[Tylko u nas] Paweł Jędrzejewski: Pogrzeb Elżbiety II – smutek skończonej baśni
Była ucieleśnieniem stałości w szaleńczo zmieniającym się świecie. Umierali nasi dziadkowie i rodzice, rodziły nam się dzieci i wnuki, a Królowa trwała niezmiennie, jakby poza czasem, z wieczną torebką, której zawartości nie potrafiliśmy zgadnąć. Jak damy sobie teraz radę z życiem, wiedząc, że nie ma już tej małej staruszki z laską, otoczonej – za samo swoje istnienie – szacunkiem miliardów ludzi i tłumem krótkonogich piesków corgi?
Bardzo, bardzo niedawno temu, bo do dziś, nie za górami i nie za morzami, ale gdziekolwiek jesteśmy, żyliśmy wszyscy wewnątrz baśni. I trwało to długo, bardzo długo i w sumie szczęśliwie. Baśniowa kraina, w której absolutna większość nas się urodziła, to nie było Zjednoczone Królestwo wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, tylko coś znacznie większego. To każde miejsce, gdzie nie potrzeba było powiedzieć „królowa Elżbieta II”, ale wystarczyło powiedzieć „Królowa” i od razu było wiadomo, o kogo chodzi.
Wszyscy żyliśmy w takim baśniowym świecie, gdzie wieczną władczynią była najbardziej rozpoznawana kobieta w historii, której profil powielany był na miliardach znaczków pocztowych – pamiętanych z dzieciństwa, monet i banknotów – pamiętanych z pierwszych wyjazdów w dalekie nieznane.
Ta Królowa właśnie dziś zostaje pochowana w Londynie. Więc baśniowa kraina zamknęła dziś swoje bramy.
Zmarła nam Królowa, która była od zawsze. Od kogoś, kto istniał zawsze, podświadomie oczekuje się, że będzie istniał wiecznie. Więc smutno, bo wiemy, że królowa Elżbieta II już nie wróci ani się nie powtórzy. Stąd wyjątkowe poczucie straty. Pozostały puste pałace i zamki, które wkrótce zarosną zielskiem i popadną w ruinę. Szkocja i Irlandia już przebierają nogami i szykują się do własnej drogi. Inni, na dalekich, tropikalnych wyspach, też trwali przy Koronie już tylko, żeby nie robić staruszce przykrości. Teraz odejdą.
Zmarła nam Królowa
Zmarła nam Królowa, z którą nigdy nie mieliśmy żadnych sporów, bo nigdy nie zdradzała się ze swoimi poglądami politycznymi. Już samo to sprawiało, że jej królewski majestat przerastał dostojeństwo wszystkich prezydentów i premierów, którzy swoją władzę uzyskują właśnie dlatego, że swoje polityczne poglądy wykrzykują do nas na wyborczych wiecach. I krzyczą to, co chcemy usłyszeć. Jakie to małe i przemijające! Królowa milczała z monarchiczną godnością, bez podlizywania się. A jeśli mówiła, to oszczędnie i z sensem.
Zmarła nam Królowa, którą władczynią uczyniła Opatrzność, a nie kapryśna, zmienna wola ludu. Bo przecież nie miała być monarchinią, ale w rezultacie zaskakujących decyzji (abdykacja jej stryja) i przypadków (przedwczesna śmierć jej ojca) została nią w wieku 25 lat i przez ponad 70 lat była najznakomitsza Królową Imperium. Imperium, które już od dawna nie istnieje. Wielka Brytania nie jest przecież już wielka.
Królowa Elżbieta II od dawna rządziła nie Zjednoczonym Królestwem, ale baśniową krainą fantazji, której władczyni jest z definicji dobra i mądra. Dlatego była też naszą Królową.
Teraz nic już nie będzie takie, jak było. Każda filiżanka angielskiej herbaty o godzinie 17.00 będzie od dziś zaledwie namiastką, a król Karol III ma w najlepszym przypadku szansę na pozostanie – sorry, Your Royal Highness – podstarzałym urzędnikiem w operetkowym przebraniu.
A co się stanie z nami?
Będzie trudno. No bo jak żyć w świecie, o którym dojmująco i boleśnie wiadomo, że od dziś już nie jest baśnią? Jak do tej baśni nie tęsknić?
Czy może być dla nas pociechą absolutna pewność, że tam, gdzie Królowa jest teraz, pieski corgi – otaczające ją radosną, rozszczekaną sforą – mają skrzydła?