym może to być np. przeciąganie liny o to, czy ważniejsze jest trwanie przy tradycji czy dostosowywanie do tzw. znaków czasu, albo z innej beczki, czy iść za charyzmatem czy za urzędem? Etc. etc. etc. Tymczasem w znacznej liczbie przypadków nie tyle chodzi o statyczny wybór swojej pozycji na skali, co o dynamiczną ocenę tego, czego potrzeba do zachowania właściwych proporcji, ergo do zachowania równowagi całego systemu. A zatem ważna jest i tradycja i powiew odnawiający, i charyzmat i urząd, i symbol i konkret. Pytaniem, na które trzeba sobie odpowiedzieć jest: co w danym kontekście, danych okolicznościach, w danym miejscu i czasie powinno zostać wyakcentowane, aby moją wiarę lub wiarę całego Kościoła prowadzić ku głębszemu spotkaniu Boga.
Czytaj także: Burzliwe dzieje katedry Notre-Dame, głównej świątyni Paryża
Równowaga
Nie wiem, czy znane są szerokiemu odbiorcy figury układane z kamieni, które dzięki idealnemu wykorzystaniu praw fizyki, zadziwiają utrzymywaniem równowagi. W pierwszej chwili ma się wrażenie, że one nie mają prawa się trzymać, a jednak dzięki genialnemu wykorzystaniu oddziaływania fizycznych sił i znajdowanie odpowiednich środków ciężkości figury te stoją i sprawiają wrażenie jakby grawitacja się ich nie imała.
Podobnie jest z tkaniem gobelinów. Ileż precyzji, kolorów, wątków musi pozostawać ze sobą w ścisłej współpracy, by pojawiający się obraz był modelem doskonałym. Takiej samej równowagi potrzebuje nasza wiara, która niektóre przekonania musi ominąć, odrzucić, inne twórczo i w odpowiednich proporcjach wykorzystać, by ten wewnętrzny system był strukturą stabilną, by - jak przy budowie domu - zadbać zarówno o stabilność, jak i elastyczność jego szkieletu.
O tyle, o ile
Zasada św. Ignacego, znana pod nazwą tantum quantum (tyle, o ile), w skrócie mówi o tym, że o tyle coś jest w danym momencie dobre, o ile w tej sytuacji służy wzrostowi wiary, zbliżeniu do Stwórcy, a o tyle coś jest dla mnie w tej chwili niedobre, choć obiektywnie nie musi to być wcale złe, o ile nie prowadzi mnie ku Bogu. Droga ku Bogu nie jest zatem dla każdego identyczna, bo okoliczności naszego życia są różne, choć istnieją także wartości uniwersalne, które potrzebujemy poznać. Najczęściej zatem uczymy się żyć w wierze przez całe nasze życie, kolejne kroki, szczególnie te milowe, powinny być przemyślane, dostosowane do sytuacji i skonsultowane z Bogiem i/lub autorytetami. Nie da rady oczekiwać, że dane rozwiązania będą pasować do wszelkich równań, mimo występowania zmiennych. To Bóg jest wielkim Twórcą harmonii pomiędzy niezliczonymi bytami, On, dzięki sztuce równowagi prowadzi nas do uczenia się świata jako zbioru wielu rozmaitych czynników, które mogą ze soba współgrać ku osiąganiu piękna coraz wyższego stopnia.
Czytaj także: XXV Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie
Poruszające symbole
Te powyższe myśli powróciły do mnie wczoraj, w związku z ponownym otwarciem paryskiej katedry Notre Dane. Patrząc na obraz katedry płonącej a następnie na radosny widok świątyni odbudowanej wielu mówiło o znaku upadku lub odrodzenia Kościoła we Francji. Osobiście uważam takie przedstawianie sytuacji za płaskie i zredukowane. Jest tak wiele czynników, które wpływały na rwący nurt laicyzacji Francji a także na trwanie Kościoła w sercach wielu francuskich katolików, że budowanie prostych modeli diagnostycznych i rehabilitacyjnych jest nie tylko nieskuteczne, ale i szkodliwe. Wyjście jest zawsze to samo - wzajemna bliskość Boga i człowieka, ale sposoby do jej doprowadzenia bywają rozmaite. Bóg je zna, my powinniśmy się w nie wsłuchiwać. Zgodzę się jednak w zupełności, że zarówno obraz płonącej katedry, jak i widok budowli w pełnej chwale, mogą Bogu posłużyć w zbliżeniu nas do Niego poprzez poruszenie serca, zaciekawienie, obudzenie tęsknoty lub smutku, nie zaś poprzez kasandryczne albo triumfalne wieszczby.