"Na zimno, z buta i w białych rękawiczkach". Tak zwalniano pracowników PKP Cargo
– Najgorsze było to, że zostaliśmy potraktowani całkowicie bez szacunku, przedmiotowo i bezdusznie – mówią zgodnie byli pracownicy spółki.
- Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat
- Pilne doniesienia z Pałacu Buckingham. Król Karol rezygnuje
Niewygodna Solidarność
– Zostałem zwolniony po 44 latach pracy w tej samej firmie. Pracowała tutaj także moja żona, wieloletni członek NSZZ "Solidarność", podobnie jak ja, i ona również została zwolniona w tym samym czasie, co ja – mówi w rozmowie ze mną Dariusz Kozik z Oświęcimia. – Byłem mechanikiem, całe życie uczciwie wykonywałem swoją pracę, nigdy nie otrzymałem żadnej nagany, przeciwnie, byłem chwalony za swoją rzetelność i fachowość. To zresztą nie była dla mnie tylko praca, ale także pasja. Pochodzę z rodziny kolejarskiej, ta tradycja była u nas przekazywana z pokolenia na pokolenie. Tym bardziej jest mi przykro, że zostałem zwolniony sześć lat przed emeryturą, nie wiadomo właściwie, z jakich powodów. Muszę szukać pracy, o którą w zamieszkiwanym przeze mnie regionie jest bardzo trudno – zaznacza kolejarz.
W opinii moich rozmówców zwolnienia zostały przeprowadzone według klucza pozbywania się działaczy i liderów związkowych, ludzi mających autorytet w danym środowisku pracy. – Sądzę, że zostałem zwolniony ze względu na swoją przynależność do NSZZ „Solidarność”. Kiedy analizuję, kto został pozbawiony pracy, widzę jasno, że około 75% stanowią związkowcy. Nie wiem, czy chodzi tu o jakieś zaszłości, zatargi prezesa Wojewódki czy o coś innego, ale z jego działań jasno wynika, że walczy on z Solidarnością. Nie tyle generalnie ze związkami zawodowymi, co właśnie z Solidarnością – mówi w rozmowie ze mną Zbigniew, były pracownik PKP Cargo. – Kiedy dostałem wypowiedzenie, byłem przekonany, że to jakaś pomyłka. Pracuję w tej samej firmie blisko 40 lat i sądziłem, że zostanę tutaj już do emerytury. Poszedłem więc do mojego bezpośredniego zwierzchnika i powiedziałem mu, że chyba nastąpił błąd. A on mi na to odpowiedział, że nie, że tak właśnie miało być, ponieważ „generuję koszty”. Rozumiem, że jego dziewięciu doradców pracuje charytatywnie? Zwalniani są ludzie, którym niewiele brakuje do emerytury, ponieważ często w przeciwnym razie należałyby się im nagrody jubileuszowe za staż pracy i/lub odprawy – tłumaczy.
„Uzdrawianie” firmy
Zwolnieni pracownicy podkreślają, że dotknęło ich nie tylko samo pozbawienie ich środków do życia, ale także sposób, w jaki odbywały się zwolnienia. – Nie było w tym żadnego szacunku, rozmowy, przedstawienia argumentów – zaznaczają. – Człowiek został z poczuciem ogromnej niesprawiedliwości i bez możliwości usłyszenia, jakie właściwie zarzuty zostały skierowane w jego stronę – dodają. O samym prezesie Marcinie Wojewódce wypowiadają się z dużym niesmakiem. – W moim przekonaniu jest to człowiek nieobliczalny. Bardzo zależy mu także na karierze. Każe się tytułować „panem doktorem”. W swoim gabinecie ma portret poprzedniego prezesa spółki, pana Adama Purwina, który osiągał na tym stanowisku sukcesy i którego Wojewódka nie znosi. Z wiarygodnych źródeł wiem, że w swoim gabinecie w kancelarii prawnej umieścił jego portret, aby rzucać w niego rzutkami. Prezes Wojewódka argumentował konieczność zwalniania pracowników złą kondycją finansową spółki, tymczasem zatrudnił sobie dziewięciu doradców. Dziewięciu! Czym ci ludzie mają się zajmować? Poza doradzaniem, jak „sprzedać” medialnie jego niedające się obronić działania? Wojewódka przyszedł do pracy razem ze swoim kierowcą, którego także uczynił jednym z doradców. Dotychczas w firmie pracowało na etatach trzech kierowców, z których jeden został zwolniony w związku z zatrudnieniem nowego. Zwolnionemu pracownikowi brakowało kilku miesięcy do emerytury. Z kolei ludzie, których chciał zatrudnić prezes, byli przyjmowani do pracy bardzo szybko, z pominięciem dotychczasowych zwyczajowych procedur. Jego ludzie zostali zatrudnieni głównie w zespole ds. restrukturyzacji, który my nazwaliśmy ekipą ds. zwolnień i rozpadu. Ta firma nie przechodzi i nie przejdzie żadnej restrukturyzacji. To jest po prostu zamach na kasę i stanowiska. Jestem pewien, że w przyszłym roku także będą w PKP Cargo zwolnienia. Może nie w takiej skali, jak teraz, ale będą – prognozuje pan Zbigniew. – Zanim jeszcze Ukrainian Railways Cargo Poland, spółka ukraińskich kolei Ukrzaliznycia, uzyskała licencję na przewozy towarowe na terenie Unii Europejskiej, przychodził do nas do PKP Cargo kilka razy w tygodniu pan Jakub Karnowski, obecny prezes ukraińskiego Kredobanku – relacjonuje. – Wszystko odbywa się w białych rękawiczkach. Nad wizerunkiem Wojewódki, nad doborem słów, nad jego mimiką, pracuje sztab ludzi. Są to pracownicy zewnętrzni, którzy przed każdym jego wystąpieniem doradzają mu, co mówić, a czego nie, i w jaki sposób gestykulować. Na PR p.o. prezesa są pieniądze. A zwykły pracownik „generuje koszty”, zatem trzeba go zwolnić, najlepiej tuż przed emeryturą – puentuje.
– Co sądzę o takich metodach traktowania ludzi? Musiałabym „wypikać” moją odpowiedź. Prezes Wojewódka zachowuje się w sposób całkowicie bezduszny, działa jak automat, nie jak człowiek. Na dodatek opowiada o tym, że „uzdrawia” w ten sposób firmę. Rzeczywiście, czujemy się uzdrowieni. A że prezes Wojewódka będzie miał zdrowie i być może życie tylu ludzi na sumieniu? Żeby się tym przejąć, trzeba by najpierw mieć sumienie – podkreśla w rozmowie ze mną pani Agata z Braniewa. W PKP Cargo pracowała od 2008 roku. Była ajentem zdawczym od początku zatrudnienia, a od 2020 roku organizatorem przewozów, obsługiwała także system celny. – Lubiłam swoją pracę, przynosiła mi dużo satysfakcji. Czułam się także kompetentna w tym, co robiłam, i posiadałam spore doświadczenie w tej branży. Zupełnie nie spodziewałam się zwolnienia, ponieważ do mojej pracy nigdy nie było żadnych zarzutów, przeciwnie, byłam za nią chwalona i nagradzana. Mój przełożony potwierdził zresztą, iż zostałam wytypowana do nieświadczenia pracy nie dlatego, że źle wykonuję swoje zadania, ale dlatego, że takie polecenie przyszło „odgórnie” i on musi kogoś wskazać. Podejrzewałam, że wybrano właśnie mnie z uwagi na fakt, że nie mam dzieci, więc może nie chciano zwalniać matek mających na utrzymaniu dzieci. Jednak dla mnie jest to dyskryminacja. Bo to, czy posiadam dzieci, czy nie, to jest moja prywatna sprawa. Zostałam przywrócona z nieświadczenia pracy po miesięcznej nieobecności, głównie po to, żeby wspomóc koleżankę w pracy w systemie celnym. Podczas planowanego urlopu wypoczynkowego zostało mi wręczone przez listonosza wypowiedzenie z pracy. Co ciekawe, podanym mi powodem zwolnienia była redukcja mojego etatu, tymczasem ja zostałam zwolniona 31 października 2024 r., a 1 listopada tego samego roku rozpoczęto szkolenie innego pracownika, który ma wykonywać dokładnie te same zadania, jakimi wcześniej zajmowałam się ja. Nasuwa się myśl, czy aby na pewno zwolnienie mojej osoby było spowodowane redukcją etatu?
Nie człowiek, a numer w ewidencji
– Kiedy jednak rozmawialiśmy ze znajomymi na temat „klucza”, według którego odbywały się zwolnienia, zaobserwowaliśmy, że dotykały one najczęściej ludzi zaangażowanych – tak jak ja – w działalność związkową, zwłaszcza członków Solidarności. Najchętniej zwalniano osoby aktywne, tych, którzy otwarcie mówili o tym, co myślą. W dokumentach, które odebrałam z pracy, istnieje zapis, że przysługuje mi odprawa, ale z powodu złej kondycji finansowej spółki nie została ona wypłacona. Ponadto w Urzędzie Pracy posiadamy status osoby bezrobotnej bez prawa do zasiłku przez dwa lub pięć miesięcy – bo taki okres mamy na świadectwach pracy. Nawet jeśli otrzymamy statut osoby z prawem do zasiłku, to po otrzymaniu z PKP Cargo pieniędzy zostaną one zabrane na poczet otrzymanego z urzędu zasiłku. Co za tym idzie – skrócony zostanie nam czas świadczenia. W chwili obecnej pozostaliśmy bez środków do życia. Śmiejemy się z kolegami przez łzy, że nawet zwolnić nas z pracy nie potrafili porządnie. Przed nami święta Bożego Narodzenia, czas spędzany w gronie rodzinnym, gdzie wszyscy się radują, ale jak tu się radować, jeśli nie ma się pracy i pieniędzy, bo cały czas się czeka? – pyta pani Agata.
Jak podkreśla, szczególnie jest jej żal ludzi starszych, zwolnionych tuż przed emeryturą. W położonym tuż przy granicy z Rosją Braniewie nie jest łatwo o pracę, zwłaszcza po nałożeniu na Rosję sankcji w związku z agresją tego kraju na Ukrainę. Ludzie, którzy wcześniej trudnili się w rejonach przygranicznych handlem detalicznym, nie mają obecnie na ogół możliwości prowadzenia swojej działalności. – Jestem w dobrej sytuacji, że jako młoda osoba mogę być w miarę mobilna. Po zwolnieniu mnie z firmy znalazłam pracę w innym mieście. Będę wprawdzie wstawać codziennie o 4 rano, żeby tam dojechać, ale przynajmniej mam możliwość zarabiania pieniędzy. A co mają powiedzieć starsi, schorowani ludzie zwolnieni tuż przed emeryturą? – pyta pani Agata. – Z pracy zostali zwolnieni nawet ludzie chorzy na raka, znamy dwa takie przypadki – mówi w rozmowie ze mną pan Dariusz Kozik. – Takie traktowanie ludzi jest nie do pomyślenia, a my jesteśmy wobec niego niestety bezradni, bo za bardzo się podzieliliśmy i rozproszyliśmy, za mało pozostało ludzi ideowych, nieprzekupnych, gotowych do poświęceń na rzecz dobra wspólnego. Pamiętam, jak św. Jan Paweł II mówił do nas: „Kolejarze, nie dajcie się podzielić!”. To były prorocze słowa – dodaje.
– W Cargo pracowałam 14 lat, zaczynając jako ajent zdawczy, poprzez kasjera towarowego, który został zmieniony na operatora handlowego. Na tym stanowisku zostałam zwolniona. Przebywałam wówczas na urlopie macierzyńskim i rodzicielskim, na który zakład wyraził zgodę. Dodatkowo podczas urlopu macierzyńskiego doznałam skomplikowanego złamania ręki, toteż obecnie nie mogę podjąć pracy w związku z trwającą rehabilitacją – mówi mi jedna z byłych pracownic PKP Cargo. – Sytuacja finansowa naszej rodziny drastycznie się pogorszyła. Nie otrzymałam odprawy oraz ekwiwalentu za niewykorzystany urlop – zaznacza. – Tego typu działania są co najmniej bezduszne i wykalkulowane na zimno. W żadnej innej sytuacji, będąc na macierzyńskim, nie zostałabym zwolniona. Kodeks pracy dodatkowo zapewnia mi co najmniej roczne zatrudnienie po powrocie do pracy – przypomina.
– W PKP Cargo pracowałem od 2008 roku, czyli 16 lat. Na początku jako manewrowy, później jako ustawiacz, następnie jako starszy ustawiacz. W czerwcu zostałem wysłany na nieświadczenie pracy. Miałem wybrać, czy na nieświadczenie pójdę ja, czy moja żona – zatrudniona w tej samej spółce. Na nieświadczenie poszło również kilku moich kolegów, ale tylko ja zostałem zwolniony. Wypowiedzenie dostarczono mi pocztą we wrześniu, natomiast rozwiązanie umowy o pracę nastąpiło 31 października. Nikt nie poinformował mnie, dlaczego ochrona związkowa przestała działać. Moim zdaniem jako związkowiec, który reprezentował pracowników wobec pracodawcy, według obecnego prezesa najwyraźniej byłem niewygodny – podkreśla w rozmowie ze mną pan Marek, były pracownik PKP Cargo. – Czuję rozczarowanie i żal, ponieważ myślę, że byłem dobrym pracownikiem. Nigdy nie dostałem nagany, a wręcz przeciwnie – byłem nagradzany przez przełożonych za swoją pracę. Straciliśmy jako rodzina poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, pojawiła się obawa o problemy finansowe i o to, co będzie w przyszłości. Zostaliśmy potraktowani bez szacunku. Ludzie, którzy obecnie zarządzają Cargo, czują się bezkarni. Robią z pracownikami, co chcą i co im pasuje. A my po prostu jesteśmy tylko numerem w ewidencji Cargo, który zawsze można wymazać – konkluduje.
*Dane niektórych rozmówców zostały zmienione, są znane redakcji.
CZYTAJ TAKŻE: