Platforma Obywatelska nie radzi sobie z krytyką ze strony "swoich" mediów

Platforma Obywatelska od zawsze miała zaprzyjaźnione ze sobą media, przyjaźnie jednak bywają czasem bardzo trudne. Trzymany nad tą partią przez lata medialny parasol sprawił, że kompletnie nie jest ona w stanie poradzić sobie z nawet najlżejszą krytyką płynącą ze strony kibicujących jej na co dzień dziennikarzy. Tych, którzy jej nie kibicują, odmawia tego miana i na szczeblu organizacyjnym utrudnia lub uniemożliwia im wykonywanie zawodu. „Swoich” dyscyplinuje rękami spontanicznych lub zorganizowanych w farmy trolli internautów.
Donald Tusk Platforma Obywatelska nie radzi sobie z krytyką ze strony
Donald Tusk / fot. PAP/Piotr Nowak

Z dużymi portalami czy telewizjami Platforma nigdy nie miała większych kłopotów, co najtrafniej zupełnie niechcący ujął w 2015 r. Andrzej Wajda, wspominający o „zaprzyjaźnionych stacjach”. Poza tym układem bywały czasem media publiczne, rządzone przez różne siły polityczne, oraz niezależne tytuły prasowe, które jednak długo nie miały na rynku siły przebicia. Tytuły kojarzące się z prawicą miały swoją niszę, często jednak wydawane były w formie biednej, siermiężnej i bardzo, ale to bardzo zachowawczej. Dopiero po 2010 r. do najsilniejszej w tym sektorze „Gazety Polskiej” dołączyło „Uważam Rze”, z którego później powstały dwa, istniejące do dziś kolorowe tygodniki – „Do Rzeczy i „Sieci”. Wcześniej, w 2009 r., powstało Radio Wnet, a w 2013 r. – Telewizja Republika. Wszystkie te media w pewnym stopniu przygotowały grunt pod zmianę roku 2015, którą na rynku mediów przypieczętowało przejęcie przez PiS władzy w mediach publicznych pod koniec tamtego, wyborczego roku.

8 lat w opozycji

Czasy rządów Prawa i Sprawiedliwości można by scharakteryzować w wielkim skrócie jako okres totalnej nawalanki w rząd ze strony sympatyzujących z opozycją mediów, nie zawsze umiejętnie równoważonej coraz bardziej propagandowym przekazem mediów publicznych. W tym krajobrazie nie było za wiele miejsca na niuansowanie, choć znajdowały się media, które próbowały odróżnić się poprzez bardziej zrównoważony przekaz. Również część tytułów związanych ze stroną konserwatywną niekoniecznie miała chęć i potrzebę wpisywania się w jednoznacznie prorządową narrację, a poglądy części autorów sytuowały ich po stronie prawicy parlamentarnej, lecz pozarządowej. Lata 2015–2023 zmieniły też media, które wciąż zaliczyć możemy do mainstreamu. Jest to zmiana daleka od rewolucji, tak jak dalekie od obiektywizmu są wielkie koncerny medialne mające swoją agendę i swoje sympatie polityczne. A jednak rządzącym dziś trudno się z tą nową dla nich sytuacją pogodzić. Oto bowiem duża część dziennikarzy, zwłaszcza młodszych, których całe lub prawie całe życie zawodowe przypadło na czas po 2015 roku, przyzwyczaiła się do permanentnej krytyki władzy. I choćby nie wiem, jakby tę władzę kochało (a w miłość wielu z nich naprawdę nie śmiałbym wątpić), nie potrafi zrozumieć, że niektórych premierów czy ministrów krytykować zwyczajnie nie wolno. Z drugiej strony politycy, którym wydaje się wciąż, że po ośmiu latach wracają do znanego sobie, nie zmieniającego się świata, nawet życzliwą krytykę traktują jako niedopuszczalny atak. W przekonaniu tym utwierdzają ich zresztą również całe watahy sympatyków, którzy tropią wszelką nieprawomyślność w środowisku dziennikarzy.

„Obdzwonieni” i „symetryści”

To bardzo interesujące zjawisko. Jeszcze w czasach poprzedniej władzy przybrało ono postać tropienia wszędzie tzw. symetryzmu. Dziennikarze próbujący po prostu wykonywać swoje obowiązki odsądzani byli od czci i wiary tylko dlatego, że nie trwali przez cały czas na szańcach partyjnej wojny. I tak na przykład wrogiem numer jeden wielokrotnie stawał się Michał Kolanko, który w kampaniach wyborczych często towarzyszył politykom w rozmaitych podróżach czy przejazdach. Jeśli pojawił się u boku kogoś z PiS, stawał się z miejsca „pisowcem” i nie zmieniało to niczego, jeśli chwilę wcześniej lub chwilę później analogiczne relacje wysyłał ze szlaku polityka Platformy Obywatelskiej. Podobny los bardzo często bywał – i bywa nadal – udziałem Joanny Miziołek, której dodatkowo nie potrafiono wybaczyć współpracy z Polskim Radiem 24. Fakt, że z radiem musiała się rozstać jako zbyt niezależna dla coraz bardziej propagandowego medium, nie wpłynął ani trochę na jej odbiór w środowisku tzw. Silnych Razem. Dla grupy tej specyficznym manifestem stał się tekst Tomasza Lisa „Czwarta pseudowładza”, swoiste pożegnanie tego autora z „Newsweekiem”. „Czy przy takich mediach jest szansa, by ocalić demokrację?” – pytał dramatycznie Lis, oskarżając prawie wszystkich swoich kolegów o zdradę, mniej lub bardziej jawną kolaborację z ówczesną władzą. Tytuł tekstu stał się od razu popularnym hashtagiem, aktem oskarżenia wysuwanym przez proplatformerskich internautów wobec dziennikarzy, którzy odeszli choćby odrobinę od linii partii. Równolegle funkcjonował też inny – „obdzwonieni”, nawiązujący do teorii, że istnieje grupa komentatorów, którzy przy każdym kryzysie wizerunkowym PiS natychmiast rzucali się rządowi Mateusza Morawieckiego na ratunek. Trzeba dodać, że paliwem dla tych spekulacji były mieszczące się w granicach normalnego funkcjonowania państwa relacje z mediami i publicystami, częściowo opisane w wykradzionej przez Rosjan korespondencji znanej jako „maile Dworczyka”. Co ciekawe, hashtag „obdzwonieni” funkcjonuje w najlepsze i dziś, i wraca, gdy tylko coś nie spodoba się twardym zwolennikom obecnego rządu. Może być to na przykład sposób relacjonowania prawyborów w Platformie Obywatelskiej.

Fałszywi przyjaciele

Te chętnie wykorzystywane histeryczne nastroje zwolenników nie przeszkadzały politykom Platformy kreować się na wielkich obrońców wolności słowa. Apogeum tego zjawiska była panika moralna, rozpętana przy okazji prób uporządkowania sytuacji TVN na polskim rynku. Innym przykładem tego typu działania był protest przeciw planom opodatkowania reklam. Choć dotyczyć on miał największych graczy, udało się do protestów zagonić również mniejsze media, dla których interesów rozwiązania te nie były zagrożeniem. Wielki sprzeciw budziły też próby ograniczenia dostępu mediów do parlamentu, dziś zresztą twórczo rozwijane przez marszałka Szymona Hołownię. Politycy i ich internetowe zaplecze natychmiast zaopatrzyli się w stosowne hasła i materiały graficzne, których ślady możemy znaleźć do teraz, gdy przeglądamy w mediach społecznościowych zdjęcia aktywistów, fanów nakładek na profilowe fotografie. „Wolne media”, „Media bez wyboru” – jak zabawnie brzmią te hasła, gdy zestawić je w z tym, jak dzisiaj rządzący traktują dziennikarzy. Równocześnie w 2022 roku do Sejmu wpłynął projekt ustawy „o uchyleniu ustawy o opłatach abonamentowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw” zakładający między innymi likwidację TVP Info, wówczas uważanej przez PO za propagandową tubę rządu. Platforma oskarżała ten kanał TVP o sprowokowanie zabójstwa Pawła Adamowicza (w rzeczywistości negatywne informacje o polityku w jego ostatniej kampanii wyborczej przekazywały wszystkie media, a także politycy PO, z którą się wówczas skonfliktował – o czym powstał nawet film dokumentalny „Jesteś mechanizmem niszczącym” Marcina Tulickiego) i samobójstwa syna posłanki Magdaleny Filiks. „Media państwowe pod rządami PiS-u dawno przestały być państwowe, przestały dbać o interes rzetelnej informacji. Nie sposób nazwać ich dzisiaj mediami publicznymi – uzasadniał projekt w Sejmie Rafał Trzaskowski. – Manipulacja przez cały czas, no i oczywiście skrajne upartyjnienie tych mediów. Pamiętamy szczucie na lekarzy, na nauczycieli, na osoby LGBT, na uchodźców, na właściwie wszystkie mniejszości”. Jednak lepiej zapamiętane są inne słowa Trzaskowskiego na ten temat. Na jednej z konferencji prasowych przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku zapytany o kwestię ścieków z Czajki odparł, że te wybory są między innymi po to, by nie zadawać takich pytań, i oskarżył pytającego go o to lokalnego dziennikarza o związki z TVP. I dziś faktycznie nikt podobnych pytań nie zadaje, niedawno nawet biznesowa odnoga „Gazety Wyborczej” zauważyła, że na konferencji premiera poświęconej aktualizacji budżetu żadnego z dziennikarzy nie zainteresowało nawet, jak wielka będzie po zapowiedzianej zmianie dziura budżetowa. Przy okazji warto wspomnieć o oczekiwaniach sporej części aktywnych w sieci sympatyków rządu. Niektórzy z nich wprost żądali niepodawania danych o realnej sytuacji gospodarczej co najmniej do wyborów prezydenckich, ponieważ mogłoby to zaszkodzić kandydatowi Koalicji Obywatelskiej. Pojawiły się z ich strony również groźby wycofania prenumerat. Podobne reakcje budzi też zapraszanie polityków PiS do studia TVN24. „To po to walczyliśmy o wolne media?” – pytają internauci i zastanawiają się nad porzuceniem ulubionej niegdyś stacji.

Wrogie przejęcie

Po zdobyciu władzy nowa ekipa natychmiast dokonała skoku na media publiczne i Polską Agencje Prasową, o czym szerzej pisaliśmy już w numerach dotyczących kondycji praworządności w Polsce i rocznicy wyborów parlamentarnych. Dość powiedzieć, że zmiany nie były – jak to działo się wcześniej – ewolucyjne, lecz gwałtowne, siłowe i niezgodne z prawem. Efekt został jednak osiągnięty. Dzisiejsza TVP Info prezentuje drastyczny przechył w stronę PO, 80% czasu antenowego otrzymują w niej politycy koalicji rządzącej, a w jednej ze sztandarowych audycji prowadzonej przez Dorotę Wysocką-Schnepf głos otrzymują skrajni radykałowie i fanatycy antypisu. Tacy jak Zbigniew Hołdys, Maciej Maleńczuk (chwalący się na antenie pobiciem działacza pro-life), znany z zadym podczas miesięcznic smoleńskich Arkadiusz Szczurek czy, ostatnio, wdowa po chorym na depresję „szarym człowieku”, który dokonał samospalenia podczas rządów PiS. Po tej audycji dziennikarkę oskarżono o promowanie samobójstw, ta jednak zbyła krytykę patetycznymi wpisami i szantażem moralnym wobec adwersarzy. Kierownictwo stacji nie skomentowało w żaden sposób sprawy.

Trudne relacje

Jak nasi czytelnicy doskonale wiedzą, w pierwszych dniach listopada podczas konferencji premiera doszło do próby zastraszania naszej dziennikarki Moniki Rutke, która pytała Donalda Tuska o jego dawne, kłopotliwe wypowiedzi na temat Donalda Trumpa. Zarówno premier, jak i jego ministrowie spotkania z dziennikarzami traktować chcą jako strefę komfortu. Przed przejęciem TVP Info nie wpuszczali na nie dziennikarzy tego nadawcy, obecnie, od wielu miesięcy, odmawiają wstępu Telewizji Republika – dotyczyło to również konferencji na temat powodzi, co budziło dodatkowe wątpliwości: informacji dotyczących bezpieczeństwa odmawiano tym samym widzom jednej z dwóch obecnie najważniejszych stacji informacyjnych. Republika przejęła bowiem widzów TVP Info, której znakiem rozpoznawalnym obok propagandy stała się dramatycznie niska oglądalność. Ta ostatnia nie przeszkadza rządowi w pompowaniu kolejnych milionów w telewizję publiczną, choć w czasach opozycji to właśnie finansowanie mediów było jednym z głównych wątków krytyki ze strony opozycji. Ostatnie tygodnie przynoszą nam kolejne przykłady, jak władza wyobraża sobie relacje z mediami. Po ujawnieniu wątpliwości wokół małżeństwa Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy (kilometrówki, pieniądze na mieszkanie, problematyczny doktorat Myrchy) jeden z dziennikarzy „Rzeczpospolitej” odebrał bardzo wulgarny i emocjonalny telefon od posłanki. Gdy piszę te słowa, trwa awantura wokół poruszenia przez Monikę Olejnik kwestii pochodzenia żony Radosława Sikorskiego jako potencjalnego kłopotu w kampanii wyborczej. I choć Olejnik cytowała dziennikarza z innej redakcji, a ten – swoich rozmówców, działaczy PO, to od właściciela stacji politycy Platformy domagają się „zachowania standardów”. Jak już wspomniałem, niedawno w Sejmie marszałek Hołownia wrócił do pomysłów na utrudnianie pracy dziennikarzom i ograniczenie im możliwości poruszania się po gmachu parlamentu. Rządzący dziś Polską w mediach widzą przede wszystkim pas transmisyjny i narzędzie propagandy sukcesu, nie kontroli społecznej. Dziennikarz może patrzeć władzy na ręce tylko po to, by powtarzać jej gesty, najczęściej oskarżycielskie wycelowanie palca wskazującego w jej politycznego oponenta.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton Wiadomości
Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton

Organizacja Crimestoppers wyznaczyła nagrodę 20 tys. funtów za informacje pomagające wyjaśnić sprawę zabójstwa 45-letniego Polaka w Southampton. Ciało mężczyzny, ze śladami pożaru, znaleziono 8 października w rejonie rezerwatu przyrody Southampton Common.

Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON z ostatniej chwili
Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON

Były szef BBN z czasów prezydenta Andrzeja Dudy, gen. Dariusz Łukowski został powołany na funkcje dyrektora Departamentu Strategii i Planowania Obronnego w resorcie obrony narodowej - poinformował we wtorek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Niemcy likwidują Pociąg do Kultury. Kursuje między Berlinem i Wrocławiem Wiadomości
Niemcy likwidują "Pociąg do Kultury". Kursuje między Berlinem i Wrocławiem

Weekendowe połączenie kolejowe, łączące Berlin z Wrocławiem i oferujące pasażerom wydarzenia artystyczne w drodze, jest bliski zamknięcia. Niemieckie media informują, że projekt przestanie funkcjonować po grudniu 2025 roku z powodów finansowych.

Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki z ostatniej chwili
Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki

We wtorkowy wieczór mieszkańcy różnych regionów Polski donosili o tajemniczych światłach na niebie; niebo nad Mazowszem, Śląskiem i Podkarpaciem rozświetliły pomarańczowe kule ognia. Choć część osób podejrzewa wojskowe flary, wiele wskazuje na to, że to po prostu... „spadające gwiazdy”. 

Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów z ostatniej chwili
Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów

Cały ruch lotniczy na lotnisku w Brukseli został wstrzymany we wtorek wieczorem w związku z wtargnięciem co najmniej jednego drona – podały belgijskie media, powołując się na agencję prasową Belga. Samoloty przekierowano na lotnisko w Liege, które niedługo potem również zamknięto w związku z aktywnością bezzałogowców.

Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc. Wiadomości
Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc.

W Polsce i w całej Europie zaczyna brakować jaj. To efekt ognisk grypy ptaków i rzekomego pomoru drobiu, które uderzyły w największe centra produkcji. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz alarmuje, że ceny jaj już mocno rosną — i nie ma szans, by szybko wróciły do poziomów z poprzednich miesięcy.

Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Od 8 do 16 listopada 2025 r. Dworzec Warszawa Centralna zostanie wyłączony z obsługi pociągów dalekobieżnych z powodu modernizacji infrastruktury kolejowej. Pasażerów czekają spore zmiany w kursowaniu pociągów PKP Intercity i SKM, dodatkowe linie komunikacji miejskiej oraz honorowanie biletów na wielu trasach w stolicy.

Sędzia Iwaniec znów zawieszony. Nowa decyzja Waldemara Żurka z ostatniej chwili
Sędzia Iwaniec znów zawieszony. Nowa decyzja Waldemara Żurka

Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek zdecydował o ponownym zawieszeniu sędziego Jakuba Iwańca. Decyzja zapadła we wtorek, czyli tego samego dnia, w którym Sąd Najwyższy uchylił wcześniejsze zarządzenie o zawieszeniu go w obowiązkach.

Upadek Maduro w Wenezueli roztrzaska rosyjski trójkąt karaibski z ostatniej chwili
Upadek Maduro w Wenezueli roztrzaska "rosyjski trójkąt karaibski"

Wenezuela stoi na krawędzi przełomu. Upadek reżimu Nicolasa Maduro oznaczałby nie tylko koniec socjalistycznej dyktatury, ale też rozpad rosyjskiego układu wpływów w Ameryce Łacińskiej. Czy Donald Trump naprawdę doprowadzi do końca ery „rosyjskiego trójkąta karaibskiego”?

Nowelizacja ustawy o CPK. Karol Nawrocki podjął decyzję z ostatniej chwili
Nowelizacja ustawy o CPK. Karol Nawrocki podjął decyzję

Prezydent Karol Nawrocki we wtorek podpisał nowelizację ustawy o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Ma ona ułatwić proces wywłaszczania i uzyskania odszkodowania przez wywłaszczanych, przewiduje też zaliczki do 85 proc. wysokości odszkodowania.

REKLAMA

Platforma Obywatelska nie radzi sobie z krytyką ze strony "swoich" mediów

Platforma Obywatelska od zawsze miała zaprzyjaźnione ze sobą media, przyjaźnie jednak bywają czasem bardzo trudne. Trzymany nad tą partią przez lata medialny parasol sprawił, że kompletnie nie jest ona w stanie poradzić sobie z nawet najlżejszą krytyką płynącą ze strony kibicujących jej na co dzień dziennikarzy. Tych, którzy jej nie kibicują, odmawia tego miana i na szczeblu organizacyjnym utrudnia lub uniemożliwia im wykonywanie zawodu. „Swoich” dyscyplinuje rękami spontanicznych lub zorganizowanych w farmy trolli internautów.
Donald Tusk Platforma Obywatelska nie radzi sobie z krytyką ze strony
Donald Tusk / fot. PAP/Piotr Nowak

Z dużymi portalami czy telewizjami Platforma nigdy nie miała większych kłopotów, co najtrafniej zupełnie niechcący ujął w 2015 r. Andrzej Wajda, wspominający o „zaprzyjaźnionych stacjach”. Poza tym układem bywały czasem media publiczne, rządzone przez różne siły polityczne, oraz niezależne tytuły prasowe, które jednak długo nie miały na rynku siły przebicia. Tytuły kojarzące się z prawicą miały swoją niszę, często jednak wydawane były w formie biednej, siermiężnej i bardzo, ale to bardzo zachowawczej. Dopiero po 2010 r. do najsilniejszej w tym sektorze „Gazety Polskiej” dołączyło „Uważam Rze”, z którego później powstały dwa, istniejące do dziś kolorowe tygodniki – „Do Rzeczy i „Sieci”. Wcześniej, w 2009 r., powstało Radio Wnet, a w 2013 r. – Telewizja Republika. Wszystkie te media w pewnym stopniu przygotowały grunt pod zmianę roku 2015, którą na rynku mediów przypieczętowało przejęcie przez PiS władzy w mediach publicznych pod koniec tamtego, wyborczego roku.

8 lat w opozycji

Czasy rządów Prawa i Sprawiedliwości można by scharakteryzować w wielkim skrócie jako okres totalnej nawalanki w rząd ze strony sympatyzujących z opozycją mediów, nie zawsze umiejętnie równoważonej coraz bardziej propagandowym przekazem mediów publicznych. W tym krajobrazie nie było za wiele miejsca na niuansowanie, choć znajdowały się media, które próbowały odróżnić się poprzez bardziej zrównoważony przekaz. Również część tytułów związanych ze stroną konserwatywną niekoniecznie miała chęć i potrzebę wpisywania się w jednoznacznie prorządową narrację, a poglądy części autorów sytuowały ich po stronie prawicy parlamentarnej, lecz pozarządowej. Lata 2015–2023 zmieniły też media, które wciąż zaliczyć możemy do mainstreamu. Jest to zmiana daleka od rewolucji, tak jak dalekie od obiektywizmu są wielkie koncerny medialne mające swoją agendę i swoje sympatie polityczne. A jednak rządzącym dziś trudno się z tą nową dla nich sytuacją pogodzić. Oto bowiem duża część dziennikarzy, zwłaszcza młodszych, których całe lub prawie całe życie zawodowe przypadło na czas po 2015 roku, przyzwyczaiła się do permanentnej krytyki władzy. I choćby nie wiem, jakby tę władzę kochało (a w miłość wielu z nich naprawdę nie śmiałbym wątpić), nie potrafi zrozumieć, że niektórych premierów czy ministrów krytykować zwyczajnie nie wolno. Z drugiej strony politycy, którym wydaje się wciąż, że po ośmiu latach wracają do znanego sobie, nie zmieniającego się świata, nawet życzliwą krytykę traktują jako niedopuszczalny atak. W przekonaniu tym utwierdzają ich zresztą również całe watahy sympatyków, którzy tropią wszelką nieprawomyślność w środowisku dziennikarzy.

„Obdzwonieni” i „symetryści”

To bardzo interesujące zjawisko. Jeszcze w czasach poprzedniej władzy przybrało ono postać tropienia wszędzie tzw. symetryzmu. Dziennikarze próbujący po prostu wykonywać swoje obowiązki odsądzani byli od czci i wiary tylko dlatego, że nie trwali przez cały czas na szańcach partyjnej wojny. I tak na przykład wrogiem numer jeden wielokrotnie stawał się Michał Kolanko, który w kampaniach wyborczych często towarzyszył politykom w rozmaitych podróżach czy przejazdach. Jeśli pojawił się u boku kogoś z PiS, stawał się z miejsca „pisowcem” i nie zmieniało to niczego, jeśli chwilę wcześniej lub chwilę później analogiczne relacje wysyłał ze szlaku polityka Platformy Obywatelskiej. Podobny los bardzo często bywał – i bywa nadal – udziałem Joanny Miziołek, której dodatkowo nie potrafiono wybaczyć współpracy z Polskim Radiem 24. Fakt, że z radiem musiała się rozstać jako zbyt niezależna dla coraz bardziej propagandowego medium, nie wpłynął ani trochę na jej odbiór w środowisku tzw. Silnych Razem. Dla grupy tej specyficznym manifestem stał się tekst Tomasza Lisa „Czwarta pseudowładza”, swoiste pożegnanie tego autora z „Newsweekiem”. „Czy przy takich mediach jest szansa, by ocalić demokrację?” – pytał dramatycznie Lis, oskarżając prawie wszystkich swoich kolegów o zdradę, mniej lub bardziej jawną kolaborację z ówczesną władzą. Tytuł tekstu stał się od razu popularnym hashtagiem, aktem oskarżenia wysuwanym przez proplatformerskich internautów wobec dziennikarzy, którzy odeszli choćby odrobinę od linii partii. Równolegle funkcjonował też inny – „obdzwonieni”, nawiązujący do teorii, że istnieje grupa komentatorów, którzy przy każdym kryzysie wizerunkowym PiS natychmiast rzucali się rządowi Mateusza Morawieckiego na ratunek. Trzeba dodać, że paliwem dla tych spekulacji były mieszczące się w granicach normalnego funkcjonowania państwa relacje z mediami i publicystami, częściowo opisane w wykradzionej przez Rosjan korespondencji znanej jako „maile Dworczyka”. Co ciekawe, hashtag „obdzwonieni” funkcjonuje w najlepsze i dziś, i wraca, gdy tylko coś nie spodoba się twardym zwolennikom obecnego rządu. Może być to na przykład sposób relacjonowania prawyborów w Platformie Obywatelskiej.

Fałszywi przyjaciele

Te chętnie wykorzystywane histeryczne nastroje zwolenników nie przeszkadzały politykom Platformy kreować się na wielkich obrońców wolności słowa. Apogeum tego zjawiska była panika moralna, rozpętana przy okazji prób uporządkowania sytuacji TVN na polskim rynku. Innym przykładem tego typu działania był protest przeciw planom opodatkowania reklam. Choć dotyczyć on miał największych graczy, udało się do protestów zagonić również mniejsze media, dla których interesów rozwiązania te nie były zagrożeniem. Wielki sprzeciw budziły też próby ograniczenia dostępu mediów do parlamentu, dziś zresztą twórczo rozwijane przez marszałka Szymona Hołownię. Politycy i ich internetowe zaplecze natychmiast zaopatrzyli się w stosowne hasła i materiały graficzne, których ślady możemy znaleźć do teraz, gdy przeglądamy w mediach społecznościowych zdjęcia aktywistów, fanów nakładek na profilowe fotografie. „Wolne media”, „Media bez wyboru” – jak zabawnie brzmią te hasła, gdy zestawić je w z tym, jak dzisiaj rządzący traktują dziennikarzy. Równocześnie w 2022 roku do Sejmu wpłynął projekt ustawy „o uchyleniu ustawy o opłatach abonamentowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw” zakładający między innymi likwidację TVP Info, wówczas uważanej przez PO za propagandową tubę rządu. Platforma oskarżała ten kanał TVP o sprowokowanie zabójstwa Pawła Adamowicza (w rzeczywistości negatywne informacje o polityku w jego ostatniej kampanii wyborczej przekazywały wszystkie media, a także politycy PO, z którą się wówczas skonfliktował – o czym powstał nawet film dokumentalny „Jesteś mechanizmem niszczącym” Marcina Tulickiego) i samobójstwa syna posłanki Magdaleny Filiks. „Media państwowe pod rządami PiS-u dawno przestały być państwowe, przestały dbać o interes rzetelnej informacji. Nie sposób nazwać ich dzisiaj mediami publicznymi – uzasadniał projekt w Sejmie Rafał Trzaskowski. – Manipulacja przez cały czas, no i oczywiście skrajne upartyjnienie tych mediów. Pamiętamy szczucie na lekarzy, na nauczycieli, na osoby LGBT, na uchodźców, na właściwie wszystkie mniejszości”. Jednak lepiej zapamiętane są inne słowa Trzaskowskiego na ten temat. Na jednej z konferencji prasowych przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku zapytany o kwestię ścieków z Czajki odparł, że te wybory są między innymi po to, by nie zadawać takich pytań, i oskarżył pytającego go o to lokalnego dziennikarza o związki z TVP. I dziś faktycznie nikt podobnych pytań nie zadaje, niedawno nawet biznesowa odnoga „Gazety Wyborczej” zauważyła, że na konferencji premiera poświęconej aktualizacji budżetu żadnego z dziennikarzy nie zainteresowało nawet, jak wielka będzie po zapowiedzianej zmianie dziura budżetowa. Przy okazji warto wspomnieć o oczekiwaniach sporej części aktywnych w sieci sympatyków rządu. Niektórzy z nich wprost żądali niepodawania danych o realnej sytuacji gospodarczej co najmniej do wyborów prezydenckich, ponieważ mogłoby to zaszkodzić kandydatowi Koalicji Obywatelskiej. Pojawiły się z ich strony również groźby wycofania prenumerat. Podobne reakcje budzi też zapraszanie polityków PiS do studia TVN24. „To po to walczyliśmy o wolne media?” – pytają internauci i zastanawiają się nad porzuceniem ulubionej niegdyś stacji.

Wrogie przejęcie

Po zdobyciu władzy nowa ekipa natychmiast dokonała skoku na media publiczne i Polską Agencje Prasową, o czym szerzej pisaliśmy już w numerach dotyczących kondycji praworządności w Polsce i rocznicy wyborów parlamentarnych. Dość powiedzieć, że zmiany nie były – jak to działo się wcześniej – ewolucyjne, lecz gwałtowne, siłowe i niezgodne z prawem. Efekt został jednak osiągnięty. Dzisiejsza TVP Info prezentuje drastyczny przechył w stronę PO, 80% czasu antenowego otrzymują w niej politycy koalicji rządzącej, a w jednej ze sztandarowych audycji prowadzonej przez Dorotę Wysocką-Schnepf głos otrzymują skrajni radykałowie i fanatycy antypisu. Tacy jak Zbigniew Hołdys, Maciej Maleńczuk (chwalący się na antenie pobiciem działacza pro-life), znany z zadym podczas miesięcznic smoleńskich Arkadiusz Szczurek czy, ostatnio, wdowa po chorym na depresję „szarym człowieku”, który dokonał samospalenia podczas rządów PiS. Po tej audycji dziennikarkę oskarżono o promowanie samobójstw, ta jednak zbyła krytykę patetycznymi wpisami i szantażem moralnym wobec adwersarzy. Kierownictwo stacji nie skomentowało w żaden sposób sprawy.

Trudne relacje

Jak nasi czytelnicy doskonale wiedzą, w pierwszych dniach listopada podczas konferencji premiera doszło do próby zastraszania naszej dziennikarki Moniki Rutke, która pytała Donalda Tuska o jego dawne, kłopotliwe wypowiedzi na temat Donalda Trumpa. Zarówno premier, jak i jego ministrowie spotkania z dziennikarzami traktować chcą jako strefę komfortu. Przed przejęciem TVP Info nie wpuszczali na nie dziennikarzy tego nadawcy, obecnie, od wielu miesięcy, odmawiają wstępu Telewizji Republika – dotyczyło to również konferencji na temat powodzi, co budziło dodatkowe wątpliwości: informacji dotyczących bezpieczeństwa odmawiano tym samym widzom jednej z dwóch obecnie najważniejszych stacji informacyjnych. Republika przejęła bowiem widzów TVP Info, której znakiem rozpoznawalnym obok propagandy stała się dramatycznie niska oglądalność. Ta ostatnia nie przeszkadza rządowi w pompowaniu kolejnych milionów w telewizję publiczną, choć w czasach opozycji to właśnie finansowanie mediów było jednym z głównych wątków krytyki ze strony opozycji. Ostatnie tygodnie przynoszą nam kolejne przykłady, jak władza wyobraża sobie relacje z mediami. Po ujawnieniu wątpliwości wokół małżeństwa Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy (kilometrówki, pieniądze na mieszkanie, problematyczny doktorat Myrchy) jeden z dziennikarzy „Rzeczpospolitej” odebrał bardzo wulgarny i emocjonalny telefon od posłanki. Gdy piszę te słowa, trwa awantura wokół poruszenia przez Monikę Olejnik kwestii pochodzenia żony Radosława Sikorskiego jako potencjalnego kłopotu w kampanii wyborczej. I choć Olejnik cytowała dziennikarza z innej redakcji, a ten – swoich rozmówców, działaczy PO, to od właściciela stacji politycy Platformy domagają się „zachowania standardów”. Jak już wspomniałem, niedawno w Sejmie marszałek Hołownia wrócił do pomysłów na utrudnianie pracy dziennikarzom i ograniczenie im możliwości poruszania się po gmachu parlamentu. Rządzący dziś Polską w mediach widzą przede wszystkim pas transmisyjny i narzędzie propagandy sukcesu, nie kontroli społecznej. Dziennikarz może patrzeć władzy na ręce tylko po to, by powtarzać jej gesty, najczęściej oskarżycielskie wycelowanie palca wskazującego w jej politycznego oponenta.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe