Stanisław Żaryn: Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie

Kryzys na granicy z Niemcami wywołał ogromne poruszenie wśród Polaków oraz zachwiał rządem Donalda Tuska. Ta sprawa skutkowała wręcz paniką wśród polityków obecnej koalicji. Sytuacja rządu jest bardzo trudna, od przegranych wyborów układ mocno trzeszczy. Ale jest i inny powód. Kryzys na granicy skupia jak w soczewce słabości obecnej ekipy, które dla Polaków są coraz lepiej widoczne.
 Stanisław Żaryn: Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie
/ fot. pixabay

Co musisz wiedzieć:

  • Niemiecka policja zaczęła przekierowywać migrantów do Polski, nie przekazując nam dokumentacji w ich sprawach, nie prezentując dowodów, że mają oni jakikolwiek związek z Polską
  • Dzisiejsze praktyki nabiorą znaczącego rozpędu, gdy w życie wejdzie tzw. pakt migracyjny, który – wbrew obietnicom rządu Tuska – zacznie obowiązywać w czerwcu 2026 roku
  • Kryzys na granicy pokazał, że rząd nie słucha i nie rozumie Polaków, nie potrafi zarządzać bezpieczeństwem państwa, a Polska jest jawnie poniżana przez zachodniego sojusznika

"Rząd nie czytał emocji społecznych i bagatelizował niemieckie praktyki"

W Kancelarii Premiera panika, tak samo w MSWiA. Nie wiedzą, co z tym robić – takie głosy „z rządowych korytarzy” dochodziły pod koniec czerwca. Rzeczywiście rząd znalazł się pod bardzo silną presją powstałą wskutek aktywności obywateli i mediów. Przez wiele miesięcy rządzący nie reagowali ani nie odczytywali społecznych nastrojów, które nabrzmiewały w związku z sytuacją na granicy z Niemcami. Media tymczasem informowały o mieszkańcach kolejnych miasteczek na zachodzie Polski zaniepokojonych praktykami policji RFN, która pojawiała się w naszym kraju i podrzucała nam migrantów. Rząd nie czytał emocji społecznych i bagatelizował niemieckie praktyki, choć były wprost wymierzone w interesy RP. Niemieccy politycy mówili o tym zresztą otwarcie – jeszcze na etapie rozmów koalicyjnych obecna większość w Bundestagu zapowiadała nową politykę migracyjną. Było oczywiste, że Berlin będzie odsyłał osoby nielegalnie przebywające w Niemczech do krajów pochodzenia, a część do krajów sąsiednich. Gdy ten plan zaczął być realizowany, rząd Tuska okazał się bezradny. Nie tylko nie przygotował Polski na zmianę polityki niemieckiej, ale także nie zrozumiał, że Polacy są realnie zaniepokojeni.

W związku z brakiem odpowiedzi rządu i abdykacją państwa w tej sprawie Polacy zaczęli brać sprawy w swoje ręce. Coraz więcej osób jeździło na granicę, media skupiały się na relacjonowaniu sytuacji na styku polsko-niemieckim. Szybko w sprawę zaangażowali się politycy Konfederacji, później PiS-u, którzy zaczęli stawiać pytania o politykę rządu Donalda Tuska.

Kryzys migracyjny – tym razem widoczny na granicy zachodniej RP – stał się jednym z głównych tematów debaty publicznej. Rząd poczuł zaniepokojenie. Wydaje się, że rządzący zrozumieli, że emocji społecznych nie wygaszą ani nimi nie będą w stanie zarządzać – a sprawa jest trudna do obrony. Z materiałów dziennikarskich, sygnałów ze Straży Granicznej oraz opinii komentatorów i ekspertów jawił się obraz wycofania państwa z polityki migracyjnej oraz bezpieczeństwa na granicy z RFN. Niemcy zaś rozpoczęli praktyki niestosowane wcześniej. Przygotowali się na systemowe i masowe rozwiązywanie problemów migracyjnych kosztem sąsiadów. I robią to bez umocowania w dotychczasowych procedurach. Właśnie dlatego sprawa odbiła się tak poważnym echem w Polsce.

"Migranci po prostu wysiadają z radiowozów i są instruowani, dokąd iść"

Niemiecka policja zaczęła przekierowywać migrantów do Polski, nie przekazując nam dokumentacji w ich sprawach, nie prezentując dowodów, że mają oni jakikolwiek związek z Polską. Na wielu filmikach z granicy widać, że niemiecka policja nawet nie nawiązuje kontaktu z polskimi funkcjonariuszami. Migranci po prostu wysiadają z radiowozów i są instruowani, dokąd iść. W ten sposób Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie. Dzieje się to poza systemem i bez kontroli ze strony Polski. Do dziś nie wiadomo właściwie, jaka jest skala tego zjawiska, rządy niemiecki i polski dysponują innymi danymi. Wskazywał na to wiele razy choćby wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak, który wizytował w jednostkach Straży Granicznej na zachodzie Polski.

Dotychczasowe procedury, takie jak Dublin III czy readmisja uproszczona, zostały zastąpione „zawracaniem migrantów” z granicy, co jest możliwe dzięki zmianom przepisów przyjętych w Niemczech kilka miesięcy temu. Problem w tym, że definicja jest podatna na manipulacje, a do „zawracania” migrantów może dochodzić również w przypadku zatrzymania takich osób przez niemiecką policję w głębi kraju. Nikt tego nie kontroluje. Co więcej, mamy często do czynienia z osobami, które jedynie oświadczają – być może instruowane przez niemieckich funkcjonariuszy, że były w Polsce. To dziś wystarczy, by niemiecki patrol wysłał migranta do nas. Przez wiele miesięcy – Niemcy kontrole graniczne przywrócili jesienią 2023 roku – rząd przymykał na to oczy, a na granicy z Polską panowała wolna amerykanka, na co wskazywał nawet cytowany w niemieckich mediach przedstawiciel związkowców z policji. Apelowali oni do rządu w Berlinie, by wypracował z Polską procedury i sposób działania na granicy RFN – RP, co oznacza, że sami niemieccy policjanci widzą działania pozasystemowe narzucone Polsce przez Niemcy. Zapewne byłoby tak dalej, gdyby nie silny nacisk społeczny i spóźnione działania podjęte przez rząd Donalda Tuska.

"Rząd pokazał, że nie umie zarządzać polityką bezpieczeństwa"

Emocje społeczne stały się napięte, gdy w Polsce doszło do głośnych zbrodni popełnionych przez przebywających u nas cudzoziemców. Gwałt i morderstwo kobiety, zasztyletowanie innej osoby – to wzbudziło silne emocje społeczne, które rząd odczytał jako zagrożenie. Sytuacja w sposób jednoznaczny dowodzi bowiem tego, o czym krytycy rządu mówią od dawna – że ta władza nie ma wyczucia społecznego, nie interesuje się nastrojami, nie czyta emocji Polaków. To nie wzięło się znikąd. Rząd Tuska od samego początku skupia się na małej garstce swoich głośnych radykalnych zwolenników, którym wystarczy walka z PiS, rewanżyzm i ciągła agresja wobec oponentów. Szukanie i niszczenie wroga miało zastąpić prace programowe i rządzenie państwem. Szybko te mechanizmy się wypaliły, ale rząd nie umie znaleźć nowych pomysłów na kierowanie sprawami polskimi. Nadal tkwi w samobójczej politycznie taktyce zamykania oczu na obiektywne problemy i wyzwania. Sprawa granicy jest tak niebezpieczna dla rządu, ponieważ udowadnia, że krytycy obecnej władzy i premiera mają rację – ten rząd sprawami Polaków się nie interesuje.

W tym przypadku widać jednak więcej podobnych zjawisk. Premier Tusk osobiście i całe jego zaplecze polityczne musieli w 2023 roku wejść w nie swoje buty. To środowisko nigdy nie skupiało się na polityce bezpieczeństwa, w czasie rządów PO – PSL prowadzono nawet procesy likwidacji jednostek wojskowych i policyjnych, redukcję armii, a także prorosyjską politykę zagraniczną. W momencie objęcia teki premiera Donald Tusk musiał dostosować swoje priorytety do wymogów chwili. Stąd zmiana stanowiska i poparcie dla zabezpieczenia granicy z Białorusią, kontynuowanie polityki bezpieczeństwa z czasów PiS, a przede wszystkim – próba budowy wizerunku męża stanu i gwaranta bezpieczeństwa. Dla wielu ludzi pamiętających politykę Donalda Tuska sprzed lat ten obraz jest zupełnie niewiarygodny. A swoją sztucznością nawet odpychający. Przy okazji kryzysu na granicy z Niemicami te oceny się potwierdzają. Rząd pokazał, że nie umie zarządzać polityką bezpieczeństwa, czego nie udaje się przykryć topornymi chwytami propagandowymi. Te sytuacje pokazują fałsz obrazu rządu dbającego o bezpieczną Polskę.

„Nikt mnie w Europie nie ogra”

Sytuacja na granicy z Niemcami umocniła jeszcze jeden groźny dla Donalda Tuska obraz. Dla sporej części Polaków jest on politykiem mniej lub bardziej proniemieckim, a jego aktywność (z lat PO – PSL oraz obecna) jest bardzo spolegliwa wobec RFN i niemiecko-centrycznej Unii Europejskiej. Polacy widząc, co dzieje się obecnie na granicy, mają potwierdzenie tego wizerunku. Dziś nawet osobom odrzucającym takie oceny coraz trudniej wytłumaczyć, dlaczego Polska nie podejmowała żadnych kontrakcji wobec praktyk niemieckich. Dlaczego decyzja o wprowadzeniu kontroli granicznych przez Niemcy nie spotkała się z odpowiedzią? Dlaczego rząd nie stawiał Niemcom żądań, by praktyki na granicy zostały natychmiast zakończone i wróciły do działań zgodnych z procedurami? Brak takich decyzji legitymizuje te oceny, które wskazują, że rząd nie jest w stanie postawić się Niemcom. Jednocześnie ten kryzys podważa inną legendę, którą bardzo chętnie kolportują politycy Platformy

Obywatelskiej od lat, przekonując, że rządy PO oznaczają większą sprawczość w polityce zagranicznej. Partia Donalda Tuska chlubiła się przez lata kontaktami zagranicznymi i prezentowała jako środowisko potrafiące załatwić dla Polski w Unii Europejskiej wszystko. Symbolem jest słynny już cytat z premiera Tuska: „Nikt mnie w Europie nie ogra”. Okres obecnego rządu przeczy temu stwierdzeniu. Polska była wielokrotnie ogrywana, a sojusznik, na którego partia Tuska stawia bardzo mocno, spowodował realny kryzys bezpieczeństwa na granicy Polski i polityczny uderzający w rząd. Wszyscy mają świadomość, że dzisiejsze praktyki nabiorą znaczącego rozpędu, gdy w życie wejdzie tzw. pakt migracyjny, który – wbrew obietnicom rządu Tuska – zacznie obowiązywać w czerwcu 2026 roku. Sytuacja na granicy z Niemcami tym bardziej uderza w poczucie rządowej sprawczości na arenie międzynarodowej.

Kryzys na granicy pokazał, że rząd nie słucha i nie rozumie Polaków, nie potrafi zarządzać bezpieczeństwem państwa, a Polska jest jawnie poniżana przez zachodniego sojusznika. To przepis na katastrofę i tak mocno już osłabionego rządu. Jednak – co najgorsze, to przepis na bardzo niebezpieczny i groźny scenariusz – Polska podąży śladami krajów Europy Zachodniej i zostanie zalana nielegalną migracją, pogrążając się w chaosie. To dramatyczny scenariusz, który należy zatrzymać. Polska musi prowadzić własną, podmiotową i suwerenną politykę migracyjną, której nadrzędnym celem są kwestie bezpieczeństwa. W obecnych warunkach może tego dokonać rząd, który będzie prezentował dokładnie odwrotne cechy od tych widocznych u aktualnej władzy.


 

POLECANE
Otwarte i tolerancyjne Niemcy to mit tylko u nas
Otwarte i tolerancyjne Niemcy to mit

Niemcy od dawna nie są już takim krajem, za jaki się podają. Nowe dane zza Odry pokazują bowiem, że w Niemczech jest coraz więcej przemocy wobec gejów, kobiet i Żydów. Gdyby takie statystyki wychodziły z Polski, Unia Europejska już dawno lamentowałaby nad bezpieczeństwem w naszym kraju. Jak jednak poradzą sobie z tymi problemami Niemcy?

Zasłynął skokiem ze stratosfery. Tragiczny wypadek austriackiego sportowca Wiadomości
Zasłynął skokiem ze stratosfery. Tragiczny wypadek austriackiego sportowca

Z Włoch napływają dramatyczne informacje. Podczas lotu motoparalotnią nad Porto Sant’Elpidio Felix Baumgartner, austriacki sportowiec, stracił kontrolę nad maszyną, prawdopodobnie w wyniku nagłego pogorszenia stanu zdrowia, i rozbił się w basenie należącym do hotelowego kompleksu.

Niemcy spadły z pozycji lidera. Imigranci szturmują inny kraj UE pilne
Niemcy spadły z pozycji lidera. Imigranci szturmują inny kraj UE

Przez ostatnie dziesięć lat Niemcy były głównym kierunkiem dla osób ubiegających się o azyl i przybywających do Europy spoza UE. Obecnie jednak sytuacja uległa zmianie i na czele tego zestawienia pojawił się nowy kraj.

Ogromna większość Polaków chce kupować polską żywność. Wyniki sondażu Wiadomości
Ogromna większość Polaków chce kupować polską żywność. Wyniki sondażu

Blisko 80 proc. Polaków deklaruje, że przy wyborze produktów spożywczych stara się sięgać po żywność krajową, a 67 proc. uważa ją za lepszą jakościowo od zagranicznej – wynika z najnowszego raportu CBOS. Tylko 17 proc. ankietowanych wskazuje, że cena jest dla nich kluczowym kryterium podczas zakupów.

Niemieckie czołgi mają ruszyć na podbój świata tylko u nas
Niemieckie czołgi mają ruszyć na podbój świata

Armin Papperger, prezes niemieckiego koncernu zbrojeniowego Rheinmetall AG, w rozmowie z gazetą die Welt mówił o dynamicznym rozwoju niemieckiej branży zbrojeniowej, nowych zamówieniach i planach ekspansji na rynek amerykański.

W Zakopanem pojawił się billboard po arabsku. To promocja dubajskiego biura podróży Wiadomości
W Zakopanem pojawił się billboard po arabsku. To promocja dubajskiego biura podróży

W Zakopanem pojawił się billboard reklamujący biuro podróży ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, skierowany wyłącznie do arabskich turystów – bez polskiego tłumaczenia. Firma wzbudza kontrowersje, ponieważ w swojej ofercie ma wycieczki m.in. do Rosji.

Szef węgierskiego MSZ o odwołaniu polskiego ambasadora: Obecny rząd Polski jest za wojną, my za pokojem polityka
Szef węgierskiego MSZ o odwołaniu polskiego ambasadora: "Obecny rząd Polski jest za wojną, my za pokojem"

– Choć między naszymi krajami zdarzają się spory polityczne, Węgry wciąż mają istotny interes w utrzymywaniu dobrych relacji z Polską. Wydaje się jednak, że obecne władze w Warszawie tego nie podzielają – stwierdził w czwartek minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó.

Rewolucja w Wlk. Brytanii. 16-latkowie pójdą do urn? Wiadomości
Rewolucja w Wlk. Brytanii. 16-latkowie pójdą do urn?

Wicepremier Wielkiej Brytanii Angela Rayner zapowiedziała, że rząd podejmuje kroki mające na celu zwiększenie uczestnictwa obywateli w życiu publicznym. „Chcemy, aby więcej osób mogło aktywnie włączać się w brytyjską demokrację” – podkreśliła. Jednym z kluczowych elementów nowego projektu jest obniżenie wieku wyborczego z 18 do 16 lat na terenie całego kraju.

Rzecznik Instytutu Pileckiego odwołany z ostatniej chwili
Rzecznik Instytutu Pileckiego odwołany

Dziś od rana w mediach pojawiały się nieoficjalne informacje, że rzecznik Instytutu Pileckiego, Jan Gebert, ma zostać odwołany ze stanowiska. Decyzja ta miała być m.in. reakcją na skandal, jaki wywołały wpisy na profilu Instytutu na platformie X, wybielające płk. Maksymiliana Schnepfa, biorącego czynny udział w Obławie Augustowskiej. Wieczorem na stronie Instytutu Pileckiego jako rzecznik figurowała już Luiza Jurgiel-Żyła.

Drożdże z genem niesporczaka wróciły z kosmosu. Polski eksperyment może pomóc podbić Marsa Wiadomości
Drożdże z genem niesporczaka wróciły z kosmosu. Polski eksperyment może pomóc podbić Marsa

Jak drożdże wzbogacone białkiem niesporczaka radzą sobie z mikrograwitacją i promieniowaniem jonizującym w przestrzeni kosmicznej - dzięki misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego sprawdzają to naukowcy ze Szczecina, Poznania i Katowic. Pojemnik z drożdżami wrócił z orbity i jest już w Polsce.

REKLAMA

Stanisław Żaryn: Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie

Kryzys na granicy z Niemcami wywołał ogromne poruszenie wśród Polaków oraz zachwiał rządem Donalda Tuska. Ta sprawa skutkowała wręcz paniką wśród polityków obecnej koalicji. Sytuacja rządu jest bardzo trudna, od przegranych wyborów układ mocno trzeszczy. Ale jest i inny powód. Kryzys na granicy skupia jak w soczewce słabości obecnej ekipy, które dla Polaków są coraz lepiej widoczne.
 Stanisław Żaryn: Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie
/ fot. pixabay

Co musisz wiedzieć:

  • Niemiecka policja zaczęła przekierowywać migrantów do Polski, nie przekazując nam dokumentacji w ich sprawach, nie prezentując dowodów, że mają oni jakikolwiek związek z Polską
  • Dzisiejsze praktyki nabiorą znaczącego rozpędu, gdy w życie wejdzie tzw. pakt migracyjny, który – wbrew obietnicom rządu Tuska – zacznie obowiązywać w czerwcu 2026 roku
  • Kryzys na granicy pokazał, że rząd nie słucha i nie rozumie Polaków, nie potrafi zarządzać bezpieczeństwem państwa, a Polska jest jawnie poniżana przez zachodniego sojusznika

"Rząd nie czytał emocji społecznych i bagatelizował niemieckie praktyki"

W Kancelarii Premiera panika, tak samo w MSWiA. Nie wiedzą, co z tym robić – takie głosy „z rządowych korytarzy” dochodziły pod koniec czerwca. Rzeczywiście rząd znalazł się pod bardzo silną presją powstałą wskutek aktywności obywateli i mediów. Przez wiele miesięcy rządzący nie reagowali ani nie odczytywali społecznych nastrojów, które nabrzmiewały w związku z sytuacją na granicy z Niemcami. Media tymczasem informowały o mieszkańcach kolejnych miasteczek na zachodzie Polski zaniepokojonych praktykami policji RFN, która pojawiała się w naszym kraju i podrzucała nam migrantów. Rząd nie czytał emocji społecznych i bagatelizował niemieckie praktyki, choć były wprost wymierzone w interesy RP. Niemieccy politycy mówili o tym zresztą otwarcie – jeszcze na etapie rozmów koalicyjnych obecna większość w Bundestagu zapowiadała nową politykę migracyjną. Było oczywiste, że Berlin będzie odsyłał osoby nielegalnie przebywające w Niemczech do krajów pochodzenia, a część do krajów sąsiednich. Gdy ten plan zaczął być realizowany, rząd Tuska okazał się bezradny. Nie tylko nie przygotował Polski na zmianę polityki niemieckiej, ale także nie zrozumiał, że Polacy są realnie zaniepokojeni.

W związku z brakiem odpowiedzi rządu i abdykacją państwa w tej sprawie Polacy zaczęli brać sprawy w swoje ręce. Coraz więcej osób jeździło na granicę, media skupiały się na relacjonowaniu sytuacji na styku polsko-niemieckim. Szybko w sprawę zaangażowali się politycy Konfederacji, później PiS-u, którzy zaczęli stawiać pytania o politykę rządu Donalda Tuska.

Kryzys migracyjny – tym razem widoczny na granicy zachodniej RP – stał się jednym z głównych tematów debaty publicznej. Rząd poczuł zaniepokojenie. Wydaje się, że rządzący zrozumieli, że emocji społecznych nie wygaszą ani nimi nie będą w stanie zarządzać – a sprawa jest trudna do obrony. Z materiałów dziennikarskich, sygnałów ze Straży Granicznej oraz opinii komentatorów i ekspertów jawił się obraz wycofania państwa z polityki migracyjnej oraz bezpieczeństwa na granicy z RFN. Niemcy zaś rozpoczęli praktyki niestosowane wcześniej. Przygotowali się na systemowe i masowe rozwiązywanie problemów migracyjnych kosztem sąsiadów. I robią to bez umocowania w dotychczasowych procedurach. Właśnie dlatego sprawa odbiła się tak poważnym echem w Polsce.

"Migranci po prostu wysiadają z radiowozów i są instruowani, dokąd iść"

Niemiecka policja zaczęła przekierowywać migrantów do Polski, nie przekazując nam dokumentacji w ich sprawach, nie prezentując dowodów, że mają oni jakikolwiek związek z Polską. Na wielu filmikach z granicy widać, że niemiecka policja nawet nie nawiązuje kontaktu z polskimi funkcjonariuszami. Migranci po prostu wysiadają z radiowozów i są instruowani, dokąd iść. W ten sposób Polska jest zalewana ludźmi, których Niemcy nie chcą u siebie. Dzieje się to poza systemem i bez kontroli ze strony Polski. Do dziś nie wiadomo właściwie, jaka jest skala tego zjawiska, rządy niemiecki i polski dysponują innymi danymi. Wskazywał na to wiele razy choćby wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak, który wizytował w jednostkach Straży Granicznej na zachodzie Polski.

Dotychczasowe procedury, takie jak Dublin III czy readmisja uproszczona, zostały zastąpione „zawracaniem migrantów” z granicy, co jest możliwe dzięki zmianom przepisów przyjętych w Niemczech kilka miesięcy temu. Problem w tym, że definicja jest podatna na manipulacje, a do „zawracania” migrantów może dochodzić również w przypadku zatrzymania takich osób przez niemiecką policję w głębi kraju. Nikt tego nie kontroluje. Co więcej, mamy często do czynienia z osobami, które jedynie oświadczają – być może instruowane przez niemieckich funkcjonariuszy, że były w Polsce. To dziś wystarczy, by niemiecki patrol wysłał migranta do nas. Przez wiele miesięcy – Niemcy kontrole graniczne przywrócili jesienią 2023 roku – rząd przymykał na to oczy, a na granicy z Polską panowała wolna amerykanka, na co wskazywał nawet cytowany w niemieckich mediach przedstawiciel związkowców z policji. Apelowali oni do rządu w Berlinie, by wypracował z Polską procedury i sposób działania na granicy RFN – RP, co oznacza, że sami niemieccy policjanci widzą działania pozasystemowe narzucone Polsce przez Niemcy. Zapewne byłoby tak dalej, gdyby nie silny nacisk społeczny i spóźnione działania podjęte przez rząd Donalda Tuska.

"Rząd pokazał, że nie umie zarządzać polityką bezpieczeństwa"

Emocje społeczne stały się napięte, gdy w Polsce doszło do głośnych zbrodni popełnionych przez przebywających u nas cudzoziemców. Gwałt i morderstwo kobiety, zasztyletowanie innej osoby – to wzbudziło silne emocje społeczne, które rząd odczytał jako zagrożenie. Sytuacja w sposób jednoznaczny dowodzi bowiem tego, o czym krytycy rządu mówią od dawna – że ta władza nie ma wyczucia społecznego, nie interesuje się nastrojami, nie czyta emocji Polaków. To nie wzięło się znikąd. Rząd Tuska od samego początku skupia się na małej garstce swoich głośnych radykalnych zwolenników, którym wystarczy walka z PiS, rewanżyzm i ciągła agresja wobec oponentów. Szukanie i niszczenie wroga miało zastąpić prace programowe i rządzenie państwem. Szybko te mechanizmy się wypaliły, ale rząd nie umie znaleźć nowych pomysłów na kierowanie sprawami polskimi. Nadal tkwi w samobójczej politycznie taktyce zamykania oczu na obiektywne problemy i wyzwania. Sprawa granicy jest tak niebezpieczna dla rządu, ponieważ udowadnia, że krytycy obecnej władzy i premiera mają rację – ten rząd sprawami Polaków się nie interesuje.

W tym przypadku widać jednak więcej podobnych zjawisk. Premier Tusk osobiście i całe jego zaplecze polityczne musieli w 2023 roku wejść w nie swoje buty. To środowisko nigdy nie skupiało się na polityce bezpieczeństwa, w czasie rządów PO – PSL prowadzono nawet procesy likwidacji jednostek wojskowych i policyjnych, redukcję armii, a także prorosyjską politykę zagraniczną. W momencie objęcia teki premiera Donald Tusk musiał dostosować swoje priorytety do wymogów chwili. Stąd zmiana stanowiska i poparcie dla zabezpieczenia granicy z Białorusią, kontynuowanie polityki bezpieczeństwa z czasów PiS, a przede wszystkim – próba budowy wizerunku męża stanu i gwaranta bezpieczeństwa. Dla wielu ludzi pamiętających politykę Donalda Tuska sprzed lat ten obraz jest zupełnie niewiarygodny. A swoją sztucznością nawet odpychający. Przy okazji kryzysu na granicy z Niemicami te oceny się potwierdzają. Rząd pokazał, że nie umie zarządzać polityką bezpieczeństwa, czego nie udaje się przykryć topornymi chwytami propagandowymi. Te sytuacje pokazują fałsz obrazu rządu dbającego o bezpieczną Polskę.

„Nikt mnie w Europie nie ogra”

Sytuacja na granicy z Niemcami umocniła jeszcze jeden groźny dla Donalda Tuska obraz. Dla sporej części Polaków jest on politykiem mniej lub bardziej proniemieckim, a jego aktywność (z lat PO – PSL oraz obecna) jest bardzo spolegliwa wobec RFN i niemiecko-centrycznej Unii Europejskiej. Polacy widząc, co dzieje się obecnie na granicy, mają potwierdzenie tego wizerunku. Dziś nawet osobom odrzucającym takie oceny coraz trudniej wytłumaczyć, dlaczego Polska nie podejmowała żadnych kontrakcji wobec praktyk niemieckich. Dlaczego decyzja o wprowadzeniu kontroli granicznych przez Niemcy nie spotkała się z odpowiedzią? Dlaczego rząd nie stawiał Niemcom żądań, by praktyki na granicy zostały natychmiast zakończone i wróciły do działań zgodnych z procedurami? Brak takich decyzji legitymizuje te oceny, które wskazują, że rząd nie jest w stanie postawić się Niemcom. Jednocześnie ten kryzys podważa inną legendę, którą bardzo chętnie kolportują politycy Platformy

Obywatelskiej od lat, przekonując, że rządy PO oznaczają większą sprawczość w polityce zagranicznej. Partia Donalda Tuska chlubiła się przez lata kontaktami zagranicznymi i prezentowała jako środowisko potrafiące załatwić dla Polski w Unii Europejskiej wszystko. Symbolem jest słynny już cytat z premiera Tuska: „Nikt mnie w Europie nie ogra”. Okres obecnego rządu przeczy temu stwierdzeniu. Polska była wielokrotnie ogrywana, a sojusznik, na którego partia Tuska stawia bardzo mocno, spowodował realny kryzys bezpieczeństwa na granicy Polski i polityczny uderzający w rząd. Wszyscy mają świadomość, że dzisiejsze praktyki nabiorą znaczącego rozpędu, gdy w życie wejdzie tzw. pakt migracyjny, który – wbrew obietnicom rządu Tuska – zacznie obowiązywać w czerwcu 2026 roku. Sytuacja na granicy z Niemcami tym bardziej uderza w poczucie rządowej sprawczości na arenie międzynarodowej.

Kryzys na granicy pokazał, że rząd nie słucha i nie rozumie Polaków, nie potrafi zarządzać bezpieczeństwem państwa, a Polska jest jawnie poniżana przez zachodniego sojusznika. To przepis na katastrofę i tak mocno już osłabionego rządu. Jednak – co najgorsze, to przepis na bardzo niebezpieczny i groźny scenariusz – Polska podąży śladami krajów Europy Zachodniej i zostanie zalana nielegalną migracją, pogrążając się w chaosie. To dramatyczny scenariusz, który należy zatrzymać. Polska musi prowadzić własną, podmiotową i suwerenną politykę migracyjną, której nadrzędnym celem są kwestie bezpieczeństwa. W obecnych warunkach może tego dokonać rząd, który będzie prezentował dokładnie odwrotne cechy od tych widocznych u aktualnej władzy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe